Pan Jezus ustanowił sakrament pokuty w wieczór niedzieli zmartwychwstania, gdy przyszedł do wieczernika, do Apostołow i powiedział: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J20, 22). Jego wolą zatem było, by umacniać nas w codzienności, wiedział bowiem, że jesteśmy słabi i grzeszymy.
Sakrament pokuty i pojednania jest dla mnie bardzo ważnym sakramentem, ale nie zawsze tak było. Najpierw ten sakrament kojarzył mi sie z przykrością, gdyż nie jest on rzeczą łatwą. Największą trudność sprawiał mi moment przyznania się przed sobą, że zawiodłem, że zdradziłem... Boga i Jego miłość. Później zdałem sobie sprawę, że Pan Jezus w konfesjonale nie czeka na mnie, jako sprawiedliwy sędzia, ale jak najlepsza, najmiłosierniejsza mama, czy tata. To był przełom. Zacząłem systematycznie korzystać z łask, które Pan Jeus daje poprzez ten sakrament. Tym bardziej, że miałem w sercu tęsknotę za przyjmowaniem Komunii Świętej.
Do częstego przystępowania do spowiedzi przekonał mnie również postęp w życiu duchowym. Zauważyłem, że więcej sie modlę, ciągnęło mnie do tego, chciałem z Bogiem rozmawiać, otwierałem więc bez żadnej presji Pismo Święte, by słuchać Jego odpowiedzi. Wiem, że gdyby nie dobrze przeżyta spowiedź i często przyjmowana Eucharystia, nie byłoby we mnie tej tęsknoty, ani determinacji, by zmieniać się na lepsze.
Usłyszałem kiedyś, że bodajże św. Dominik Savio powiedział, że raczej śmierć niż grzech śmiertelny. Powiem szczerze, że zastanowiło mnie to, ale wydało mi się niemożliwe. Codzienność niesie tyle okazji do wyboru zła, a ja jestem słaby, grzeszny. I wtedy pomyślałem też, że to marne tłumaczenia. Że jeśli decyduję się na Boga, na wiarę w Niego, to On daje mi wszelką pomoc, bym stawał się podobny do Niego. Do mojego Mistrza. Nie będę udawał, że jest już tak dobrze, że nie popełniam grzechów ciężkich. Niestety, nie jest. Ale widzę, że jest to dobry kierunek, by pracować nad sobą, by być człowiekiem odważnym, który w walce duchowej wybiera Jezusa, dobro, miłość. Chce Go wybierać.
Mam na tej drodze jeszcze wiele do zrobienia. Tym bardziej, że człowiek nigdy nie może zadowolić się postępem na drodze duchowej. Gdybym tak zrobił, to nie tylko, że nie stałbym w miejscu, ale cofałbym się. A ja zachęcony słowami Pana Jezusa "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48), pragnę stawać się podobnym do Niego, mojego Pana i Zbawiciela. I wiem, że On mi pomaga w tych zmaganiach i jest po mojej stronie.
Pan Jezus ustanowił sakrament pokuty w wieczór niedzieli zmartwychwstania, gdy przyszedł do wieczernika, do Apostołow i powiedział: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J20, 22). Jego wolą zatem było, by umacniać nas w codzienności, wiedział bowiem, że jesteśmy słabi i grzeszymy.
Sakrament pokuty i pojednania jest dla mnie bardzo ważnym sakramentem, ale nie zawsze tak było. Najpierw ten sakrament kojarzył mi sie z przykrością, gdyż nie jest on rzeczą łatwą. Największą trudność sprawiał mi moment przyznania się przed sobą, że zawiodłem, że zdradziłem... Boga i Jego miłość. Później zdałem sobie sprawę, że Pan Jezus w konfesjonale nie czeka na mnie, jako sprawiedliwy sędzia, ale jak najlepsza, najmiłosierniejsza mama, czy tata. To był przełom. Zacząłem systematycznie korzystać z łask, które Pan Jeus daje poprzez ten sakrament. Tym bardziej, że miałem w sercu tęsknotę za przyjmowaniem Komunii Świętej.
Do częstego przystępowania do spowiedzi przekonał mnie również postęp w życiu duchowym. Zauważyłem, że więcej sie modlę, ciągnęło mnie do tego, chciałem z Bogiem rozmawiać, otwierałem więc bez żadnej presji Pismo Święte, by słuchać Jego odpowiedzi. Wiem, że gdyby nie dobrze przeżyta spowiedź i często przyjmowana Eucharystia, nie byłoby we mnie tej tęsknoty, ani determinacji, by zmieniać się na lepsze.
Usłyszałem kiedyś, że bodajże św. Dominik Savio powiedział, że raczej śmierć niż grzech śmiertelny. Powiem szczerze, że zastanowiło mnie to, ale wydało mi się niemożliwe. Codzienność niesie tyle okazji do wyboru zła, a ja jestem słaby, grzeszny. I wtedy pomyślałem też, że to marne tłumaczenia. Że jeśli decyduję się na Boga, na wiarę w Niego, to On daje mi wszelką pomoc, bym stawał się podobny do Niego. Do mojego Mistrza. Nie będę udawał, że jest już tak dobrze, że nie popełniam grzechów ciężkich. Niestety, nie jest. Ale widzę, że jest to dobry kierunek, by pracować nad sobą, by być człowiekiem odważnym, który w walce duchowej wybiera Jezusa, dobro, miłość. Chce Go wybierać.
Mam na tej drodze jeszcze wiele do zrobienia. Tym bardziej, że człowiek nigdy nie może zadowolić się postępem na drodze duchowej. Gdybym tak zrobił, to nie tylko, że nie stałbym w miejscu, ale cofałbym się. A ja zachęcony słowami Pana Jezusa "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 48), pragnę stawać się podobnym do Niego, mojego Pana i Zbawiciela. I wiem, że On mi pomaga w tych zmaganiach i jest po mojej stronie.