Czy Wojna w Afganistanie powinna byc nadal kontynuowana. (rozprawka) 2-3 storny A4 pisane ręcznie
Zgłoś nadużycie!
Myślę że tak. Naszych żołnierzy jest w Afganistanie za mało. Rząd powinien szybko zdecydować: albo zwiększyć kontyngent, albo zmienić naszą tam misję. Ja jestem za rozwiązaniem pierwszym, ale to się wiąże ze zwiększeniem wydatków i powinno się wiązać ze zmianą naszej misji. Nasi żołnierze powinni więcej, nie mniej wychodzić w teraz i brać udział w akcjach zaczepnych, a nie tylko obronnych. Powinni być bardziej widoczni, bardziej agresywny, powinni mieć zdecydowanie więcej kontaktów z ludnością cywilną. Nie wystarczy bowiem być, trzeba jeszcze działać. Wojsko, które pilnuje magazynów, to ciecie i tak też jest traktowane przez sojuszników. Pakistaczycy nie zdobyli sławy, choć byli w Somalii z Amerykanami. Nasza pozycja w NATO nie jest dziś tak silna, jak byśmy chcieli, bo nasze wojsko nie jest postrzegane przez Amerykanów, Brytyjczyków, czy choćby Holendrów jako wojsko, które naprawdę walczy. Wojna w Afganistanie to także nasza wojna. Możemy się z niej wycofać, ale miejmy świadomość konsekwencji. Nie będziemy się liczyć w NATO, nie będziemy się liczyć w europejskich debatach o polityce zagranicznej, nie będziemy postrzegani jako sojusznik, który nie podkula ogona, gdy robi się trudno. I nie będziemy mogli wymagać tego od innych, gdyby działo się coś, na czym nam zależy. Hiszpanie z Iraku uciekli jak ostatni tchórze (ich żołnierze płakali, gdy musieli się zwijać w totalnej niesławie) i do dziś się w tych dyskusjach nie liczą. Świat nie wygląda tak, jak byśmy chcieli. Okazało się, że to my musimy pomagać innym, a nie czekać na ich pomoc. Nie jesteśmy potęgą gospodarczą, nie mamy genialnej dyplomacji jak Finowie czy Szwajcarzy. Mamy opinię twardego, niebojącego się byle czego sojusznika. Jak ją zniszczymy, nie będziemy mieli niczego.
Naszych żołnierzy jest w Afganistanie za mało. Rząd powinien szybko zdecydować: albo zwiększyć kontyngent, albo zmienić naszą tam misję. Ja jestem za rozwiązaniem pierwszym, ale to się wiąże ze zwiększeniem wydatków i powinno się wiązać ze zmianą naszej misji. Nasi żołnierze powinni więcej, nie mniej wychodzić w teraz i brać udział w akcjach zaczepnych, a nie tylko obronnych. Powinni być bardziej widoczni, bardziej agresywny, powinni mieć zdecydowanie więcej kontaktów z ludnością cywilną.
Nie wystarczy bowiem być, trzeba jeszcze działać. Wojsko, które pilnuje magazynów, to ciecie i tak też jest traktowane przez sojuszników. Pakistaczycy nie zdobyli sławy, choć byli w Somalii z Amerykanami. Nasza pozycja w NATO nie jest dziś tak silna, jak byśmy chcieli, bo nasze wojsko nie jest postrzegane przez Amerykanów, Brytyjczyków, czy choćby Holendrów jako wojsko, które naprawdę walczy.
Wojna w Afganistanie to także nasza wojna. Możemy się z niej wycofać, ale miejmy świadomość konsekwencji. Nie będziemy się liczyć w NATO, nie będziemy się liczyć w europejskich debatach o polityce zagranicznej, nie będziemy postrzegani jako sojusznik, który nie podkula ogona, gdy robi się trudno. I nie będziemy mogli wymagać tego od innych, gdyby działo się coś, na czym nam zależy. Hiszpanie z Iraku uciekli jak ostatni tchórze (ich żołnierze płakali, gdy musieli się zwijać w totalnej niesławie) i do dziś się w tych dyskusjach nie liczą.
Świat nie wygląda tak, jak byśmy chcieli. Okazało się, że to my musimy pomagać innym, a nie czekać na ich pomoc. Nie jesteśmy potęgą gospodarczą, nie mamy genialnej dyplomacji jak Finowie czy Szwajcarzy. Mamy opinię twardego, niebojącego się byle czego sojusznika. Jak ją zniszczymy, nie będziemy mieli niczego.