Potrzebuje wypracowanie na temat''czym różni sie społeczeństwo obywatelskie do społeczenstwarealnego socjalizmu'' błagam o pomoc !!!
emilka2909
Społeczeństwo obywatelskie – zmarnowany potencjał (artykuł archiwalny) 2009-06-05 10:08:35 Punktem wyjścia tego artykułu jest przekonanie, iż rzeczywistą podstawą funkcjonowania demokracji jest istnienie społeczeństwa obywatelskiego, czyli pozapaństwowej infrastruktury społecznej, która dzięki swym formom organizacyjnym (o różnym stopniu sformalizowania) umożliwia zarówno prezentowanie najróżniejszych grupowych interesów, jak i komunikację pomiędzy poszczególnymi grupami, a także pomiędzy tymi grupami a władzą. Bez tak rozumianego społeczeństwa obywatelskiego demokracja jest tylko niewiele znaczącym systemem formalnych zasad sprawowania władzy (sposobu przeprowadzania wyborów, reguł działania instytucji itp.). Z drugiej zaś strony, społeczeństwo obywatelskie bez demokratycznych form decydowania o władzy jest niepełne i pozbawione rzeczywistego znaczenia. Z politycznego punktu widzenia (a więc punktu widzenia władzy) waga istnienia społeczeństwa obywatelskiego sprowadza się, najogólniej mówiąc, do utrzymania stabilności systemu, bez której ustrój demokratyczny nie może na dłuższą metę funkcjonować. “Gęsta” tkanka społeczna stanowi zarówno warunek trwałej legitymizacji władzy, jak i warunek wyrobienia sobie w miarę klarownego poglądu na interesy społeczne, bez czego trudno o racjonalne prowadzenie polityki. Taka polityczna rola społeczeństwa obywatelskiego jest możliwa dlatego, że zaspokaja ono potrzeby obywateli na bardzo różnych poziomach: w wymiarze psychologicznym (np. poczucie zakorzenienia), społeczno-ekonomicznym (np. obrona interesów grupowych, mniejszościowych, wspólne zaspokajanie potrzeb) czy politycznym (np. możliwość bezpośredniej aktywności w sferze publicznej, realnego uczestniczenia w grze politycznej na zasadzie “wzmacniania głosu jednostki”).
Stopień rozwoju społeczeństwa obywatelskiego można “mierzyć” ilością, siłą i realnymi możliwościami działania inicjatyw społecznych oraz stopniem rozwoju ich wzajemnych relacji tak w formie struktur poziomych jak i pionowych. Natomiast obowiązujące przepisy prawne, tzn. formalne możliwości zaistnienia takiego ruchu, niewiele mówią o jego rzeczywistym znaczeniu. Bowiem, jak słusznie zauważył Lech Falandysz, “samo podobieństwo tych przepisów do uregulowań obowiązujących w państwach demokratycznych może wprowadzić w błąd. Rzeczywistego zakresu wolności stowarzyszania się w Polsce nie da się ustalić w oderwaniu od historii”, a także, należałoby dodać, od realnej aktywności społecznej.
“Chciałoby się powiedzieć – pisał w Krytyce Włodzimierz Wesołowski – że upaństwowione dotąd społeczeństwo uobywatelnia się zbyt powoli, pozostając w dużym stopniu anonimową masą”. To, oczywiste dość, stwierdzenie domaga się wyjaśnień, bowiem powiedzenie, że “powody takiego stanu są zapewne proste: zaabsorbowanie ludzi zaspokajaniem elementarnych potrzeb ekonomicznych, oświatowych, zdrowotnych” nie wydaje się zadowalające. Nie można przecież wykluczyć, że ucieczka w prywatność była nie tyle przyczyną, co efektem niewytworzenia się form samoorganizacji społecznej.
Nadzieje i możliwości
Mniej więcej od czasu powstania Tymczasowej Rady NSZZ “Solidarność” (wrzesień 1986), która wyraźnie podkreślała prawo “grup społecznych do posiadania własnych zrzeszeń, związków i stowarzyszeń”, hasło to było podstawowym postulatem całej opozycji demokratycznej aż do obrad Okrągłego Stołu, do których pozycją wyjściową ze strony opozycji miało być trzypunktowe stanowisko Wałęsy zakładające “legalizację Solidarności, wolność stowarzyszeń i klubów politycznych oraz pakt antykryzysowy”. Istotę tej koncepcji wyłożył Jacek Kuroń w artykule z 1988 roku “Krajobraz po bitwie”: “Zasadnicze znaczenie ma obecnie sfera oficjalna i półoficjalna, wszelkie spółdzielnie, spółki, samorządy, zwłaszcza lokalne, stowarzyszenia niezależne, oficjalnie uznawane wydawnictwa. Tu ruch ma szansę odzyskać swój masowy charakter (...). Co równie ważne, w ten sposób można radykalnie zwiększyć podmiotowość społeczeństwa, podjąć realnie budowę od podstaw ładu demokratycznego”.
Nie były to w tym momencie tylko marzenia. Od końca 1986 roku mamy do czynienia z wieloma próbami tworzenia jawnych i niezależnych inicjatyw stowarzyszeniowych. Powstają kluby polityczne z Klubem Politycznym “Dziekania” na czele, towarzystwa gospodarcze – Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe czy Warszawskie Towarzystwo Gospodarcze, rozpoczyna się walka o rejestrację Społecznego Towarzystwa Oświatowego i Stowarzyszenia Działaczy Samorządu Pracowniczego, startują różne związki akademickie. Do rejestracji większości z nich dochodzi pod koniec 1988 roku. 7 kwietnia 1989 roku (dwa dni po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu) zostaje uchwalona ustawa, która zapoczątkowała prawną transformację systemu – “Prawo o stowarzyszeniach”.
1. Ruch stowarzyszeniowy Prawna możliwość działania stowarzyszeń spowodowała masową rejestrację inicjatyw stawiających sobie najróżniejsze cele. Były wśród nich stowarzyszenia hobbystyczne i polityczne, charytatywne i samopomocowe, ogólnopolskie i lokalne. Sytuacja rozwijała się tak pomyślnie, że już we wrześniu 1989 roku na zorganizowanej z inicjatywy stowarzyszenia Solidarite France-Pologne konferencji mówiło się o ruchu stowarzyszeniowym. Optymizm ten zaowocował pół roku później powstaniem Biura Informacji o Fundacjach i Stowarzyszeniach oraz powstaniem miesięcznika Asocjacje. Równolegle powstawały banki danych o grupach samopomocy (w tym jeden działający w ramach Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie).
Masowe powstawanie stowarzyszeń, umocowane w ideologii Solidarności, oraz doświadczenia krajów zachodnich skłaniały do podejmowania prób powołania ogólnopolskiego ruchu stowarzyszeniowego, który mógłby w sprzyjających okolicznościach spełniać rolę czynnika ukierunkowującego zmiany systemowe w stronę silnego społeczeństwa obywatelskiego.
16-18 grudnia 1990 roku odbyła się konferencja, której współgospodarzami byli Senat RP, Ministerstwo Pracy, Komitet Łączności Organizacji Pozarządowych przy Radzie Europy i Międzynarodowa Rada Pomocy Społecznej. Zaproszeni goście byli zgodni (podobne oczekiwania mieli zresztą przedstawiciele rządu i parlamentu), że konieczne jest wyłonienie reprezentacji organizacji społecznych, mogących realnie wpływać na procesy legislacyjne, być partnerem dla rządu. Jednak różnice wśród przedstawicieli NGO były tak duże, że nie udało się nawet opracować wspólnego oświadczenia. Mimo to wiosną 1991 roku, w efekcie aktywności niektórych organizacji obecnych na konferencji w Senacie oraz lokalowej i technicznej pomocy Centrum Informacji i Dokumentacji Rady Europy, powstał pomysł utworzenia Krajowej Rady Organizacji Pozarządowych. Równolegle, w wyniku ustaleń podjętych na seminarium “Fundacje polskie – rzeczywistość i perspektywy”, zorganizowanej m.in. przez Fundację im. Stefana Batorego i Fundację Francja (Jadwisin 21-24 III 1991), rozpoczęto prace nad powołaniem Forum Fundacji Polskich. Podjęto również próbę zorganizowania przy Urzędzie Rady Ministrów, dzięki środkom finansowym z PHARE, biura informacyjnego, którego celem byłaby koordynacja działań i pomoc w powstawaniu civil society w Polsce.
Jeżeli do tego dodamy jeszcze próby zorganizowania biur koordynujących działalność ruchów ekologicznych, grup samopomocowych czy kontrkulturowych to zobaczymy ogromny wysiłek, jaki został włożony w budowanie poziomych struktur społeczeństwa obywatelskiego. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, iż inicjatywy te praktycznie zawisły w próżni. Ruch stowarzyszeniowy dawno stracił już swoją dynamikę. Wiele z zarejestrowanych stowarzyszeń nie rozpoczęło w ogóle działalności, część wegetuje siłą rozpędu. Pozostałe, dość prężnie działające organizacje (głównie zresztą w dziedzinie pomocy społecznej) nie wydają się wystarczającą siłą, aby ich reprezentacja stała się znaczącym elementem nowego ładu demokratycznego.
2. Rady Nie stały się nią również inne formy samoorganizacji, które mogły w sprzyjających okolicznościach stać się pozapaństwową siłą transformacji. Potencjalnie rolę taką w Polsce końca lat osiemdziesiątych mogły spełnić samorządy pracownicze lub (i) komitety obywatelskie.
Istotne znaczenie samorządów pracowniczych jako struktur występujących przeciw systemowi realnego socjalizmu ujawniło się w Polsce i na Węgrzech 1956 roku, w Czechosłowacji 1968 czy Polsce lat 1980-81. Jednak w trakcie przemian systemowych zapoczątkowanych w roku 1989 nie odegrały one praktycznie żadnej roli. Było to efektem upadku w społeczeństwie mitu, który był siłą napędową ruchu samorządów w roku 1981. Mitu, który widział w demokracji przemysłowej nie tylko skuteczną drogę walki z biurokracją partyjną, ale też alternatywę dla kapitalizmu. W roku 1989 dla przedstawicieli Stowarzyszenia Działaczy Samorządów Pracowniczych było oczywiste, że reprezentanci załóg nie chcą nawet myśleć o przejmowaniu zakładów.
Główną przyczyną takiego stanu rzeczy był fakt, iż funkcjonujące samorządy pracownicze, nawet te niezależne i rzeczywiście działające (obliczano je na kilkaset w skali kraju), zdominowane były przez kadrę techniczną, nastawioną bardziej na strukturalne zmiany w przedsiębiorstwie niż na rozwiązywanie spraw ogólnospołecznych. Ośmioletnie funkcjonowanie w niedemokratycznym otoczeniu spowodowało ich wmontowanie – jako swoistej legalnej opozycji – w istniejący system. Rady przejmowały w części funkcję niezależnego związku zawodowego, walczyły dyskretnie o drobne sprawy. Sukcesy były więc ograniczone, a w każdym razie nie na tyle spektakularne, by ta forma działania zyskała powszechną społeczną akceptację.
Z drugiej strony, elity opozycji odrzuciły ideę częściowej nawet partycypacji załóg jako przeżytek komunizmu. Mit rozwiązań liberalnych jako cudownego lekarstwa na wszystkie bolączki postkomunistycznego społeczeństwa spowodował, że pojawiające się w różnych enuncjacjach programowych pojęcie “społecznej gospodarki rynkowej” nie nabrało nigdy konkretnego znaczenia. Odłożenie przez postsolidarnościowe elity, tradycyjnie związane z lewicą, swoich poglądów “na potem” zablokowało wszelkie znaczące próby wprowadzania takich rozwiązań jak akcjonariat pracowniczy. Równocześnie dążenie do rozbicia spółdzielczych monopoli mocno zahamowało potencjalny rozwój spółdzielczości. W dogmatycznym dążeniu do “prawdziwego kapitalizmu” przegoniliśmy najbardziej rozwinięte kraje Zachodu, o czym wyraźnie świadczy brak tzw. trzeciego sektora w naszej gospodarce.
Większy wpływ na dokonujące się przemiany miała inna forma rad. Były nią spontanicznie i masowo powstające komitety obywatelskie. W zasadzie powoływano je w celu przygotowania kampanii wyborczej do Sejmu, ale też od samego początku stały się czymś więcej – formą “drugiej władzy” w terenie. Ich potencjalną rolę można by, przy świadomości wszystkich różnic, przyrównać do roli paryskich sekcji czy klubów ludowych w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Po zwycięstwie w czerwcu 1989 roku ruch komitetów był znaczną, daleką od jasnych konotacji politycznych, siłą społeczną na rzecz przemian systemowych.
Decyzja KKW NSZZ “Solidarność” o rozwiązaniu komitetów wojewódzkich bardzo osłabiła ten ruch. Wiele komitetów nie mających oparcia, chociażby informacyjnego, w wyższych strukturach, po prostu zaprzestało działalności. Inne, łącznie z niektórymi formalnie rozwiązanymi komitetami wojewódzkimi, dla swych działań szukało nowej formuły (np. przekształcając się w stowarzyszenia lokalne). Ponowne organizowanie ruchu komitetów przed wyborami do samorządów terytorialnych miało już bardziej lokalny charakter. Powstawały komitety konkurencyjne, często o sprecyzowanej opcji politycznej. W wyniku wyborów samorządowy ruch komitetów został pozbawiony kadry działaczy, a same komitety połączyły się personalnie z nową władzą w terenie. Działania polityczne “na górze” zmusiły je zresztą do opowiedzenia się po określonej stronie powstającej nowej sceny politycznej. Komitety zakończyły swoją niewypełnioną funkcję systemotwórczą przekształcając się w związek stowarzyszeń o niewielkim politycznym znaczeniu.
3. Związek zawodowy Do systemotwórczej roli predestynowany był również NSZZ “Solidarność”, który siłą tradycji i społecznego poparcia mógł w sposób znaczący decydować o politycznych rozwiązaniach nowego systemu. Jednak nie był to już taki sam związek jak w 1980 roku. Wynikało to przede wszystkim z faktu, iż zmiany w Polsce nie były bezpośrednim następstwem strajkowego zwycięstwa. Strajki w maju i sierpniu 1988 roku zakończyły się poczuciem klęski. Komitety strajkowe, złożone w dużej części z energicznych młodych ludzi, niezwiązanych ze starą strukturą Solidarności, nie przekształciły się w dynamiczne struktury relegalizowanego Związku. Nowa struktura Solidarności powstawała odgórnie, częściowo mocą arbitralnych decyzji Lecha Wałęsy. Wypracowywana w ten sposób polityka była polityką elit. Musiało się to odbić zarówno na aktywności, jak i liczebności Związku.
Wielkie znaczenie dla przyszłości Solidarności miało otwarcie parasola nad polityką gospodarczą rządu. Było to bezwarunkowe poparcie – program Balcerowicza został zaakceptowany, zanim znane były do końca jego założenia. Można więc powiedzieć, że Związek w zasadzie sam, dobrowolnie, zrezygnował z wpływu na dokonujące się zmiany. Spowodowało to nie tylko ograniczenie znaczenia Związku, ale i dodatkowo go osłabiło. Z dużymi trudnościami Solidarność próbuje obecnie wrócić na scenę (udział w wyborach parlamentarnych, marsz protestacyjny 24 kwietnia 1992 r.itp.). Jednak w obliczu słabości rządu i sił politycznych można przewidywać, że odegra jeszcze, mimo stosunkowej słabości i wewnętrznej niejednolitości, znaczącą rolę.
Przeszkody i utrudnienia
1. Trudności z wyartykułowaniem się interesów grupowych Tworzenie się nowej struktury czy infrastruktury społecznej związane jest bezpośrednio z ujawnianiem się interesów grupowych oraz z ich instytucjonalizacją. Brak społeczeństwa obywatelskiego w Polsce do roku 1989 wiązał się z odgórnym organizowaniem społeczeństwa w struktury niezależne od interesów poszczególnych grup, a czasem wręcz im przeciwne. Spowodowało to wykształcenie się szczególnego rodzaju interesu integrującego większość społeczeństwa. Była nim potrzeba obalenia krępującego systemu. Dominujący podział na “my” – społeczeństwo i “oni” – władza w dodatkowy sposób zacierał, i tak już niejasne z uwagi na ograniczenia artykulacyjne, różnice.
Idealnym przykładem tej sytuacji była Solidarność w latach 1980-1981. Wspólnota celu głównego i dychotomiczne widzenie konfliktu pozwalało na minimalizowanie sporów wewnętrznych. Również powstanie “drugiego społeczeństwa”, czyli tworzenie się niezależnych – tajnych, półoficjalnych i walczących o legalność inicjatyw i instytucji, opierało się na interesach aksjologicznych. Głównym celem klubów politycznych, towarzystw gospodarczych, ruchu samorządów pracowniczych, towarzystw oświatowych było przełamanie monopolu państwa w polityce, gospodarce czy oświacie, co dopiero miało umożliwić realizację zasadniczego pomysłu. W większości tych inicjatyw wizja szczegółowych rozwiązań daleka była od konkretyzacji.
Wbrew powszechnym nadziejom przemiany polityczne końca lat osiemdziesiątych nie wyzwoliły mechanizmów artykułowania się realnych interesów grupowych, a co za tym idzie, nie wytworzyły ich instytucjonalnych form. Przyczyn jest wiele.
Niezwykle ważnym jest fakt, że rozpad jednolitego ruchu przeciwko krępującemu społeczeństwo systemowi nastąpił, zanim ujawniły się sprzeczne interesy poszczególnych grup społecznych. Był wynikiem walki elit politycznych o dostęp do władzy. Odwołały się one znów do interesów aksjologicznych. Opozycja postsolidarnościowa podzieliła się najpierw ze względu na konflikt między pragmatyzmem i drogą kompromisów a wiernością tradycji (“Solidarność” i “Solidarność 80”), a następnie ze względu na sposób pojmowania polityki – akcentując bądź działanie w ramach prawa, bądź pozakonstytucyjny pragmatyzm (Unia Demokratyczna i Porozumienie Centrum). Natomiast nie doszło do naturalnego podziału na związek zawodowy i ruch polityczny (podział ten dokonywał się żywiołowo poprzez stopniowe wysysanie przez elity polityczne praktycznie całej siły Związku). Podzielona w ten sposób scena polityczna nie tylko nie ułatwia, lecz wręcz utrudnia artykułowanie interesów. Prawie każde z ugrupowań politycznych ciągle jeszcze usiłuje reprezentować interesy wszystkich grup.
Znaczenie podstawowe ma również niestabilność warunków. W ciągle zmieniającej się sytuacji także interesy grup społecznych i środowisk nie są stabilne. Spektakularnym przykładem jest powstawanie i obumieranie stowarzyszeń grupujących ludzi o wyraźnych interesach cząstkowych – kioskarzy, działkowców, kupców ulicznych. Były one nastawione wyłącznie na rozwiązanie konkretnej sytuacji kryzysowej (w obliczu rozwiązania RSW, ataku na ogródki działkowe, akcji oczyszczania ulic z nielegalnych handlarzy). Zmienność sytuacji prawnej i gospodarczej powoduje, iż poza sytuacją kryzysową grupy te nie znajdują dostatecznych, tworzących wspólną więź interesów. Kolejną przyczyną trudności wyartykułowania się interesów grupowych jest brak liderów. Odpływ ludzi o talentach organizacyjnych z działalności społecznej ku polityce, na stanowiska urzędnicze czy do biznesu znacznie ograniczył możliwości kadrowe organizacji społecznych. A przecież i przedtem takich ludzi nie było zbyt wielu, w początkowym boomie stowarzyszeniowym nie było rzadkością jednoczesne uczestnictwo działacza w kilku inicjatywach naraz. Równocześnie przechodzenie liderów do administracji państwowej często wiąże ręce organizacjom, z których się wywodzą. Nie jest przecież rzadkością, że związki zawodowe muszą negocjować z urzędnikiem, który jeszcze do niedawna był ich szefem.
Na przeszkodzie artykułowaniu interesów zbiorowych stoi ideologiczna dominacja myśli neoliberalnej, z jej – ostro przeciwstawianymi działaniom zbiorowym – zasadami indywidualizmu i konkurencji.
2. Trudności organizacyjne Podstawowym powodem słabości organizacyjnej nowo powstających stowarzyszeń są finanse. Biedniejące społeczeństwo nie jest w stanie (np. ze składek członkowskich) sfinansować szerszej działalności społecznej. Słabość sektora prywatnego, brak tradycji oraz zawiłe przepisy podatkowe utrudniają zdobycie prywatnych dotacji. Nie należy również zbyt wiele oczekiwać po działalności gospodarczej podejmowanej przez organizacje, która przy istniejącej recesji, braku kapitałów zakładowych i braku wolontariuszy o wystarczających kwalifikacjach i dysponujących wolnym czasem nie może mieć wystarczającego znaczenia. Pozostają więc tylko fundusze rządowe oraz pomoc zagraniczna. Nie wnikając w zasady dystrybucji tych – wcale nie małych – pieniędzy czy wyznaczania celów, na jakie są przeznaczane, trzeba powiedzieć, że ogranicza to samodzielność organizacji społecznych, przyczyniając się do przesunięcia działalności NGO w sfery wyznaczone przez władzę czy instytucje zachodnie.
Trudności organizacyjne wynikają również z faktu, iż na powstającą oddolnie strukturę społeczeństwa obywatelskiego nakładają się zarówno instytucje społeczne będące kontynuacją stowarzyszeń finansowanych przez państwo w czasach realnego socjalizmu, jak i pseudospołeczne fundacje, które zostały utworzone z funduszy rządowych. Konkurencja z tymi organizacjami, posiadającymi kadrę opłacanych działaczy, lokale, rozbudowane kontakty (np. z organizacjami zachodnimi), jest dla małych, spontanicznych, dopiero startujących inicjatyw praktycznie niemożliwa. Jednak najważniejszym powodem słabości organizacji społecznych jest po prostu nieskuteczność ich działań. Tradycyjne metody stosowane dotychczas przez opozycję straciły w zasadzie rację bytu. Pozaprawne kanały artykulacji, jak manifestacje czy strajki, nie dają pożądanych rezultatów. Jednocześnie konstytucyjne metody reprezentacji interesów są nieskuteczne. W parlamencie dominują partie, programowo odrzucające partykularny punkt widzenia zgodny z interesami poszczególnych grup społecznych. Stąd zapewne tak wiele komitetów wyborczych tworzonych było przez stowarzyszenia, które nawet przy dużych zbieżnościach programowych (np. Stowarzyszenie Właścicieli i Unia Polityki Realnej) nie chciały oddać reprezentowania swoich interesów partiom politycznym. Klęska wyborcza tych ugrupowań (począwszy od zielonych, a skończywszy na związku policjantów) wykazała niemożliwość i tej formy walki o swoje.
Tak oto dochodzimy do symptomatycznej decyzji Związku Bezdomnych, dużej i zdawałoby się w dobie kryzysu mieszkaniowego niezbędnej organizacji, która rozwiązała się z powodu nieskuteczności podejmowanych działań.
Perspektywa społeczeństwa obywatelskiego
W tekście “Ideały społeczeństwa obywatelskiego. Chrześcijańska tradycja i społeczne postawy” Ireneusz Krzemiński odtworzył zasadnicze wątki idei społeczeństwa obywatelskiego, które uznać można za reprezentatywne dla głównego nurtu opozycji solidarnościowej. W analizie tej znalazła się również teza, która wydaje się niezwykle ważna z punktu widzenia tematu niniejszego szkicu: “Tak zarysowany ideał społeczeństwa obywatelskiego, zasadniczo niesprzeczny z tradycją chrześcijańskiej Europy, paradoksalnie bliższy jest amerykańskiemu wcieleniu ładu demokratycznego.” (J.Krzemiński, 1988, s. 78.)
Amerykański sposób budowania społeczeństwa obywatelskiego, oparty na niezależności od państwa, wynikał w dużej mierze z ograniczonych możliwości (głównie z uwagi na ogromny obszar terytorialny) oddziaływania władzy centralnej. Voluntary associations, tak wysoko cenione przez de Tocqueville’a, rozwijały się zupełnie swobodnie, mimo iż zostały zalegalizowane dopiero w roku 1886, czyli 55 lat po jego amerykańskiej podróży. Ich znaczenie, zarówno w wymiarze lokalnym, jak i ogólnokrajowym, było ogromne. Równoległość procesu powstawania państwa i społeczeństwa obywatelskiego dawała temu ostatniemu naturalną niezależność, zwiększała rolę organizacji pozarządowych.
Odmienny model ukształtował się we Francji. Zwycięstwo tendencji centralistycznych w rewolucji, a następnie jej upadek, spowodowały, iż głównym motorem zmian stała się biurokracja państwowa. Co prawda, odbywało się to pod wpływem nacisków oddolnych (tajne stowarzyszenia, kolejne bunty i rewolucje), ale realizowane było odgórnymi decyzjami. Pomimo że na przełomie XIX i XX w. we Francji zarejestrowanych było ok. 45 tys. zrzeszeń, to jeszcze w latach pięćdziesiątych nie odgrywały one praktycznie żadnej roli politycznej. Istotna zmiana nastąpiła dopiero w latach siedemdziesiątych. Jednak i tak rola państwa, chociażby w rozdzielaniu celowych dotacji, jest nadal ogromna.
Zasadnicza różnica między powolnym wywalczaniem sobie od państwa obszaru wolności społeczeństwa obywatelskiego a pozostawieniem tego pola dla swobodnego zagospodarowania zasadza się głównie na odmiennych kosztach społecznych tych dwóch wariantów. Widać to dość wyraźnie na przykładzie zakazu stowarzyszania się, który wprowadzono na początku XIX wieku w krajach Europy. W Wielkiej Brytanii obowiązywał on do 1824 roku, podczas gdy we Francji formalnie do końca wieku. Nie pozostało to bez wpływu na formy ewolucji systemów polityczno-społecznych w tych krajach. W Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii rozwój społeczny przebiegał spokojniej niż we Francji, która okupiła ten zakaz pasmem rewolucji i buntów.
Wbrew deklaracjom, a zapewne i chęciom, dawnej opozycji solidarnościowej – transformacja systemowa realizowana jest wedle modelu francuskiego. Zmiany mają charakter odgórny, są dokonywane bez pomocy, a czasem i bez zgody sił społecznych, przy równoczesnym mniej lub bardziej jawnym hamowaniu niezależnej inicjatywy oddolnej. Państwowe, nakazowe wprowadzanie liberalnej wizji nowego systemu wydaje się drogą najgorszą z możliwych. Utrudnia ono nie tylko tworzenie się zgodnej z rzeczywistymi potrzebami infrastruktury społecznej, a co za tym idzie, prowokuje tendencje do coraz bardziej niedemokratycznych rozwiązań, ale także generuje sytuację długotrwałego konfliktu, w którym państwo i jego agendy są stroną.
Administracja państwowa nie tylko nie stara się rezygnować z konieczności podejmowania decyzji w sprawach drugorzędnych, ale próbuje obejmować swoim wpływem coraz szersze dziedziny życia. Generuje w ten sposób dodatkowe konflikty (np. problemy związane z wprowadzeniem religii do szkół). Wydaje się to błędne zarówno z punktu widzenia władzy, jak i społeczeństwa. Oddanie jak największych obszarów życia społecznego w miarę swobodnej grze interesów, umożliwienie instytucjonalizacji konfliktów w ramach społeczeństwa obywatelskiego (gdzie państwo pełniłoby co najwyżej funkcję arbitra) dawałoby władzy szansę zajęcia się w większym stopniu sprawami ogólnymi. Zgoda na różnorodność rozwiązań (np. w kwestii prywatyzacji), decentralizacja (m.in. przekazywanie coraz większych uprawnień samorządom lokalnym i ich porozumieniom) może również wyzwolić zupełnie nowe pokłady aktywności społecznej, co w sumie zdaje się być jedyną nadzieją na sprawne kontynuowanie reform.
3 votes Thanks 0
Zgłoś nadużycie!
Rzeczywistą podstawą funkcjonowania demokracji jest istnienie społeczeństwa obywatelskiego, czyli pozapaństwowej infrastruktury społecznej, która dzięki swym formom organizacyjnym (o różnym stopniu sformalizowania) umożliwia zarówno prezentowanie najróżniejszych grupowych interesów, jak i komunikację pomiędzy poszczególnymi grupami, a także pomiędzy tymi grupami a władzą. Bez tak rozumianego społeczeństwa obywatelskiego demokracja jest tylko niewiele znaczącym systemem formalnych zasad sprawowania władzy (sposobu przeprowadzania wyborów, reguł działania instytucji itp.). Z drugiej zaś strony, społeczeństwo obywatelskie bez demokratycznych form decydowania o władzy jest niepełne i pozbawione rzeczywistego znaczenia.Pojawia się pytanie, jak dalece można kwestionować istniejący model łeczeństwa i jaki może być zakres działań kontestatorskich. Bez takiej możliści nie będzie to kształtowanie obywatelskich postaw, lecz przystosowanie istniejących warunków. Swoboda głoszenia poglądów nie może być kwestionowana. Już Yoltaire pisał: Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale będę walczył, o to byś mógł mówić jak myślisz. Swobodne porozumiewanie się, podejmowaniedecyzji, krytyczne myślenie, uczestniczenie w tym, co się dzieje w domu, szkole, społeczności lokalnej, uczestniczenie w zbiórkach, pisanie listów. Chodzi więc o aktywność dotyczącą realnego życia a nie dotyczącą problemów celowo stworzonych w formie szkolnych ćwiczeń o zasady i działanie,a nie tylko treści i wiedz.
2009-06-05 10:08:35
Punktem wyjścia tego artykułu jest przekonanie, iż rzeczywistą podstawą funkcjonowania demokracji jest istnienie społeczeństwa obywatelskiego, czyli pozapaństwowej infrastruktury społecznej, która dzięki swym formom organizacyjnym (o różnym stopniu sformalizowania) umożliwia zarówno prezentowanie najróżniejszych grupowych interesów, jak i komunikację pomiędzy poszczególnymi grupami, a także pomiędzy tymi grupami a władzą. Bez tak rozumianego społeczeństwa obywatelskiego demokracja jest tylko niewiele znaczącym systemem formalnych zasad sprawowania władzy (sposobu przeprowadzania wyborów, reguł działania instytucji itp.). Z drugiej zaś strony, społeczeństwo obywatelskie bez demokratycznych form decydowania o władzy jest niepełne i pozbawione rzeczywistego znaczenia.
Z politycznego punktu widzenia (a więc punktu widzenia władzy) waga istnienia społeczeństwa obywatelskiego sprowadza się, najogólniej mówiąc, do utrzymania stabilności systemu, bez której ustrój demokratyczny nie może na dłuższą metę funkcjonować. “Gęsta” tkanka społeczna stanowi zarówno warunek trwałej legitymizacji władzy, jak i warunek wyrobienia sobie w miarę klarownego poglądu na interesy społeczne, bez czego trudno o racjonalne prowadzenie polityki. Taka polityczna rola społeczeństwa obywatelskiego jest możliwa dlatego, że zaspokaja ono potrzeby obywateli na bardzo różnych poziomach: w wymiarze psychologicznym (np. poczucie zakorzenienia), społeczno-ekonomicznym (np. obrona interesów grupowych, mniejszościowych, wspólne zaspokajanie potrzeb) czy politycznym (np. możliwość bezpośredniej aktywności w sferze publicznej, realnego uczestniczenia w grze politycznej na zasadzie “wzmacniania głosu jednostki”).
Stopień rozwoju społeczeństwa obywatelskiego można “mierzyć” ilością, siłą i realnymi możliwościami działania inicjatyw społecznych oraz stopniem rozwoju ich wzajemnych relacji tak w formie struktur poziomych jak i pionowych. Natomiast obowiązujące przepisy prawne, tzn. formalne możliwości zaistnienia takiego ruchu, niewiele mówią o jego rzeczywistym znaczeniu. Bowiem, jak słusznie zauważył Lech Falandysz, “samo podobieństwo tych przepisów do uregulowań obowiązujących w państwach demokratycznych może wprowadzić w błąd. Rzeczywistego zakresu wolności stowarzyszania się w Polsce nie da się ustalić w oderwaniu od historii”, a także, należałoby dodać, od realnej aktywności społecznej.
“Chciałoby się powiedzieć – pisał w Krytyce Włodzimierz Wesołowski – że upaństwowione dotąd społeczeństwo uobywatelnia się zbyt powoli, pozostając w dużym stopniu anonimową masą”. To, oczywiste dość, stwierdzenie domaga się wyjaśnień, bowiem powiedzenie, że “powody takiego stanu są zapewne proste: zaabsorbowanie ludzi zaspokajaniem elementarnych potrzeb ekonomicznych, oświatowych, zdrowotnych” nie wydaje się zadowalające. Nie można przecież wykluczyć, że ucieczka w prywatność była nie tyle przyczyną, co efektem niewytworzenia się form samoorganizacji społecznej.
Nadzieje i możliwości
Mniej więcej od czasu powstania Tymczasowej Rady NSZZ “Solidarność” (wrzesień 1986), która wyraźnie podkreślała prawo “grup społecznych do posiadania własnych zrzeszeń, związków i stowarzyszeń”, hasło to było podstawowym postulatem całej opozycji demokratycznej aż do obrad Okrągłego Stołu, do których pozycją wyjściową ze strony opozycji miało być trzypunktowe stanowisko Wałęsy zakładające “legalizację Solidarności, wolność stowarzyszeń i klubów politycznych oraz pakt antykryzysowy”.
Istotę tej koncepcji wyłożył Jacek Kuroń w artykule z 1988 roku “Krajobraz po bitwie”: “Zasadnicze znaczenie ma obecnie sfera oficjalna i półoficjalna, wszelkie spółdzielnie, spółki, samorządy, zwłaszcza lokalne, stowarzyszenia niezależne, oficjalnie uznawane wydawnictwa. Tu ruch ma szansę odzyskać swój masowy charakter (...). Co równie ważne, w ten sposób można radykalnie zwiększyć podmiotowość społeczeństwa, podjąć realnie budowę od podstaw ładu demokratycznego”.
Nie były to w tym momencie tylko marzenia. Od końca 1986 roku mamy do czynienia z wieloma próbami tworzenia jawnych i niezależnych inicjatyw stowarzyszeniowych. Powstają kluby polityczne z Klubem Politycznym “Dziekania” na czele, towarzystwa gospodarcze – Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe czy Warszawskie Towarzystwo Gospodarcze, rozpoczyna się walka o rejestrację Społecznego Towarzystwa Oświatowego i Stowarzyszenia Działaczy Samorządu Pracowniczego, startują różne związki akademickie. Do rejestracji większości z nich dochodzi pod koniec 1988 roku. 7 kwietnia 1989 roku (dwa dni po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu) zostaje uchwalona ustawa, która zapoczątkowała prawną transformację systemu – “Prawo o stowarzyszeniach”.
1. Ruch stowarzyszeniowy
Prawna możliwość działania stowarzyszeń spowodowała masową rejestrację inicjatyw stawiających sobie najróżniejsze cele. Były wśród nich stowarzyszenia hobbystyczne i polityczne, charytatywne i samopomocowe, ogólnopolskie i lokalne. Sytuacja rozwijała się tak pomyślnie, że już we wrześniu 1989 roku na zorganizowanej z inicjatywy stowarzyszenia Solidarite France-Pologne konferencji mówiło się o ruchu stowarzyszeniowym. Optymizm ten zaowocował pół roku później powstaniem Biura Informacji o Fundacjach i Stowarzyszeniach oraz powstaniem miesięcznika Asocjacje. Równolegle powstawały banki danych o grupach samopomocy (w tym jeden działający w ramach Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie).
Masowe powstawanie stowarzyszeń, umocowane w ideologii Solidarności, oraz doświadczenia krajów zachodnich skłaniały do podejmowania prób powołania ogólnopolskiego ruchu stowarzyszeniowego, który mógłby w sprzyjających okolicznościach spełniać rolę czynnika ukierunkowującego zmiany systemowe w stronę silnego społeczeństwa obywatelskiego.
16-18 grudnia 1990 roku odbyła się konferencja, której współgospodarzami byli Senat RP, Ministerstwo Pracy, Komitet Łączności Organizacji Pozarządowych przy Radzie Europy i Międzynarodowa Rada Pomocy Społecznej. Zaproszeni goście byli zgodni (podobne oczekiwania mieli zresztą przedstawiciele rządu i parlamentu), że konieczne jest wyłonienie reprezentacji organizacji społecznych, mogących realnie wpływać na procesy legislacyjne, być partnerem dla rządu. Jednak różnice wśród przedstawicieli NGO były tak duże, że nie udało się nawet opracować wspólnego oświadczenia. Mimo to wiosną 1991 roku, w efekcie aktywności niektórych organizacji obecnych na konferencji w Senacie oraz lokalowej i technicznej pomocy Centrum Informacji i Dokumentacji Rady Europy, powstał pomysł utworzenia Krajowej Rady Organizacji Pozarządowych. Równolegle, w wyniku ustaleń podjętych na seminarium “Fundacje polskie – rzeczywistość i perspektywy”, zorganizowanej m.in. przez Fundację im. Stefana Batorego i Fundację Francja (Jadwisin 21-24 III 1991), rozpoczęto prace nad powołaniem Forum Fundacji Polskich. Podjęto również próbę zorganizowania przy Urzędzie Rady Ministrów, dzięki środkom finansowym z PHARE, biura informacyjnego, którego celem byłaby koordynacja działań i pomoc w powstawaniu civil society w Polsce.
Jeżeli do tego dodamy jeszcze próby zorganizowania biur koordynujących działalność ruchów ekologicznych, grup samopomocowych czy kontrkulturowych to zobaczymy ogromny wysiłek, jaki został włożony w budowanie poziomych struktur społeczeństwa obywatelskiego. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, iż inicjatywy te praktycznie zawisły w próżni. Ruch stowarzyszeniowy dawno stracił już swoją dynamikę. Wiele z zarejestrowanych stowarzyszeń nie rozpoczęło w ogóle działalności, część wegetuje siłą rozpędu. Pozostałe, dość prężnie działające organizacje (głównie zresztą w dziedzinie pomocy społecznej) nie wydają się wystarczającą siłą, aby ich reprezentacja stała się znaczącym elementem nowego ładu demokratycznego.
2. Rady
Nie stały się nią również inne formy samoorganizacji, które mogły w sprzyjających okolicznościach stać się pozapaństwową siłą transformacji. Potencjalnie rolę taką w Polsce końca lat osiemdziesiątych mogły spełnić samorządy pracownicze lub (i) komitety obywatelskie.
Istotne znaczenie samorządów pracowniczych jako struktur występujących przeciw systemowi realnego socjalizmu ujawniło się w Polsce i na Węgrzech 1956 roku, w Czechosłowacji 1968 czy Polsce lat 1980-81. Jednak w trakcie przemian systemowych zapoczątkowanych w roku 1989 nie odegrały one praktycznie żadnej roli. Było to efektem upadku w społeczeństwie mitu, który był siłą napędową ruchu samorządów w roku 1981. Mitu, który widział w demokracji przemysłowej nie tylko skuteczną drogę walki z biurokracją partyjną, ale też alternatywę dla kapitalizmu. W roku 1989 dla przedstawicieli Stowarzyszenia Działaczy Samorządów Pracowniczych było oczywiste, że reprezentanci załóg nie chcą nawet myśleć o przejmowaniu zakładów.
Główną przyczyną takiego stanu rzeczy był fakt, iż funkcjonujące samorządy pracownicze, nawet te niezależne i rzeczywiście działające (obliczano je na kilkaset w skali kraju), zdominowane były przez kadrę techniczną, nastawioną bardziej na strukturalne zmiany w przedsiębiorstwie niż na rozwiązywanie spraw ogólnospołecznych. Ośmioletnie funkcjonowanie w niedemokratycznym otoczeniu spowodowało ich wmontowanie – jako swoistej legalnej opozycji – w istniejący system. Rady przejmowały w części funkcję niezależnego związku zawodowego, walczyły dyskretnie o drobne sprawy. Sukcesy były więc ograniczone, a w każdym razie nie na tyle spektakularne, by ta forma działania zyskała powszechną społeczną akceptację.
Z drugiej strony, elity opozycji odrzuciły ideę częściowej nawet partycypacji załóg jako przeżytek komunizmu. Mit rozwiązań liberalnych jako cudownego lekarstwa na wszystkie bolączki postkomunistycznego społeczeństwa spowodował, że pojawiające się w różnych enuncjacjach programowych pojęcie “społecznej gospodarki rynkowej” nie nabrało nigdy konkretnego znaczenia. Odłożenie przez postsolidarnościowe elity, tradycyjnie związane z lewicą, swoich poglądów “na potem” zablokowało wszelkie znaczące próby wprowadzania takich rozwiązań jak akcjonariat pracowniczy. Równocześnie dążenie do rozbicia spółdzielczych monopoli mocno zahamowało potencjalny rozwój spółdzielczości. W dogmatycznym dążeniu do “prawdziwego kapitalizmu” przegoniliśmy najbardziej rozwinięte kraje Zachodu, o czym wyraźnie świadczy brak tzw. trzeciego sektora w naszej gospodarce.
Większy wpływ na dokonujące się przemiany miała inna forma rad. Były nią spontanicznie i masowo powstające komitety obywatelskie. W zasadzie powoływano je w celu przygotowania kampanii wyborczej do Sejmu, ale też od samego początku stały się czymś więcej – formą “drugiej władzy” w terenie. Ich potencjalną rolę można by, przy świadomości wszystkich różnic, przyrównać do roli paryskich sekcji czy klubów ludowych w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Po zwycięstwie w czerwcu 1989 roku ruch komitetów był znaczną, daleką od jasnych konotacji politycznych, siłą społeczną na rzecz przemian systemowych.
Decyzja KKW NSZZ “Solidarność” o rozwiązaniu komitetów wojewódzkich bardzo osłabiła ten ruch. Wiele komitetów nie mających oparcia, chociażby informacyjnego, w wyższych strukturach, po prostu zaprzestało działalności. Inne, łącznie z niektórymi formalnie rozwiązanymi komitetami wojewódzkimi, dla swych działań szukało nowej formuły (np. przekształcając się w stowarzyszenia lokalne). Ponowne organizowanie ruchu komitetów przed wyborami do samorządów terytorialnych miało już bardziej lokalny charakter. Powstawały komitety konkurencyjne, często o sprecyzowanej opcji politycznej. W wyniku wyborów samorządowy ruch komitetów został pozbawiony kadry działaczy, a same komitety połączyły się personalnie z nową władzą w terenie. Działania polityczne “na górze” zmusiły je zresztą do opowiedzenia się po określonej stronie powstającej nowej sceny politycznej. Komitety zakończyły swoją niewypełnioną funkcję systemotwórczą przekształcając się w związek stowarzyszeń o niewielkim politycznym znaczeniu.
3. Związek zawodowy
Do systemotwórczej roli predestynowany był również NSZZ “Solidarność”, który siłą tradycji i społecznego poparcia mógł w sposób znaczący decydować o politycznych rozwiązaniach nowego systemu. Jednak nie był to już taki sam związek jak w 1980 roku. Wynikało to przede wszystkim z faktu, iż zmiany w Polsce nie były bezpośrednim następstwem strajkowego zwycięstwa. Strajki w maju i sierpniu 1988 roku zakończyły się poczuciem klęski. Komitety strajkowe, złożone w dużej części z energicznych młodych ludzi, niezwiązanych ze starą strukturą Solidarności, nie przekształciły się w dynamiczne struktury relegalizowanego Związku. Nowa struktura Solidarności powstawała odgórnie, częściowo mocą arbitralnych decyzji Lecha Wałęsy. Wypracowywana w ten sposób polityka była polityką elit. Musiało się to odbić zarówno na aktywności, jak i liczebności Związku.
Wielkie znaczenie dla przyszłości Solidarności miało otwarcie parasola nad polityką gospodarczą rządu. Było to bezwarunkowe poparcie – program Balcerowicza został zaakceptowany, zanim znane były do końca jego założenia. Można więc powiedzieć, że Związek w zasadzie sam, dobrowolnie, zrezygnował z wpływu na dokonujące się zmiany. Spowodowało to nie tylko ograniczenie znaczenia Związku, ale i dodatkowo go osłabiło. Z dużymi trudnościami Solidarność próbuje obecnie wrócić na scenę (udział w wyborach parlamentarnych, marsz protestacyjny 24 kwietnia 1992 r.itp.). Jednak w obliczu słabości rządu i sił politycznych można przewidywać, że odegra jeszcze, mimo stosunkowej słabości i wewnętrznej niejednolitości, znaczącą rolę.
Przeszkody i utrudnienia
1. Trudności z wyartykułowaniem się interesów grupowych
Tworzenie się nowej struktury czy infrastruktury społecznej związane jest bezpośrednio z ujawnianiem się interesów grupowych oraz z ich instytucjonalizacją. Brak społeczeństwa obywatelskiego w Polsce do roku 1989 wiązał się z odgórnym organizowaniem społeczeństwa w struktury niezależne od interesów poszczególnych grup, a czasem wręcz im przeciwne. Spowodowało to wykształcenie się szczególnego rodzaju interesu integrującego większość społeczeństwa. Była nim potrzeba obalenia krępującego systemu. Dominujący podział na “my” – społeczeństwo i “oni” – władza w dodatkowy sposób zacierał, i tak już niejasne z uwagi na ograniczenia artykulacyjne, różnice.
Idealnym przykładem tej sytuacji była Solidarność w latach 1980-1981. Wspólnota celu głównego i dychotomiczne widzenie konfliktu pozwalało na minimalizowanie sporów wewnętrznych. Również powstanie “drugiego społeczeństwa”, czyli tworzenie się niezależnych – tajnych, półoficjalnych i walczących o legalność inicjatyw i instytucji, opierało się na interesach aksjologicznych. Głównym celem klubów politycznych, towarzystw gospodarczych, ruchu samorządów pracowniczych, towarzystw oświatowych było przełamanie monopolu państwa w polityce, gospodarce czy oświacie, co dopiero miało umożliwić realizację zasadniczego pomysłu. W większości tych inicjatyw wizja szczegółowych rozwiązań daleka była od konkretyzacji.
Wbrew powszechnym nadziejom przemiany polityczne końca lat osiemdziesiątych nie wyzwoliły mechanizmów artykułowania się realnych interesów grupowych, a co za tym idzie, nie wytworzyły ich instytucjonalnych form. Przyczyn jest wiele.
Niezwykle ważnym jest fakt, że rozpad jednolitego ruchu przeciwko krępującemu społeczeństwo systemowi nastąpił, zanim ujawniły się sprzeczne interesy poszczególnych grup społecznych. Był wynikiem walki elit politycznych o dostęp do władzy. Odwołały się one znów do interesów aksjologicznych. Opozycja postsolidarnościowa podzieliła się najpierw ze względu na konflikt między pragmatyzmem i drogą kompromisów a wiernością tradycji (“Solidarność” i “Solidarność 80”), a następnie ze względu na sposób pojmowania polityki – akcentując bądź działanie w ramach prawa, bądź pozakonstytucyjny pragmatyzm (Unia Demokratyczna i Porozumienie Centrum). Natomiast nie doszło do naturalnego podziału na związek zawodowy i ruch polityczny (podział ten dokonywał się żywiołowo poprzez stopniowe wysysanie przez elity polityczne praktycznie całej siły Związku). Podzielona w ten sposób scena polityczna nie tylko nie ułatwia, lecz wręcz utrudnia artykułowanie interesów. Prawie każde z ugrupowań politycznych ciągle jeszcze usiłuje reprezentować interesy wszystkich grup.
Znaczenie podstawowe ma również niestabilność warunków. W ciągle zmieniającej się sytuacji także interesy grup społecznych i środowisk nie są stabilne. Spektakularnym przykładem jest powstawanie i obumieranie stowarzyszeń grupujących ludzi o wyraźnych interesach cząstkowych – kioskarzy, działkowców, kupców ulicznych. Były one nastawione wyłącznie na rozwiązanie konkretnej sytuacji kryzysowej (w obliczu rozwiązania RSW, ataku na ogródki działkowe, akcji oczyszczania ulic z nielegalnych handlarzy). Zmienność sytuacji prawnej i gospodarczej powoduje, iż poza sytuacją kryzysową grupy te nie znajdują dostatecznych, tworzących wspólną więź interesów.
Kolejną przyczyną trudności wyartykułowania się interesów grupowych jest brak liderów. Odpływ ludzi o talentach organizacyjnych z działalności społecznej ku polityce, na stanowiska urzędnicze czy do biznesu znacznie ograniczył możliwości kadrowe organizacji społecznych. A przecież i przedtem takich ludzi nie było zbyt wielu, w początkowym boomie stowarzyszeniowym nie było rzadkością jednoczesne uczestnictwo działacza w kilku inicjatywach naraz. Równocześnie przechodzenie liderów do administracji państwowej często wiąże ręce organizacjom, z których się wywodzą. Nie jest przecież rzadkością, że związki zawodowe muszą negocjować z urzędnikiem, który jeszcze do niedawna był ich szefem.
Na przeszkodzie artykułowaniu interesów zbiorowych stoi ideologiczna dominacja myśli neoliberalnej, z jej – ostro przeciwstawianymi działaniom zbiorowym – zasadami indywidualizmu i konkurencji.
2. Trudności organizacyjne
Podstawowym powodem słabości organizacyjnej nowo powstających stowarzyszeń są finanse. Biedniejące społeczeństwo nie jest w stanie (np. ze składek członkowskich) sfinansować szerszej działalności społecznej. Słabość sektora prywatnego, brak tradycji oraz zawiłe przepisy podatkowe utrudniają zdobycie prywatnych dotacji. Nie należy również zbyt wiele oczekiwać po działalności gospodarczej podejmowanej przez organizacje, która przy istniejącej recesji, braku kapitałów zakładowych i braku wolontariuszy o wystarczających kwalifikacjach i dysponujących wolnym czasem nie może mieć wystarczającego znaczenia. Pozostają więc tylko fundusze rządowe oraz pomoc zagraniczna. Nie wnikając w zasady dystrybucji tych – wcale nie małych – pieniędzy czy wyznaczania celów, na jakie są przeznaczane, trzeba powiedzieć, że ogranicza to samodzielność organizacji społecznych, przyczyniając się do przesunięcia działalności NGO w sfery wyznaczone przez władzę czy instytucje zachodnie.
Trudności organizacyjne wynikają również z faktu, iż na powstającą oddolnie strukturę społeczeństwa obywatelskiego nakładają się zarówno instytucje społeczne będące kontynuacją stowarzyszeń finansowanych przez państwo w czasach realnego socjalizmu, jak i pseudospołeczne fundacje, które zostały utworzone z funduszy rządowych. Konkurencja z tymi organizacjami, posiadającymi kadrę opłacanych działaczy, lokale, rozbudowane kontakty (np. z organizacjami zachodnimi), jest dla małych, spontanicznych, dopiero startujących inicjatyw praktycznie niemożliwa.
Jednak najważniejszym powodem słabości organizacji społecznych jest po prostu nieskuteczność ich działań. Tradycyjne metody stosowane dotychczas przez opozycję straciły w zasadzie rację bytu. Pozaprawne kanały artykulacji, jak manifestacje czy strajki, nie dają pożądanych rezultatów. Jednocześnie konstytucyjne metody reprezentacji interesów są nieskuteczne. W parlamencie dominują partie, programowo odrzucające partykularny punkt widzenia zgodny z interesami poszczególnych grup społecznych. Stąd zapewne tak wiele komitetów wyborczych tworzonych było przez stowarzyszenia, które nawet przy dużych zbieżnościach programowych (np. Stowarzyszenie Właścicieli i Unia Polityki Realnej) nie chciały oddać reprezentowania swoich interesów partiom politycznym. Klęska wyborcza tych ugrupowań (począwszy od zielonych, a skończywszy na związku policjantów) wykazała niemożliwość i tej formy walki o swoje.
Tak oto dochodzimy do symptomatycznej decyzji Związku Bezdomnych, dużej i zdawałoby się w dobie kryzysu mieszkaniowego niezbędnej organizacji, która rozwiązała się z powodu nieskuteczności podejmowanych działań.
Perspektywa społeczeństwa obywatelskiego
W tekście “Ideały społeczeństwa obywatelskiego. Chrześcijańska tradycja i społeczne postawy” Ireneusz Krzemiński odtworzył zasadnicze wątki idei społeczeństwa obywatelskiego, które uznać można za reprezentatywne dla głównego nurtu opozycji solidarnościowej. W analizie tej znalazła się również teza, która wydaje się niezwykle ważna z punktu widzenia tematu niniejszego szkicu: “Tak zarysowany ideał społeczeństwa obywatelskiego, zasadniczo niesprzeczny z tradycją chrześcijańskiej Europy, paradoksalnie bliższy jest amerykańskiemu wcieleniu ładu demokratycznego.” (J.Krzemiński, 1988, s. 78.)
Amerykański sposób budowania społeczeństwa obywatelskiego, oparty na niezależności od państwa, wynikał w dużej mierze z ograniczonych możliwości (głównie z uwagi na ogromny obszar terytorialny) oddziaływania władzy centralnej. Voluntary associations, tak wysoko cenione przez de Tocqueville’a, rozwijały się zupełnie swobodnie, mimo iż zostały zalegalizowane dopiero w roku 1886, czyli 55 lat po jego amerykańskiej podróży. Ich znaczenie, zarówno w wymiarze lokalnym, jak i ogólnokrajowym, było ogromne. Równoległość procesu powstawania państwa i społeczeństwa obywatelskiego dawała temu ostatniemu naturalną niezależność, zwiększała rolę organizacji pozarządowych.
Odmienny model ukształtował się we Francji. Zwycięstwo tendencji centralistycznych w rewolucji, a następnie jej upadek, spowodowały, iż głównym motorem zmian stała się biurokracja państwowa. Co prawda, odbywało się to pod wpływem nacisków oddolnych (tajne stowarzyszenia, kolejne bunty i rewolucje), ale realizowane było odgórnymi decyzjami. Pomimo że na przełomie XIX i XX w. we Francji zarejestrowanych było ok. 45 tys. zrzeszeń, to jeszcze w latach pięćdziesiątych nie odgrywały one praktycznie żadnej roli politycznej. Istotna zmiana nastąpiła dopiero w latach siedemdziesiątych. Jednak i tak rola państwa, chociażby w rozdzielaniu celowych dotacji, jest nadal ogromna.
Zasadnicza różnica między powolnym wywalczaniem sobie od państwa obszaru wolności społeczeństwa obywatelskiego a pozostawieniem tego pola dla swobodnego zagospodarowania zasadza się głównie na odmiennych kosztach społecznych tych dwóch wariantów. Widać to dość wyraźnie na przykładzie zakazu stowarzyszania się, który wprowadzono na początku XIX wieku w krajach Europy. W Wielkiej Brytanii obowiązywał on do 1824 roku, podczas gdy we Francji formalnie do końca wieku. Nie pozostało to bez wpływu na formy ewolucji systemów polityczno-społecznych w tych krajach. W Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii rozwój społeczny przebiegał spokojniej niż we Francji, która okupiła ten zakaz pasmem rewolucji i buntów.
Wbrew deklaracjom, a zapewne i chęciom, dawnej opozycji solidarnościowej – transformacja systemowa realizowana jest wedle modelu francuskiego. Zmiany mają charakter odgórny, są dokonywane bez pomocy, a czasem i bez zgody sił społecznych, przy równoczesnym mniej lub bardziej jawnym hamowaniu niezależnej inicjatywy oddolnej. Państwowe, nakazowe wprowadzanie liberalnej wizji nowego systemu wydaje się drogą najgorszą z możliwych. Utrudnia ono nie tylko tworzenie się zgodnej z rzeczywistymi potrzebami infrastruktury społecznej, a co za tym idzie, prowokuje tendencje do coraz bardziej niedemokratycznych rozwiązań, ale także generuje sytuację długotrwałego konfliktu, w którym państwo i jego agendy są stroną.
Administracja państwowa nie tylko nie stara się rezygnować z konieczności podejmowania decyzji w sprawach drugorzędnych, ale próbuje obejmować swoim wpływem coraz szersze dziedziny życia. Generuje w ten sposób dodatkowe konflikty (np. problemy związane z wprowadzeniem religii do szkół). Wydaje się to błędne zarówno z punktu widzenia władzy, jak i społeczeństwa. Oddanie jak największych obszarów życia społecznego w miarę swobodnej grze interesów, umożliwienie instytucjonalizacji konfliktów w ramach społeczeństwa obywatelskiego (gdzie państwo pełniłoby co najwyżej funkcję arbitra) dawałoby władzy szansę zajęcia się w większym stopniu sprawami ogólnymi. Zgoda na różnorodność rozwiązań (np. w kwestii prywatyzacji), decentralizacja (m.in. przekazywanie coraz większych uprawnień samorządom lokalnym i ich porozumieniom) może również wyzwolić zupełnie nowe pokłady aktywności społecznej, co w sumie zdaje się być jedyną nadzieją na sprawne kontynuowanie reform.