Definicji zakupoholizmu na próżno szukać. Można jedynie wnioskować, iż jest to uzależnienie od kupowania. Zilustrować można to w następujący sposób: konsument wchodzi do sklepu z krótką listą zaplanowanych zakupów, a wychodzi z wózkiem wypełnionym rozmaitymi nieplanowanymi wcześniej produktami. Wiadome jest, że współczesny człowiek wykonuje zakupy aby odżywiać się, ubierać, wyposażać w środki higieny czy też medykamenty.
Jednakże to są podstawowe artykuły, inaczej artykuły pierwszej potrzeby. W społeczeństwie konsumpcyjnym, jakim niewątpliwie jesteśmy, nikt nie poprzestaje na artykułach pierwszej potrzeby. Nawet gdybyśmy chcieli to sklepy nam na to nie pozwolą. Polska po wyzwoleniu z wpływów Związku Radzieckiego otworzyła swoje granice. Napływ towarów z zachodu, powstanie prywatnych przedsiębiorstw produkcyjnych, możliwość nieograniczonego przywożenia na własną rękę dóbr sprawiły, że staliśmy się pożądanymi konsumentami. Jak grzyby po deszczu powstają sieci handlowe, markety czy też ostatnio modne galerie. Kilku tysięczne miasta również zalewa fala ładnych i miłych dla oka sklepów wielkopowierzchniowych. Moda na rodzinne wyjścia do galerii wrosła już na tyle, że zamiast spędzić rodzinny weekend w otoczeniu przyrody, kultury czy sztuki jedziemy na zakupy. Spędzamy cały wolny czas, oddając się zakupom oraz przesiadując w restauracjach.
Niestety nie ma reguły, która mówiła by że to tylko kobiety czy też młodzież ulega takiemu trendowi. Jak wykazują badania, w USA jedna osoba na dwadzieścia jest zakupoholikiem. Wbrew obiegowym opiniom, mężczyźni są skłonni w podobnym stopniu jak kobiety wykorzystywać do końca możliwości swoich kart kredytowych. Kupują wtedy wiele niepotrzebnych przedmiotów, a potem tego gorzko żałują. Nie jest to trudne: po prostu twoja karta kredytowa w magiczny sposób wysuwa się z twojego portfela, ląduje w rękach kasjera... i voila, zrobione!
Ale aby zakupoholizm mógł zaistnieć musi być spełnione kilka warunków. Niewątpliwie działa tutaj psychologia. Supermarkety rozmieszczają produkty podstawowe – mleko, pieczywo, cukier, herbatę – w wielu miejscach i w miarę daleko od wejścia, tak aby konsument, który chce je nabyć, musiał przejść obok innych, narażając się na odpowiednie „pokusy”. Natomiast słodycze i gadżety umieszcza się zwykle blisko kasy, tak by rodzice stojący w kolejce mieli okazję ich zakupienia, aby uspokoić zniecierpliwione dzieci. Produkty rozmieszczane na półkach na wysokości oczu mają największe szanse zwrócenia na siebie uwagi. Także atmosfera w sklepie, odpowiednie skomponowanie koloru, dźwięku i zapachu stwarza przyjemną aurę, która zachęca klienta do dłuższego przebywania w sklepie i – w konsekwencji – do zwiększonych zakupów. Starannie dobrane jest oświetlenie, a przy relaksacyjnej muzyce zakupy stają się przyjemnością.
Bardzo ważny jest także powód nałogowego obkupowania się. I tutaj także psychologia dyktuje warunki. Kupujemy z konieczności (na zasadzie "kupuję, bo tego potrzebuję"), czy też z czystego hedonizmu ("kupuję, bo chcę właśnie tego"), niekiedy żeby być modnym ("kupuję bo chcę być na topie") lub, cytując psychoanalityków "kupuję żeby zastąpić tym coś, czego potrzebuję, lub czego mi brakuje w życiu, żeby poprawić sobie humor". Jak widać powodów jest wiele.
Kropką nad przysłowiowym „I” jest kwestia finansowania. Jedni uwielbiają ciężki od nadmiaru gotówki portfel, inni plastikowe cuda z paskiem magnetycznym, a są tacy konsumenci bez których stoiska ratalne żyć nie mogą. Dodatkiem jakże ważnym w każdym supermarkecie jest punkt ratalny. Zero kosztów, zero prowizji, raty bez odsetek... Jednym słowem RAJ. Produkt, który był nieosiągalny w jednej chwili staje się na wyciągnięcie ręki. Co prawda ktoś będzie musiał spłacić kredyt ale na chwilę obecną można sobie pozwolić na wielkie zakupy.
Zatem zakupoholizm to zjawisko skomplikowane, postępujące i najwyraźniej trudne do zahamowania. Podlega mu każdy, jeśli natomiast ktoś zechce stawić opór to reklama w mediach zrobi swoje.
Definicji zakupoholizmu na próżno szukać. Można jedynie wnioskować, iż jest to uzależnienie od kupowania. Zilustrować można to w następujący sposób: konsument wchodzi do sklepu z krótką listą zaplanowanych zakupów, a wychodzi z wózkiem wypełnionym rozmaitymi nieplanowanymi wcześniej produktami. Wiadome jest, że współczesny człowiek wykonuje zakupy aby odżywiać się, ubierać, wyposażać w środki higieny czy też medykamenty.
Jednakże to są podstawowe artykuły, inaczej artykuły pierwszej potrzeby. W społeczeństwie konsumpcyjnym, jakim niewątpliwie jesteśmy, nikt nie poprzestaje na artykułach pierwszej potrzeby. Nawet gdybyśmy chcieli to sklepy nam na to nie pozwolą. Polska po wyzwoleniu z wpływów Związku Radzieckiego otworzyła swoje granice. Napływ towarów z zachodu, powstanie prywatnych przedsiębiorstw produkcyjnych, możliwość nieograniczonego przywożenia na własną rękę dóbr sprawiły, że staliśmy się pożądanymi konsumentami. Jak grzyby po deszczu powstają sieci handlowe, markety czy też ostatnio modne galerie. Kilku tysięczne miasta również zalewa fala ładnych i miłych dla oka sklepów wielkopowierzchniowych. Moda na rodzinne wyjścia do galerii wrosła już na tyle, że zamiast spędzić rodzinny weekend w otoczeniu przyrody, kultury czy sztuki jedziemy na zakupy. Spędzamy cały wolny czas, oddając się zakupom oraz przesiadując w restauracjach.
Niestety nie ma reguły, która mówiła by że to tylko kobiety czy też młodzież ulega takiemu trendowi. Jak wykazują badania, w USA jedna osoba na dwadzieścia jest zakupoholikiem. Wbrew obiegowym opiniom, mężczyźni są skłonni w podobnym stopniu jak kobiety wykorzystywać do końca możliwości swoich kart kredytowych. Kupują wtedy wiele niepotrzebnych przedmiotów, a potem tego gorzko żałują. Nie jest to trudne: po prostu twoja karta kredytowa w magiczny sposób wysuwa się z twojego portfela, ląduje w rękach kasjera... i voila, zrobione!
Ale aby zakupoholizm mógł zaistnieć musi być spełnione kilka warunków. Niewątpliwie działa tutaj psychologia. Supermarkety rozmieszczają produkty podstawowe – mleko, pieczywo, cukier, herbatę – w wielu miejscach i w miarę daleko od wejścia, tak aby konsument, który chce je nabyć, musiał przejść obok innych, narażając się na odpowiednie „pokusy”. Natomiast słodycze i gadżety umieszcza się zwykle blisko kasy, tak by rodzice stojący w kolejce mieli okazję ich zakupienia, aby uspokoić zniecierpliwione dzieci. Produkty rozmieszczane na półkach na wysokości oczu mają największe szanse zwrócenia na siebie uwagi. Także atmosfera w sklepie, odpowiednie skomponowanie koloru, dźwięku i zapachu stwarza przyjemną aurę, która zachęca klienta do dłuższego przebywania w sklepie i – w konsekwencji – do zwiększonych zakupów. Starannie dobrane jest oświetlenie, a przy relaksacyjnej muzyce zakupy stają się przyjemnością.
Bardzo ważny jest także powód nałogowego obkupowania się. I tutaj także psychologia dyktuje warunki. Kupujemy z konieczności (na zasadzie "kupuję, bo tego potrzebuję"), czy też z czystego hedonizmu ("kupuję, bo chcę właśnie tego"), niekiedy żeby być modnym ("kupuję bo chcę być na topie") lub, cytując psychoanalityków "kupuję żeby zastąpić tym coś, czego potrzebuję, lub czego mi brakuje w życiu, żeby poprawić sobie humor". Jak widać powodów jest wiele.
Kropką nad przysłowiowym „I” jest kwestia finansowania. Jedni uwielbiają ciężki od nadmiaru gotówki portfel, inni plastikowe cuda z paskiem magnetycznym, a są tacy konsumenci bez których stoiska ratalne żyć nie mogą. Dodatkiem jakże ważnym w każdym supermarkecie jest punkt ratalny. Zero kosztów, zero prowizji, raty bez odsetek... Jednym słowem RAJ. Produkt, który był nieosiągalny w jednej chwili staje się na wyciągnięcie ręki. Co prawda ktoś będzie musiał spłacić kredyt ale na chwilę obecną można sobie pozwolić na wielkie zakupy.
Zatem zakupoholizm to zjawisko skomplikowane, postępujące i najwyraźniej trudne do zahamowania. Podlega mu każdy, jeśli natomiast ktoś zechce stawić opór to reklama w mediach zrobi swoje.