Nie z wikipedii ! Dam naj na najlepsze a nie najszybsze więc nie pisać szybko tylko dobrze !
martyna19963
Katyń, Kạtyn´, miejscowość w Rosji, 20 km na zachód od Smoleńska, nad Dnieprem; III–IV 1940 w pobliskim lesie NKWD zamordowało ok. 4,4 tysięcy polskich oficerów — jeńców z obozu w Kozielsku; po ujawnieniu masowych grobów IV 1943 przez Niemców rząd ZSRR obarczył ich tą zbrodnią i wykorzystał polskie starania o jej wyjaśnienie przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż (rzekoma współpraca z Niemcami) do zerwania stosunków dyplomatycznych z rządem RP na uchodźstwie; 1990 władze ZSRR oficjalnie uznały odpowiedzialność NKWD za śmierć polskich jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, zamordowanych w Katyniu, Twerze (pochowani w Miednoje) i Charkowie; od 1991 ekshumacje w miejscach pochowania ofiar (udział polskich przedstawicieli); 1992 władze Rosji ujawniły uchwałę Biura Politycznego KC WKP(b) z III 1940 dotyczącą zamordowania ponad 20 tysięcy Polaków, oficerów WP, Policji Państwowej oraz urzędników państwowych.
0 votes Thanks 0
onetwothree
Www.kalkulator-smierci.pl To nie Katyń, lecz Butowo na peryferiach Moskwy. Polaków leży tu około tysiąca, przeważająca część zabitych to zwykli Rosjanie.
Przeciążone więźniarki pojawiały się około drugiej nad ranem. Początkowo po dwie, po trzy, zapełniały dymem spalin dębową aleję. Jechały na zamienioną w poligon strzelecki NKWD łąkę dawnej hodowli koni. Ogrodzony szczelnym płotem z desek zwieńczonym drutem kolczastym teren byłej stadniny był stale strzeżony. Z czasem ciężarówek pojawiało się tu nocami coraz więcej - po 10, 11. Ale te samochody, zanim zatrzasnęła się za nimi brama w zielonym płocie, nie zostawiały już za sobą smugi śmierdzących spalin.
Wysypisko na cmentarzu
Pamięć o tych ciężarówkach, o koparce warczącej co wieczór za wysokim płotem, dochodzących stamtąd po nocach wystrzałach zatarła się. Rodzice nie opowiadali dzieciom. Wiedzieli, że lepiej tego nie robić. Lepiej nie wiedzieć, nie domyślać się, co się tam działo.
Na przełomie lat 80. i 90. Rosja miała coś, co dziś nazywa się "tygodniem sumienia". Kraj na krótko odważył się spojrzeć w koszmar przeszłości, gazety pisały o zbrodniach stalinowskich, historycy zaczęli przekopywać archiwa.
Na Łubiance natrafili na 11 opasłych teczek z wyrokami śmierci wydanymi na 20 761 osób w czasie Wielkiej Czystki od sierpnia 1937 do września 1938. Były tam też raporty dowódców plutonów egzekucyjnych potwierdzających rozstrzelanie skazanych. Czasem było to 50, czasem 100 zabitych. Rekord padł 28 lutego 1938 r., kiedy kaci rozstrzelali 561 skazańców ze stołecznych więzień na Butyrkach i na Tagance. Nigdzie nie było wzmianki o tym, gdzie wykonywano wyroki.
I nikt nie mógł albo nie chciał wyjaśnić tej zagadki.
Starzy pracownicy KGB jeden po drugim zapewniali, że nic im o tym nie wiadomo.
W mieście zamordowano nie tak w końcu dawno temu tysiące ludzi. Zostały tu setki tysięcy krewnych i znajomych zabitych. I w pamięci tego miasta nie zachowało się nawet wspomnienie, choćby domysły, choćby pogłoski o miejscu kaźni...
Wreszcie na Łubiance znalazł się ktoś, którego nazwisko w obawie przed zemstą dawnych kolegów do dziś jest tajemnicą. Po nazwiskach dowódców katowskich komand domyślił się, że to Isaj Berg i Aleksiej Błochin strzelali w Butowie. Tam gdzie za Chruszczowa generałowie KGB pobudowali sobie dacze...
Wtedy ludzie ze stowarzyszenia Memoriał, co odważniejsi krewni zamordowanych zaczęli jeździć do Butowa. Wypytywali starych sąsiadów poligonu. Ludzie niechętnie potwierdzali, że po nocach przejeżdżały tu przeładowane więźniarki, że słychać było strzały, a potem warkot ciężkiej koparki.
W sąsiedztwie znalazł się jeszcze jeden świadek. Całkiem jeszcze młody kierowca wywrotki. Opowiedział, że pod koniec lat 70. woził za płot, na teren wciąż dzień i noc pilnowanego przez wartowników - jak to się wtedy nazywało - "obiektu specjalnego" gruz, śmieci, połamane meble. Bo wtedy, jak się okazało, ciężka, gliniasta ziemia na zbiorowych mogiłach zaczęła osiadać. Z góry byłoby można zobaczyć wyraźne kontury wielu długich na dziesiątki metrów dołów śmierci. Satelity mogłyby je sfotografować z kosmosu. Dlatego szefowie KGB kazali dla zatarcia śladów zbrodni zasypywać zapadliska śmieciami i zmienić miejsce straceń w wysypisko.
328 świętych
Na ojca Kiriła Kaledę czekałem długo. Ten proboszcz parafii Świętych Nowomęczenników i Cierpiących za Wiarę co kilka dni odprawia w drewnianej cerkiewce na butowskim poligonie nabożeństwo żałobne za tych, którzy zostali tu rozstrzelani akurat tego dnia w 1937 czy 1938 r. Lista tych, których rocznica śmierci przypada 8 września, jest długa - 126 nazwisk. Każdego, w tym i Polaków, Łotyszy czy Żydów, trzeba wspomnieć, dla każdego poprosić Boga o zmiłowanie i zbawienie duszy.
Także dla Natalii Skopieckiej z guberni riazańskiej, chociaż ona zbawienie na pewno uzyskała. Jest jedną z 328 rozstrzelanych w Butowie, których Rosyjska Cerkiew Prawosławna uznała za męczenników i wyniosła na ołtarze. Matka pięciorga dzieci owdowiała, kiedy NKWD rozstrzelało jej męża, bo nie zgodził się wstąpić do kołchozu. A ona z kolei jako starościna parafii w swojej wiosce wstawiła się za wtrąconym do więzienia miejscowym proboszczem. Została skazana na śmierć za "działalność antyradziecką". Kapitan NKWD Borys Rodos prowadził "śledztwo" w jej sprawie, czyli torturami zmuszał ją do składania zeznań, a potem sporządził notatkę charakteryzującą ją jako "wroga ludu". Oznaczało to najwyższy wymiar kary.
51-letni dziś proboszcz butowskiej parafii Kaleda z wykształcenia jest geologiem. A duchownym został właśnie przez Butowo. - Wśród straconych i pochowanych tu jest i mój dziad Władimir Ambarcumow, prawosławny mnich zamordowany za wiarę. Dowiedziałem się o tym w 1994 r., zacząłem tu przyjeżdżać, zostałem starostą parafii, a w końcu i popem - tłumaczy.
W połowie lat 90. służby specjalne po długich kłótniach z Patriarchatem zgodziły się oddać butowski "obiekt specjalny" cerkwi.
Ciągle się jednak upierały, że nie było tu żadnych egzekucji. Prokuratura za nic nie chciała się zgodzić na otwarcie i zbadanie mogił, bo, jak tłumaczyła, nie ma żadnych powodów, by uważać, że w tym miejscu kogokolwiek rozstrzelano.
To nie Katyń, lecz Butowo na peryferiach Moskwy. Polaków leży tu około tysiąca, przeważająca część zabitych to zwykli Rosjanie.
Przeciążone więźniarki pojawiały się około drugiej nad ranem. Początkowo po dwie, po trzy, zapełniały dymem spalin dębową aleję. Jechały na zamienioną w poligon strzelecki NKWD łąkę dawnej hodowli koni. Ogrodzony szczelnym płotem z desek zwieńczonym drutem kolczastym teren byłej stadniny był stale strzeżony. Z czasem ciężarówek pojawiało się tu nocami coraz więcej - po 10, 11. Ale te samochody, zanim zatrzasnęła się za nimi brama w zielonym płocie, nie zostawiały już za sobą smugi śmierdzących spalin.
Wysypisko na cmentarzu
Pamięć o tych ciężarówkach, o koparce warczącej co wieczór za wysokim płotem, dochodzących stamtąd po nocach wystrzałach zatarła się. Rodzice nie opowiadali dzieciom. Wiedzieli, że lepiej tego nie robić. Lepiej nie wiedzieć, nie domyślać się, co się tam działo.
Na przełomie lat 80. i 90. Rosja miała coś, co dziś nazywa się "tygodniem sumienia". Kraj na krótko odważył się spojrzeć w koszmar przeszłości, gazety pisały o zbrodniach stalinowskich, historycy zaczęli przekopywać archiwa.
Na Łubiance natrafili na 11 opasłych teczek z wyrokami śmierci wydanymi na 20 761 osób w czasie Wielkiej Czystki od sierpnia 1937 do września 1938. Były tam też raporty dowódców plutonów egzekucyjnych potwierdzających rozstrzelanie skazanych. Czasem było to 50, czasem 100 zabitych. Rekord padł 28 lutego 1938 r., kiedy kaci rozstrzelali 561 skazańców ze stołecznych więzień na Butyrkach i na Tagance. Nigdzie nie było wzmianki o tym, gdzie wykonywano wyroki.
I nikt nie mógł albo nie chciał wyjaśnić tej zagadki.
Starzy pracownicy KGB jeden po drugim zapewniali, że nic im o tym nie wiadomo.
W mieście zamordowano nie tak w końcu dawno temu tysiące ludzi. Zostały tu setki tysięcy krewnych i znajomych zabitych. I w pamięci tego miasta nie zachowało się nawet wspomnienie, choćby domysły, choćby pogłoski o miejscu kaźni...
Wreszcie na Łubiance znalazł się ktoś, którego nazwisko w obawie przed zemstą dawnych kolegów do dziś jest tajemnicą. Po nazwiskach dowódców katowskich komand domyślił się, że to Isaj Berg i Aleksiej Błochin strzelali w Butowie. Tam gdzie za Chruszczowa generałowie KGB pobudowali sobie dacze...
Wtedy ludzie ze stowarzyszenia Memoriał, co odważniejsi krewni zamordowanych zaczęli jeździć do Butowa. Wypytywali starych sąsiadów poligonu. Ludzie niechętnie potwierdzali, że po nocach przejeżdżały tu przeładowane więźniarki, że słychać było strzały, a potem warkot ciężkiej koparki.
W sąsiedztwie znalazł się jeszcze jeden świadek. Całkiem jeszcze młody kierowca wywrotki. Opowiedział, że pod koniec lat 70. woził za płot, na teren wciąż dzień i noc pilnowanego przez wartowników - jak to się wtedy nazywało - "obiektu specjalnego" gruz, śmieci, połamane meble. Bo wtedy, jak się okazało, ciężka, gliniasta ziemia na zbiorowych mogiłach zaczęła osiadać. Z góry byłoby można zobaczyć wyraźne kontury wielu długich na dziesiątki metrów dołów śmierci. Satelity mogłyby je sfotografować z kosmosu. Dlatego szefowie KGB kazali dla zatarcia śladów zbrodni zasypywać zapadliska śmieciami i zmienić miejsce straceń w wysypisko.
328 świętych
Na ojca Kiriła Kaledę czekałem długo. Ten proboszcz parafii Świętych Nowomęczenników i Cierpiących za Wiarę co kilka dni odprawia w drewnianej cerkiewce na butowskim poligonie nabożeństwo żałobne za tych, którzy zostali tu rozstrzelani akurat tego dnia w 1937 czy 1938 r. Lista tych, których rocznica śmierci przypada 8 września, jest długa - 126 nazwisk. Każdego, w tym i Polaków, Łotyszy czy Żydów, trzeba wspomnieć, dla każdego poprosić Boga o zmiłowanie i zbawienie duszy.
Także dla Natalii Skopieckiej z guberni riazańskiej, chociaż ona zbawienie na pewno uzyskała. Jest jedną z 328 rozstrzelanych w Butowie, których Rosyjska Cerkiew Prawosławna uznała za męczenników i wyniosła na ołtarze. Matka pięciorga dzieci owdowiała, kiedy NKWD rozstrzelało jej męża, bo nie zgodził się wstąpić do kołchozu. A ona z kolei jako starościna parafii w swojej wiosce wstawiła się za wtrąconym do więzienia miejscowym proboszczem. Została skazana na śmierć za "działalność antyradziecką". Kapitan NKWD Borys Rodos prowadził "śledztwo" w jej sprawie, czyli torturami zmuszał ją do składania zeznań, a potem sporządził notatkę charakteryzującą ją jako "wroga ludu". Oznaczało to najwyższy wymiar kary.
51-letni dziś proboszcz butowskiej parafii Kaleda z wykształcenia jest geologiem. A duchownym został właśnie przez Butowo. - Wśród straconych i pochowanych tu jest i mój dziad Władimir Ambarcumow, prawosławny mnich zamordowany za wiarę. Dowiedziałem się o tym w 1994 r., zacząłem tu przyjeżdżać, zostałem starostą parafii, a w końcu i popem - tłumaczy.
W połowie lat 90. służby specjalne po długich kłótniach z Patriarchatem zgodziły się oddać butowski "obiekt specjalny" cerkwi.
Ciągle się jednak upierały, że nie było tu żadnych egzekucji. Prokuratura za nic nie chciała się zgodzić na otwarcie i zbadanie mogił, bo, jak tłumaczyła, nie ma żadnych powodów, by uważać, że w tym miejscu kogokolwiek rozstrzelano.
Źródło: Gazeta Wyborcza