Pewnego razu, podczas gdy Maćko z Bogdańca toczył zaciętą walkę z Krzyżakami, został on mocno okaleczony ostrym kawałkiem metalu nieopodal serca.Już sie wydawało, że jego dni są policzone, gdy na świetny pomysł wpadła Jagienka.Powiedziała mi ona, że najlepszym lekarstwem na tego typu rany jest tłuszcz niedźwiedzia.Zlękłem się trochę, ale nie myśląc wiele, wyruszyłem nazajutrz wieczorem do lasu, aby uchwycić zwierzynę. Na całą noc zaszyłem się w lesie pod jednym z drzew.Po kilku godzinachczekania usłyszałem lekki i posuwisty odgłos zbliżających się kroków.Byłem przerażony, ale myśl,że mogę stracić swego stryja przerażała mnie jeszcze bardziej.Zatem wziąłem się w garść i, nawet nie wiem kiedy, znalazłem się przy ofierze.Teraz nie miałem już wyjścia, musiałem walczyć ze zwierzyną. Walka zaczęła się na dobre.Wzięłem do ręki topór i wszystko, co tylko znalazłem i próbowałem jakoś unieszkodliwić zwierzynę.Gdy zadałem mu kilka ciosów, wściekł się jeszcze bardziej.Nie mogłem opanować jego gniewu. Nagle niedźwiedź wytrącił mi z rąk broń i z ostrymi pazurami rzucił się na mnie.Będąc w pełnej dezorientacji, nie wiedziałem, co począć; odsunęłem się na bok, myśląc, że nie mam szans na przeżycie.Myślałem: ,,zginę tu, zginę tu, zginę, ale nie!!!.Bo tu nagle dostrzegłem zarys ludzkiej postaci z toporem w rękach, którypodał mi zabraną przez niedźwiedzia broń i sam pomógł mi unieszkodliwić zwierzynę, doprowadzając do jej śmierci.Po zabiciu niedźwiedzia zrozumiałem, kim była postać osoby, która uratowała mi życie...przecież to była...tak to ona, to była Jagienka, która już nie raz pokazywałaswą waleczność i odwagę. Nie będąc zupełnie pewnym, co tu robii skąd wiedziała, że tu jestem, podszedłem do niej i zapytałem wprost, jak się tu znalazła.Nie spodziewałem się tak prostej odpowiedzi.Powiedziała ona, że myślała, że sobie nieporadzę i wyruszyła tuż za mną w nadzieji, że będzie mi potrzebna. Powiem szczerze było mi troche głupio, że to właśnie kobietauratowała mi życie, ale nie to było ważne.Ważne było, że uszedłem z życiem i wspólnymi siłami zabiliśmy niedźwiedzia.Ważne było też to, że byliśmy w stanie uratować także życie mego stryja, bo to w końcu dla niego oboje tu przyszliśmy.Dla niego gotowi byliśmy zginąć. Oboje staliśmy bez ruchu, bez słowa.Nie miałem słów, aby wyrazić swą wdzięczność i po prostu słowa ,,dziękuje", ale na szczęście ona zrozumiałai powiedziała ,,nie ma za co".Zatem oboje ruszyliśmy w stronę Spychowa z lekarstwem dla stryja, pełni radości i spokoju. koniec
,,Przygoda z niedźwiedziem"
Pewnego razu, podczas gdy Maćko z Bogdańca toczył zaciętą walkę z Krzyżakami, został on mocno okaleczony ostrym kawałkiem metalu nieopodal serca.Już sie wydawało, że jego dni są policzone, gdy na świetny pomysł wpadła Jagienka.Powiedziała mi ona, że najlepszym lekarstwem na tego typu rany jest tłuszcz niedźwiedzia.Zlękłem się trochę, ale nie myśląc wiele, wyruszyłem nazajutrz wieczorem do lasu, aby uchwycić zwierzynę.
Na całą noc zaszyłem się w lesie pod jednym z drzew.Po kilku godzinachczekania usłyszałem lekki i posuwisty odgłos zbliżających się kroków.Byłem przerażony, ale myśl,że mogę stracić swego stryja przerażała mnie jeszcze bardziej.Zatem wziąłem się w garść i, nawet nie wiem kiedy, znalazłem się przy ofierze.Teraz nie miałem już wyjścia, musiałem walczyć ze zwierzyną.
Walka zaczęła się na dobre.Wzięłem do ręki topór i wszystko, co tylko znalazłem i próbowałem jakoś unieszkodliwić zwierzynę.Gdy zadałem mu kilka ciosów, wściekł się jeszcze bardziej.Nie mogłem opanować jego gniewu.
Nagle niedźwiedź wytrącił mi z rąk broń i z ostrymi pazurami rzucił się na mnie.Będąc w pełnej dezorientacji, nie wiedziałem, co począć; odsunęłem się na bok, myśląc, że nie mam szans na przeżycie.Myślałem: ,,zginę tu, zginę tu, zginę, ale nie!!!.Bo tu nagle dostrzegłem zarys ludzkiej postaci z toporem w rękach, którypodał mi zabraną przez niedźwiedzia broń i sam pomógł mi unieszkodliwić zwierzynę, doprowadzając do jej śmierci.Po zabiciu niedźwiedzia zrozumiałem, kim była postać osoby, która uratowała mi życie...przecież to była...tak to ona, to była Jagienka, która już nie raz pokazywałaswą waleczność i odwagę.
Nie będąc zupełnie pewnym, co tu robii skąd wiedziała, że tu jestem, podszedłem do niej i zapytałem wprost, jak się tu znalazła.Nie spodziewałem się tak prostej odpowiedzi.Powiedziała ona, że myślała, że sobie nieporadzę i wyruszyła tuż za mną w nadzieji, że będzie mi potrzebna.
Powiem szczerze było mi troche głupio, że to właśnie kobietauratowała mi życie, ale nie to było ważne.Ważne było, że uszedłem z życiem i wspólnymi siłami zabiliśmy niedźwiedzia.Ważne było też to, że byliśmy w stanie uratować także życie mego stryja, bo to w końcu dla niego oboje tu przyszliśmy.Dla niego gotowi byliśmy zginąć.
Oboje staliśmy bez ruchu, bez słowa.Nie miałem słów, aby wyrazić swą wdzięczność i po prostu słowa ,,dziękuje", ale na szczęście ona zrozumiałai powiedziała ,,nie ma za co".Zatem oboje ruszyliśmy w stronę Spychowa z lekarstwem dla stryja, pełni radości i spokoju.
koniec