Twoje pytanie nawiązuje do "opowiadania", więc napiszę więcej niż 4 linijki.
Eliasz był na pustyni, karmiony przez kruki chlebem i mięsem, a popijał wodę z potoku. Po jakimś czasie jednak woda z potoku wyschła, ponieważ nastąpiła susza, zapowiedziana wcześniej przez samego Eliasza. Do Eliasza przemówił Bóg Jahwe, nakazując mu udać się do Sarepty. Jahwe polecił pewnej wdowie, aby żywiła proroka. Spotkał ją przed bramą miasta. Eliasz rzekł do niej: "Przynieś mi kawałek chleba w twojej ręce". Znajdowała się na dnie rozpaczy, to było wszystko, co pozostawało do jedzenia — jej i jej synowi. W poczuciu zupełnej bezradności wyszła po prostu poza miasto, aby pozbierać jeszcze jakieś kawałki pozostawionego przypadkiem drewna, aby powróciwszy do domu przyrządzić dla dziecka i dla siebie ostatni posiłek, po którym nie pozostawało im już nic innego, jak po prostu umrzeć. Eliasz rzekł: "Dobrze, idź i zrób jak zapowiedziałaś, przygotuj podpłomyk z ostatków mąki i oliwy dla siebie i dla swojego syna. Ale zanim to uczynisz, z tego co jeszcze masz, najpierw zrób mały podpłomyk i przynieś mnie". Wdowa postanowiła zaufać Eliaszowi, postawić wszystko na jedną kartę. Poszła i uczyniła wszystko wedle słowa Eliasza, i stał się cud. Nic nadzwyczajnego, nic spektakularnego, po prostu stale było trochę oliwy w baryłce i trochę mąki w naczyniu. Niby trochę, ale przecież to było życie, po prostu było co jeść. I nie opróżniło się aż do chwili, w której znowu miał spaść deszcz.
Może i to trochę za dużo, ale masz, co chciałeś/aś. :D
Twoje pytanie nawiązuje do "opowiadania", więc napiszę więcej niż 4 linijki.
Eliasz był na pustyni, karmiony przez kruki chlebem i mięsem, a popijał wodę z potoku. Po jakimś czasie jednak woda z potoku wyschła, ponieważ nastąpiła susza, zapowiedziana wcześniej przez samego Eliasza. Do Eliasza przemówił Bóg Jahwe, nakazując mu udać się do Sarepty. Jahwe polecił pewnej wdowie, aby żywiła proroka. Spotkał ją przed bramą miasta. Eliasz rzekł do niej: "Przynieś mi kawałek chleba w twojej ręce". Znajdowała się na dnie rozpaczy, to było wszystko, co pozostawało do jedzenia — jej i jej synowi. W poczuciu zupełnej bezradności wyszła po prostu poza miasto, aby pozbierać jeszcze jakieś kawałki pozostawionego przypadkiem drewna, aby powróciwszy do domu przyrządzić dla dziecka i dla siebie ostatni posiłek, po którym nie pozostawało im już nic innego, jak po prostu umrzeć. Eliasz rzekł: "Dobrze, idź i zrób jak zapowiedziałaś, przygotuj podpłomyk z ostatków mąki i oliwy dla siebie i dla swojego syna. Ale zanim to uczynisz, z tego co jeszcze masz, najpierw zrób mały podpłomyk i przynieś mnie". Wdowa postanowiła zaufać Eliaszowi, postawić wszystko na jedną kartę. Poszła i uczyniła wszystko wedle słowa Eliasza, i stał się cud. Nic nadzwyczajnego, nic spektakularnego, po prostu stale było trochę oliwy w baryłce i trochę mąki w naczyniu. Niby trochę, ale przecież to było życie, po prostu było co jeść. I nie opróżniło się aż do chwili, w której znowu miał spaść deszcz.
Może i to trochę za dużo, ale masz, co chciałeś/aś. :D