September 2018 1 14 Report
Czy Putin może się wyrzec Stalina?

Patrząc na historyczne spotkanie premierów Polski i Rosji w Katyniu pamiętajmy, że dzisiejsza Moskwa doszła tam dłuższą i trudniejszą drogą. Do dziś nie wie nawet, jak opłakiwać miliony swoich pomordowanych.

Mimo okrutnych represji, wylanej rzeki krwi, straszliwych cierpień milionów ludzi w epoce bolszewickiej, współczesna Rosja, przecież temu wszystkiemu niewinna, wciąż nie może przeżyć katharsis, które by jej pomogło konsekwentnie potępić Stalina i totalitaryzm.

Plac Łubiański w Moskwie – gdzie teraz wybuchła bomba w metrze – jest dobrym symbolem tego rozdarcia. Stał tam pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, który wcześniej urzędował w okazałym gmachu NKWD nad celami więzienia śledczego, będącego postrachem całej Moskwy. Za Jelcyna pomnik usunięto, to znaczy nie zburzono, jak w Warszawie, lecz wywieziono w pobliże Parku Kultury. Zresztą ostatnio postawiono Dzierżyńskiemu nowy pomnik, na Pietrowce. Pod koniec istnienia ZSRR na tenże plac Łubiański przywieziono symboliczny kamień z Wysp Sołowieckich – archipelagu na Morzu Białym, gdzie powstał pierwszy łagier dla więźniów politycznych.

Jedni więc co roku przychodzą na to miejsce, by czcić ofiary represji – a Aleksander Sołżenicyn szacował liczbę ofiar stalinizmu na 60 mln! – a drudzy, ostatnio komuniści i żyrynowcy, domagają się przywrócenia pomnika Dzierżyńskiego na cokół, który wciąż stoi przy dzisiejszym wydziale Federalnej Służby Bezpieczeństwa.

W tym pustym cokole można się dopatrywać irytującego symbolu, gdyż współczesna Rosja nie wie, kogo by miała tam postawić. Szuka też dopiero nowej idei narodowej – do czego Władimir Putin wezwał w swym ostatnim orędziu prezydenckim z 2007 r. W ankiecie na bohatera całego tysiąclecia dziejów kraju Stalin, choć niby na drugim miejscu, naprawdę wygrał w umysłach. To niesłychane! – Zapewne to także odreagowanie okresu po rozpadzie ZSRR, który dobrzy prości ludzie nazywają „nędznymi latami” albo „nową smutą”. Mieli poczucie utraconej godności – mówi Grzegorz Przebinda, profesor z UJ, który bada historię idei w Rosji. – Chcą mieć jednego bohatera, który z kraju uczynił potęgę. Co więcej, Rosjanie świadomie albo podświadomie czują, że Stalin wygrał wojnę nie tylko dla Sowietów, ale także dla Europy, w tym dla niewdzięcznej Polski, a zatem trzeba go mierzyć jakąś inną miarą, w której zbrodnie i ofiary liczą się zdecydowanie mniej.

To zbyt poufne i osobiste informacje, by je zweryfikować, ale w Moskwie w kołach opozycyjnych mówi się, że to spowiednik Władimira Putina, archimandryta Tichon namawiał go, by więcej myśli poświęcił ofiarom represji. Putin, jeszcze jako szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa, oddał publiczności fragment dawnego poligonu NKWD w Butowie pod Moskwą, który był głównym miejscem kaźni ofiar wielkich stalinowskich czystek lat 1937–38 (rozstrzelano tam ponad 20 tys. osób, w tym tysiąc duchownych, a także około tysiąca naszych rodaków). To miejsce, które Cerkiew nazywa rosyjską Golgotą, Putin publicznie odwiedził w Dniu Ofiar Represji Politycznych, pierwszy raz zaledwie trzy lata temu, mówiąc wówczas, że tragedie takie powtarzały się w historii wtedy, gdy „pociągającą zewnętrznie, ale pustą ideę próbowano postawić wyżej niż wartości ludzkie i swobody człowieka”. Żadne jednak nazwiska kojarzone z pustą ideą nie padły.

Natomiast Cerkiew nie wahała się nazwiska wymienić i poszła dużo dalej w potępianiu Stalina, choć znawcy Rosji uważają, że działa ona w harmonii z władzą i niczego nie mówi przypadkowo. Kiedy jednak bliski patriarsze ojciec Hilarion porównał Stalina z Hitlerem, to patriarcha Cyryl wystosował formalne sprostowanie. Z kolei sekretarz patriarchatu ojciec Georgij Riabych oświadczył publicznie, że trzeba „uczcić pamięć ofiar represji, trzeba tworzyć miejsca pamięci, rozbić pomniki krwawych wodzów… sąd nad komunizmem, rozpoczęty w latach 90., nie został doprowadzony do końca”.

Sprawa jest trudniejsza niż samo „rozbijanie pomników krwawych wodzów”. Rosją targają sprzeczności i tandem Putin–Miedwiediew w osądzie komunizmu, a w każdym razie Stalina, posuwa się ostrożnie. Podczas tradycyjnej telewizyjnej konferencji z narodem Putin nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy Stalin był postacią negatywną, czy pozytywną. Z kolei Miedwiediew podczas obchodów ostatniego Dnia Pamięci Ofiar Represji podkreślał, że „pamięć o narodowych tragediach jest tak samo święta jak pamięć o zwycięstwach”, i ubolewał nad stanem historycznej wiedzy młodzieży, która nie potrafi wymienić nazwiska żadnej znanej ofiary masowego terroru. Ale w tydzień później, w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel”, stwierdził, że Stalin był przestępcą, choć – dodał – „istnieje inny punkt widzenia, Stalin doprowadził kraj do rozkwitu… a obecni liderzy Rosji mają przed sobą długą drogę, aby taki cel osiągnąć”.

To jeden z powodów, dla którego tandem Putin–Miedwiediew stosunkowo wolno posuwa się na drodze odcinania się od stalinizmu. Stalin „doprowadził kraj do rozkwitu”, wydźwignął na szczyty potęgi, jakiej Rosja nie zaznała w historii, a dziś – w tym zwłaszcza po ostatnich krwawych zamachach – znów mówi się o potrzebie skoku modernizacyjnego i silnej władzy do walki z przestępczością, a więc dokładnie o tym, co dużej części ludności ze Stalinem się pozytywnie kojarzy. Wielu analityków, na przykład Andriej Riabow, podkreśla, że w Rosji historia pełni rolę surogatu polityki. Hasła koniecznej modernizacji i umocnienia państwa muszą mieć autorytarny wymiar, być podparte niekwestionowaną wolą „świętej władzy”. Elita rosyjska nie miałaby zapewne żadnych problemów z potępieniem Stalina, jednak przeważająca część ludności żyje marnie, można powiedzieć, że ciągle w epoce i mentalności sowieckiej, a władza jest silnie uzależniona od nastrojów i oczekiwań tej grupy.

Kult Stalina związany jest przede wszystkim ze zwycięską Wojną Ojczyźnianą (tak uroczyście nazwano wojnę 1941–1945), która stanowi mit założycielski dzisiejszej Rosji, odgrywa kluczową rolę integrującą społeczeństwo, ciągle buduje tożsamość Rosjan. Niełatwo oddzielić tę wojnę od mitu Stalina i sowieckości. Dlatego polityka historyczna nie umie dobrze uplasować tragicznej ceny 27 mln ofiar wojny (w jakiejś części też i stalinizmu) ani odnieść się do zarzutów zbrodni popełnianych i na własnych obywatelach, i na obcych, w tym na Polakach. To Jedwabne do potęgi.

Skoro chodzi o mit założycielski, jego rewizji nie można podjąć lekkomyślnie, także ze względów prawnych. Mówił o tym bardzo otwarcie prezydent Miedwiediew na spotkaniu z marynarzami krążownika „Wariag” (w Singapurze we wrześniu ub. r.): „ofiara 27 mln poległych nie może zostać pozbawiona wartości… jeśli pozwolić na otwarcie tej puszki, to możemy mieć już prawdziwe problemy rangi państwowej… zafałszowania i nicowanie historii mogą doprowadzić do żądań odszkodowania, a to po prostu niebezpieczne dla państwa…”.

Opór ma też charakter głębszy, psychologiczny, powiązany mniej z władzą, a bardziej z ludźmi. Szczególną cechą stalinowskich represji było wykrywanie – i okrutne karanie – „niewidzialnych wrogów”, których istnienia dopiero należało się domyślać. Nina Tumarkin, Amerykanka z Harvardu, która poświęciła lata na napisanie świetnej książki „The Living and the Dead. The Rise and Fall of the Cult of the World War in Russia” (Żyjący i umarli. Rozwój i schyłek kultu wojny światowej w Rosji), przypomina, że konsekwencje represji sięgały dalej niż w normalnym społeczeństwie: komuż można było ufać, skoro kolega albo sąsiad, albo żona mogli zadenuncjować? I co więcej: jak śledczy NKWD mógł zapobiec własnemu aresztowaniu i wyrokowi śmierci, jeśli oskarżenia były oparte na tej samej szalonej logice? Te dylematy, które wielu mogą dziś szokować, jeszcze w 1976 r. objaśniał poeta Josif Brodski: „Ambiwalencja – pisał – jest główną cechą charakterystyczną mego narodu. Nie ma rosyjskiego kata, który nie boi się, że pewnego dnia stanie się ofiarą, ani nie ma najnieszczęśniejszej ofiary, która by nie przyznała (choćby tylko przed sobą) psychicznej zdolności stania się katem. Nasza współczesna historia dostarczyła aż nadto wielu dowodów na oba wypadki”.

W Polsce uwaga polityków i mediów kieruje się na rosyjskich komunistów albo czarnosecinnych nacjonalistów, którzy w ogóle zaprzeczają katyńskiej zbrodni albo hardo i bezwzględnie traktują ból ofiar. Odnotowujemy skrupulatnie takie głosy. Ale są one w mniejszości. Wielcy pisarze rosyjscy, sól tamtej ziemi, umieli dobrać słowa i koić także polskie serca. Myślę tu zwłaszcza o zmarłym niedawno Wasiliju Aksionowie (i jego „Moskiewskiej sadze”). Prof. Przebinda zwrócił uwagę, że nikt z poważnych Rosjan nie mówi o Katyniu jako zbrodni niemieckiej.

Zresztą, w Wielki Piątek, tuż przed uroczystościami, rosyjska telewizja „Kultura” pokazała – zapowiadany tam i w prasie i radiu – film Wajdy i można powiedzieć dziś, że przynajmniej inteligencja rosyjska film ten już zna. Znakomite grono zebrane w telewizyjnej dyskusji po pokazie nie miało najmniejszych wątpliwości, że film pokazuje prawdę. Znany reżyser Nikita Michałkow w samych superlatywach mówił o i filmie i o Wajdzie, a szef komisji spraw zagranicznych Dumy, Konstantin Kosaczow zwrócił uwagę, że można w dodatku się przekonać jak nie politycy, a zwykli Polacy patrzą na zbrodnię katyńską.

Wasilij Grossman, autor dopiero teraz ukazującej się w Polsce wielkiej książki „Życie i los”, już pół wieku temu nakreślił wszystkie podstawowe dylematy dzisiejszej miotaniny umysłów: czy Stalin był bohaterem czy zbrodniarzem? Czy można zrównywać hitleryzm i komunizm? A nawet: czy są to braterskie ideologie narodowo-socjalistyczne? To ostatnie pytanie wykracza poza to, co dzisiejsza Rosja może w ogóle rozważać.

Krzysztof Zanussi, który Rosję zna dobrze i jest tam bardzo ceniony, współkieruje pracami Polsko-Rosyjskiego Forum Dialogu Obywatelskiego. – Jak to się dzieje, że społeczeństwo rosyjskie, tak podobne emocjonalnie do polskiego, tak samo sentymentalne, inaczej traktuje ofiary? – Wcale niepodobne – mówi Zanussi – co najwyżej po wierzchu; tysiącletnia historia zupełnie inaczej je ukształtowała. Epizod stalinowski, nie mówiąc już o polskich ofiarach w Katyniu, to tylko mała część morza historycznych cierpień. Zbrodnie nijak nie zostały rozliczone, nie było nawet takiej próby. Różnica polega na tym, że nam obcy jest fatalizm, tak silny w Rosji, w tradycji bizantyjskiej, który jest przyczyną bierności wobec zdarzeń. – A stosunek do ofiar? – Tak, ofiary budzą tam głębokie współczucie. Zbrodnia jest oczywiście, po ludzku, odczuwana jako zło. Ale w Rosji przyczyna zła nie została nazwana.

Zanussi zapewne ma rację, także ze względu na autentyczną, silną komunistyczną wiarę znacznej części odchodzącego pokolenia. I choćby – jak pisała Barbara Skarga, więźniarka gułagu – cała rzeczywistość krzyczała przeciwko, to owa wiara była jak rak; czasem i obozowa operacja nie zdołała usunąć przerzutów, ba, gułag nawet przyspieszał chorobliwy proces. W środku obozowej nocy mówił o tym Skardze współwięzień: „Cierpią, wszystko straciły, ale niech no umrze Stalin, a będą płakać”. I płakały, choć były ofiarami.

Niewielu Rosjan w ogóle o Katyniu wie. Putin urodził się 12 lat po zbrodni katyńskiej. Kiedy umierał Stalin, Putin był niemowlęciem. Wiarygodne źródła dyplomatyczne podają, że jeszcze niedawno, mimo że jako uczeń w szkole sowieckiej interesował się historią – nie wiedział, gdzie leży Katyń ani dlaczego Polacy się tam znaleźli. Powaga i ranga tej okrutnej śmierci polskich obywateli sprawia, że uroczystość po 70 latach jest także przedmiotem wewnętrznej, współczesnej gry z opinią publiczną. Uczciwi Rosjanie chcą uroczyście wyrazić skruchę, ale też i boją się, że Polacy, albo ich część, traktują sprawę jako pałkę do bicia współczesnych Rosjan po głowie i żadne słowa ani gesty ich nie zadowolą. Tak jak wielu Polaków nie przekonała łza Jelcyna na Powązkach przy grobie katyńskim i jego słowa do Polaków: „Przebaczcie”.

Tytuł do artykułu zaczerpnąłem od rosyjskiego dziennikarza, Leonida Mleczkina, który w dzienniku „Moskowskij Komsomolec” trzy tygodnie temu nazwał Katyń „chyba najboleśniejszym problemem, jaki Rosja odziedziczyła po ZSRR”. Autor uważa, że wręcz bluźnierstwem jest sugerowanie, że powiedzenie prawdy o Katyniu obrazi pokolenie wojenne. I chce wyraźnego odcięcia dzisiejszych Rosjan od Stalina: „Dlaczego Rosjanie wobec całego świata mają dzielić ze stalinowskimi zbrodniarzami odpowiedzialność za to, czego nie uczynili?”.

Szanując ból ofiar, nie można przecież w nieskończoność przekazywać tragicznej spuścizny nowym pokoleniom. Rosja o tym wie. Patrząc na uroczystość w Katyniu, wybiegajmy już w przyszłość: zakonnicy klasztoru w Ostaszkowie, gdzie z polskiego obozu wywożono na rzeź w pobliskim Kalininie (dziś Twerze) tysiące oficerów, budują kaplicę, w której w czerwcu umieszczą kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej przywiezioną z Polski. Nad jeziorem Seliger, niedaleko klasztoru, od kilku lat zbierają się na letnie wakacje młodzi ludzie z prokremlowskiej młodzieżówki Nasi. Z pewnością wielu tych młodych Rosjan odwiedzi znany klasztor i usłyszy pierwszy raz o tamtych Polakach.

Marek Ostrowski
Proszę o napisanie refleksji na temat tego artykułu
Z góry wielkie dzieki

Recommend Questions



Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.