"Udało mi sie pokonać tę trudność". Napisz opowiadanie o sytuacji (rzeczywistej lub zmyślonej), która na początku sprawiła Ci kłopoty, jednak świetnie udało Ci się z nimi poradzić. Użyj wyrazów nazywających uczucia. conajmniej 22 linijki..:):) jak najdłużej ..
z góry dzięki=)
acookiemonster
Siedziałam sobie jak gdyby nigdy nic na j.polskim. Znudzona i znieciekawiona Monika, machająca nogami w powietrzu, zapatrzona w świat za oknami klasy. Dlaczego byłam taka ospała? Pewnie ciężki dzień w szkole zaczął pokazywać swoje skutki. Na nic mie miałam ochoty. Beznamiętnie notowałam w zeszycie to, co dyktował(a) nauczyciel(ka). Jeszcze chwila, jeszcze moment i koniec. Nagle, jak grom z jasnego nieba głos nauczyciela: -Zadanie domowe! Apokalipsa, pomyślałam. Dość zadań domowych, jestem zbyt zmęczona. -Napiszcie opowiadanie o sytuacji, która na początku sprawiała wam kłopot, ale jednak świetnie udało wam się z nim poradzić. Conajmniej 22 linijki. No to koniec! Nie dam rady tego napisać. Nie chce mi się, jestem zbyt zmęczona. Mój mózg jest jedną wielką czarną dziurą, a ja mam pisać wypracowanie. Użalając się nad sobą wyszłam z klasy i popędziłam do domu. Szybko zjadłam obiad i zabrałam się za słuchanie swojej ulubionej kapeli. No to był czad! Po przesłuchaniu godzinnego kompaktu uznałam, że czas odrobić te nieszczęsne zadania domowe. Po co nam w ogóle zadania domowe? Mało to uczymy się w szkole, żeby jeszcze ćwiczyć nowo zdobytą wiedzę w domu? Rozzłoszczona usiadłam przy biurku. Po kolei odrabiałam zadania na następny dzień. Robiłam je z pewną trudnością, obroty mojego mózgu były równe zeru. ZERU! Po ciężkich przygodach z przyrodą i historią przyszedł czas na j.polski. Czułam, że to zadanie nie lubi mnie tak mocno jak ja jego. Ani ja nie chcę go rozwiązywać, ani to zadanie nie chce być rozwiązane przeze mnie. Nigdy nie miałam głowy do wypracowań. Zawsze pisałam je marnie, nie na temat i w ogóle bez zainteresowania czy namiętności. Były takie szare i przecietne. Czemu coś miało się zmienić tym razem? Zaczęłam pisać bezsensowny wstęp jakiejś zmyślonej historyjki. Nagle ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Co jest? Nie mogłam wymyślić żadnego wątku. Żadnej ciekawej przygody do opisania. No Monika, masz problem - pomyślałam w panice. Przestraszona zaczęłam szukać w głowie jakiegoś ciekawego pomysłu. Ten nie, ten też nie. Pisałam parę zdań i zaraz po tym je kreśliłam. Nic się nie nadawało, wszystko było dziwnie znajome. Nie chciałam być posądzona o plagiat, dlatego też kreśliłam moje niedokończone dzieła. Nagle coś mi zaświtało. Gdybym była w kreskówce zaświeciła by nad moją głową żółta żaróweczka. Dlaczego nie opisać dnia, kiedy to zadano mi to zadanie i tego, jaki miałam z nim problem? Świetny pomysł! Od razu wzięłam się do pisania. Nie mogłam zatrzymać potoku myśli. To chyba przez sok marchewkowy, który wypiłam - obudził we mnie zdolność używania mózgu. O dziękuję ci, marchewko! Pisałam i pisałam. Po zakończeniu zadania schowałam zeszyt do torby i z radością pomyślałam, że całkiem dobre opowiadanie stworzyłam. Byłam z siebie dumna. Miałam problem, a rozwiązanie go okazało się banalnie proste. Zasłużyłam na wielką porcję lodów!
-Zadanie domowe!
Apokalipsa, pomyślałam. Dość zadań domowych, jestem zbyt zmęczona.
-Napiszcie opowiadanie o sytuacji, która na początku sprawiała wam kłopot, ale jednak świetnie udało wam się z nim poradzić. Conajmniej 22 linijki.
No to koniec! Nie dam rady tego napisać. Nie chce mi się, jestem zbyt zmęczona. Mój mózg jest jedną wielką czarną dziurą, a ja mam pisać wypracowanie. Użalając się nad sobą wyszłam z klasy i popędziłam do domu. Szybko zjadłam obiad i zabrałam się za słuchanie swojej ulubionej kapeli. No to był czad! Po przesłuchaniu godzinnego kompaktu uznałam, że czas odrobić te nieszczęsne zadania domowe. Po co nam w ogóle zadania domowe? Mało to uczymy się w szkole, żeby jeszcze ćwiczyć nowo zdobytą wiedzę w domu? Rozzłoszczona usiadłam przy biurku. Po kolei odrabiałam zadania na następny dzień. Robiłam je z pewną trudnością, obroty mojego mózgu były równe zeru. ZERU! Po ciężkich przygodach z przyrodą i historią przyszedł czas na j.polski. Czułam, że to zadanie nie lubi mnie tak mocno jak ja jego. Ani ja nie chcę go rozwiązywać, ani to zadanie nie chce być rozwiązane przeze mnie. Nigdy nie miałam głowy do wypracowań. Zawsze pisałam je marnie, nie na temat i w ogóle bez zainteresowania czy namiętności. Były takie szare i przecietne. Czemu coś miało się zmienić tym razem? Zaczęłam pisać bezsensowny wstęp jakiejś zmyślonej historyjki. Nagle ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Co jest? Nie mogłam wymyślić żadnego wątku. Żadnej ciekawej przygody do opisania. No Monika, masz problem - pomyślałam w panice. Przestraszona zaczęłam szukać w głowie jakiegoś ciekawego pomysłu. Ten nie, ten też nie. Pisałam parę zdań i zaraz po tym je kreśliłam. Nic się nie nadawało, wszystko było dziwnie znajome. Nie chciałam być posądzona o plagiat, dlatego też kreśliłam moje niedokończone dzieła. Nagle coś mi zaświtało. Gdybym była w kreskówce zaświeciła by nad moją głową żółta żaróweczka. Dlaczego nie opisać dnia, kiedy to zadano mi to zadanie i tego, jaki miałam z nim problem? Świetny pomysł! Od razu wzięłam się do pisania. Nie mogłam zatrzymać potoku myśli. To chyba przez sok marchewkowy, który wypiłam - obudził we mnie zdolność używania mózgu. O dziękuję ci, marchewko! Pisałam i pisałam. Po zakończeniu zadania schowałam zeszyt do torby i z radością pomyślałam, że całkiem dobre opowiadanie stworzyłam. Byłam z siebie dumna. Miałam problem, a rozwiązanie go okazało się banalnie proste. Zasłużyłam na wielką porcję lodów!