Napisz opowiadanie pt "niebezpieczna zabawa w ferie" pół strony A4
rozentuzjazmowana13
Dzisiaj razem z grupką przyjaciół postanowiliśmy wreszcie skorzystać z uroków zimy. Wyszliśmy ciepło ubrani na dwór, aby porzucać się śnieżkami i ulepić ogromnego bałwana. Koledzy jak zawsze pierwsi zaczęli mocno rzucać w nas gałkami. JEdnak po chwili my nie byłyśmy gorsze i nawet z większą siłą im oddałyśmy. Automatycznie podzieliliśmy się na dwie zgrane ze sobą drużyny. Długo trwała cała zabawa, lecz w pewnej chwili chłopaki wkroczyli na teren naszego miejsca i złamali zasady. Zdenerwowane rzucałyśmy gdzie popadnie i z jeszcze większą siłą. Nasza wspólna zabawa w dalszym czasie zrobiła się trochę nie na miejscu. Wyglądało to jakby wstąpił w nas jakiś szatan. Za wszelką cenę kazda z drużyn chciała wygrać, nie liczyła się agresja, której używaliśmy. Chłopcy nacierali nas a my próbowałyśmy się jakoś im odwdzięczyć xD. Jednak w jakimś moemencie moja przyjaciółka upadła. Oczywiście nie zauważyliśmy tego od razu. DOpiero później spostrzegliśmy, że już leży tak od dłuższego czasu. Byliśmy oczywiście zajęci zabawą i nikt nie zwracał uwagi na drugą osobę. Wiedzieliśmy, że naprawdę coś się stało i nie jest kolorowo. Weronika zasłabła, ledwo co wyczułam jej tętno. Zdysorientowani szybko poszliśmy po pomoc. Po kilku minutach pogotowie zabrało dziewczynę. Ze spuszczonymi głowami i z poczuciem winy wróciliśmy każdy do swojego domu. Nie mogliśmy dopuścić myśli, że przez głupią zabawę nasza koleżanka wylądowała w szpitalu. Następnego dnia okazało się, że powodem zemdlenia był ciężki uraz głowy. Bez cienia wątpliwości wiedzieliśmy, że to się stało przez nieodpowiedzialne rzucanie śnieżkami. Odiwedziliśmy ją, lecz ona zapadłą w śpiączkę. Widziałam jej mamę ciągle płaczącą na korytarzu. Chciałam myśleć, że to tylko nieszczęśliwy sen, lecz niestety była to prawda. Trudno nam było wybaczyć sobie taki brak poczucia odpowiedzialności. Po mięsiącu intensywnego spania, Weronika umarła. TO był dla nas największy cios i szok. Obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie postąpimy w podobny sposób. Zadawaliśmy sobie pytania, czy dopiero śmierć bliskiej osoby musiała nas poruszyć do myślenia. Jeszcze długo czasu minie, zanim pogodzimy się z odejściem koleżanki.
2 votes Thanks 1
Agnese
Pedro ;) strasznie nudził się w ferie, bo spędzał je całe w domu, a wszyscy jego kumple wyjechali. Pewnego dnia na górce poznał jednak chłopaka o imieniu George i od tego czasu razem chodzili na sanki czy pograć na kompie. Pedro był bardzo wysportowany, ale także szalony i trochę głupi, więc pewnego dnia wymyślił zabawę, w której zjeżdżało się sankami na ulicę, która pomimo tego, że nie była ruchliwa, i tak mogła stanowić pewne niebezpieczeństwo. Pedro zjechał na sankach na ulicę, i zręcznie,ciągnąc sanki, ponownie wszedł na górkę. Zachęcił George'a: - Naprawdę czad. Musisz spróbować. George, mniej sprawny niż Pedro, był o rok młodszy od kolegi (miał dziesięć lat), więc chcąc zaimponować, zjechał. Pech chciał, żeby akurat na ulicy jechało auto, które przejechało Georga. Pedro uciekł stamtąd. George przeżył, choć niedługie życie spędził na rehabilitacji w szpitalu. Przy nieudanej operacji dla chłopaka nie było już ratunku i po trafieniu do hospicjum zmarł.
pati1308
Pewnego zimowego dnia poszłam z koleżankami na lodowisko. Magda, Ewelina i ja umiałyśmy jeździć , ale Gabrysia szła tam pierwszy i jak się okazało później ostatni raz. Więc chcieliśmy ja nauczyć. Gabrysia trochę bała się jeździć ale gdy zaczęła to robić spodobała jej się ta zabawa. Jeździliśmy przez pół godziny. Gabrysia zaczęła ,, szaleć na lodowisku " i trochę się o nią obawiałyśmy. Powiedziałyśmy jej że powinna zacząć normalnie jeździć a nie się wygłupiać . Niestety nie posłuchała naszej rady.Po pewnym czasie przewróciła się. Bardzo bolała ja noga. Wezwaliśmy pogotowie. Gabrysia złamała nogę, spędziła w szpitalu prawie miesiąc. Następnym razem będzie bardziej uważała a na lodowisko napewno już nie pójdzie. My też powinniśmy uważać, by nie stało nam sie nic złego.
Długo trwała cała zabawa, lecz w pewnej chwili chłopaki wkroczyli na teren naszego miejsca i złamali zasady. Zdenerwowane rzucałyśmy gdzie popadnie i z jeszcze większą siłą. Nasza wspólna zabawa w dalszym czasie zrobiła się trochę nie na miejscu. Wyglądało to jakby wstąpił w nas jakiś szatan. Za wszelką cenę kazda z drużyn chciała wygrać, nie liczyła się agresja, której używaliśmy.
Chłopcy nacierali nas a my próbowałyśmy się jakoś im odwdzięczyć xD.
Jednak w jakimś moemencie moja przyjaciółka upadła. Oczywiście nie zauważyliśmy tego od razu. DOpiero później spostrzegliśmy, że już leży tak od dłuższego czasu. Byliśmy oczywiście zajęci zabawą i nikt nie zwracał uwagi na drugą osobę. Wiedzieliśmy, że naprawdę coś się stało i nie jest kolorowo.
Weronika zasłabła, ledwo co wyczułam jej tętno. Zdysorientowani szybko poszliśmy po pomoc. Po kilku minutach pogotowie zabrało dziewczynę.
Ze spuszczonymi głowami i z poczuciem winy wróciliśmy każdy do swojego domu. Nie mogliśmy dopuścić myśli, że przez głupią zabawę nasza koleżanka wylądowała w szpitalu. Następnego dnia okazało się, że powodem zemdlenia był ciężki uraz głowy. Bez cienia wątpliwości wiedzieliśmy, że to się stało przez nieodpowiedzialne rzucanie śnieżkami. Odiwedziliśmy ją, lecz ona zapadłą w śpiączkę. Widziałam jej mamę ciągle płaczącą na korytarzu. Chciałam myśleć, że to tylko nieszczęśliwy sen, lecz niestety była to prawda. Trudno nam było wybaczyć sobie taki brak poczucia odpowiedzialności. Po mięsiącu intensywnego spania, Weronika umarła. TO był dla nas największy cios i szok.
Obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie postąpimy w podobny sposób.
Zadawaliśmy sobie pytania, czy dopiero śmierć bliskiej osoby musiała nas poruszyć do myślenia. Jeszcze długo czasu minie, zanim pogodzimy się z odejściem koleżanki.
- Naprawdę czad. Musisz spróbować.
George, mniej sprawny niż Pedro, był o rok młodszy od kolegi (miał dziesięć lat), więc chcąc zaimponować, zjechał. Pech chciał, żeby akurat na ulicy jechało auto, które przejechało Georga. Pedro uciekł stamtąd. George przeżył, choć niedługie życie spędził na rehabilitacji w szpitalu. Przy nieudanej operacji dla chłopaka nie było już ratunku i po trafieniu do hospicjum zmarł.
Gabrysia zaczęła ,, szaleć na lodowisku " i trochę się o nią obawiałyśmy. Powiedziałyśmy jej że powinna zacząć normalnie jeździć a nie się wygłupiać . Niestety nie posłuchała naszej rady.Po pewnym czasie przewróciła się. Bardzo bolała ja noga. Wezwaliśmy pogotowie.
Gabrysia złamała nogę, spędziła w szpitalu prawie miesiąc.
Następnym razem będzie bardziej uważała a na lodowisko napewno już nie pójdzie.
My też powinniśmy uważać, by nie stało nam sie nic złego.