Hej (: 1. Napisz opowiadanie pt."Tak zaczęła się przyjaźń", którego bohaterami będą człowiek i zwierzę. 2. Napisz opowiadanie o zdarzeniu prawdziwym, lub zmyślonym, które miało miejsce latem w słoneczny dzień. Postaraj się, aby wypowiedź była barwna i interesująca. Obie prace na 1 stronę w zeszycie. Za zbyt krótkie opowiadania zgłaszam błąd. Pozdr. liczę na Was!
olguśxd
Cześć Wam! Nazywam się Aneta i mam 15 lat. Mieszkam w dużym, białym domu wraz z młodszą o 7 lat siostrą o imieniu Kinga, z mamą- Katarzyną i tatą- Markiem. Bardzo lubię moją rodzinę. Rodzice nie czepiają się mnie o wszystko. Dostaję kieszonkowe, co miesiąc i to mi w zupełności wystarcza. Moja siostrunia jest całkiem fajna. Tylko czasem swoim zachowaniem potrafi zdenerwować nie tylko mnie. Był piękny sobotni ranek. Myślałam, że wypocznę i pośpię do oporu niestety z samego rana mama obudziła całą rodzinę. Wszyscy zbiegli się do salonu gdzie powiedziała donośnym głosem, że wybieramy się na długi spacer. Uważała, że pogoda jest za piękna, aby siedzieć w domu przed telewizorem. Tata, tak jak ja, nie należy do rannych ptaszków i był troszeczkę na żonę zły o tak poranne wstawanie. Ja natomiast po wczorajszym meczu koszykówki, w którym brałam czynny udział, byłam padnięta i prosiłam o opóźnienie wyjścia, chociaż o godzinę. Niestety mama była nieugięta, a widząc uśmiech na twarzy młodszej córki, jeszcze bardziej utrzymywała się w przekonaniu, że to świetny pomysł. - Moi drodzy wstawajcie! Musimy wykorzystać fakt, że jesteśmy w komplecie i możemy spędzić ten czas razem- uśmiechała się od ucha do ucha. - Kasiu, kochanie, po co mamy się zrywać z samego rana. Możemy wyjść około południa. Dzień jest bardzo długi. Na pewno wystarczy nam czasu na DŁUGI- podkreślił – na bardzo długi spacer. Zobacz, jaka nasza, Anetka jest wykończona. Niech odpocznie po wczorajszym dniu- co chwila ziewając starał się przekonać żonę do zmiany decyzji. - Mareczku rano jest najświeższe powietrze. Wieczorem nie zobaczymy tyle ile możemy teraz. Nie marudźcie tylko ubierajcie się śniadanie czeka- dodała mama pełna entuzjazmu. Nikt się nie sprzeciwiał. Ona była uparta i tyle. Na dodatek Kinga okazywała wielkie zadowolenie. Mojej mamie najbardziej zależało na tym, aby ośmiolatka zawsze była szczęśliwa. Nie mając innego wyjścia wróciłam do pokoju po najwygodniejsze ciuchy, jakie miałam i poszłam się przebrać. W łazience umyłam zaspaną twarz zimną wodą, przeczesałam długie do pasa blond włosy i pobiegłam do jadalni. Kochana mama wie, co lubię. Na stole postawiła mój ulubiony ser żółty z dziurami i prawdziwe masło, a do tego sok jabłkowy. - Zrobiłam dla każdego ulubione kanapki- oznajmiła po chwili ciszy. Oczywiście moja siostra zjadła jako pierwsza i popędzała nas, co chwila. Nie pozwoliła zjeść w spokoju. Robiłam sobie dopiero pierwszą kanapkę, a ona była ubrana już w wiosenną kurtkę i żółte z dwoma czarnymi kotkami adidasy. Udało mi się zjeść śniadanie. Wstałam od stołu, podziękowałam i założyłam ulubione buty i czarny bezrękawnik. Mama w koszyczku piknikowym schowała kanapki i napoje. Tata grzebał się najdłużej. Przeciągał całą tę sytuację. Nareszcie wyszliśmy. Kinga biegła przodem, ja za nią, a rodzice razem za rękę z dala od nas. Pokierowali nas w stronę parku. Siostra mogła się wyszaleć, a ja odetchnąć. W domu miałam taki nawał pracy, że czasem nie mogłam wytrzymać. - Mamo zobacz, jaki słodki piesek!- zapiszczała z radości Kinia- tak ją nazywam. - Nie dotykaj go!- krzyknęła zaniepokojona mama.- On może Cię ugryźć. Mama nigdy nie pałała miłością do psów. Zawsze wolała koty. Ja natomiast uwielbiam je. Są takie przyjacielskie i mądre. Przyjrzałam mu się uważnie była to suczka. Miała długą biało-szarą sierść, zielone, wesołe oczy tak jak ja i zawsze radośnie merdający długi ogon. Spodobała mi się od razu. Nazwałam ją Kama. - Weźmiemy ją?- spytałam się rodziców. - Nie, nie weźmiemy jej. Może mieć wściekliznę. Nie zamierzam wydawać pieniędzy na drogie szczepienia- odpowiedziała mi przestraszona mama. - Tato, a ty?- on był bardziej wrażliwy niż ona. Do swojego zwykłego głosy dodałam nić współczucia i delikatność. Uważałam, że to poskutkuje i choć on zgodzi się na psa. Troje na jedną to wielka różnica. - Hm…- zamyślił się.- Pójdziemy do schroniska i tam wybierzemy zdrowego szczeniaczka. Nie wiadomo czy ten nie jest chory- usprawiedliwił się natychmiast. - Wy nie kochacie zwierząt! Ta psina może umrzeć z głodu, a was to nie obchodzi!- wykrzyczałam im w twarz. Znienawidziłam ich za to, że są tak bezduszni, że pozwolą psu umrzeć. - On na pewno do kogoś należy. Zaraz zabiorą go do domu- pocieszał mnie tata. - Nie! Wy nic nie rozumiecie!- krzyknęłam po raz ostatni i uciekłam. Biegłam przed siebie. Mijałam ludzi, drzewa, krzewy. Za mną biegła Kama. Wyglądała jakby mnie goniła, a ja przed nią uciekała. Taka pozycja miejsc utrzymywała się, dopóki grupka dzieci nie zatrzymały psa, aby choć na chwile go pogłaskać. Kama została w tyle, a ja szłam szybkim krokiem naprzód. Zatrzymałam się i usiadłam za potężnym drzewem. Rozpościerał się stąd piękny widok. Woda spadająca z niewielkiego wodospadu zagłuszała wszystkie głosy za mną. Było to moje ulubione miejsce. Uciekam tu, gdy chcę odpocząć od ponurej rzeczywistości. Po drugiej stronie niewielkiej rzeczki przede mną znajdowała się kwiecista łąka. Hasały po niej króliki. Całe ich rodziny. Przymknęłam na chwilę oczy i znalazłam się w krainie marzeń. Przestraszyło mnie donośne warczenie. Natychmiast poderwałam się na nogi. Naprzeciw mnie stał wielki szaro-czarny wilczur. Próbował mnie ugryźć, ale uciekłam mu. - Ratunku! Ratunku!- krzyczałam mijając przechodniów. Nikt nie zareagował. Łzy napłynęły do moich oczu i zaczęłam płakać. Myślałam, że już po mnie, że ten pies zagryzie mnie na śmierć. Nie liczyłam na ratunek. Przypomniała mi się Kama, a ona jak na moje zawołanie przybiegła do mnie. Wyszczerzyła kły i warczała na wilczura. Zaszczekała sygnalizując mi, abym uciekała. Ale ja nie mogła. Nie potrafiłam jej zostawić samej sobie. Cofnęłam się kilka kroków dalej, ale stanęłam tak niefortunnie, że skręciłam sobie kostkę. - Kama! Kama!- krzyczałam.- Ludzie pomocy! Ratunku!- powtarzałam bez ustanku. Usłyszał to młody chłopak. Szybko wyjął komórkę i zadzwonił na policję. Policja odebrała zgłoszenie i przyjechała jak najszybciej umiała. Na suczkę rzucił się wściekły pies. Zwierzęta rozpoczęły prawdziwą psią walkę. Wilczur przestraszył się sygnału policji i uciekł. Natomiast moja psina kulała na jedną łapę i miała kilka zadrapań. Od razu podeszłam do niej i przytuliłam. Płakałam nadal. Teraz jednak ze szczęścia, a nie ze strachu. Postanowiłam, że albo do naszej rodziny dołączy mój ukochany czworonóg albo ja nie wrócę do domu. Policja wypytała, co się stało. Dowiedziawszy się, iż pies prawdopodobnie ze wścieklizną uciekł zaczęła go szukać. - Nic Ci nie jest?- spytał mnie ten sam chłopak, który zadzwonił po pomoc. - Chyba nie- uśmiechnęłam się.- Mam tylko skręconą kostkę. Jak się nazywasz? - Adam, a ty?- przedstawił się i odwzajemnił mój uśmiech. - Aneta. Dzięki za pomoc!- czy nie uważacie za zbieżność, że dzięki sobotniemu spacerkowi zyskałam nowego przyjaciela i możliwe, że chłopaka? To chyba było przeznaczenie! - Miło mi. Zapraszam na lody jak wyzdrowiejesz. Proszę to mój numer komórki. Nie wierzę dał mi numer telefonu? Ten dzień jest po prostu cudowny. W zamian ja dałam mu swój! Rozeszliśmy się do domów. Oczywiście ja najpierw do lekarza z nogą. Na szczęście lekarz powiedział, że zwichnięcie nie jest tak bardzo poważne jak złamanie. Dokładnie obandażował mi kostkę i zalecił smarowanie bolącego miejsca dwa razy dziennie specjalną maścią. Zdążyłam wyjść z gabinetu i na mojej twarzy malowało się zdziwienie mieszane z radością. W poczekalni czekała na mnie Kama. Okazało się, że rodzice zrobili mi miłą niespodziankę. Zgodzili się na przyjęcie do naszej rodziny nowego członka. Musiałam podzielić się z kimś tymi wspaniałymi wiadomościami. Jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy był Adam. Jako, że moja noga była w nienajgorszej formie i pozwalała mi się poruszać postanowiłam do niego zadzwonić i spytać się czy dzisiejsza propozycja jest nadal aktualna. - Hallo?- odezwał się głos w słuchawce. Poczułam motylki w brzuchu i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.- Hallo, jest tam ktoś?- chłopak odezwał się po raz kolejny. - Cześć- odpowiedziałam nieśmiało, co było do mnie niepodobne. Zawsze byłam odważna i skora do rozmów.- Ja… ja chciała się tylko spytać czy… czy twoja propozycja jest nadal aktualna- wyjąkałam. - A to ty, Aneta. Oczywiście. Zapraszam na lody- poczułam ciepło przechodzące przez całe moje ciało.- Przyjść po Ciebie?- zapytał, a ja zarumieniłam się. - Nie… wiesz ja mieszkam daleko i nie chcę byś…yyy… szedł taki kawał drogi… Może spotkamy się w parku?- zaproponowałam starając się opanować nerwy. - Tam gdzie pierwszy raz Cię ujrzałem?- zapytał śmiejąc się po cichu. -Yyy..- nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie spodziewałam się, że połączy to z dzisiejszym wydarzeniem. On jednak wyczuł, że coś jest nie tak i zrehabilitował się. - Odezwij się. Ja tylko żartowałem. Może przy wejściu do parku? Aha i nie zapomnij ze sobą zabrać dobrego przyjaciela. Zastanawiałam się, o kogo mu chodzi. Myślałam, że to ma być spotkanie we dwoje. Po chwili zrozumiałam sens tych słów. Chodziło mu oczywiście o nowego, czworonożnego przyjaciela. - Będę tam o 16. Zgoda?- odpowiedziałam po namyśle. - Będę punktualnie. To do zobaczenia. Buziaki- odpowiedział i rozłączył się. Spotkanie odbyło się bez żadnych problemów. Zjedliśmy lody, a później Adam zabrał mnie w jego ulubione i jego zdaniem magiczne miejsce. Wiecie, czym to miejsce się okazało? To było też moje ukochane miejsce. Mamy bardzo dużo wspólnych rzeczy. Rozmawialiśmy kilka godzin. Nie powiem, o czym. To moja słodka tajemnica. Odchodząc dostałam od niego buziaka w policzek. Podprowadził mnie pod sam dom. - Spotkamy się jeszcze?- zapytał dochodząc do furtki prowadzącej na moje podwórko. - Jeżeli jeszcze będziesz chciał to chętnie- uśmiechnęłam się, przesłałam buziaka i weszłam do domu. Zanim ktokolwiek zdołał mnie zobaczyć weszłam do swojego pokoju, zgasiłam światło i poszłam spać. Nie chciałam nikomu opowiadać, co dziś się wydarzyło. Moim zdaniem dzisiejszy dzień jest magiczny tak samo jak ten park. Czuję, że ktoś nade mną czuwał i nie pozwolił, abym czuła się osamotniona w mojej niedalekiej przyszłości. Uważam, że wystarczy mi wrażeń jak na jeden dzień. A wy, co o tym sądzicie? Dzisiejszy dzień dobiegł końca, ale przede mną jeszcze mnóstwo nowych dni.
Nie wiem czy może być, ale mam nadzieję, że tak, chociaż to jest trochę pomieszane.
Możesz podzielić moje opowiadanie na dwa mniejsze ;] Kiedy pisałam, w szóstej klasie bodajże...
Jeśli nie pasuje, napisz, spróbuję coś wymyśleć innego ;]
Był piękny sobotni ranek. Myślałam, że wypocznę i pośpię do oporu niestety z samego rana mama obudziła całą rodzinę. Wszyscy zbiegli się do salonu gdzie powiedziała donośnym głosem, że wybieramy się na długi spacer. Uważała, że pogoda jest za piękna, aby siedzieć w domu przed telewizorem. Tata, tak jak ja, nie należy do rannych ptaszków i był troszeczkę na żonę zły o tak poranne wstawanie. Ja natomiast po wczorajszym meczu koszykówki, w którym brałam czynny udział, byłam padnięta i prosiłam o opóźnienie wyjścia, chociaż o godzinę. Niestety mama była nieugięta, a widząc uśmiech na twarzy młodszej córki, jeszcze bardziej utrzymywała się w przekonaniu, że to świetny pomysł.
- Moi drodzy wstawajcie! Musimy wykorzystać fakt, że jesteśmy w komplecie i możemy spędzić ten czas razem- uśmiechała się od ucha do ucha.
- Kasiu, kochanie, po co mamy się zrywać z samego rana. Możemy wyjść około południa. Dzień jest bardzo długi. Na pewno wystarczy nam czasu na DŁUGI- podkreślił – na bardzo długi spacer. Zobacz, jaka nasza, Anetka jest wykończona. Niech odpocznie po wczorajszym dniu- co chwila ziewając starał się przekonać żonę do zmiany decyzji.
- Mareczku rano jest najświeższe powietrze. Wieczorem nie zobaczymy tyle ile możemy teraz. Nie marudźcie tylko ubierajcie się śniadanie czeka- dodała mama pełna entuzjazmu.
Nikt się nie sprzeciwiał. Ona była uparta i tyle. Na dodatek Kinga okazywała wielkie zadowolenie. Mojej mamie najbardziej zależało na tym, aby ośmiolatka zawsze była szczęśliwa. Nie mając innego wyjścia wróciłam do pokoju po najwygodniejsze ciuchy, jakie miałam i poszłam się przebrać. W łazience umyłam zaspaną twarz zimną wodą, przeczesałam długie do pasa blond włosy i pobiegłam do jadalni. Kochana mama wie, co lubię. Na stole postawiła mój ulubiony ser żółty z dziurami i prawdziwe masło, a do tego sok jabłkowy.
- Zrobiłam dla każdego ulubione kanapki- oznajmiła po chwili ciszy.
Oczywiście moja siostra zjadła jako pierwsza i popędzała nas, co chwila. Nie pozwoliła zjeść w spokoju. Robiłam sobie dopiero pierwszą kanapkę, a ona była ubrana już w wiosenną kurtkę i żółte z dwoma czarnymi kotkami adidasy.
Udało mi się zjeść śniadanie. Wstałam od stołu, podziękowałam i założyłam ulubione buty i czarny bezrękawnik. Mama w koszyczku piknikowym schowała kanapki i napoje. Tata grzebał się najdłużej. Przeciągał całą tę sytuację.
Nareszcie wyszliśmy. Kinga biegła przodem, ja za nią, a rodzice razem za rękę z dala od nas. Pokierowali nas w stronę parku. Siostra mogła się wyszaleć, a ja odetchnąć. W domu miałam taki nawał pracy, że czasem nie mogłam wytrzymać.
- Mamo zobacz, jaki słodki piesek!- zapiszczała z radości Kinia- tak ją nazywam.
- Nie dotykaj go!- krzyknęła zaniepokojona mama.- On może Cię ugryźć.
Mama nigdy nie pałała miłością do psów. Zawsze wolała koty. Ja natomiast uwielbiam je. Są takie przyjacielskie i mądre. Przyjrzałam mu się uważnie była to suczka. Miała długą biało-szarą sierść, zielone, wesołe oczy tak jak ja i zawsze radośnie merdający długi ogon. Spodobała mi się od razu. Nazwałam ją Kama.
- Weźmiemy ją?- spytałam się rodziców.
- Nie, nie weźmiemy jej. Może mieć wściekliznę. Nie zamierzam wydawać pieniędzy na drogie szczepienia- odpowiedziała mi przestraszona mama.
- Tato, a ty?- on był bardziej wrażliwy niż ona. Do swojego zwykłego głosy dodałam nić współczucia i delikatność. Uważałam, że to poskutkuje i choć on zgodzi się na psa. Troje na jedną to wielka różnica.
- Hm…- zamyślił się.- Pójdziemy do schroniska i tam wybierzemy zdrowego szczeniaczka. Nie wiadomo czy ten nie jest chory- usprawiedliwił się natychmiast.
- Wy nie kochacie zwierząt! Ta psina może umrzeć z głodu, a was to nie obchodzi!- wykrzyczałam im w twarz. Znienawidziłam ich za to, że są tak bezduszni, że pozwolą psu umrzeć.
- On na pewno do kogoś należy. Zaraz zabiorą go do domu- pocieszał mnie tata.
- Nie! Wy nic nie rozumiecie!- krzyknęłam po raz ostatni i uciekłam.
Biegłam przed siebie. Mijałam ludzi, drzewa, krzewy. Za mną biegła Kama. Wyglądała jakby mnie goniła, a ja przed nią uciekała. Taka pozycja miejsc utrzymywała się, dopóki grupka dzieci nie zatrzymały psa, aby choć na chwile go pogłaskać. Kama została w tyle, a ja szłam szybkim krokiem naprzód.
Zatrzymałam się i usiadłam za potężnym drzewem. Rozpościerał się stąd piękny widok. Woda spadająca z niewielkiego wodospadu zagłuszała wszystkie głosy za mną. Było to moje ulubione miejsce. Uciekam tu, gdy chcę odpocząć od ponurej rzeczywistości. Po drugiej stronie niewielkiej rzeczki przede mną znajdowała się kwiecista łąka. Hasały po niej króliki. Całe ich rodziny. Przymknęłam na chwilę oczy i znalazłam się w krainie marzeń. Przestraszyło mnie donośne warczenie. Natychmiast poderwałam się na nogi. Naprzeciw mnie stał wielki szaro-czarny wilczur. Próbował mnie ugryźć, ale uciekłam mu.
- Ratunku! Ratunku!- krzyczałam mijając przechodniów. Nikt nie zareagował. Łzy napłynęły do moich oczu i zaczęłam płakać.
Myślałam, że już po mnie, że ten pies zagryzie mnie na śmierć. Nie liczyłam na ratunek. Przypomniała mi się Kama, a ona jak na moje zawołanie przybiegła do mnie. Wyszczerzyła kły i warczała na wilczura. Zaszczekała sygnalizując mi, abym uciekała. Ale ja nie mogła. Nie potrafiłam jej zostawić samej sobie. Cofnęłam się kilka kroków dalej, ale stanęłam tak niefortunnie, że skręciłam sobie kostkę.
- Kama! Kama!- krzyczałam.- Ludzie pomocy! Ratunku!- powtarzałam bez ustanku.
Usłyszał to młody chłopak. Szybko wyjął komórkę i zadzwonił na policję. Policja odebrała zgłoszenie i przyjechała jak najszybciej umiała. Na suczkę rzucił się wściekły pies. Zwierzęta rozpoczęły prawdziwą psią walkę. Wilczur przestraszył się sygnału policji i uciekł. Natomiast moja psina kulała na jedną łapę i miała kilka zadrapań. Od razu podeszłam do niej i przytuliłam. Płakałam nadal. Teraz jednak ze szczęścia, a nie ze strachu. Postanowiłam, że albo do naszej rodziny dołączy mój ukochany czworonóg albo ja nie wrócę do domu.
Policja wypytała, co się stało. Dowiedziawszy się, iż pies prawdopodobnie ze wścieklizną uciekł zaczęła go szukać.
- Nic Ci nie jest?- spytał mnie ten sam chłopak, który zadzwonił po pomoc.
- Chyba nie- uśmiechnęłam się.- Mam tylko skręconą kostkę. Jak się nazywasz?
- Adam, a ty?- przedstawił się i odwzajemnił mój uśmiech.
- Aneta. Dzięki za pomoc!- czy nie uważacie za zbieżność, że dzięki sobotniemu spacerkowi zyskałam nowego przyjaciela i możliwe, że chłopaka? To chyba było przeznaczenie!
- Miło mi. Zapraszam na lody jak wyzdrowiejesz. Proszę to mój numer komórki.
Nie wierzę dał mi numer telefonu? Ten dzień jest po prostu cudowny. W zamian ja dałam mu swój!
Rozeszliśmy się do domów. Oczywiście ja najpierw do lekarza z nogą. Na szczęście lekarz powiedział, że zwichnięcie nie jest tak bardzo poważne jak złamanie. Dokładnie obandażował mi kostkę i zalecił smarowanie bolącego miejsca dwa razy dziennie specjalną maścią. Zdążyłam wyjść z gabinetu i na mojej twarzy malowało się zdziwienie mieszane z radością. W poczekalni czekała na mnie Kama. Okazało się, że rodzice zrobili mi miłą niespodziankę. Zgodzili się na przyjęcie do naszej rodziny nowego członka. Musiałam podzielić się z kimś tymi wspaniałymi wiadomościami. Jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy był Adam. Jako, że moja noga była w nienajgorszej formie i pozwalała mi się poruszać postanowiłam do niego zadzwonić i spytać się czy dzisiejsza propozycja jest nadal aktualna.
- Hallo?- odezwał się głos w słuchawce. Poczułam motylki w brzuchu i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.- Hallo, jest tam ktoś?- chłopak odezwał się po raz kolejny.
- Cześć- odpowiedziałam nieśmiało, co było do mnie niepodobne. Zawsze byłam odważna i skora do rozmów.- Ja… ja chciała się tylko spytać czy… czy twoja propozycja jest nadal aktualna- wyjąkałam.
- A to ty, Aneta. Oczywiście. Zapraszam na lody- poczułam ciepło przechodzące przez całe moje ciało.- Przyjść po Ciebie?- zapytał, a ja zarumieniłam się.
- Nie… wiesz ja mieszkam daleko i nie chcę byś…yyy… szedł taki kawał drogi… Może spotkamy się w parku?- zaproponowałam starając się opanować nerwy.
- Tam gdzie pierwszy raz Cię ujrzałem?- zapytał śmiejąc się po cichu.
-Yyy..- nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Nie spodziewałam się, że połączy to z dzisiejszym wydarzeniem. On jednak wyczuł, że coś jest nie tak i zrehabilitował się.
- Odezwij się. Ja tylko żartowałem. Może przy wejściu do parku? Aha i nie zapomnij ze sobą zabrać dobrego przyjaciela.
Zastanawiałam się, o kogo mu chodzi. Myślałam, że to ma być spotkanie we dwoje. Po chwili zrozumiałam sens tych słów. Chodziło mu oczywiście o nowego, czworonożnego przyjaciela.
- Będę tam o 16. Zgoda?- odpowiedziałam po namyśle.
- Będę punktualnie. To do zobaczenia. Buziaki- odpowiedział i rozłączył się.
Spotkanie odbyło się bez żadnych problemów. Zjedliśmy lody, a później Adam zabrał mnie w jego ulubione i jego zdaniem magiczne miejsce. Wiecie, czym to miejsce się okazało? To było też moje ukochane miejsce. Mamy bardzo dużo wspólnych rzeczy. Rozmawialiśmy kilka godzin. Nie powiem, o czym. To moja słodka tajemnica. Odchodząc dostałam od niego buziaka w policzek. Podprowadził mnie pod sam dom.
- Spotkamy się jeszcze?- zapytał dochodząc do furtki prowadzącej na moje podwórko.
- Jeżeli jeszcze będziesz chciał to chętnie- uśmiechnęłam się, przesłałam buziaka i weszłam do domu.
Zanim ktokolwiek zdołał mnie zobaczyć weszłam do swojego pokoju, zgasiłam światło i poszłam spać. Nie chciałam nikomu opowiadać, co dziś się wydarzyło.
Moim zdaniem dzisiejszy dzień jest magiczny tak samo jak ten park. Czuję, że ktoś nade mną czuwał i nie pozwolił, abym czuła się osamotniona w mojej niedalekiej przyszłości. Uważam, że wystarczy mi wrażeń jak na jeden dzień. A wy, co o tym sądzicie? Dzisiejszy dzień dobiegł końca, ale przede mną jeszcze mnóstwo nowych dni.
Nie wiem czy może być, ale mam nadzieję, że tak, chociaż to jest trochę pomieszane.
Możesz podzielić moje opowiadanie na dwa mniejsze ;] Kiedy pisałam, w szóstej klasie bodajże...
Jeśli nie pasuje, napisz, spróbuję coś wymyśleć innego ;]