"To nie powinno się wydarzyć" Opisać swój nieudany, niefortunny dzień! (może to być wymyślony lub prawdziwy dzień) ma to być min. A5
z góry dziękuje daje naj. ;*
pannaKa
Od samego rana miałam strasznego pecha. Kiedy wstałam o siódmej rano, okazało się, że mam strasznie mało czasu na autobus. Mama i tata byli już w pracy, a brat miał na późniejszą godzinę. No tak, mogłam nie siedzieć na komputerze do późna, gadając z koleżankami. Pierwsze co zrobiłam to pobiegłam do łazienki się odświeżyć. Później, choć było to najmniej potrzebne, bo w końcu mogłam zjeść w szkole albo w autobusie, przyszykowałam sobie śniadanie. Kiedy spojrzałam na zegarek, wpadłam w lekką panikę. Zostało jeszcze dwadzieścia minut. Nie miałam zbyt dużo czasu, wiec kanapki spakowałam w papier śniadaniowy i postanowiłam, ze zjem w drodze. Poszłam do pokoju, wzięłam ubrania z szafy i poszłam się ubrać. Okazało się, że mam dwie prawe skarpetki i koszulkę obrałam na lewo. Szybko wyszłam z łazienki i wzięłam dobrą parę skarpetek. Spakowałam szybko książki, zeszyty i piórnik do plecaka, ubrałam buty i kurtkę i poszłam na przystanek. Autobus spóźnił się o trzy minuty, które wykorzystałam na zjedzenie części śniadania. Podczas podróży do szkoły, rozmawiałam z koleżanką przez wiadomości tekstowe. Okazało się, ze mamy na godzinę później, dlatego też miałam później nastawiony budzik. Wzięłam głęboki wdech dla rozluźnienia. W drodze z przystanku do szkoły, spotkałam kolegę z równoległej klasy, który miał na ósmą. Ucieszył się kiedy mnie spotkał. Wymieniliśmy zdanie na temat obecnej pogody - dziwne, nigdy tak nie rozmawialiśmy. Pół godziny później, siedząc przez szatnią, bo zapomniałam kluczyka, przyszła moja koleżanka. Śmiała się, że aż tak kocham szkołę, ze przyjechałam o godzinę wcześniej. W szatni okazało się, że mamy dziś kartkówkę z chemii, na którą zapomniałam się nauczyć. Na pierwszych trzech lekcjach nie było niczego specjalnie ciekawego. Choć po czwartek lekcji, na przerwie, kiedy usiadłam na ławkę, okazało się, ze chłopcy tam napluli. Wstałam błyskawicznie, ale mokra plama już była na mojej nowej tunice. Byłam na nich wściekła. Na chemii okazało się, że pani wzięła nie te kartkówki co mieliśmy pisać. Było to chyba jedynym plusem tego dnia. Po lekcjach, w autobusie okazało się, ze nie wzięłam butów zmiennych z szatni. Ładnie, cały weekend będę chodzić z rozleciałych, zielonych trampkach. Reszta dnia minęła spokojnie. Kiedy opowiadałam mamie historie z rana, nie mogła uwierzyć, ale za to spaliła mi naleśnika. No cóż, jeden zły dzień minął, teraz przydałby się trzy tygodnie szczęśliwych dni.
Mam nadzieje, że pomogłam :)
0 votes Thanks 0
Camiila
Nigdy nie sądziłam, że opieka nad małymi dziećmi może być tak męcząca i sprawić wiele kłopotu. Kiedy moja sąsiadka poprosiła mnie abym zaopiekowała się jej 3-letnim dzieckiem byłam nawet zadowolona gdyż zaproponowała mi w zamian za to niezłe wynagrodzenie. Kiedy poznałam Krysię byłam w niebo wzięta. Ta słodka dziewczynka z dwoma kucykami i szmacianą lalką nie zapowiadała się nieznośną podopieczną. Zanim pani Jankowska wyszła z domu tysiąc razu powtarzała co lubi mała i pokazywała mi swój numer wiszący na lodówce. " Jeżeli będą problemy to dzwoń"- zdążyła jeszcze krzyknąć wsiadając do jej czerwonego kabrioletu. Zamykając drzwi spojrzałam na Krysię. Mała uśmiechała się. Słońce tego dnia mocno świeciło więc zaproponowałam jej spacer do parku. Mijaliśmy staw przy którym zaproponowałam jej karmienie kaczek. Mała z wielkim zapałem złapała bułkę i rwąc ją rzucała na taflę wody. Ku mojemu zdumieniu mała robiła się coraz bardziej smutna. Sądziłam że karmienie zwierząt to genialna zabawa ( no może dla opiekunów bo w tym czasie można pisać tysiące sms- ów). Zapytałam ją co chciała by robić. Ona bez zastanowienia wskazała na pobliski park zabaw. "No cóż niech będzie i to" - odrzekłam biorąc Krysię za rękę. Kiedy dziewczynka pobiegła na zjeżdżalnię, ja oddałam się pisaniu z moją psiapsiółą. W pewnym momencie usłyszałam przeraźliwy krzyk i płacz. Przestraszona faktem, że mogło coś się stać małej Jankowskiej z przerażeniem szukałam ją po placu zabaw. Wreszcie ją znalazłam. Stała ze spuszczoną głową przy małym chłopczyku, który płakał rzewnymi łzami i krzyczał wniebogłosy. Podeszłam i zapytałam się co się stało. Nie słysząc odpowiedzi rozejrzałam się dookoła, a napotykając Krysi lalkę z poszarpanym ubrankiem i pourywanymi rączkami, byłam prawie pewna o co poszło. Chłopiec rozdygotanym głosem powiedział, że Krysia nie dość że popsuła jego samochód to jeszcze nie pozwoliła mu się poprawić jego lalką. Byłam zła na małą. Nagle podeszła do mnie mama Janka ( zdołałam się dowiedzieć, że tak miał na imię pokrzywdzony chłopiec). Dostałam straszną burę, że nie pilnuję dziecka, a na dodatek krzywdzę inne dzieci. Przepraszając, wychodziłam z parku. Po drodze musiałam kupić ze swojego kieszonkowego nową lalę bo o mały włos i Krysia by się popłakała, a ja tego bym już nie zniosła. Pani Jankowska nie zostawiła mi żadnych pieniędzy więc musiałam zapłacić ze swojej kieszeni. Krysia wybrała najdroższą lalkę ze sklepu. Kiedy wróciliśmy byłam padnięta. Chyba na chwilkę się zdrzemnęłam, bo gdy się obudziłam Krysia stała nade mną zalana łzami. Zapytałam co się stało. Nagle ona krzyknęła: "Nic! Właśnie nic! ma się coś dziać!Ty masz się mną opiekować! W czasie kiedy spałaś ja sama się bawiła." Odruchowo zapytałam się w co. Ona krzyczała: "Połknęłam czekolady dwie". Skoczyła jak oparzona przypominając sobie, że pani Jankowska mówiła, że Krysia jest uczulona na czekoladę. Ona mówiła dalej: "Ponieważ ty nie wstawałaś wciąż, więc wysmarowałam dżemem dom. Firanki pozrywałam i zrobiłam wycinanki z nich. Nie zostawiaj mnie bo wiesz- to się skończy źle tak wiedz!Kiedy mnie zostawiasz sobie, głupstwa robię bo nie ma cię. Podarłam książek cały stos bo ciebie tu nie było wciąż. Nie zostawiaj mnie bo wiesz- łamiesz serce me do łez- i na przekór tobie głupstwa robię. Na śmieci wywróciłam kosz, stłukłam naczynia wszystkie w proch, obrazy poniszczyłam tak, że poznać ich już nie masz szans." Włosy stanęły mi dęba na głowie. Zaczęłam biegać jak oparzona po pokojach. Niestety- mała nie żartowała. Dom był w kompletnej rozsypce, a ona stała w kocie z jej niewinnym uśmieszkiem. Usłyszałam głos samochodu za oknem. To była mama "potwora". Musiałam się przyznać, że to ja tak zrobiła organizując imprezę, bo fakt że to zrobił trzylatek na pewno wszystkich by rozbawił. Nie dość, że nie dostałam wypłaty to musiałam (no moi rodzice) pokryć koszty lekarza dla potwora, a także straty w domu. Na końcu dostałam szlaban. To była najgorszy dzień w moim życiu.
Autobus spóźnił się o trzy minuty, które wykorzystałam na zjedzenie części śniadania. Podczas podróży do szkoły, rozmawiałam z koleżanką przez wiadomości tekstowe. Okazało się, ze mamy na godzinę później, dlatego też miałam później nastawiony budzik. Wzięłam głęboki wdech dla rozluźnienia.
W drodze z przystanku do szkoły, spotkałam kolegę z równoległej klasy, który miał na ósmą. Ucieszył się kiedy mnie spotkał. Wymieniliśmy zdanie na temat obecnej pogody - dziwne, nigdy tak nie rozmawialiśmy.
Pół godziny później, siedząc przez szatnią, bo zapomniałam kluczyka, przyszła moja koleżanka. Śmiała się, że aż tak kocham szkołę, ze przyjechałam o godzinę wcześniej. W szatni okazało się, że mamy dziś kartkówkę z chemii, na którą zapomniałam się nauczyć.
Na pierwszych trzech lekcjach nie było niczego specjalnie ciekawego. Choć po czwartek lekcji, na przerwie, kiedy usiadłam na ławkę, okazało się, ze chłopcy tam napluli. Wstałam błyskawicznie, ale mokra plama już była na mojej nowej tunice. Byłam na nich wściekła.
Na chemii okazało się, że pani wzięła nie te kartkówki co mieliśmy pisać. Było to chyba jedynym plusem tego dnia.
Po lekcjach, w autobusie okazało się, ze nie wzięłam butów zmiennych z szatni. Ładnie, cały weekend będę chodzić z rozleciałych, zielonych trampkach.
Reszta dnia minęła spokojnie. Kiedy opowiadałam mamie historie z rana, nie mogła uwierzyć, ale za to spaliła mi naleśnika. No cóż, jeden zły dzień minął, teraz przydałby się trzy tygodnie szczęśliwych dni.
Mam nadzieje, że pomogłam :)