Zima tego roku odchodziła od nas kilkakrotnie, za każdym razem robiąc mi nadzieję, że w końcu nadejdzie upragniona wiosna. Gdy tylko termometr pokazywał kilka kresek powyżej zera, od razu brałam plecak i wyruszałam w długie wędrówki w poszukiwaniu jej pierwszych znaków. Na jednej z nich było bardzo ciekawie.
Wstałam wcześnie rano, by obserwować jelenie przechodzące niemal codziennie obok pobliskiego lasu. Było ich sześć. Dokładnie przyglądałam się tym pięknym zwierzętom. Chociaż nie wszystkie miały poroże, ale mimo to wyglądały imponująco: dumnie i dostojnie…
Nagle w krzewie róży, za którym miałam punkt obserwacyjny, coś huknęło. Wystraszona schowałam się za koszem na śmieci. Na szczęście strach przezwyciężyła moja ogromna ciekawość. Myślałam, że śnię- na środku krzaczka róży stał Wojtek Łozowski- mój idol! Zaczęłam do niego biec jak szalona; byłam już blisko… znikł!? Stałam zrozpaczona i wpatrywałam się w roślinę. Miałam już odejść, gdy usłyszałam cieniutki głosik:
-Nie odchodź…- oglądnęłam się. Na miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się Wojtek, stał wysoki na około trzy metry stwór. Nie przestraszyłam się go wcale; w tym dniu już nic nie mogło mnie zaskoczyć. Nieznajomy miał miłą różową twarz, mały pomarańczowy nosek, jagodowe usta, duże i mądre oczy koloru błękitnego, a wokół twarzy bujne, kolorowe loki.
- Witaj. Jestem Bernard Antoni Adam Zenon Dziubek, ale mów mi Benek. Wiem, że ty masz na imię Mariola. Przepraszam cię za to wszystko, ale coś się popsuło w naszych liniach transportowych. Dobrze, że nie doszło do większej katastrofy- powiedział i miło się uśmiechnął - Przybyłem tu z dna morza, by spełnić twoje marzenie. Musisz tylko mi je wyznać. Zasłużyłaś na tą nagrodę, ponieważ to ty najwięcej razy wywróciłaś się na śniegu tej zimy. Pokonałaś mistrza zeszłego roku- Mariana Kloc. Gdy to mówił popatrzyłam na swoje poobijane kolana, by się upewnić, czy mówi prawdę.Zaczęłam się zastanawiać, co jest moim największym marzeniem. Zamyśliłam się na dłuższą chwilę. Nagle przypomniałam sobie, czego pragnę najbardziej.
- Chcę zobaczyć wiosnę!- Zadanie wydawało mi się trudne do zrobienia, ale jednak poprosiłam o to.
-Niech pomyślę- odparł wielkolud. Po czym stanął na głowie. Gdy wrócił do normalnej pozycji, powiedział:
-Wszystko da się zrobić, ale musisz się na chwilę odwrócić…Oczywiście, posłuchałam go. To, co zobaczyłam, gdy się odwróciłam, zwaliło mnie z nóg.
Obok Benka stała Wiosna ubrana w zieloną, długą suknię w kwiaty. Rumianą, drobną twarzyczkę okalały proste, ciemne włosy, opadające na ramiona, a w nich wplecione były kwiaty i motyle. Oczarowała mnie swoim wyglądem- była piękna i cicha. Jak PRAWDZIWA WIOSNA.
Olbrzym poraz ostatni zabrał głos:-Zapewne już wiesz, kim jest ta cudowna istota obok mnie. Ona oprowadzi cię i pokaże wiosnę w przyrodzie. Żegnaj!- powiedział i zniknął. Wiosna była przemiłą istotą. Porozmawiałam z nią przez moment , a potem zabrała mnie w pierwszą podróż.
Znalazłyśmy się nad rzeką. Z daleka zauważyłam tamę. Wiosna kazała mi zachowywać się cicho, by nie spłoszyć bobra, który miał za chwilę wynurzyć się z wody. Miała rację, nie musiałam długo czekać. Za niedługo to pracowite zwierzątko zabrało się do poprawiania zapory, którą zniszczyły kry lodowe. W oddali, na brzegu, wydra objadała się rybami, których w wodzie było pod dostatkiem. Na obu brzegach rzeki rosło mnóstwo żółtych kaczeńców. Wiosna zerwała jednego kwiatka i wpięła we włosy.
-Akurat tego kwiatu mi brakowało. Ale teraz mam już wszystkie.Dopiero teraz zauważyłam, że we włosach ma tylko te kwiaty, które zapowiadają wiosnę.
-Może pomożemy temu biednemu bobrowi?- Zapytałam, widząc jak sie męczy.
- Cieszę się, że w końcu mnie o to spytałaś. Musimy nazbierać gałęzi i zostawić je na brzegu.- podpowiedziała Wiosna.Tak też zrobiłam. Później obserwowałyśmy bobra, jak z wytrwałością naprawiał zepsutą budowlę. Gdy skończył podpłynął do nas.
-Zapraszam was do moich żeremi. Chcę wam się odwdzięczyć za pomoc-zaproponował. To, ze bóbr przemówił ludzkim głosem , zupełnie mnie zaskoczyło. Ale oczywiście przyjęłyśmy zaproszenie.
W domu bobra było ciepło i przyjemnie. Poczęstował nas herbatą. Siedzieliśmy i rozmawiali o złośliwej wydrze, która zeszłej wiosny wielokrotnie niszczyła tamę bobrowi. Po udanej wizycie ruszyłyśmy w dalszą podróż.....
Zima tego roku odchodziła od nas kilkakrotnie, za każdym razem robiąc mi nadzieję, że w końcu nadejdzie upragniona wiosna. Gdy tylko termometr pokazywał kilka kresek powyżej zera, od razu brałam plecak i wyruszałam w długie wędrówki w poszukiwaniu jej pierwszych znaków. Na jednej z nich było bardzo ciekawie.
Wstałam wcześnie rano, by obserwować jelenie przechodzące niemal codziennie obok pobliskiego lasu. Było ich sześć. Dokładnie przyglądałam się tym pięknym zwierzętom. Chociaż nie wszystkie miały poroże, ale mimo to wyglądały imponująco: dumnie i dostojnie…
Nagle w krzewie róży, za którym miałam punkt obserwacyjny, coś huknęło. Wystraszona schowałam się za koszem na śmieci. Na szczęście strach przezwyciężyła moja ogromna ciekawość. Myślałam, że śnię- na środku krzaczka róży stał Wojtek Łozowski- mój idol! Zaczęłam do niego biec jak szalona; byłam już blisko… znikł!? Stałam zrozpaczona i wpatrywałam się w roślinę. Miałam już odejść, gdy usłyszałam cieniutki głosik:
-Nie odchodź…- oglądnęłam się. Na miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się Wojtek, stał wysoki na około trzy metry stwór. Nie przestraszyłam się go wcale; w tym dniu już nic nie mogło mnie zaskoczyć. Nieznajomy miał miłą różową twarz, mały pomarańczowy nosek, jagodowe usta, duże i mądre oczy koloru błękitnego, a wokół twarzy bujne, kolorowe loki.
- Witaj. Jestem Bernard Antoni Adam Zenon Dziubek, ale mów mi Benek. Wiem, że ty masz na imię Mariola. Przepraszam cię za to wszystko, ale coś się popsuło w naszych liniach transportowych. Dobrze, że nie doszło do większej katastrofy- powiedział i miło się uśmiechnął - Przybyłem tu z dna morza, by spełnić twoje marzenie. Musisz tylko mi je wyznać. Zasłużyłaś na tą nagrodę, ponieważ to ty najwięcej razy wywróciłaś się na śniegu tej zimy. Pokonałaś mistrza zeszłego roku- Mariana Kloc. Gdy to mówił popatrzyłam na swoje poobijane kolana, by się upewnić, czy mówi prawdę. Zaczęłam się zastanawiać, co jest moim największym marzeniem. Zamyśliłam się na dłuższą chwilę. Nagle przypomniałam sobie, czego pragnę najbardziej.
- Chcę zobaczyć wiosnę!- Zadanie wydawało mi się trudne do zrobienia, ale jednak poprosiłam o to.
-Niech pomyślę- odparł wielkolud. Po czym stanął na głowie. Gdy wrócił do normalnej pozycji, powiedział:
-Wszystko da się zrobić, ale musisz się na chwilę odwrócić… Oczywiście, posłuchałam go. To, co zobaczyłam, gdy się odwróciłam, zwaliło mnie z nóg.
Obok Benka stała Wiosna ubrana w zieloną, długą suknię w kwiaty. Rumianą, drobną twarzyczkę okalały proste, ciemne włosy, opadające na ramiona, a w nich wplecione były kwiaty i motyle. Oczarowała mnie swoim wyglądem- była piękna i cicha. Jak PRAWDZIWA WIOSNA.
Olbrzym po raz ostatni zabrał głos: -Zapewne już wiesz, kim jest ta cudowna istota obok mnie. Ona oprowadzi cię i pokaże wiosnę w przyrodzie. Żegnaj!- powiedział i zniknął. Wiosna była przemiłą istotą. Porozmawiałam z nią przez moment , a potem zabrała mnie w pierwszą podróż.
Znalazłyśmy się nad rzeką. Z daleka zauważyłam tamę. Wiosna kazała mi zachowywać się cicho, by nie spłoszyć bobra, który miał za chwilę wynurzyć się z wody. Miała rację, nie musiałam długo czekać. Za niedługo to pracowite zwierzątko zabrało się do poprawiania zapory, którą zniszczyły kry lodowe. W oddali, na brzegu, wydra objadała się rybami, których w wodzie było pod dostatkiem. Na obu brzegach rzeki rosło mnóstwo żółtych kaczeńców. Wiosna zerwała jednego kwiatka i wpięła we włosy.
-Akurat tego kwiatu mi brakowało. Ale teraz mam już wszystkie. Dopiero teraz zauważyłam, że we włosach ma tylko te kwiaty, które zapowiadają wiosnę.
-Może pomożemy temu biednemu bobrowi?- Zapytałam, widząc jak sie męczy.
- Cieszę się, że w końcu mnie o to spytałaś. Musimy nazbierać gałęzi i zostawić je na brzegu.- podpowiedziała Wiosna. Tak też zrobiłam. Później obserwowałyśmy bobra, jak z wytrwałością naprawiał zepsutą budowlę. Gdy skończył podpłynął do nas.
-Zapraszam was do moich żeremi. Chcę wam się odwdzięczyć za pomoc-zaproponował. To, ze bóbr przemówił ludzkim głosem , zupełnie mnie zaskoczyło. Ale oczywiście przyjęłyśmy zaproszenie.
W domu bobra było ciepło i przyjemnie. Poczęstował nas herbatą. Siedzieliśmy i rozmawiali o złośliwej wydrze, która zeszłej wiosny wielokrotnie niszczyła tamę bobrowi. Po udanej wizycie ruszyłyśmy w dalszą podróż.....