Bohaterami mojego opowiadania są Martyna i Marek. Jest to historia o wielkim uczuciu piętnastolatków. Różniła ich duża odległość kilometrów. Martyna mieszkała w Krakowie – klejnocie Polski. Marek to Pomorzanin. Mieszkał w Gdańsku. Technologia schyłku XX w. umożliwiła im porozumiewanie się.
Pewnego weekendowego wieczoru w internetowej kawiarence poświęconej turystce, spotkały się dwie zabłąkane dusze. Oboje byli już na linii od kilkunastu minut. Pierwszy odezwał się Marek: - Cześć mała!!! Gdzie mieszkasz ?(-: - wiadomość wysłał na linię prywatną. - W Krakowie. Duży!!! Ta odpowiedz chyba zaskoczyła ośmielonego chłopaka, ale szybko wysłał kolejne pytanie: - Czy masz e-mail? - [email protected] – odpowiedziała natychmiast Choć nie mógł znać uczuć dziewczyny, czuł jakąś moc, która przepływała przez plastykowe klawisze do dna jego serca. Mając pustkę w głowie, ponownie wysłał internetową buźkę: - (-: - wiadomość jak wszystkie pozostałe była nadana prywatnie i nie poddając się wysłał kolejną – Jak masz na imię? - Martyna – odpowiedz przyszła szybko, ale utęsknionemu Markowi czas się okropnie wydłużał – Gdzie mieszkasz? - W Gdańsku – poczuł, że rozmowa się nakręca - Jesteś zabawny – odpisała, jakby o tym samym myślała, co Marek - Dzięki (-: - Masz swój adres? - Hmmm. [email protected] – odpiszę do Ciebie. Cześć muszę kończyć.
Tego dnia już nie było dwóch serc w Internecie. Było jedno. Chociaż Jej nie widział, nie słyszał, czuł, że to miłość. Przyszła nagle niespodziewanie, można by rzec, że spadła jak grom z nieba. Internatu chodził wiecznie zamyślony. Zapomniał o bardzo ważnym spotkaniu z kolegą. Jego myśli skierowane były tylko do niej. Wyobrażał sobie piękną długowłosą blondynkę o radosnym uśmiechu. Gotowy był zrobić wszystko, żeby się z nią spotkać. Zaczął marzyć. Oczywiście jego marzenia były nie do spełnienia. Sam nie mógł zrozumieć swojego zachowania. Ciągle podchodził do okna, jakby kogoś oczekiwał. Ręce miał ciągle spocone. Czuł ciepło całego organizmu. Chciał i nie chciał wyzwolić się z takiego zachowania. Minęła noc. Wcześnie wstał. Pierwszą rzeczą o której myślał była ona i komputer. Natychmiast uruchomił go i sprawdził swoją skrzynkę e-mail – ową – była pusta. Po nieudanym dniu w szkole, pobiegł do domu i powtórzył poranną czynność. Sam wysłał do niej następujący list: „Temat: Marek.
Część. To ja. Coś niezwykłego przyszło do mnie po wczorajszej rozmowie. Spakowałem dla Ciebie moje zdjęcie. Rozpakuj Win-zip-em. Odpisz.”
Rzeczywiście wysłał jej swoje zdjęcie. Nie znał jej reakcji, a więc czekał na odpowiedź. Przez cały czas myślał: -Czy dzisiaj odbierze? A może jutro? A jeśli modem się zepsuł? Nie, to niemożliwe - wspierał się na duchu – Jeśli na zły e-mail wysłałem wiadomość i dojdzie do zupełnie innej osoby, której nawet nie znam. I tak zmartwiony, co pół godziny sprawdzał swoje konto internetowe. I co pół godziny otrzymywał: brak wiadomości. Lecz wieczorem ,tak jak wczoraj przyszedł list: „Temat: Podziękowania
Dzięki za zdjęcie. Przyznaję, że nie wyglądasz na 15 – nastolatka. Mam ważną wiadomość. Wskocz o godz. 19, 30 na znaną nam kawiarenkę. Czekam!!! Do usłyszenia!!!” Marek spojrzał na zegarek – 19. 02. 57sek. Nie wyłączając komputera już wszedł na witrynę kawiarenki. Zupełnie jak lis w utworze: „Mały książę”
Siedziałem tamtego dnia długo w bibliotece. Zwykle po ciężkim dniu w pracy przychodzę tam, aby odreagować stres, zapomnieć o tym, że trzeba wysłać faksy, jechać na kolejne nudne zebranie albo naprawić w domu zlew. To moja odskocznia od codzienności. Zazwyczaj jest tam wielu ludzi. Studenci politechniki z podkrążonymi oczami, cudacznie ubrani filozofowie szukający w książkach odpowiedzi na pytanie o sens życia, rozchichotane nastolatki buszujące w ambitnych książkach o tym jak rozkochać chłopaka w dziesięć dni i wiele innych indywidualności. Jednak tego dnia było tam nikogo oprócz przystojnego mężczyzny w wieku ok. 45 lat. Nie przeglądał książek, tylko chodził nerwowo w kółko jakby na kogoś czekał. - Dziewczyna ? powiedziałem współczująco patrząc mu w oczy. Taki sam błędny, tęskniący wzrok miał mój kumpel którego porzuciła dziewczyna. Mężczyzna pokiwał twierdząco głową. Mając pewne doświadczenie w kwestii pocieszania porzuconych, wiedziałem co należy teraz zrobić. -Wal chłopie będzie ci lżej na sercu-powiedziałem klepiąc go współczująco w plecy. Chwilę się zastanowił, ale w końcu zaczął swoją opowieść, najbardziej niesamowitą opowieść jaką słyszałem w życiu?
Dzisiaj mija równo dwadzieścia lat odkąd spotkałem ją tutaj. Coś zaszeleściło, zabrzęczało, poczułem jakiś słodki zapach. I wtedy zza regału wyłoniła się dziewczyna. Hinduska. Miała około dwudziestu pięciu lat . Ubrana była w Sari, na rękach pobłyskiwały jej złote bransoletki. Miała długie kręcone włosy. Cudo po prostu. Takie dziewczyny widziałem tylko w filmach bollywoodzkich. Chciałem do niej zagadać, ale nic szczególnie błyskotliwego nie przychodziło mi na myśl. - Do you from India? ? spytałem głupawo i natychmiast oblałem się rumieńcem. - Bystry z ciebie chłopak- odpowiedziała czystą polszczyzną śmiejąc się perliście. Lecz szybko przestała się śmiać, posmutniała i wybiegła trzaskając drzwiami. Nie mogłem o niej zapomnieć, całą noc spędziłem myśląc o tej dziwnej osobie. Była naprawdę niesamowita. Taka niezdarna i głośna. Cały czas nadeptywała sobie na długie Sari i przewracała książki z regałów. Ale to było na swój sposób urocze. Nawet bardzo urocze. Na drugi dzień też poszedłem do biblioteki. Miałem nadzieję, że znowu ją spotkam i może nawet odważę się zaprosić ją na kawę. Kto wie? Czekałem długo. Coś trzasnęło, spadło kilka książek i ? pojawiła się dziewczyna. Tym razem nie Hinduska. To była opalona latynoska w ogniście czerwonej sukience. Jednak coś łączyło ją z moja Hinduską. Na ręce miała masę złotych bransoletek. Przetarłem nocy. - To ty ? ? zapytałem ją równie głupio jak poprzednim razem Hinduskę. - No entiendo- zadźwięczał mi w uszach jej głos. Nie znałem Hiszpańskiego. Próbowałem do niej jednak zagadać w kilku innych językach, ale nic nie zrozumiała. To nie była ta sama dziewczyna co wczoraj. Albo była, ale? Ale nic już z tego nie rozumiałem. - Cafe? ? zaproponowałem nieśmiało z nadzieją, że zrozumie to międzynarodowe zaproszenie. Uśmiechnęła się figlarnie co uznałem za odpowiedź twierdzącą. Kilkanaście minut później siedzieliśmy w kawiarni. Pomimo tego, że żadne z nas nic nie mówiło, cisza panująca między nami nie była kłopotliwa. Było to coś niesamowitego. Ale nagle ona poderwała się przestraszona patrząc na ulicę. Pocałowała mnie, powiedziała coś szybko w języku który na pewno nie był Hiszpańskim i pospiesznie wybiegła. Popędziłem za nią. Chciałem zdobyć jej numer telefonu, dowiedzieć się gdzie mieszka. Nic o niej nie wiedziałem, ale czułem, że jest mi bardzo bliska a jednocześnie taka daleka? Na chodniku przed kawiarnią nie było jednak nikogo. Stał tam tylko czarny kot. Przez chwilę wpatrywał się we mnie swoimi żółtymi ślepiami., po czym mrugnął porozumiewawczo i zniknął. Uszczypnąłem się. Przecież koty nie mrugają do ludzi. Ruszyłem szybko do domu, a owe mrugnięcie kota wytłumaczyłem sobie przewidzeniem. Zatrzymałem się jednak bo zauważyłem, że na chodniku cos błyszczy. Schyliłem się i ujrzałem.. złota bransoletkę. Taką samą jak miała Hinduska i Latynoska? Do bransoletki była przyczepiona gumą do żucia karteczka: spotkajmy się w bibliotece za dwadzieścia lat? Szukałem jej potem przez kilka miesięcy. Właściwie to nie wiedziałem kogo szukam. Hinduski? Latynoski? Pytałem o nią w bibliotece, ale nikt nie widział tam ani Hinduski ani Latynoski. Sprzedawca ze sklepu mieszczącego się dwie ulice dalej powiedział mi, że często przychodziła do niego robić zakupy młoda Irakijka obwieszona bransoletkami Mówiła czysta polszczyzną i była bardzo kontaktowa. Pokazałem mu znalezioną bransoletę. Potwierdził, że Irakijka miała takie same? Pytałem o nią we wszystkich możliwych sklepach bibliotekach w mieście. Jednak nikt nie słyszał i nie widział Irakijki, Hinduski ani Latynoski. Widziano za to obwieszoną takimi jak znaleziona przeze mnie złotymi bransoletkami romską dziewczyna, Czeczenkę, Pasztunkę? Każda z nich mówiła czysta polszczyzną i każda z nich mówiła też w swoim ojczystym języku? Po tym co usłyszałem, straciłem już całkiem nadzieję. Przestałem ją szukać, ale codziennie czekam tu na nią. Dzisiaj mija 20 lat odkąd widzieliśmy się po raz ostatni- dokończył swoją opowieść mężczyzna. Z wrażenia aż usiadłem. Byłem tak zafascynowany tym co przed chwilą powiedział, że nie wiedziałem co powiedzieć, ale z drugiej strony zastanawiałem się czy ten człowiek nie jest przypadkiem chory psychicznie? Nagle trzasnęły drzwi. Zaszeleściło, przed oczami przemknęło mi mnóstwo kolorów. Przed nami pojawiła się kobieta. Miała około 25 lat. Ręce miała obwieszone złotymi bransoletkami. - Wróciłam. Wszystko ci zaraz wytłumaczę- powiedziała przez łzy. I wyszli razem mój rozmówca i ona, zostawiając mnie w stanie kompletnego osłupienia. Chwile później usłyszałem pisk hamulców i trzask, ktoś krzyknął. Wybiegłem na ulicę. Stała tam grupa ludzi, ktoś dzwonił na pogotowie. Wtedy ich zobaczyłem. Leżeli na ziemi w kałuży krwi. Obok nich stał kierowca samochodu. Krzyczał cos i płakał. Zrozumiałem tyle, że wybiegli niespodziewanie na jezdnie a on nie zdążył zahamować? Gdy przyjechała karetka było już za późno. Nie żyli? Od tamtego dnia nie potrafię się pozbierać. Chodzę do psychoterapeuty ale to nic nie pomaga. Nie mogę zapomnieć o tym zdarzeniu, o tej historii?
Bohaterami mojego opowiadania są Martyna i Marek. Jest to historia o wielkim uczuciu piętnastolatków. Różniła ich duża odległość kilometrów. Martyna mieszkała w Krakowie – klejnocie Polski. Marek to Pomorzanin. Mieszkał w Gdańsku. Technologia schyłku XX w. umożliwiła im porozumiewanie się.
Pewnego weekendowego wieczoru w internetowej kawiarence poświęconej turystce, spotkały się dwie zabłąkane dusze. Oboje byli już na linii od kilkunastu minut. Pierwszy odezwał się Marek:
- Cześć mała!!! Gdzie mieszkasz ?(-: - wiadomość wysłał na linię prywatną.
- W Krakowie. Duży!!!
Ta odpowiedz chyba zaskoczyła ośmielonego chłopaka, ale szybko wysłał kolejne pytanie:
- Czy masz e-mail?
- [email protected] – odpowiedziała natychmiast
Choć nie mógł znać uczuć dziewczyny, czuł jakąś moc, która przepływała przez plastykowe klawisze do dna jego serca. Mając pustkę w głowie, ponownie wysłał internetową buźkę:
- (-: - wiadomość jak wszystkie pozostałe była nadana prywatnie i nie poddając się wysłał kolejną – Jak masz na imię?
- Martyna – odpowiedz przyszła szybko, ale utęsknionemu Markowi czas się okropnie wydłużał – Gdzie mieszkasz?
- W Gdańsku – poczuł, że rozmowa się nakręca
- Jesteś zabawny – odpisała, jakby o tym samym myślała, co Marek
- Dzięki (-:
- Masz swój adres?
- Hmmm. [email protected] – odpiszę do Ciebie. Cześć muszę kończyć.
Tego dnia już nie było dwóch serc w Internecie. Było jedno. Chociaż Jej nie widział, nie słyszał, czuł, że to miłość. Przyszła nagle niespodziewanie, można by rzec, że spadła jak grom z nieba. Internatu chodził wiecznie zamyślony. Zapomniał o bardzo ważnym spotkaniu z kolegą. Jego myśli skierowane były tylko do niej. Wyobrażał sobie piękną długowłosą blondynkę o radosnym uśmiechu. Gotowy był zrobić wszystko, żeby się z nią spotkać. Zaczął marzyć. Oczywiście jego marzenia były nie do spełnienia. Sam nie mógł zrozumieć swojego zachowania. Ciągle podchodził do okna, jakby kogoś oczekiwał. Ręce miał ciągle spocone. Czuł ciepło całego organizmu. Chciał i nie chciał wyzwolić się z takiego zachowania.
Minęła noc. Wcześnie wstał. Pierwszą rzeczą o której myślał była ona i komputer. Natychmiast uruchomił go i sprawdził swoją skrzynkę e-mail – ową – była pusta.
Po nieudanym dniu w szkole, pobiegł do domu i powtórzył poranną czynność. Sam wysłał do niej następujący list:
„Temat: Marek.
Część. To ja. Coś niezwykłego przyszło do mnie po wczorajszej rozmowie. Spakowałem dla Ciebie moje zdjęcie. Rozpakuj Win-zip-em. Odpisz.”
Rzeczywiście wysłał jej swoje zdjęcie. Nie znał jej reakcji, a więc czekał na odpowiedź. Przez cały czas myślał:
-Czy dzisiaj odbierze? A może jutro? A jeśli modem się zepsuł? Nie, to niemożliwe - wspierał się na duchu – Jeśli na zły e-mail wysłałem wiadomość i dojdzie do zupełnie innej osoby, której nawet nie znam.
I tak zmartwiony, co pół godziny sprawdzał swoje konto internetowe. I co pół godziny otrzymywał: brak wiadomości. Lecz wieczorem ,tak jak wczoraj przyszedł list:
„Temat: Podziękowania
Dzięki za zdjęcie. Przyznaję, że nie wyglądasz na 15 – nastolatka. Mam ważną wiadomość. Wskocz o godz. 19, 30 na znaną nam kawiarenkę.
Czekam!!!
Do usłyszenia!!!”
Marek spojrzał na zegarek – 19. 02. 57sek. Nie wyłączając komputera już wszedł na witrynę kawiarenki. Zupełnie jak lis w utworze: „Mały książę”
Siedziałem tamtego dnia długo w bibliotece. Zwykle po ciężkim dniu w pracy przychodzę tam, aby odreagować stres, zapomnieć o tym, że trzeba wysłać faksy, jechać na kolejne nudne zebranie albo naprawić w domu zlew. To moja odskocznia od codzienności.
Zazwyczaj jest tam wielu ludzi. Studenci politechniki z podkrążonymi oczami, cudacznie ubrani filozofowie szukający w książkach odpowiedzi na pytanie o sens życia, rozchichotane nastolatki buszujące w ambitnych książkach o tym jak rozkochać chłopaka w dziesięć dni i wiele innych indywidualności. Jednak tego dnia było tam nikogo oprócz przystojnego mężczyzny w wieku ok. 45 lat. Nie przeglądał książek, tylko chodził nerwowo w kółko jakby na kogoś czekał.
- Dziewczyna ? powiedziałem współczująco patrząc mu w oczy. Taki sam błędny, tęskniący wzrok miał mój kumpel którego porzuciła dziewczyna. Mężczyzna pokiwał twierdząco głową. Mając pewne doświadczenie w kwestii pocieszania porzuconych, wiedziałem co należy teraz zrobić.
-Wal chłopie będzie ci lżej na sercu-powiedziałem klepiąc go współczująco w plecy. Chwilę się zastanowił, ale w końcu zaczął swoją opowieść, najbardziej niesamowitą opowieść jaką słyszałem w życiu?
Dzisiaj mija równo dwadzieścia lat odkąd spotkałem ją tutaj. Coś zaszeleściło, zabrzęczało, poczułem jakiś słodki zapach. I wtedy zza regału wyłoniła się dziewczyna. Hinduska. Miała około dwudziestu pięciu lat . Ubrana była w Sari, na rękach pobłyskiwały jej złote bransoletki. Miała długie kręcone włosy. Cudo po prostu. Takie dziewczyny widziałem tylko w filmach bollywoodzkich. Chciałem do niej zagadać, ale nic szczególnie błyskotliwego nie przychodziło mi na myśl.
- Do you from India? ? spytałem głupawo i natychmiast oblałem się rumieńcem.
- Bystry z ciebie chłopak- odpowiedziała czystą polszczyzną śmiejąc się perliście. Lecz szybko przestała się śmiać, posmutniała i wybiegła trzaskając drzwiami.
Nie mogłem o niej zapomnieć, całą noc spędziłem myśląc o tej dziwnej osobie. Była naprawdę niesamowita. Taka niezdarna i głośna. Cały czas nadeptywała sobie na długie Sari i przewracała książki z regałów. Ale to było na swój sposób urocze. Nawet bardzo urocze.
Na drugi dzień też poszedłem do biblioteki. Miałem nadzieję, że znowu ją spotkam i może nawet odważę się zaprosić ją na kawę. Kto wie?
Czekałem długo. Coś trzasnęło, spadło kilka książek i ? pojawiła się dziewczyna. Tym razem nie Hinduska. To była opalona latynoska w ogniście czerwonej sukience. Jednak coś łączyło ją z moja Hinduską. Na ręce miała masę złotych bransoletek. Przetarłem nocy.
- To ty ? ? zapytałem ją równie głupio jak poprzednim razem Hinduskę.
- No entiendo- zadźwięczał mi w uszach jej głos. Nie znałem Hiszpańskiego. Próbowałem do niej jednak zagadać w kilku innych językach, ale nic nie zrozumiała. To nie była ta sama dziewczyna co wczoraj. Albo była, ale? Ale nic już z tego nie rozumiałem.
- Cafe? ? zaproponowałem nieśmiało z nadzieją, że zrozumie to międzynarodowe zaproszenie.
Uśmiechnęła się figlarnie co uznałem za odpowiedź twierdzącą.
Kilkanaście minut później siedzieliśmy w kawiarni. Pomimo tego, że żadne z nas nic nie mówiło, cisza panująca między nami nie była kłopotliwa. Było to coś niesamowitego. Ale nagle ona poderwała się przestraszona patrząc na ulicę. Pocałowała mnie, powiedziała coś szybko w języku który na pewno nie był Hiszpańskim i pospiesznie wybiegła. Popędziłem za nią. Chciałem zdobyć jej numer telefonu, dowiedzieć się gdzie mieszka. Nic o niej nie wiedziałem, ale czułem, że jest mi bardzo bliska a jednocześnie taka daleka?
Na chodniku przed kawiarnią nie było jednak nikogo. Stał tam tylko czarny kot. Przez chwilę wpatrywał się we mnie swoimi żółtymi ślepiami., po czym mrugnął porozumiewawczo i zniknął. Uszczypnąłem się. Przecież koty nie mrugają do ludzi. Ruszyłem szybko do domu, a owe mrugnięcie kota wytłumaczyłem sobie przewidzeniem. Zatrzymałem się jednak bo zauważyłem, że na chodniku cos błyszczy. Schyliłem się i ujrzałem.. złota bransoletkę. Taką samą jak miała Hinduska i Latynoska? Do bransoletki była przyczepiona gumą do żucia karteczka: spotkajmy się w bibliotece za dwadzieścia lat?
Szukałem jej potem przez kilka miesięcy. Właściwie to nie wiedziałem kogo szukam. Hinduski? Latynoski? Pytałem o nią w bibliotece, ale nikt nie widział tam ani Hinduski ani Latynoski. Sprzedawca ze sklepu mieszczącego się dwie ulice dalej powiedział mi, że często przychodziła do niego robić zakupy młoda Irakijka obwieszona bransoletkami Mówiła czysta polszczyzną i była bardzo kontaktowa. Pokazałem mu znalezioną bransoletę. Potwierdził, że Irakijka miała takie same?
Pytałem o nią we wszystkich możliwych sklepach bibliotekach w mieście. Jednak nikt nie słyszał i nie widział Irakijki, Hinduski ani Latynoski. Widziano za to obwieszoną takimi jak znaleziona przeze mnie złotymi bransoletkami romską dziewczyna, Czeczenkę, Pasztunkę? Każda z nich mówiła czysta polszczyzną i każda z nich mówiła też w swoim ojczystym języku?
Po tym co usłyszałem, straciłem już całkiem nadzieję. Przestałem ją szukać, ale codziennie czekam tu na nią. Dzisiaj mija 20 lat odkąd widzieliśmy się po raz ostatni- dokończył swoją opowieść mężczyzna. Z wrażenia aż usiadłem. Byłem tak zafascynowany tym co przed chwilą powiedział, że nie wiedziałem co powiedzieć, ale z drugiej strony zastanawiałem się czy ten człowiek nie jest przypadkiem chory psychicznie? Nagle trzasnęły drzwi. Zaszeleściło, przed oczami przemknęło mi mnóstwo kolorów. Przed nami pojawiła się kobieta. Miała około 25 lat. Ręce miała obwieszone złotymi bransoletkami.
- Wróciłam. Wszystko ci zaraz wytłumaczę- powiedziała przez łzy. I wyszli razem mój rozmówca i ona, zostawiając mnie w stanie kompletnego osłupienia.
Chwile później usłyszałem pisk hamulców i trzask, ktoś krzyknął. Wybiegłem na ulicę. Stała tam grupa ludzi, ktoś dzwonił na pogotowie. Wtedy ich zobaczyłem. Leżeli na ziemi w kałuży krwi. Obok nich stał kierowca samochodu. Krzyczał cos i płakał. Zrozumiałem tyle, że wybiegli niespodziewanie na jezdnie a on nie zdążył zahamować?
Gdy przyjechała karetka było już za późno. Nie żyli?
Od tamtego dnia nie potrafię się pozbierać. Chodzę do psychoterapeuty ale to nic nie pomaga. Nie mogę zapomnieć o tym zdarzeniu, o tej historii?