NA NIEDZIELĘ!!!!!!!!!!!!PILNE!!!!!!!! Napisz wypracowanie (co najmniej 1,5 strony) na temat twoich refleksji po przeczytaniu listu św. Jakuba.
Zgłoś nadużycie!
Napiszę może parę słów o moich osobistych przemyśleniach na ten temat z punktu widzenia światopoglądu jaki wyznaję. Ja akurat często się zastanawiam nad tym problemem, pomino że mogę powiedzieć, że jestem jeszcze względnie młody :-). Nie boję się śmierci i nie dlatego o tym myślę. To nad czym się zastanawiam to to czy w życiu idę najwłaściwszą drogą. Czy to co do tej pory zrobiłem w życiu było dobre? Czy zawsze w swoich priorytetach wybierałem to co jest najważniejsze, najsłuszniejsze? Ile % z danego mi do tej pory czasu zmarnowałem na bzdury lub wręcz na rzeczy złe? Wszystkie te pytania sprowadzają się generalnie do jednego: Jak zostałoby podsumowane moje życie przez kogoś nieskończenie bezstronnego, sprawiedliwego i prawego, gdybym umarł w tej chwili i już nic nie mógł zmienić ani cofnąć?
Zastanawiam się też nad tym ile czasu mi jeszcze pozostało. Ile lat, a może tylko miesięcy, dni, godzin, minut, sekund? Mam obecnie 37 lat. Patrząc czysto statystycznie na długość życia ludzi w Polsce, jestem już chyba za półmetkiem, ale biorąc pod uwagę tryb mojego życia może minęło już 2/3 czasu a może nawet 3/4? Odnoszę wrażenie, że czas biegnie coraz szybciej tak, że jeden rok nic prawie dla mnie nie znaczy. Czas stał się dla mnie ostatnio najbardziej deficytowym towarem, kiedy patrzę jak szybko mija. Zauważ, że wszystko możesz kupić przy odpowiedniej przedsiębiorczości i szczęściu. Czasu nigdy nie sobie dokupisz, za żadne pieniądze. Twój czas jest dokładnie policzony co do sekundy.
Czasami gdy rozmawiam z ludźmi to słyszę, że nie powinienem się nad tym zastanawiać, bo podobno osiągnąłem już tak wiele w różnych dziedzinach, w tym na polu zawodowym. Patrząc z pewnego punktu widzenia jest to w jakiś sposób prawda, ale ja mimo wszystko zadaję sobie pytanie czy to COŚ co niby osiągnąłem, to osiągnąłem na tym najważniejszym polu, które jest strategiczne albo inaczej mówiąc najbardziej trwałe i które wytrzyma kiedyś próbę ognia (1 Kor.3,13-15). Czytam czasami swoje publikacje sprzed kilku czy nawet kilkunastu już lat i często widzę, że ze względu na rozwój technologii pewne rozwiązania stały się już nieakutualne i przestarzałe. Nie trudno sobie wyobrazić ile będą warte moje prace, którym dzisiaj poświęcam tak wiele czasu za kolejne 20-30 lat. Czy oznacza to, że mam nic nie robić? Tego nie mówię. Wierzę w to, że Bóg stawia nas na pewnym odcinku byśmy pracowali i zarabiali na życie i byśmy sumiennie wywiązywali się z naszych obowiązków, świadcząc w ten sposób o Nim, nawet jeśli są to rzeczy nieistotne z punktu widzenia wieczności. Mamy zarabiać, kupować, sprzedawać, inwestować, ale zawsze w odpowiedniej perspektywie, takiej o jakiej pisze Jakub w swoim liście (Listu Jakuba 4:13-16):
„A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo. Wy natomiast chełpicie się przechwałkami swoimi”
Czy w swoim życiu masz taką właśnie perspektywę? Ja np. generalnie uznaję naukę, którą się zajmuję na codzień za coś nietrwałego z przyczyn opisanych wyżej i przynajmniej staram się, choć różnie to wychodzi, aby w moim umyśle nie stała się ona tym polem najważniejszym w mojej hierarchii, abym się kiedyś nie rozczarował, że goniłem za piaskiem i to w sensie zarówno przenośnym jak i dosłownym (zajmuję się zawodowo krzemem :-). Nie jest to takie łatwe, bo nauka bardzo wciąga. Można się zatopić w dużej liczbie publikacji, sympozjów, konferencji, projektów, wyjazdów służbowych, zapominając np. o takich niby mało istotnych rzeczach jak pójście z dziećmi na placyk zabaw (i to bez paragonu ze sklepu i ołówka z IKEI w kieszeni do zapisania nagłych pomysłów) i pochylenie się nad ich małymi problemami.
Jak wartościujesz rzeczy, którymi się zajmujesz i jaką nadajesz im hierarchię? Jeśli mówisz, że wierzysz w Boga, to czy tylko jakoś wierzysz w Boga, czy też faktycznie Jego sprawy i służbę dla Niego stawiasz na pierwszym miejscu w swoim życiu, nawet jeśli może cię to dużo kosztować? Czy kiedy podejmujesz decyzje w kluczowych sprawach (pomijam wybór obkładu na śniadanie) to czy zastanawiasz się czy jest to zgodne z Bożą wolą i czy służy przede wszystkim Jego celom? Czy potrafisz zaryzykować i postawić na pójście ścieżką mniej wygodną, ale za to słuszną, czy raczej podejmujesz decyzje komformistyczne, które pozwolą się tobie jeszcze lepiej ustawić w życiu? Biblia, na której powinna opierać się wiara i codzienna praktyka każdego człowieka, który uważa się za chrześcijanina jest bardzo radykalna, jest jak ostry miecz. Słowa z (1 list Jana.2,4) są przerażające: „Kto mówi: Znam go (Jezusa), a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma”. Pomyśl o tym w kontekście reszty czasu jaki tobie tutaj pozostał by się nie okazało, że zamiast prawdziwego skarbu gromadziłeś smieci przez całe swoje życie, których wartość przeminie dla ciebie w momencie gdy odejdziesz stąd.
Zastanawiam się też nad tym ile czasu mi jeszcze pozostało. Ile lat, a może tylko miesięcy, dni, godzin, minut, sekund? Mam obecnie 37 lat. Patrząc czysto statystycznie na długość życia ludzi w Polsce, jestem już chyba za półmetkiem, ale biorąc pod uwagę tryb mojego życia może minęło już 2/3 czasu a może nawet 3/4? Odnoszę wrażenie, że czas biegnie coraz szybciej tak, że jeden rok nic prawie dla mnie nie znaczy. Czas stał się dla mnie ostatnio najbardziej deficytowym towarem, kiedy patrzę jak szybko mija. Zauważ, że wszystko możesz kupić przy odpowiedniej przedsiębiorczości i szczęściu. Czasu nigdy nie sobie dokupisz, za żadne pieniądze. Twój czas jest dokładnie policzony co do sekundy.
Czasami gdy rozmawiam z ludźmi to słyszę, że nie powinienem się nad tym zastanawiać, bo podobno osiągnąłem już tak wiele w różnych dziedzinach, w tym na polu zawodowym. Patrząc z pewnego punktu widzenia jest to w jakiś sposób prawda, ale ja mimo wszystko zadaję sobie pytanie czy to COŚ co niby osiągnąłem, to osiągnąłem na tym najważniejszym polu, które jest strategiczne albo inaczej mówiąc najbardziej trwałe i które wytrzyma kiedyś próbę ognia (1 Kor.3,13-15). Czytam czasami swoje publikacje sprzed kilku czy nawet kilkunastu już lat i często widzę, że ze względu na rozwój technologii pewne rozwiązania stały się już nieakutualne i przestarzałe. Nie trudno sobie wyobrazić ile będą warte moje prace, którym dzisiaj poświęcam tak wiele czasu za kolejne 20-30 lat. Czy oznacza to, że mam nic nie robić? Tego nie mówię. Wierzę w to, że Bóg stawia nas na pewnym odcinku byśmy pracowali i zarabiali na życie i byśmy sumiennie wywiązywali się z naszych obowiązków, świadcząc w ten sposób o Nim, nawet jeśli są to rzeczy nieistotne z punktu widzenia wieczności. Mamy zarabiać, kupować, sprzedawać, inwestować, ale zawsze w odpowiedniej perspektywie, takiej o jakiej pisze Jakub w swoim liście (Listu Jakuba 4:13-16):
„A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo. Wy natomiast chełpicie się przechwałkami swoimi”
Czy w swoim życiu masz taką właśnie perspektywę? Ja np. generalnie uznaję naukę, którą się zajmuję na codzień za coś nietrwałego z przyczyn opisanych wyżej i przynajmniej staram się, choć różnie to wychodzi, aby w moim umyśle nie stała się ona tym polem najważniejszym w mojej hierarchii, abym się kiedyś nie rozczarował, że goniłem za piaskiem i to w sensie zarówno przenośnym jak i dosłownym (zajmuję się zawodowo krzemem :-). Nie jest to takie łatwe, bo nauka bardzo wciąga. Można się zatopić w dużej liczbie publikacji, sympozjów, konferencji, projektów, wyjazdów służbowych, zapominając np. o takich niby mało istotnych rzeczach jak pójście z dziećmi na placyk zabaw (i to bez paragonu ze sklepu i ołówka z IKEI w kieszeni do zapisania nagłych pomysłów) i pochylenie się nad ich małymi problemami.
Jak wartościujesz rzeczy, którymi się zajmujesz i jaką nadajesz im hierarchię? Jeśli mówisz, że wierzysz w Boga, to czy tylko jakoś wierzysz w Boga, czy też faktycznie Jego sprawy i służbę dla Niego stawiasz na pierwszym miejscu w swoim życiu, nawet jeśli może cię to dużo kosztować? Czy kiedy podejmujesz decyzje w kluczowych sprawach (pomijam wybór obkładu na śniadanie) to czy zastanawiasz się czy jest to zgodne z Bożą wolą i czy służy przede wszystkim Jego celom? Czy potrafisz zaryzykować i postawić na pójście ścieżką mniej wygodną, ale za to słuszną, czy raczej podejmujesz decyzje komformistyczne, które pozwolą się tobie jeszcze lepiej ustawić w życiu? Biblia, na której powinna opierać się wiara i codzienna praktyka każdego człowieka, który uważa się za chrześcijanina jest bardzo radykalna, jest jak ostry miecz. Słowa z (1 list Jana.2,4) są przerażające: „Kto mówi: Znam go (Jezusa), a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma”. Pomyśl o tym w kontekście reszty czasu jaki tobie tutaj pozostał by się nie okazało, że zamiast prawdziwego skarbu gromadziłeś smieci przez całe swoje życie, których wartość przeminie dla ciebie w momencie gdy odejdziesz stąd.