"Wszyscy Cię szukają" - zameldowali uczniowie z Szymonem Piotrem na czele, w gdy w końcu znaleźli Jezusa modlącego się na miejscu pustynnym. Być może w był w tym krótki zdaniu pewien wyrzut, że Chrystus nie wykorzystuje należycie istniejącej sytuacji. Zamiast zbierać śmietankę popularności, na którą uczciwie zasłużył uzdrawiając i wyzwalając licznych chorych oraz opętanych (uleczył nawet teściową Piotra), Jezus ucieka, chowa się gdzieś po pustkowiach, a złym duchom, które wiedzą kim jest, zabrania mówić.
Wydaje się zjawiskiem normalnym, że ktoś, kto podejmuje publiczną działalność, staje się też w jakimś sensie publiczną własnością. Tłumy uważają, że mają do niego prawo. Jeśli ktoś jest sprytny, może ze swej popularności uczynić sposób na życie. Chrystus robi coś dokładnie odwrotnego. Nie chce być kimś, kogo w dzisiejszych czasach nazywamy "celebrytem".
Jezus ucieka nie tylko przed tanią popularnością i fałszywym rozumieniem Jego misji na ziemi. Wygląda na to, że unika również pewnego rodzaju ludzkiej wdzięczności. Nie chce widowiskowych podziękowań. Nie chce akademii organizowanych na swą cześć. Nie chce być fetowany niczym sportowiec, który wraca z mistrzostw z medalem. Dlaczego? Czy to tylko wrodzona skromność?
"Chrystus uciekając przed krzykliwymi i hałaśliwymi podziękowaniami ludzkimi, chciał nas nauczyć tego, żebyśmy także umieli rezygnować z tego rodzaju ludzkiej wdzięczności" - wyjaśnia jeden z polskich biblistów. "Czyńmy dobro ludziom bez oglądania się na to, czy nam podziękują czy nie, a tym bardziej bez czekania na wdzięczność". Biblista doradza, abyśmy żyli zawsze tą wiarą, że za wszelkie dobro wyświadczone innym podziękuje nam w sposób najbardziej doskonały sam Bóg. "To będzie najwspanialsza i właściwa wdzięczność, bo pochodząca od samego Boga" - wyjaśnia.
Ludzie dość często (czasami nawet księża) lekceważąco traktują słowa "Bóg zapłać". Mówią "Mam tej waluty cały worek za szafą". Tymczasem te słowa podziękowania mają głęboki sens. I są walutą, która nie straci wartości w żadnym kryzysie. Pisał to mój katecheta
"Wszyscy Cię szukają" - zameldowali uczniowie z Szymonem Piotrem na czele, w gdy w końcu znaleźli Jezusa modlącego się na miejscu pustynnym. Być może w był w tym krótki zdaniu pewien wyrzut, że Chrystus nie wykorzystuje należycie istniejącej sytuacji. Zamiast zbierać śmietankę popularności, na którą uczciwie zasłużył uzdrawiając i wyzwalając licznych chorych oraz opętanych (uleczył nawet teściową Piotra), Jezus ucieka, chowa się gdzieś po pustkowiach, a złym duchom, które wiedzą kim jest, zabrania mówić.
Wydaje się zjawiskiem normalnym, że ktoś, kto podejmuje publiczną działalność, staje się też w jakimś sensie publiczną własnością. Tłumy uważają, że mają do niego prawo. Jeśli ktoś jest sprytny, może ze swej popularności uczynić sposób na życie. Chrystus robi coś dokładnie odwrotnego. Nie chce być kimś, kogo w dzisiejszych czasach nazywamy "celebrytem".
Jezus ucieka nie tylko przed tanią popularnością i fałszywym rozumieniem Jego misji na ziemi. Wygląda na to, że unika również pewnego rodzaju ludzkiej wdzięczności. Nie chce widowiskowych podziękowań. Nie chce akademii organizowanych na swą cześć. Nie chce być fetowany niczym sportowiec, który wraca z mistrzostw z medalem. Dlaczego? Czy to tylko wrodzona skromność?
"Chrystus uciekając przed krzykliwymi i hałaśliwymi podziękowaniami ludzkimi, chciał nas nauczyć tego, żebyśmy także umieli rezygnować z tego rodzaju ludzkiej wdzięczności" - wyjaśnia jeden z polskich biblistów. "Czyńmy dobro ludziom bez oglądania się na to, czy nam podziękują czy nie, a tym bardziej bez czekania na wdzięczność". Biblista doradza, abyśmy żyli zawsze tą wiarą, że za wszelkie dobro wyświadczone innym podziękuje nam w sposób najbardziej doskonały sam Bóg. "To będzie najwspanialsza i właściwa wdzięczność, bo pochodząca od samego Boga" - wyjaśnia.
Ludzie dość często (czasami nawet księża) lekceważąco traktują słowa "Bóg zapłać". Mówią "Mam tej waluty cały worek za szafą". Tymczasem te słowa podziękowania mają głęboki sens. I są walutą, która nie straci wartości w żadnym kryzysie.
Pisał to mój katecheta