Zerwałam się dzisiaj zupełnie rano. Był taki piękny dzień, że wprost nie mogłam wytrzymać dłużej w łóżku! Ptaszki kwiliły na drzewach, wiał delikatny wietrzyk. Musiałam obejść podwórze i ogród, by nakarmić ptactwo. Było jednak tak ciepło, że nie założyłam ubrania dziennego, pozostając w porannym stroju.
Zresztą, kto mnie tu mógł zobaczyć? Już ciocia Telimena postarała się o to, bym była idealnie wyizolowana towarzysko. Jedynymi moimi kompanami było ptactwo i dzieci folwarczne. Podobno nie miałam ogłady towarzyskiej i tylko wstyd bym przynosiła, ale jak ja miałam ją nabyć? Od kaczek i gęsi? Inne panny w moim wieku chodziły na bale i inne przyjęcia, a ja? Aby te kury, kaczki, gęsi, kury, kaczki, gęsi... I tak do znudzenia! Och, co za życie!
Nakarmiwszy ptactwo, spacerowałam, podśpiewując od czasu do czasu. Było tak przyjemnie! W ogródku wszystko się zieleniło, było miłe dla oczu. Czuć było świerzy zapach powietrza, a delikatny wietrzyk muskał moją twarz. Chodziłam to tu, to tam, oglądając różne kąty. Patrzyłam, jak ptaszki radują się swoim lotem podniebnym, podfruwając w górę i w dół, najwyraźniej drocząc się ze mną. Chciałam je dogonić i złapać, ale były zbyt szybkie i pozostało mi tylko podziwianie ich lekkich ciał szybujących w powietrzu.
Potem musiałam wracać do swojego pokoju, by się ubrać. Przecież nie mogłam cały dzień chodzić tak ubrana! Poszłam przez ogród, zamyślona, uradowana pięknem przyrody i swoją nową sukienką, czekającą tam na mnie. Wpadłam, chwyciłam ją i zaczęłam przeglądać się w lustrze.Było mi w niej do twarzy, ale wtedy zobaczyłam tego mężczyznę! Stał w moim pokoju i patrzył się na mnie! Nie byłam przyzwyczajona do widoku mężczyzn, w ogóle nie byłam przyzwyczajona do widoku ludzi, tak więc uciekłam spłoszona.
Dopiero potem doszło do mnie, ze przystojny był to młodzieniec. Wysoki barczysty, silny. Ale cóż z tego skoro ja taka płocha? W wielkim świecie na pewno jest dużo innych, ktróre są lepszym materiałem na żonę.
Zerwałam się dzisiaj zupełnie rano. Był taki piękny dzień, że wprost nie mogłam wytrzymać dłużej w łóżku! Ptaszki kwiliły na drzewach, wiał delikatny wietrzyk. Musiałam obejść podwórze i ogród, by nakarmić ptactwo. Było jednak tak ciepło, że nie założyłam ubrania dziennego, pozostając w porannym stroju.
Zresztą, kto mnie tu mógł zobaczyć? Już ciocia Telimena postarała się o to, bym była idealnie wyizolowana towarzysko. Jedynymi moimi kompanami było ptactwo i dzieci folwarczne. Podobno nie miałam ogłady towarzyskiej i tylko wstyd bym przynosiła, ale jak ja miałam ją nabyć? Od kaczek i gęsi? Inne panny w moim wieku chodziły na bale i inne przyjęcia, a ja? Aby te kury, kaczki, gęsi, kury, kaczki, gęsi... I tak do znudzenia! Och, co za życie!
Nakarmiwszy ptactwo, spacerowałam, podśpiewując od czasu do czasu. Było tak przyjemnie! W ogródku wszystko się zieleniło, było miłe dla oczu. Czuć było świerzy zapach powietrza, a delikatny wietrzyk muskał moją twarz. Chodziłam to tu, to tam, oglądając różne kąty. Patrzyłam, jak ptaszki radują się swoim lotem podniebnym, podfruwając w górę i w dół, najwyraźniej drocząc się ze mną. Chciałam je dogonić i złapać, ale były zbyt szybkie i pozostało mi tylko podziwianie ich lekkich ciał szybujących w powietrzu.
Potem musiałam wracać do swojego pokoju, by się ubrać. Przecież nie mogłam cały dzień chodzić tak ubrana! Poszłam przez ogród, zamyślona, uradowana pięknem przyrody i swoją nową sukienką, czekającą tam na mnie. Wpadłam, chwyciłam ją i zaczęłam przeglądać się w lustrze.Było mi w niej do twarzy, ale wtedy zobaczyłam tego mężczyznę! Stał w moim pokoju i patrzył się na mnie! Nie byłam przyzwyczajona do widoku mężczyzn, w ogóle nie byłam przyzwyczajona do widoku ludzi, tak więc uciekłam spłoszona.
Dopiero potem doszło do mnie, ze przystojny był to młodzieniec. Wysoki barczysty, silny. Ale cóż z tego skoro ja taka płocha? W wielkim świecie na pewno jest dużo innych, ktróre są lepszym materiałem na żonę.
Ale, ale! Mój pamiętniku, muszę zmykać- ciocia woła!