Na podstawie Jana Pawła II WŁASNYMI SŁOWAMI napiszę jaką rolę odgrywa chrześcijaństwo w naszej ojczyźnie.
NIE PISZCCIE MI PO 2 ZDANIA CZY 3 . Ma byc tego sporo. DAJĘ NAJ :)
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Polaków intryguje tu przede wszystkim papieska nadzieja, że "społeczeństwo polskie - które od wieków przynależy do Europy - znajdzie właściwe sobie miejsce w strukturach wspólnoty europejskiej i nie tylko nie zatraci własnej tożsamości, ale ubogaci swą tradycją ten kontynent i cały świat" (z przemówienia pożegnalnego w Balicach, 19 sierpnia 2002). Nadzieja ta wynika z przekonania, że "Polska kultura chrześcijańska, etos religijny i narodowy są cennym rezerwuarem energii, których Europa dziś potrzebuje" (przemówienie do trzeciej grupy biskupów polskich podczas wizyty ad limina Apostolorum, Rzym, 14 lutego 1998). Warto się wsłuchać w te papieskie nadzieje i oczekiwania. Są przykładem poważnego namysłu nad tym, kim jesteśmy jako naród, kim być możemy i co mamy do powiedzenia innym.
(katecheza - ks. dr Grzegorz Chojnacki)
I. "Humanistyczne" chrześcijaństwo
Rozmowy i doświadczenia ostatniego czasu skłaniają mnie do refleksji nad wzajemną relacją pomiędzy miłością Boga i bliźniego. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że we współczesnym świecie chce się chrześcijaństwo sprowadzić do miłości bliźniego, utożsamiając je z humanizmem lub z filantropią. Jakże często w rozmowach duszpasterskich na pytanie o życie sakramentalne, o modlitwę można się spotkać z odpowiedzią pokazującą tylko cechy ludzkie danej osoby np.: "do kościoła to on nie chodził, ale był dobrym człowiekiem, pomagał innym". To wspaniale, że można o kimś powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem. Ale to jeszcze nie znaczy, że ktoś jest dobrym chrześcijaninem. W tym wypadku poprzeczka jest podniesiona trochę wyżej.
Jeśli ktoś chce być dobrym chrześcijaninem, musi łączyć w sobie doświadczenie Boga z czynną miłością ludzką. Niepokojący jest fakt, że chce się uciec od wymagań płynących z wiary poprzez jej spłycenie do altruizmu.
Naturalnie może pojawić się tutaj jeszcze inna skrajność, która będzie budować chrześcijaństwo bez miłości ofiarnej i czynnej w stosunku do drugiego człowieka. Taki obraz chrześcijaństwa, w którym następuje rozbieżność pomiędzy wiarą a czynami jest karykaturą tego, do czego wzywa nas Chrystus. Takie zachowanie budzi raczej dezaprobatę i niechęć do tak przeżywanej wiary. Często jesteśmy zgorszeni postawą ludzi, którzy Boga chwalą tylko ustami, a w normalnym życiu są nie do zniesienie. Ewangelista Jan napomina nas, abyśmy odrzucali takie zachowanie."Jeśliby ktoś mówił ^Miłuję Boga"p, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1 J 4, 20).
Nasuwa się pytanie: w jaki sposób można więc spełnić przykazanie miłości Boga i bliźniego, aby w ten sposób stać się prawdziwym chrześcijaninem?
Odpowiedź na to pytanie daje nam Kościół eksponując w roku Wielkiego Jubileuszu Krzyż Chrystusa - znak ukrzyżowanej miłości Boga i bliźniego. Poprzez specjalne nabożeństwa ku czci Krzyża Świętego będziemy zgłębiać tajemnicę naszego odkupienia. Dwie skrzyżowane belki: pionowa i pozioma pokazują nam przestrzenie, które powinny się stać treścią naszego życia. W życiu Jezusa można dostrzec te dwie miłości, które są wypełnieniem Prawa. Jezus nie ucieka przed ludźmi, nawet przed tymi z marginesu. Szedł do nich z miłością przebaczającą i uzdrawiającą, głoszoną zawsze w prawdzie. Żyjąc dla Ojca, pokazywał to wszystko, co nas od Niego oddziela. Tę egzystencję dla Boga i dla człowieka przypieczętował ofiarą Krzyża, nie uciekając przed cierpieniem. Do takiego życia jesteśmy wezwani. Patrząc na budowę naszego ciała dostrzegamy wpisany w nią krzyż. Nasze ciało zwrócone ku Temu, co w górze podpowiada nam sens naszego zmagania z naszym grzechem i słabością. A wyciągnięte ramiona nie pozwalają zapomnieć o moim bliźnim.
Jak bardzo jednak współczesny człowiek oddala się od zrozumienia tajemnicy krzyża doświadczyłem sam w czasie mojej pracy duszpasterskiej w jednej z niemieckich parafii. Otóż mając do czynienia z tamtejszą młodzieżą, zauważyłem, jak łatwo przekonać i zachęcić ją do pracy charytatywnej na rzecz ich potrzebujących czy chorych kolegów. Byłem pełen podziwu dla poczynań, często długofalowych i absorbujących wiele wolnego czasu. Zarazem dostrzegałem trudności w mówieniu im o miłości do Boga, o potrzebie nawrócenia, o grzechu który jest odrzuceniem jego miłości do nas. I nie mogę powiedzieć, że miałem do czynienia ze złą młodzieżą. Zastanawiałem się nad przyczynami takiej postawy. Dlaczego w wielu krajach Europy Zachodniej ludzie właśnie tak pojmują chrześcijaństwo? Wygodnictwo, możliwości techniczne i medyczne, dobrobyt to chyba kilka przyczyn, które spowodowały, że Bóg stał się dla wielu bardzo daleki. Patrząc na niektóre zachowania w naszym społeczeństwie i Kościele, nie trudno zauważyć, że taki sposób rozumienia chrześcijaństwa przenika do naszej ojczyzny. I nie można tego problemu lekceważyć, aby nasz Kościół nie stał się tylko organizacją dobroczynną. Wtedy grozi nam naturalna śmierć, jak to zresztą widać na przykładzie niektórych kościołów protestanckich, które skarżą się na zmniejszająca się dramatycznie ilość swoich członków.
Nie chcąc być "złym prorokiem", raczej realistą. Zachęcam do zastanowienia się nad tematem miłości Boga i bliźniego. Tylko równoczesne kształtowanie tych miłości przyczyni się do tego, że nasza wiara nie będzie tylko "humanistyczna" lub tylko naznaczona jakąś "dewocją". "Takie zaś mamy od Niego przykazania, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego" (1 J 4, 21).
II. Chrześcijaństwo bez grzechu?
Spoglądając na rzeczywistość pewnych prądów sekularyzacyjnych, które docierają do nas w sposób zauważalny lub często przenikają niezauważone, stając się "kanonem zachowania" przez stan faktyczny ich zaistnienia, odnoszę wrażenie, że grozi nam "spłycenie" niektórych ważnych dla chrześcijaństwa rzeczywistości.
Mam tu na myśli swoisty trend do zaprzeczenia istnienia grzechu i jego skutków.
"Nie mam grzechu, bo żyję przyzwoicie" - to usłyszane kiedyś zdanie wywołało we mnie niepokój, że człowiek chce się wyzwolić od rzeczywistości, która w dotkliwy sposób go rani i nie pozwala rozwinąć się duchowo. Rodzi się jakaś nowa moralność, w której bezkonfliktowe życie w strukturach społecznych jest ideałem pozwalającym na uniknięcie pojęcia grzechu.
"Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy" - stwierdza św. Jan, nie pozostawiając żadnej wątpliwości. Jednakże próbuje się spłycić wymiar grzechu, sprowadzając go do rzeczywistości niemalże bajkowej, jakby był jakimś upiorem z tajemniczego zamku, w którego tak naprawdę nikt nie wierzy. Niektóre języki, jak np. niemiecki używają pojęcia grzechu w coraz mniej religijnym znaczeniu. Słowo "Sünder" (grzesznik) w wyrażeniu "Strassenverkehrssünder" nie ma znaczenia religijnego i można je przetłumaczyć jako "człowiek łamiący przepisy o ruchu drogowym".
Co jest więc powodem, że zmniejsza się poczucie grzechu?
Czy tylko to, że księża w niektórych krajach nie mają czasu na spowiedź lub według niektórych nabożeństwa pokutne zastępują spowiedź indywidualną. Na pewno jest to po części prawdą. Wydaje mi jednak, że prawdziwy problem leży trochę głębiej, a mianowicie w pojęciu "sacrum". Utrata poczucia sacrum prowadzi do sytuacji samousprawiedliwienia. Przed samym sobą mogę się usprawiedliwić, ewentualnie przed drugim człowiekiem, ale czy muszę to robić przed Bogiem. Jeden z rodziców dziecka przygotowującego się do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej zakwestionował konieczność przystąpienia dziecka do sakramentu pokuty, tłumacząc się tym, że wywoła to w dziecku niepotrzebne lęki oraz chorobliwe poczucie winy. Poza tym był zdania, że jeśli jego dziecko ma coś na sumieniu, to wystarczy jeśli opowie o tym jednemu z rodziców a nie jakiemuś obcemu mężczyźnie. Faktem jest, że ów przykład jest bardzo skrajny i może nie zdarza się na co dzień. Niepokoi jednak przekonanie, że poczucie grzechu i winy można bez problemu rozwiązać na drodze terapeutycznej.
Oprócz tego traktuje się wiele grzechów jako grzechy lekkie, których materia nie wymaga spowiedzi. Właściwie to tylko całkowite odwrócenie się od Boga, tzn. wybór zasadniczy przeciwko Niemu byłby grzechem ciężkim. Jeśli nie odrzucasz Boga w ostateczny sposób, to żyjesz właściwie przyzwoicie i nie masz grzechów ciężkich. W ten sposób, mówiąc z dużym uproszczeniem, rodzi się chrześcijaństwo bez grzechu i potrzeby jego wyznania i przebaczenia. A przecież tylko szczere przyznanie się do grzechu daje nam ufność, że Bóg będzie wobec nas miłosierny. "Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, (Bóg) jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości"(1 J 1, 9).
W innym razie pozostaje Mu być tylko sprawiedliwym sędzią.
III. Kompas na drodze życia
Wznoszą się fale, Panie, i noc jest ciemna.
Czy ześlesz jasny promień dla mnie co czuwam, samotna?
(...) Bacz tylko ze wszystkich mocy na kompas - uważnie, w skupieniu.
On nawet pośród burz i nocy wskaże, jak płynąć do celu.
Igła, co drga leciutko po chwili spokojna staje,
Dokładnie kierunek wskazując, dokąd podążać pragnę.
Spokojna bądź i ufna, przez noc i burze cię wiedzie Wola Boża ci wierna, gdy czuwa sumienie.
Wiersz św. Edyty Stein (siostry Benedykty od Krzyża) wspaniale ukazuje funkcję sumienia w życiu człowieka wierzącego. Ma ono działać jak kompas, pokazując nam w naszych wyborach moralnych właściwą drogę do celu naszego życia.
Podążając za takim kompasem mamy nadzieję, że podejmowane przez nas decyzje nie będą przejawem naszej samowoli czy indywidualizmu, tzn. nie będą one wynikiem naszego "widzimisię" czy też uleganiem modnym prądom, wg których opinia większości może decydować o tym, co jest moralnie dobrem a co złem. Naturalnie rodzi się pytanie, na czym polega istota sumienia i jego działania oraz w jaki sposób kształtować tę "igłę", aby dobrze pokazywała kierunek?
Trudną rzeczą jest podać dokładną definicję sumienia, gdyż jest ono fenomenem bardzo kompleksowym, którym zajmuje się wiele dziedzin. Z punktu widzenia teologii moralnej sumienie jest instancją, która odczytując obiektywne prawo moralne ma je zastosować do konkretnej sytuacji życiowej po to, aby wydać osąd i w ten sposób pomóc człowiekowi podjąć konkretną decyzję.
Oznacza to, że sumienie najpierw ma się wsłuchiwać w prawo Boże - naturalne i objawione oraz w prawo ustanowione przez człowieka. Następnie ma wydać sąd, jaka decyzja, jakie rozwiązanie jest najlepsze, najwłaściwsze, uwzględniając konkretną sytuację, osobiste problemy człowieka, okoliczności czynu. Gdy człowiek dokona już wyboru i podejmie konkretny czyn, potwierdza ono dobro i słuszność działania ludzkiego albo staje się świadkiem zła i dostrzegamy wtedy jego działanie w postaci niepokojących nas wyrzutów.
W taki uproszczony sposób można przedstawić istotę sumienia, które jest nie tylko instancją oceniającą, ale - jak głosi konstytucja Soboru Watykańskiego II "Gaudium et spes" (nr 16) - jest "najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa." Widząc więc jaką wielką godność i odpowiedzialność ma nasze sumienie, musimy sobie uświadomić, że wymaga ono ciągłego kształtowania i weryfikacji według konkretnych źródeł jakimi są: Pismo św., Tradycja, Magisterium Kościoła, rozum i doświadczenie ludzkie, aby nie doszło do sytuacji, w której zamiast głosu Boga będziemy słyszeć nasze indywidualistyczne zapatrywania.
Temat ten będzie kontynuowany w następnej katechezie, ale już teraz można powiedzieć, że chrześcijanie będą coraz bardziej musieli korzystać z tego "kompasu" po to, aby w coraz bardziej skomplikowanym życiu i coraz trudniejszych wyborach nie stracić orientacji.
Nasuwa mi się na koniec parafraza zdania Karla Rahnera, która nie traci na swej aktualności, że chrześcijanin przyszłości to albo człowiek sumienia, albo nie będzie go wcale.
IV. Kto jednak dostrzega swoje błędy?
M ówiąc o sumieniu, nasuwa mi się fragment Psalmu 19:
"Kto jednak dostrzega swoje błędy? Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną" (19,13). Ten tekst skłania do refleksji nad własnymi błędami w podejmowaniu różnych decyzji, które wynikają często ze źle uformowanego sumienia. Nie jest ono bowiem nieomylną wyrocznią, która w bezbłędny sposób mówi nam, co jest dobre a co złe, co należy czynić a czego unikać. Nie wystarczy bowiem odwoływać się do głosu własnego sumienia, aby wytłumaczyć taką a nie inną decyzję. Najpierw trzeba zapytać, na ile dojrzałe i dobre jest moje sumienie. A można to sprawdzić, odnosząc się do wyznaczników formacji sumienia, którymi są m.in. Pismo św., Tradycja, Nauczycielski Urząd Kościoła, rozum ludzki oraz doświadczenie życiowe.
Najważniejsze z nich są pierwsze trzy.
Trudno sobie wyobrazić kształtowanie sumienia chrześcijańskiego bez karmienia go słowem Boga. Jednakże są sytuacje we współczesnym świecie, które nie znajdują wyraźnej odpowiedzi w Biblii. Z pomocą w takiej sytuacji może nam przyjść Tradycja Kościoła, czyli ustny i spisany przekaz wiary.
Dzieła Ojców Kościoła, które coraz częściej są dostępne na półkach księgarni i bibliotek, myśli wybitnych postaci Kościoła, jak np. Doktorów, pokazują nam praktycznie przeżytą wiarę i są niewyczerpalnym źródłem pouczeń i przykładów do naśladowania.
Bardzo ważnym czynnikiem formującym nasze sumienia powinny być wskazania Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, który jest sprawowany przez papieża wraz ze wszystkimi biskupami. Chrystus ustanawiając Kościół, dał mu prawo do interpretacji wiary i moralności na mocy działającego w nim Ducha Świętego. Dlatego dziwią mnie niektóre wypowiedzi krytyków nauczania papieża czy biskupów jakby Stolica Apostolska była "biurem urzędników, którzy beznadziejnie przespali czas". Myślę, że ostatnie słowa i gesty Jana Pawła II, dokument Międzynarodowej Komisji Teologów na temat winy Kościoła pokazują, jak Nauczycielski Urząd Kościoła bardzo konkretnie odczytuje "znaki czasu" na progu Trzeciego Tysiąclecia.
Wspomniane wyżej elementy formacji sumienia mają prowadzić do tego, aby przy podejmowaniu decyzji była najpierw odpowiednia wiedza czy informacja na temat stanu rzeczy, okoliczności towarzyszącym naszemu działaniu. Im bardziej jest ona wyczerpująca, tym bardziej możemy być pewni, że nie popełnimy błędu.
W rzeczywistości jest najczęściej tak, że ci, którzy jej nie posiadają, mają najwięcej do powiedzenia. Poza tym nie może być ona nacechowana elementami samowoli lub subiektywnych upodobań często niemożliwych do obiektywnej weryfikacji.
Do tego należy jeszcze uwzględnić fakt, że osądy sumienia i decyzje woli podlegać będą jeszcze sądowi Boga, który je potwierdzi albo odrzuci. Nie można się więc łudzić, że Go oszukamy. Trzeba więc stawiać sobie to pytanie, czy będę mógł za nie przyjąć odpowiedzialność, zwłaszcza wtedy, gdy odbiegają one od nakazów prawa moralnego. Święty Paweł mówi o tym w Liście do Rzymian, podkreślając że "okaże się to w dniu, w którym Bóg sądzić będzie czyny ludzkie według mojej Ewangelii" (2, 16). Chciałbym jeszcze dodać, że częstą przyczyną naszych błędów jest wspomniana już niedostateczna, niekiedy zawiniona niewiedza, która prowadzi do stanu "ciemności sumienia" i braku jego wrażliwości. Im większa jest ta niewiedza, tym bardziej pogrążamy się w stanie, o którym mówi Psalmista, że wymaga on oczyszczenia i gotowości poddania się mocy Prawdy.
V.Wołanie o wyzwolenie
Ż yjąc w okresie wielkanocnym, patrzymy z wdzięcznością na dzieło zbawcze Boga w osobie Jezusa Chrystusa. Tyle dobrego dokonało się w życiu ludzi, którzy odkryli drogę prawdziwego wyzwolenia.
W sakramencie pokuty i pojednania zrozumieli bowiem tajemnicę zmartwychwstania z niewoli grzechu.
Uznanie przed Bogiem, że to On jest sprawcą przemian duchowych, uczy nas właściwej drogi prowadzącej do głębi naszego życia.
Jednakże zdarza się, że taka droga jest dla wielu współczesnych ludzi z wielu przyczyn nieznana. Ta nieznajomość prowadzi jednak do sytuacji, że muszą sobie jakoś poradzić z podstawowymi pytaniami o sens życia, poczucie winy. Dlatego sięgają po środki zastępcze, które są dowodem na istnienie rzeczywistych potrzeb w odniesieniu do Boga i drugiego człowieka. Takim przykładem jest ostatnia fala różnych publikacji, które szerzą swoisty "duchowy ekshibicjonizm". Czy to książki czy to programy w stylu "talk show", wszystko zmierza do tego, by prywatne życie stało się dobrym towarem. Rozumiem, że pisane biografie chcą uchronić zainteresowanych od zapomnienia.
Ale w wielu wypadkach wykracza się daleko poza granice strzeżone przez intymność. Sądzę, że nie tylko komercja i chęć sławy odgrywają tu pierwsze skrzypce. Często ukryte poczucie winy, próba usprawiedliwienia własnych decyzji powodują pranie "własnych brudów" na ekranach telewizorów z nadzieją na rozgrzeszenie ze strony milionów widzów. Moderatorzy spełniają wtedy funkcje terapeutyczne, a publiczność udziela oklaskami "absolucji".
Jedną z form takiego uzewnętrznienia jest wprowadzony, mimo protestów, program pt. "Big Brother" (Wielki Brat) przez z jedną z komercyjnych telewizji niemieckich. Produkt ten powstał w Holandii i został przeszczepiony na grunt naszych sąsiadów. Konwencja jest bardzo prosta, otóż wybrane chętne osoby zamyka się w specjalnie do tego przygotowanym miejscu bez kontaktu ze światem zewnętrznym, skazując je na bycie ze sobą przez 24 godziny. Uczestnicy programu muszą się wzajemnie poznać i przyzwyczaić, gdyż nie znają się wcześniej. I to wszystko jest rejestrowane non stop przez wiele kamer z wyjątkiem jednej godziny na dobę oraz czasu na potrzeby fizjologiczne. Poza tym, czy to sen, czy zadania w ciągu dnia, które narzucane są przez scenariusz programu, kamera jest wszechobecna i dokładna w obserwacji. Każdego dnia w godzinach wieczornych przedstawiony jest skrót wydarzeń z ostatniej doby. Program cieszy się taką oglądalnością, że nawet opuszczenie kilku odcinków w niczym nie przeszkadza, gdyż wydarzenia z życia bohaterów są powszechnym tematem omawianym na szkolnych podwórkach. Uczestnicy programu stają się idolami tłumów, gwiazdami wielu kanałów telewizyjnych. Ciekawy jestem, co na to Orwell, który wykreował Wielkiego Brata, aby skrytykować totalitaryzm. Czyżby jego nowym wcieleniem była komercja a ideałem postawy społecznej homo ludens (człowiek bawiący się).
Jedynym problemem jest to, że kolejne przeżycie pociąga za sobą następne aż do granic niemożliwości, których dotknięcie jest bardzo bolesne. Aby je przekroczyć potrzebuje człowiek pomocy z "góry", wszelkie inne próby przypominają bajkową postać, która próbuje się wydobyć z bagna ciągnąc się za własne włosy.
Wpatrując się natomiast w Jezusa Zmartwychwstałego wyzwolenie jest w zasięgu ręki. Wystarczy tylko samemu spróbować i podpowiedzieć innym, którzy stracili już nadzieję.
VI. Wspólnota
Arthur Schopenhauer napisał kilka bajek o zwierzętach, wyrażając w nich swoje poglądy na temat międzyludzkich relacji. W jednej z nich opowiada on o jeżozwierzach, które zebrały się w grupie w bardzo mroźny dzień. Zbliżając się do siebie chciały się ogrzać. To doświadczenie nie było zbyt przyjemne. Im bardziej zwierzęta zmniejszały do siebie odległość, tym bardziej wyrządzały sobie ból poprzez ostre kolce. Ten ból był tak silny, że pozostało im tylko znowu się oddalić. Jednakże ostry mróz powodował utratę ciepła i na niektóre zwierzęta czekał smutny koniec. Historia ze zbliżaniem się do siebie i oddalaniem trwała tak długo aż jeżozwierze znalazły taką odległość między sobą, która zapewniała maksimum ciepła i minimum bólu.
Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Aczkolwiek w niektórych sytuacjach chętnie byśmy na nią uciekli. Jednakże nie można sobie wyobrazić prawidłowego rozwoju człowieka bez udziału innych ludzi. Chociaż mogą oni zadać wiele bólu i spowodować uczucie rozgoryczenia. Życie więc w pewnej grupie społecznej ma swoje blaski i cienie. Na naszych szerokościach geograficznych odczuwaliśmy wcześniej pewien rodzaj społecznego przymusu. Liczył się wtedy kolektyw, własna kreatywność była spiskiem przeciwko dążeniom do unifikacji. Wielu z nas przeżyło to mniej lub bardziej dotkliwie. Niewątpliwie była to sytuacja bardzo skrajna. Ale jak łatwo wpaść w inną skrajność pokazuje nam dzisiejsza sytuacja. Jeśli ciągle się słyszy o samorealizacji za każdą cenę, jeśli zdrowe ambicje myli się ze skrajnym indywidualizmem, to nie ma co się dziwić sytuacją w naszym społeczeństwie. Na niektórych bramach domów widzę napis z informacją o złym psie. Często się ona sprawdza nawet bez obecności czworonoga. Pilnuje się bowiem tego, co się zgromadziło. I chyba dlatego coraz więcej narzekania.
Dlaczego więc ludzie nie szukają życia wspólnotowego (wspólnota rozumiana jest tutaj w szerszym jak i w węższym znaczeniu)? Dlaczego wybierają życie samotnego żeglarza i cierpią z powodu samotności? Gdy człowiek żyje sam dla siebie, nie ma zbyt wielu lęków przed relacjami z innymi. Nie musi wysłuchiwać godzinami opowieści innych. Może o sobie mniemać, że potrafi wszystkich kochać i ze wszystkimi doskonale współpracować. Wspólnota może ten obraz często zniszczyć. Okazuje się bowiem, że nie jesteśmy tacy wspaniali, że to wszystko jest tylko pobożnym życzeniem. W rzeczywistości nie jesteśmy tak zdolni, aby innych lepiej rozumieć i znosić. Jednakże po odkryciu wspólnoty i po pozytywnych doświadczeniach w niej możemy zobaczyć, ile straciliśmy z powodu jej wcześniejszego braku. Trudno sobie bowiem wyobrazić wzrost w wierze i rozwój życia w duchu miłości bliźniego bez naszych wspólnot parafialnych czy składających się na nie małych grup modlitwy lub czynnej miłości. Wspólnota daje poczucie własnej wartości i uczy prawdziwego przebaczenia. Naturalnie żadna wspólnota nie ma prawa do ekskluzywnego posiadania monopolu na prowadzenie ludzi do Boga ani nikt nie jest zobowiązany do wiecznej wierności danej wspólnocie. Jednakże widać, że bez niej ciężko jest znieść wyzwania wiary i łatwiej się poddać zniechęceniu.
VII. Dobro wspólne
Jedną z podstawowych zasad katolickiej nauki społecznej jest troska o dobro wspólne, które ma zmierzać do wszechstronnego rozwoju społeczeństwa i jego członków. Podjęte w tym kierunku kroki mają zmierzajać ku autentycznemu postępowi cywilizacji.
Ma on przede wszystkim polegać na indywidualnym rozwoju całego człowieka i społeczeństwa. Mamy stawać się na poziomie bycia bardziej ludzkimi. Nasze posiadanie, działanie i poznawanie ma zapewnić realizację naszego powołania do nieśmiertelności. Trudno sobie wyobrazić taki rozwój bez wartości etycznych. Dlatego też ściśle chodzi tu o troskę o wymiar religijny człowieka z odrzuceniem jakiegokolwiek totalitaryzmu. Aby prawidłowo rozwinęły się relacje miedzy jednostką a społeczeństwem należy bazować na miłości Boga i bliźniego, aby w ten sposób stworzyć "cywilizację miłości". Nie jest możliwy taki rozwój bez zasady solidarności tzn. pełnoprawnego uczestnictwa wszystkich narodów na polu osiągnięć naukowo-techniczych oraz bez podkreślania znaczenia pracy ludzkiej.
Wreszcie należy tu wspomnieć udział wszystkich w historii zbawienia, która pokazuje prawdziwą realizację powołania człowieka, który nie zmierza ku nicości.
Te zasady prawdziwego rozwoju sformułował Jan Paweł II w encyklice Sollicitudo rei socialis, rozwijając i potwierdzając naukę Kościoła odnośnie ładu społecznego. Wspominam je kontekście ostatnich wydarzeń na scenie polityczno-społecznej w naszej Ojczyźnie oraz tendencji w polityce globalnej. Warto się zastanowić nad wymaganiami wobec ludzi, którzy zawodowo są odpowiedzialni za rozwój dobra wspólnego.
Jaki powinien być ideał polityka, któremu powierzono kształtowanie życia społecznego?
Podobnie jak w wielu zawodach należy wymagać od takich osób kompetencji w wykonywaniu swoich funkcji. Jest to o tyle ważne, że od ich decyzji zależy dobro poszczególnych osób i całego społeczeństwa. Ważną rolę odgrywają tu dobre intencje i szczere chęci służenia dobru wspólnemu członków danej społeczności. Jednakże trudno sobie wyobrazić, aby dobre zamiary były głównym kryterium oceny ich działań. Nie jest rzeczą do pomyślenia, aby w przypadku np. lekarzy jedynie intencja pomocy pacjentowi była miarą oceny ich pracy. Oprócz subiektywnych pozytywnych motywacji każdy z lekarzy jest wezwany do ustawicznego pogłębiania swoich kompetencji merytorycznych, jak i praktycznych. Obowiązek ten wypływa z kodeksu etyki lekarskiej i nie może przestać obowiązywać z jakichś subiektywnych powodów. Ciekaw jestem, czy możliwe byłoby stworzenie kodeksu etyki polityka, który pozwoliłby na ocenę jego kompetencji oraz w niektórych wypadkach na wykazanie ignorancji nie zawsze niezawinionej.
Innym ważnym kryterium oceny może być punkt, w którym styka się biznes i polityka. W dobie globalizacji i połączeń wielkich firm, których kapitał przekracza budżet roczny niejednego państwa, rodzi się u wielu pytanie, czy następnym wcieleniem demokracji nie będzie "koncernokracja". Gdy jeszcze do tego zaliczymy nie zawsze klarowne przepisy odnośnie finansowania kampanii przedwyborczych, to pytanie o ewentualne niebezpieczeństwo manipulacji i afer korupcyjnych, które poruszały opinię publiczną w ostatnim czasie, nie jest nieuzasadnione.
Oprócz wspomnianych kryteriów można by wymienić jeszcze inne wynikające z ogromnej tradycji Kościoła nie bojącego się poruszać tematów społecznych, dzięki którym można zweryfikować starania o dobro wspólne. Przy tej okazji należy zauważyć, że zasady etyczne mają ogromne znaczenie dla życia społeczno-politycznego. Bo do jakich wartości można się odwołać, gdy istnieją luki prawne lub grożą nadużycia. Czy wtedy nie odwołujemy się do zasad uczciwości i rzetelności oraz dobrych postaw moralnych, które powinny być obecne w życiu przedstawicieli społeczeństwa.
Kościół wierny swojemu posłannictwu nie może zaprzestać ich głoszenia oraz wzywania do ich realizacji także i przede wszystkim swoich członków.
VIII. Sekularyzacja nie jedno ma oblicze
Sekularyzacja doskwiera nam coraz bardziej. Na rynku propozycji możliwości odkrycia sensu życia pojawiają się coraz to nowe "produkty". Wyrafinowana reklama nie szczędzi środków, aby przekonać współczesnych klientów o potrzebie ich kupna. W ten sposób rodzi się religijność zastępcza, która nic nie kosztuje, a jej treść w każde j chwili może być zmieniona. To jest właśnie współczesny trend w epoce postmodernistycznej - brak wymagań. Nie ma co się dziwić, że piewcy takiego stylu życia znajdują wiele poklasku, nie tylko na płaszczyźnie politycznej. Bo przecież łatwo być kameleonem.
Warto się więc zastanowić na tymi współczesnymi substytutami prawdziwej religijności, aby dostrzec źródła nowego stylu życia zwłaszcza u młodego pokolenia, które jak kompas doskonale pokazuje współczesne "dokąd".
Chyba najbardziej widać to na przykładzie coraz większych potrzeb przeżyciowych u młodych ludzi. "Homo ludens" (człowiek bawiący się) szuka coraz nowych doznań, aby zaspokoić głód rozbudzonej emocjonalności. Takim miejscem nowych doznań stają się dyskoteki, które cieszą się coraz większym powodzeniem, a mobilność młodych ludzi sprawia, że odległości przestają odgrywać zbyt wielką rolę. Taniec jako taki był zawsze jednym z elementów i wyrazów kultury człowieka. W wielu epokach był pieczołowicie pielęgnowany i wymagany przez konwenanse społeczne. Dzisiaj staje się często w wydaniu dyskotekowym namiastką religijną, po to aby zapomnieć o realnym świecie i jego trudnościach, i uciec choć na chwilę w świat miraży. Gdy do tego dołączy się jeszcze narkotyki i inne środki służące "zapomnieniu", to wyłania się obraz ludzi, którzy często nie są zdolni do podjęcia wymagań codzienności. A niejedna dyskoteka zwłaszcza w małych miejscowościach doprowadza mieszkańców do różnych reakcji począwszy od oburzenia aż do zwątpienia.
Innym "znakiem czasu" u młodych ludzi jest niesamowity pęd do korzystania z najnowocześniejszych środków przekazu informacji. Obecność mass mediów i rozszerzającej się sieci internetowej wskazują na jeszcze nieobliczalne dzisiaj skutki wirtualnego świata. Pozytywną stronę medalu tego nowego sposobu komunikacji dostrzegają korzystający z usług internetu. Dostęp do wielu źródeł informacji, bardzo szybki przekaz danych, korzystanie z wielu usług czyni go coraz bardziej atrakcyjnym. Niedawno podpisana ustawa w USA o traktowaniu wszelkich umów i transakcji zawieranych drogą internetową na równi z podpisanymi na papierze może doprowadzić do jeszcze większego rozwoju współpracy gospodarczej ale i okazji do oszustw lub manipulacji. Tak naprawdę nie ma jeszcze żadnego organu, który mógłby skutecznie kontrolować pochodzenie oraz treść informacji i obrazów zawartych w internecie. Bo nie można tylko odwoływać się do odpowiedzialności odbiorców i autorów. Warto przyjrzeć nowemu zjawisku, które towarzyszy "erze" internetowej, a mianowicie nowe źródło uzależnienia. Łatwość dostępu do wirtualnego świata powoduje, że można utracić poczucie rzeczywistości i próbować żyć ciągle w takim świecie. A przy tym stworzyć sobie "internetowego" Boga. W niektórych państwach powstają grupy terapeutyczne, w których dzięki wzajemnej pomocy ludzie próbują wyjść z takiego nałogu.
Zapewne można by wymienić jeszcze inne formy nowej "religijności", która chcąc nie chcąc wyrasta jak grzyby po deszczu, stając się dla niektórych utrapieniem (można to wywnioskować z głosów rodziców na temat przekazu wiary dla swoich dzieci). Ale czy rzeczywiście jesteśmy tylko bezsilni wobec takiej sytuacji. Głosy wielu, często ciche pokazują, że jest wola, aby wspólnymi siłami przeciwstawić się takim procesom sekularyzacyjnym. Potrzeba aby stawały się głośniejsze.
IX. Czy grozi nam "ezoteryczny" świat?
Przed miesiącem w jednej z miejscowości naszej diecezji spotkałem się z grupą ludzi, która swoim ubiorem i zachowaniem wzbudzała zdziwienie i zainteresowanie. Na początku pomyślałem sobie, że mam do czynienia z aktorami pantomimy, którzy starają się zainteresować przechodniów do udziału w rozpoczynającej się imprezie kulturalnej znanej już nie tylko w Polsce. Później wydawało mi się, że to jakaś grupa ekologiczna, która chce zaprotestować przeciw niszczeniu naturalnego środowiska. Wiezione na wozie z końskim zaprzęgiem zardzewiałe przedmioty tworzące jakąś tajemniczą bryłę mogłyby stanowić kontrast do jeszcze niezniszczonej przyrody. Rozdzielane i rozwieszane przy tym ulotki rozwiały moje wątpliwości. Zawierały bowiem informacje na temat planowanych targów ezoterycznych i astrologicznych. Terminarz targów był bardzo bogaty i obejmował duży obszar naszego kraju. Taka duża liczba imprez o charakterze ezoterycznym budzi niepokój i rodzi refleksję, czym właściwie jest ezoteryka i jakie konsekwencje ma ona dla wiary chrześcijańskiej?
Ezoterycznymi nazywano w antycznej Grecji tajemnicze rytuały, które odróżniano od ogólnie uznanej wiedzy czy religii. Dostęp do takich misteriów i płynącej z nich wiedzy był zarezerwowany dla kręgu ludzi "oświeconych" i " wtajemniczonych". Owa wiedza zawiera bowiem poznanie i doświadczenie, które można uzyskać na drodze intensywnego zanurzenia się w sobie, poprzez kontakt z nadprzyrodzonymi siłami. Ezoteryczne kierunki myślenia i idee, często różnorodne, są widoczne we wszystkich okresach historii człowieka począwszy od czasów antycznych. Mamy więc do czynienia ze zjawiskiem już znanym, ale ostatnie czasy przynoszą coraz większe zainteresowanie różnymi teoriami i praktykami. Dla ezoteryków świat jest duchową całością. Materia, rośliny, zwierzęta i człowiek są rozmaitymi formami, stopniami rozwoju owej całości rozumianej jako wszechświat. Dlatego kosmosowi i przyrodzie nadaje się cechy psychiczne. Stąd też pewna grupa ezoteryków próbowała poprzez medytację przekazać chorym drzewom duchową energię. Człowiek w takiej wizji świata jest też częścią duchowej całości. Składa się bowiem z duchowej jaźni i biologicznego organizmu. Pomiędzy nimi znajduje się ciało astralne odpowiedzialne za wymianę energii między człowiekiem a kosmosem. Wielu ezoteryków wierzy, że w czasie snu czy medytacji nasza jaźń i ciało astralne potrafią oddzielić się od organizmu, po to aby przeżyć proces oczyszczenia i wzmocnienia. Poprzez medytację ma się dokonać przejście po różnych stopniach emanacji aby dotrzeć do jej źródła. Przedstawiona w skrócie nauka jest obszarem zainteresowania teologii w oparciu o analizę cnoty religijności (religio). Wynikają z niej krytyczne pytania, które należy postawić zwolennikom ezoteryki. Pierwsze spostrzeżenie dotyczy idei wybraństwa i wtajemniczenia. Poznanie w ezoteryce jest zarezerwowane dla niektórych, którzy przeszli odpowiednią drogę wtajemniczenia. Może to jest właśnie sposób na sukces ezoteryki. Przecież wielu chciałoby poczuć się wyjątkowym i wybranym. Dla chrześcijaństwa natomiast głoszenie Dobrej Nowiny jest zadaniem wobec całego świata a nie wobec grupy wybrańców. Oprócz tego dostrzega się w ezoteryce zbytnie akcentowanie intuicji jako głównego źródła poznania. Poznanie rozumowe jest według niej zbyt ograniczone i obce sferze przeżyciowej. Ezoteryka chce więc intuicję zamiast refleksji. Z punktu widzenia chrześcijaństwa intuicja odgrywa ważną rolę, jednakże w połączeniu z refleksją. Zastrzeżenia budzi też fakt, iż ezoteryka przedstawia zbyt naiwny i optymistyczny obraz świata, w którym dusza ludzka sama określa swój los a symbolika liczb odgrywa decydującą rolę dla życia człowieka. Wielu zjawiskom nie powinno się przypisywać magicznego znaczenia, jak to czynią ezoterycy, tylko należy je wyjaśniać metodami nauk przyrodniczych.
Reasumując warto zacytować Katechizm Kościoła Katolickiego, który w swojej praktycznej części wyraża stanowisko Kościoła wobec współczesnych poglądów. "Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połączonych z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu." (Nr 2116).
X. Czy człowiek to tylko geny?
Niedawno podano do publicznej wiadomości, że genetycy rozszyfrowali prawie w całości kod genetyczny człowieka. Składa się na niego około 100 000 genów, które stanowią dziedziczny materiał człowieka tzn. jego genom. Oznacza to niewątpliwy postęp na polu badań genetycznych, stanowiąc jednak wyzwanie wobec etyki, która ma określać granice interwencji człowieka w integralność jego osoby. Trudno nie postawić sobie kilku pytań, jak np. czy informacje o kodzie genetycznym będą objęte tajemnicą, uniemożliwiającą nadużycia ich przez tych, którzy byliby zainteresowani informacją na temat genetycznej struktury człowieka (jego stanu zdrowia, odziedziczonych zdolności czy skłonności) lub co z robić z faktem podjętych prób opatentowania odkryć na genomie ludzkim czy eksperymentów związanych z klonowaniem istot żywych?
Odpowiedzią na takie pytania jest deklaracja o genomie ludzkim przyjęta w dniu 9.12.1998 przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych a przygotowaną przez Radę Europy. Deklaracja zawiera 25 artykułów, które z jednej strony pokazują jednostce jego sytuację prawną w kontekście podjęcia badań genetycznych, z drugiej strony określaj ą etos naukowców, którzy podejmują eksperymenty na materiale genetycznym. Deklaracja wypowiada się najpierw w sposób fundamentalny na temat badań genetycznych, mówiąc że genom ludzki jest dziedzictwem ludzkości. Z związku z tym należy zachować takie zasady jak godność, wolność i prawa jednostki.
Oznacza to, że człowiek to nie tylko geny, ale przede wszystkim niepowtarzalna osobowość. Dlatego należy chronić jego wolność i prawa. To stwierdzenie odnosi się także do grupy ludzi, plemion i narodów, aby nikogo nie dyskryminować ze względu na pochodzenie czy rasę. Deklaracja potwierdza zdecydowanie, że także budowa genetyczna nie może być przyczyną do jakiejkolwiek dyskryminacji. Nie można więc np. odmawiać komuś pracy czy jakiś usług ze względu na jego niekorzystną budowę genetyczną. Do tego należy podkreślić stwierdzenie, że genom ludzki nie może być wykorzystany jako źródło korzyści finansowych. Zabroniony jest więc handel materiałem genetycznym oraz przekaz informacji, które umożliwiałyby wspomniane korzyści finansowe. Deklaracja wyraża w pozytywny sposób postulat, że każdy człowiek ma prawo do korzystania z odkryć na polu genetycznym, pokazując w ten sposób, że badania genetyczne mają bardzo pozytywny aspekt, jeśli chodzi o złagodzenie cierpienia czy poprawę zdrowia ludzkości. Oznacza to, że z moralnego punktu widzenia korzystanie z dopuszczalnych odkryć genetycznych i ich skutków nie może być zarezerwowane dla jakieś uprzywilejowanej grupy czy narodu.
Deklaracja odnosi się także do sposobu przeprowadzania badań genetycznych. Wymienione są cechy, które powinny charakteryzować naukowców jak np.: dokładność, roztropność, uczciwość intelektualna i prawość. Wymagania są więc wysokie, ale i skutki badań mogą mieć nieobliczalne konsekwencje na przyszłość. Dokument więc nie chce stanowić bariery rozwoju lub ograniczenia wolności badawczej, jednakże mówi on o kontroli wykorzystania skutków badań. Często zastosowanie wyników w praktyce stanowi poważne zagrożenie, czy jest wręcz niedopuszczalne z punktu widzenia bioetyki. Trzeba sobie uświadomić, że ta deklaracja czy inne dokumenty organizacji międzynarodowych stanowią konieczne minimum do uregulowania takich i innych problemów wynikających z postępu techniki i nauki. Jednakże same nie wystarczą.
Mimo przyjęcia deklaracji o genomie przez ONZ, w dalszym ciągu w niektórych parlamentach kraju europejskich dyskutuje się np. na temat dopuszczalności klonowania embrionów lub ich części dla celów badawczych, pomimo faktu, że embrion jest już istotą ludzką i wszelkie eksperymenty na nim są przeciw prawom osoby ludzkiej. Podkreśliła to niedawno Papieska Akademia Życia, wzywając do tego, aby człowiek służył życiu a nie był ponad nim.