Dziś już nawet najbardziej przyjacielsko nastawieni do Stanów Zjednoczonych nie unikają jednoznacznego wskazania tego kraju jako przyczyny obecnego kryzysu i problemów gospodarczych całego świata. Uważam, że warto przyglądnąć się źródłom tych problemów, a celem takich rozważań nie powinna być kolejna próba potępiania amerykańskich praktyk na rynkach finansowych i w finansach publicznych, bo to już dziś nic nie da. Ważne jest, abyśmy potrafili wyciągać wnioski dla siebie, abyśmy umieli uczyć się na cudzych błędach. Niewatpliwie popełnione zostały poważne błędy tak w konstrukcji systemów finasowych,jak i w ich nadzorze i kontroli. Latami nie przykładano właściwej uwagi sprawom wysokiego deficytu budżetowego i długu publicznego oraz wartości waluty. W tym trudnym dla światowej gospodarki momencie powinniśmy zadać sobie pytanie, czy także my, w Polsce nie postępujemy dziś za mało roztropnie i czy to, jak postępujemy nie może w przyszłości stać się przyczyną nie tylko naszych kłopotów, ale być może także kłopotów przyszłych pokoleń...
Stany Zjednoczone żyły ponad stan przez ponad 25 ostatnich lat. Na poczatku lat 90-tych wydawały 1-2% wiecej niż zarabiały. Na przełomie XX i XXI wieku deficyt wzrósł do 3-4%, a w latach 2005-6 przekroczył już 6% rocznego dochodu. Łącznie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza USA wydały o niemal 7 bln USD więcej, niż zarobiły. Uzasadnione są pytania: czy tego nie zauważano, czy nie widzieli tego ci, którzy przez ten okres kupowali amerykańskie aktywa? Co było przyczyną tego, że przez tak długi czas utrzymywało się zaufanie do amerykańskiej gospodarki i jej wiarygodności kredytowej? Jak to się stało, że amerykański dolar był ciągle główną walutą, w której rozliczano międzynarodowe transakcje?
Eksperci analizując źródła obecnego kryzysu wskazują między innymi na olbrzymie zadłużenie Stanów Zjednoczonych wobec reszty świata. Dociekają też przyczyn, zastanawiają się jak mogło do tego dojść. Uważają, że prawdziwy obraz stanu amerykańskiej gospodarki przez lata zaciemniała hossa na giełdzie i bardzo dobra koniunktura na rynku nieruchomości. Istniejacy na nich bąbel spekulacyjny czynił, że amerykański majątek wydawał się być ogromny oraz na tyle silny i wiarygodny, że nie było odważnych, by zakwestionować zaufanie do gospodarki USA. W tych warunkach Amerykanie by zrównoważyć deficyt w wymianie z zagranicą bez problemów uzyskiwali od zagraniczych inwestorów środki, sprzedając głównie swoje aktywa finansowe, obligacje skarbowe, akcje przedsiębiorstw, nieruchomości. Nie martwiono się zbytnio przyszłością i tym, że w wyniku tych operacji zagraniczni inwestorzy stawali się właścicielami coraz większej części majątku narodowego i części przyszłych dochodów. Szacuje się, że w rękach zagranicznych inwestorów są dziś obligacje rządu amerykańskiego o szacunkowej wartości 2,5 bln USD, co stanowi poważną część całego długu publicznego zaciągniętego przez rząd USA. Wierzycielami USA są dziś kraje Dalekiego Wschodu (przede wszystkim Chiny i Japonia), a także kraje arabskie i Rosja.
Ostatnie dwa lata to okres weryfikacji wielu decyzji przez tych, którzy zainwestowali posiadane pieniądze w interesy gospodarcze Stanów Zjednoczonych. Kłopoty USA stały się bowiem także ich kłopotami (to wpłynęło też silnie na obecną politykę w tym zakresie czołowych inwestorów, w tym także Chin). Według statystyk jeszcze w połowie lat 80. USA były wierzycielem reszty świata, a dziś aktywa posiadane przez Amerykanów za granicą są o 2,5 bln USD mniejsze od ich zobowiązań wobec zagranicy, czyli od aktywów amerykańskich posiadanych przez cudzoziemców. Ale to nie wszystko. Przez cały XX wiek amerykańska waluta była uznawana za tzw. walutę rezerwową, trzymano w niej oszczędności, stanowiła rezerwy banków centralnych i komercyjnych całego świata, dolar był najlepszym „produktem” Stanów Zjednoczonych. Dziś wszyscy posiadacze amerykańskiej waluty zdają sobie sprawę z tego, że posiadając dolary, udzielili kredytu Stanom Zjednoczonym, pozwalając im żyć na kredyt. Dzisiejszy dolar nie jest już tak wiarygodny jak dawniej.
Warto postawić pytanie, czy tych problemów nie dostrzegały amerykańskie rządy. Odpowiedź jest prosta, dostrzegały. Wysiłek zrównoważenia budżetu podjęła demokratyczna administracja Clintona. W wyniku, pod koniec lat 90 i pod koniec jego kadencji w budżecie pojawiła się nadwyżka, jednak niewiele zmieniło się z deficytem w relacjach z zagranicą. Uważąm, że wina za obecny stan obciąża także samych Amerykanów. Ich gospodarstwa domowe także żyły ponad stan. Spekulacyjny bąbel utrzymywał ich w przekonaniu, że są bogaci, wzrost cen aktywów potwierdzał to i mało kto oszczędzał, wzrastało więc ich zadłużenie. W latach 2003-2006 sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Deficyt budżetowy osiągnął poziom 400-500 mld USD, a zadłużające się amerykańskie gospodarstwa domowe dokładały do tego kolejne 300-400 mld USD, co było pokrywane zagranicznymi kredytami.
Brak realizmu także w amerykańskich kołach rządowych był tak duży, że jeszcze w 2008 roku, w trakcie obrad szczytu G8 Stany Zjednoczone napominały Chińczyków, zwracając im uwagę, napopełniane przez nich błędy w polityce gospodarczej, podczas gdy w tym samym czasie Chiny były już największym posiadaczem amerykańskich papierów wartościowych, a gospodarka USA zbliżała się do katastrofy...
Co prawda impuls kryzysowy przyszedł z amerykańskiego rynku nieruchomości, ale jego skutki są wynikiem olbrzymiej nierównowagi w światowych finansach. Musiał on nadejść, bo dłużej kosztem innych żyć się nie da, a długi trzeba kiedyś spłacać... Skutki kryzysu są widoczne wszędzie: załamanie na rynkach finansowych, załamanie stabilności kursów walutowych, niestabilność cen surowców, a wreszcie kryzys w realnej gospodarce.
Stany Zjednoczone oraz ich obywatele przeżywają dziś ciężkie chwile. Spada prestiż tego kraju, który przez wiele lat dominował w światowej gospodarce i w globalnej polityce. Spadki na giełdach i spadek cen nieruchomości w powiązaniu z kryzysem finansowym spowodował gwałtowne obniżenie się wyceny indywidualnych majątków. Jak wiadomo w krajach rozwiniętych i zamożnych istnieje bardzo silna zależność pomiędzy wyceną oszczędności, a zachowaniami ludzi na rynku. Oznacza to, że należy się teraz liczyć z tym, że poczucie zubożenia majatkowego wpłynie na silne ograniczenie konsumpcji. Stanie się tak tym bardziej, że zjawisko to wzmocni obecne ograniczanie dostępności do kredytu konsumpcyjnego. Może to spowodować znaczące obniżenie się aktywności gospodarczej w USA i wydłuży okres wychodzenia z kryzysu. Jeśli tak się stanie pociągnie to za sobą osłabienie działalności firm, wzrost bezrobocia, a recesja nie tylko w gospodarce amerykańskiej może być głębsza, niż jeszcze dziś się wydaje...
Amerykański kryzys i widmo głębokiej recesji tak w USA, jak i w innych rozwiniętych krajach będzie miał bardzo duży wpływ na perspektywy rozwoju gospodarczego całego świata. Już to widać po wskaźnikach opisujacych zmiany w międzynarodowym handlu i w przepływie środków inwestycyjnych. Jeśli do tych rozważań dołaczyć tylko to, że USA dotąd były największym importerem świata, kupującym corocznie dobra o wartości 2 bln USD (przy czym Chiny dostarczały towarów o wartości ponad 250 mld USD, Japonia - 130 mld USD, a Niemcy - 100 mld USD), to przy zmniejszaniu importu, kłopoty amerykańskie na pewno przeniosą się na czołowe gospodarczo kraje świata. Warto też zdać sobie sprawę z sytuacji i perspektyw krajów biednych, których dochody wynikały głownie z dostaw na rynki surowców ( których ceny gwałtownie spadają).
Mam świadomość tego, że te rozważania są niepełne. Miały one jednak na celu naświetlenie pewnego obszaru dzisiejszej sytuacji w gospodarce amerykańskiej, wskazanie na główne jej przyczyny, a także na jej wpływ na inne kraje. Jakie bedą najbliższe miesiące tak w amerykańskiej, jak i w światowej gospodarce pokaże czas....
Dziś już nawet najbardziej przyjacielsko nastawieni do Stanów Zjednoczonych nie unikają jednoznacznego wskazania tego kraju jako przyczyny obecnego kryzysu i problemów gospodarczych całego świata. Uważam, że warto przyglądnąć się źródłom tych problemów, a celem takich rozważań nie powinna być kolejna próba potępiania amerykańskich praktyk na rynkach finansowych i w finansach publicznych, bo to już dziś nic nie da. Ważne jest, abyśmy potrafili wyciągać wnioski dla siebie, abyśmy umieli uczyć się na cudzych błędach. Niewatpliwie popełnione zostały poważne błędy tak w konstrukcji systemów finasowych,jak i w ich nadzorze i kontroli. Latami nie przykładano właściwej uwagi sprawom wysokiego deficytu budżetowego i długu publicznego oraz wartości waluty. W tym trudnym dla światowej gospodarki momencie powinniśmy zadać sobie pytanie, czy także my, w Polsce nie postępujemy dziś za mało roztropnie i czy to, jak postępujemy nie może w przyszłości stać się przyczyną nie tylko naszych kłopotów, ale być może także kłopotów przyszłych pokoleń...
Stany Zjednoczone żyły ponad stan przez ponad 25 ostatnich lat. Na poczatku lat 90-tych wydawały 1-2% wiecej niż zarabiały. Na przełomie XX i XXI wieku deficyt wzrósł do 3-4%, a w latach 2005-6 przekroczył już 6% rocznego dochodu. Łącznie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza USA wydały o niemal 7 bln USD więcej, niż zarobiły. Uzasadnione są pytania: czy tego nie zauważano, czy nie widzieli tego ci, którzy przez ten okres kupowali amerykańskie aktywa? Co było przyczyną tego, że przez tak długi czas utrzymywało się zaufanie do amerykańskiej gospodarki i jej wiarygodności kredytowej? Jak to się stało, że amerykański dolar był ciągle główną walutą, w której rozliczano międzynarodowe transakcje?
Eksperci analizując źródła obecnego kryzysu wskazują między innymi na olbrzymie zadłużenie Stanów Zjednoczonych wobec reszty świata. Dociekają też przyczyn, zastanawiają się jak mogło do tego dojść. Uważają, że prawdziwy obraz stanu amerykańskiej gospodarki przez lata zaciemniała hossa na giełdzie i bardzo dobra koniunktura na rynku nieruchomości. Istniejacy na nich bąbel spekulacyjny czynił, że amerykański majątek wydawał się być ogromny oraz na tyle silny i wiarygodny, że nie było odważnych, by zakwestionować zaufanie do gospodarki USA. W tych warunkach Amerykanie by zrównoważyć deficyt w wymianie z zagranicą bez problemów uzyskiwali od zagraniczych inwestorów środki, sprzedając głównie swoje aktywa finansowe, obligacje skarbowe, akcje przedsiębiorstw, nieruchomości. Nie martwiono się zbytnio przyszłością i tym, że w wyniku tych operacji zagraniczni inwestorzy stawali się właścicielami coraz większej części majątku narodowego i części przyszłych dochodów. Szacuje się, że w rękach zagranicznych inwestorów są dziś obligacje rządu amerykańskiego o szacunkowej wartości 2,5 bln USD, co stanowi poważną część całego długu publicznego zaciągniętego przez rząd USA. Wierzycielami USA są dziś kraje Dalekiego Wschodu (przede wszystkim Chiny i Japonia), a także kraje arabskie i Rosja.
Ostatnie dwa lata to okres weryfikacji wielu decyzji przez tych, którzy zainwestowali posiadane pieniądze w interesy gospodarcze Stanów Zjednoczonych. Kłopoty USA stały się bowiem także ich kłopotami (to wpłynęło też silnie na obecną politykę w tym zakresie czołowych inwestorów, w tym także Chin). Według statystyk jeszcze w połowie lat 80. USA były wierzycielem reszty świata, a dziś aktywa posiadane przez Amerykanów za granicą są o 2,5 bln USD mniejsze od ich zobowiązań wobec zagranicy, czyli od aktywów amerykańskich posiadanych przez cudzoziemców. Ale to nie wszystko. Przez cały XX wiek amerykańska waluta była uznawana za tzw. walutę rezerwową, trzymano w niej oszczędności, stanowiła rezerwy banków centralnych i komercyjnych całego świata, dolar był najlepszym „produktem” Stanów Zjednoczonych. Dziś wszyscy posiadacze amerykańskiej waluty zdają sobie sprawę z tego, że posiadając dolary, udzielili kredytu Stanom Zjednoczonym, pozwalając im żyć na kredyt. Dzisiejszy dolar nie jest już tak wiarygodny jak dawniej.
Warto postawić pytanie, czy tych problemów nie dostrzegały amerykańskie rządy. Odpowiedź jest prosta, dostrzegały. Wysiłek zrównoważenia budżetu podjęła demokratyczna administracja Clintona. W wyniku, pod koniec lat 90 i pod koniec jego kadencji w budżecie pojawiła się nadwyżka, jednak niewiele zmieniło się z deficytem w relacjach z zagranicą. Uważąm, że wina za obecny stan obciąża także samych Amerykanów. Ich gospodarstwa domowe także żyły ponad stan. Spekulacyjny bąbel utrzymywał ich w przekonaniu, że są bogaci, wzrost cen aktywów potwierdzał to i mało kto oszczędzał, wzrastało więc ich zadłużenie. W latach 2003-2006 sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Deficyt budżetowy osiągnął poziom 400-500 mld USD, a zadłużające się amerykańskie gospodarstwa domowe dokładały do tego kolejne 300-400 mld USD, co było pokrywane zagranicznymi kredytami.
Brak realizmu także w amerykańskich kołach rządowych był tak duży, że jeszcze w 2008 roku, w trakcie obrad szczytu G8 Stany Zjednoczone napominały Chińczyków, zwracając im uwagę, napopełniane przez nich błędy w polityce gospodarczej, podczas gdy w tym samym czasie Chiny były już największym posiadaczem amerykańskich papierów wartościowych, a gospodarka USA zbliżała się do katastrofy...
Co prawda impuls kryzysowy przyszedł z amerykańskiego rynku nieruchomości, ale jego skutki są wynikiem olbrzymiej nierównowagi w światowych finansach. Musiał on nadejść, bo dłużej kosztem innych żyć się nie da, a długi trzeba kiedyś spłacać... Skutki kryzysu są widoczne wszędzie: załamanie na rynkach finansowych, załamanie stabilności kursów walutowych, niestabilność cen surowców, a wreszcie kryzys w realnej gospodarce.
Stany Zjednoczone oraz ich obywatele przeżywają dziś ciężkie chwile. Spada prestiż tego kraju, który przez wiele lat dominował w światowej gospodarce i w globalnej polityce. Spadki na giełdach i spadek cen nieruchomości w powiązaniu z kryzysem finansowym spowodował gwałtowne obniżenie się wyceny indywidualnych majątków. Jak wiadomo w krajach rozwiniętych i zamożnych istnieje bardzo silna zależność pomiędzy wyceną oszczędności, a zachowaniami ludzi na rynku. Oznacza to, że należy się teraz liczyć z tym, że poczucie zubożenia majatkowego wpłynie na silne ograniczenie konsumpcji. Stanie się tak tym bardziej, że zjawisko to wzmocni obecne ograniczanie dostępności do kredytu konsumpcyjnego. Może to spowodować znaczące obniżenie się aktywności gospodarczej w USA i wydłuży okres wychodzenia z kryzysu. Jeśli tak się stanie pociągnie to za sobą osłabienie działalności firm, wzrost bezrobocia, a recesja nie tylko w gospodarce amerykańskiej może być głębsza, niż jeszcze dziś się wydaje...
Amerykański kryzys i widmo głębokiej recesji tak w USA, jak i w innych rozwiniętych krajach będzie miał bardzo duży wpływ na perspektywy rozwoju gospodarczego całego świata. Już to widać po wskaźnikach opisujacych zmiany w międzynarodowym handlu i w przepływie środków inwestycyjnych. Jeśli do tych rozważań dołaczyć tylko to, że USA dotąd były największym importerem świata, kupującym corocznie dobra o wartości 2 bln USD (przy czym Chiny dostarczały towarów o wartości ponad 250 mld USD, Japonia - 130 mld USD, a Niemcy - 100 mld USD), to przy zmniejszaniu importu, kłopoty amerykańskie na pewno przeniosą się na czołowe gospodarczo kraje świata. Warto też zdać sobie sprawę z sytuacji i perspektyw krajów biednych, których dochody wynikały głownie z dostaw na rynki surowców ( których ceny gwałtownie spadają).
Mam świadomość tego, że te rozważania są niepełne. Miały one jednak na celu naświetlenie pewnego obszaru dzisiejszej sytuacji w gospodarce amerykańskiej, wskazanie na główne jej przyczyny, a także na jej wpływ na inne kraje. Jakie bedą najbliższe miesiące tak w amerykańskiej, jak i w światowej gospodarce pokaże czas....