Wymyśl i napisz bajkę dla mamy oraz wykonaj ilustracje.potrzebuję na teraz.z góry dziękuję. Ma to byc bajeczka o czymś co zainteresuje mamę o moich przygodach,o mnie itd
12pata
Czarodziejskie brzózki - moja wymyślona bajka Dawno,dawno temu, za siedmioma lasami i ośmioma górami, w wiosce żył wikliniarz Arnold z synem Mikołajem. Wyplatali co dzień po kilkanaście wiklinowych koszy, ich praca była ciężka. Pewnej nocy zdarzyło się nieszczęście, niespodziewanie zjawiła się zła wróżka i zniszczyła czarodziejską różdżką wszystkie piekne wyplecione kosze. Arnold i jego syn byli zrozpaczeni, łzy cisneły im się do oczu. Jednak nie poddali się, co dzień robili nowe kosze z nadzieją , że zły czar pryśnie. Rankiem okazało się, że były zniszczone. W końcu syn Arnolda wybrał się do pustelniks po pomoc. Pustelnik dał mu mądra rade, żeby do koszy wplódł gałązkę czarodziejskiej brzózki. Tak zrobili, ojciec wplótł je w kosze. W nocy znowu zjawiła się zła wróżka ze swoją czarodziejską różdżką. Chciała zniszczyć pracę wikliniarza, ale jej się nie udało. Gdy tylko dotkneła koszyka, nagle zmieniła się w drobniutki czarny pył. Ciężka praca Arnolda ocalała. Odtąd ojciec i syn szybko się wzbogacili, bo wszyscy chcieli posiadać jego piękne i niezwykłe kosze.
Pewnego razu dostałam propozycję nie do odrzucenia! Wyjazd nad morze w ramach zajęć dziennikarskich ! :) Ten obóz to spełnienie moich marzeń! Doskonała inwestycja na moją dziennikarską przyszłość. Dziennikarką chciałam zostać od kilku lat, więc ten obóz wydawał mi się oczywisty. "Zastanów się dobrze.. Na pewno na dziennikarski...?" Mama chyba mnie nie chciała wysłać. A ja jej od kilku lat drążyłam dziurę w brzuchu, że chcę właśnie na dziennikarski. Tylko w przeciągu ostatnich kilku lat takich właśnie nie organizowali.
Wyjechałam w drugim tygodniu wakacji, gdy zaczynał się drugi turnus. Był to strzał w dziesiątkę! Ogólnie było bardzo miło, ale nie byłam otoczona wianuszkiem koleżanek, ani sama również do takiegóż nie należałam. Chłopcy również się mną nie interesowali, co nawet przyjęłam z ulgą, nie miałam ochoty na wakacyjną miłość, a w miłość na odległość również nie wierzyłam. Oprócz pisania w gazetach nasz obóz polegał na przeprowadzaniu sond wśród ludzi w mieście. Było to duże miasto, więc problemu nie było... Nawet rzadko się zdarzało, by dwie osoby z naszego obozu natrafiły na tę samą osobę w ciągu jednego dnia, gdyż każdy był w innej części miasta.
Zadałam kilku osobom pytania, a dobrze mi się z nimi rozmawiało. Dobrze, że jestem komunikatywna, jak mi to powtarzają krewni. Tak... Tego dnia było mi to bardzo przydatne. Przeciskałam się wśród wszystkich ludzi szukając jakiegoś mniej zaludnionego miejsca, by spokojnie kogoś przepytać. Było mi bardzo cieżko z dyktafonem i małym mikrofonkiem, i tymi wszystkimi kartkami, a na dodatek bardzo bałam się kradzieży. Że też mnie właśnie posłali na tę ulicę. Ktoś równie szybko jak ja próbował się przecisnąć i nieszczęśliwym trafem popchnął mnie. Nawet nie przeprosił, nie pomógł, tylko pognał dalej. No i ten, mój dżentelmen pomógł mi wstać. Miał piękne oczy i był opalony na śliczny kolor.
O takim facecie zawsze marzyłam. Uśmiechnęłam się miło i znalazłam pretekst, by z nim porozmawiać... Oczywiście, sonda.
Później wszystko samo się potoczyło, a nawet okazało się, że mieszkamy w miastach położonych obok siebie. Więc wakacyjna miłość nie minęła, a nie jest ona nawet na odległość.
Pewnego razu dostałam propozycję nie do odrzucenia! Wyjazd nad morze w ramach zajęć dziennikarskich ! :) Ten obóz to spełnienie moich marzeń! Doskonała inwestycja na moją dziennikarską przyszłość. Dziennikarką chciałam zostać od kilku lat, więc ten obóz wydawał mi się oczywisty. "Zastanów się dobrze.. Na pewno na dziennikarski...?" Mama chyba mnie nie chciała wysłać. A ja jej od kilku lat drążyłam dziurę w brzuchu, że chcę właśnie na dziennikarski. Tylko w przeciągu ostatnich kilku lat takich właśnie nie organizowali.
Wyjechałam w drugim tygodniu wakacji, gdy zaczynał się drugi turnus. Był to strzał w dziesiątkę! Ogólnie było bardzo miło, ale nie byłam otoczona wianuszkiem koleżanek, ani sama również do takiegóż nie należałam. Chłopcy również się mną nie interesowali, co nawet przyjęłam z ulgą, nie miałam ochoty na wakacyjną miłość, a w miłość na odległość również nie wierzyłam. Oprócz pisania w gazetach nasz obóz polegał na przeprowadzaniu sond wśród ludzi w mieście. Było to duże miasto, więc problemu nie było... Nawet rzadko się zdarzało, by dwie osoby z naszego obozu natrafiły na tę samą osobę w ciągu jednego dnia, gdyż każdy był w innej części miasta.
Zadałam kilku osobom pytania, a dobrze mi się z nimi rozmawiało. Dobrze, że jestem komunikatywna, jak mi to powtarzają krewni. Tak... Tego dnia było mi to bardzo przydatne. Przeciskałam się wśród wszystkich ludzi szukając jakiegoś mniej zaludnionego miejsca, by spokojnie kogoś przepytać. Było mi bardzo cieżko z dyktafonem i małym mikrofonkiem, i tymi wszystkimi kartkami, a na dodatek bardzo bałam się kradzieży. Że też mnie właśnie posłali na tę ulicę. Ktoś równie szybko jak ja próbował się przecisnąć i nieszczęśliwym trafem popchnął mnie. Nawet nie przeprosił, nie pomógł, tylko pognał dalej. No i ten, mój dżentelmen pomógł mi wstać. Miał piękne oczy i był opalony na śliczny kolor.
O takim facecie zawsze marzyłam. Uśmiechnęłam się miło i znalazłam pretekst, by z nim porozmawiać... Oczywiście, sonda.
Później wszystko samo się potoczyło, a nawet okazało się, że mieszkamy w miastach położonych obok siebie. Więc wakacyjna miłość nie minęła, a nie jest ona nawet na odległość.