1) Rząd dostał od Sejmu wotum zaufania. Koalicyjny gabinet Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego poparło 234 posłów. Aby otrzymać wotum zaufania, rząd potrzebował w sobotę przynajmniej 224 głosów poparcia, co oznacza, iż "przeszedł" 10 głosami. Przeciw wotum zaufania było 211 posłów, a od głosu wstrzymało się dwóch
Gabinet Donalda Tuska poparli w sobotę posłowie rządzącej koalicji PO - PSL oraz poseł Mniejszości Niemieckiej. Przeciwko wyrażeniu przez Sejm wotum zaufania głosowały kluby opozycyjne. W szeregach klubów koalicyjnych panowała w sobotę wyraźna mobilizacja. W głosowaniu nad wotum zaufania nie wzięli udziału jedynie dwaj posłowie koalicji: Józef Lassota (PO) oraz Krzysztof Borkowski (PSL). Pozostali członkowie klubów koalicyjnych zgodnie poparli swój rząd. Przeciw wotum zaufania zagłosowały kluby opozycyjne oraz dwaj posłowie niezrzeszeni (Jarosław Jagiełło i Ludwik Dorn). Wyraźne rozprężenie zapanowało w klubie Prawa i Sprawiedliwości. O ile spośród członków klubów SLD i Solidarnej Polski w głosowaniu nie wzięło udziału po jednym pośle, a z klubu Ruchu Palikota - dwóch, o tyle już z grona posłów Prawa i Sprawiedliwości w głosowaniu decydującym o wotum zaufania dla rządu Tuska udziału nie wzięło aż siedmioro posłów (Joachim Brudziński, Józefa Hrynkiewicz, Dawid Jackiewicz, Izabela Kloc, Zbigniew Kuźmiuk, Anna Paluch i Jolanta Szczypińska). Dwóch posłów klubów opozycyjnych wstrzymało się od głosu: Dariusz Dziadzio (Ruch Palikota) i Tadeusz Dziuba (PiS). Głosowanie nad wotum zaufania poprzedziło wystąpienie premiera, w czasie którego miał odpowiedzieć na pytania posłów zadawane przez nich dzień wcześniej. Tuż po wznowieniu w sobotę obrad Sejmu klub PiS wystąpił z wnioskiem, aby uzupełnić porządek obrad o wyjaśnienia okoliczności zapowiedzi przez premiera w exposé wprowadzenia podatku dotyczącego kopalin. Zaraz po zapowiedzi szefa rządu kurs akcji KGHM spadł o blisko 6 procent. Zbigniew Kuźmiuk dopytywał, kto na tym zarobił. Później na konferencji prasowej Janusz Palikot stawiał pytanie, czy o sprawie wiedział Jan Krzysztof Bielecki i z kim o tym ten doradca premiera Tuska rozmawiał. Bielecki odrzucał wszelkie insynuacje, jakoby ze sprawą miał coś wspólnego. Donald Tusk, powołując się na informacje, które uzyskał z warszawskiej giełdy, stwierdził, że po ogłoszeniu przez niego zamiaru wprowadzenia nowego podatku żadnych niepokojących ruchów na akcjach KGHM nie odnotowano. Choć posłowie w piątkowy wieczór zadawali pytania przez kilka godzin, premier wystąpił krótko, odnosząc się tylko do paru kwestii i obiecując, że wszyscy otrzymają odpowiedzi na piśmie. Pytania opozycji musiały być celne albo też sam szef rządu uznał, że pół dnia dyskusji w mediach tylko o zapowiedzianym w exposé sięgnięciu do kieszeni obywateli to za wiele, i skorzystał z patentu, jaki z powodzeniem wykorzystuje zwykle minister finansów Jacek Rostowski, by dać zaprzyjaźnionym mediom temat zastępczy do dyskusji. Gdy podczas debat na tematy dotyczące finansów państwa padają niewygodne dla rządu pytania, Rostowski zazwyczaj, gdy brakuje mu merytorycznych argumentów - dla odwrócenia uwagi - próbuje rozpętać polityczną awanturę. Najpierw przystępuje do prowokowania opozycji, a jeśli to nie pomaga - do słownego ataku. Podobną zagrywkę zastosował w sobotę Donald Tusk, insynuując, iż to Jarosław Kaczyński ponosi odpowiedzialność za rozróby na ulicach Warszawy 11 listopada. - Polska policja była atakowana nie tylko i nawet nie głównie przez niemieckich anarchistów nieodpowiedzialnie ściągniętych tutaj, aby zakłócić 11 listopada, i którzy byli oczywiście zatrzymani i będą ścigani z całą surowością prawa. Ale jednak główne, te najbardziej dramatyczne, zdarzenia, w tym rany i kontuzje policjantów, wynikały nie z ataku niemieckich anarchistów, tylko polskich chuliganów ubranych w szaliki klubowe, wspieranych tak mocno w ostatnim czasie przez prezesa Kaczyńskiego i PiS - stwierdził Tusk. Według premiera, "w słowach Kaczyńskiego nie było przypadku". - Jeśli rzeczywiście jest tak, że z tej strony sali będą zawsze padały słowa wsparcia dla tej - jak to określił prezes PiS - dorodnej młodzieży polskiej, która przeciwstawiła się lewicy, to chcę powiedzieć, że mimo że budzi to śmiech, to tak naprawdę takie słowa muszą budzić grozę - dodał Tusk. Ryba haczyka nie mogła nie chwycić. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości w wyrazie dezaprobaty opuścili po słowach premiera salę obrad, a prezes PiS pogroził Tuskowi sądem. - Jeśli powtórzy to nie z trybuny sejmowej - bo wtedy jest ukryty za immunitetem materialnym pełnym - tylko w innych okolicznościach, wtedy wytoczę mu dwa procesy: i cywilny, i karny. Bo to jest po prostu kolejne bezczelne kłamstwo. Powtarzam: bezczelne kłamstwo. Niech przedstawi jeden dowód na to, że między tymi bójkami a moją osobą jest jakikolwiek związek - stwierdził Jarosław Kaczyński.
2)
Ani prezydent, ani premier nie wiedzieli dokładnie, co w Berlinie powie minister Radosław Sikorski Niemieckie solo
Maciej Walaszczyk
Sikorski, Tusk i Komorowski na ten temat mieli rozmawiać we wtorek wieczorem. Wczoraj prezydent oświadczył, że głos na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej Sikorskiego był "bardzo potrzebny", ale stanowi jedynie "propozycję do dyskusji". Tym samym głowa państwa zdystansowała się od oferty złożonej w poniedziałek przez szefa polskiej dyplomacji. - Gorąco zachęcamy do zabrania głosu pana premiera Tuska. Chcemy wiedzieć, czy pan minister skonsultował swoje wystąpienie z premierem polskiego rządu, który do końca grudnia przewodzi przecież również Unii Europejskiej? - pytał wczoraj rzecznik PiS Adam Hofman. W ocenie prezydenta, zanim propozycje zostaną przedstawione poza granicami, warto byłoby poprzedzić je debatą w kraju. - To był wykład w ramach forum debaty, dyskusji politycznej natury, ale dyskusji, i to na forum - mówił Bronisław Komorowski, a w związku z tym nie jest to miejsce, w którym zapadają jakiekolwiek polityczne decyzje. - Według mnie, ważne wystąpienie ministra Sikorskiego, zawierające bardzo istotne treści i bardzo potrzebne propozycje do dyskusji, warto poprzedzać debatą w kraju, wtedy nie będzie aż tak dużych emocji i pewnie większa korzyść z punktu widzenia kształtowania także polskiej gotowości do dyskutowania - powiedział prezydent. W opinii Komorowskiego, debata taka jest potrzebna między ośrodkami władzy państwowej, ale przede wszystkim adresowana jest do polskiej opinii publicznej. Choć politycy PO, a także innych klubów parlamentarnych oraz przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Roman Kuźniar w pełni zaakceptowali ofertę Sikorskiego, dało się wyczuć spore zaskoczenie. Nie tylko wystąpieniem ministra, ale również poprzedzającym je wywiadem prasowym. Bo w nim w szczególności Sikorski ujawnił m.in., jak rozumie role krajów członkowskich nowej, zdominowanej przez Niemcy Europy. Najpierw na łamach gazety, a potem w przemówieniu wygłoszonym w Berlinie szef polskiego MSZ przedstawił polskie stanowisko wobec zmian, jakie dotykają Unię Europejską. Wynika z niego, że rząd Donalda Tuska złożył najważniejszym krajom UE ofertę, w ramach której Polska ma zostać członkiem ekskluzywnego klubu UE funkcjonującej jako federacja z silnym przywództwem i oddaniem pod kontrolę Wspólnoty narodowych budżetów. Przemawiając w Berlinie, szef MSZ zachęcał przywódców politycznych Niemiec, by dla wspólnego dobra "pomogli strefie euro przetrwać i prosperować". - Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności - deklarował Sikorski. Największe zdziwienie wywołały jednak słowa o tym, że kraj będący elementem nowej federacji europejskiej "powinien mieć co najmniej tyle autonomii, ile mają stany USA". Reakcja opozycji była natychmiastowa. W emocjonalnym wystąpieniu prezes PiS Jarosław Kaczyński uznał, że deklaracja ta oznacza zrzeczenie się w imieniu Polski suwerenności i podmiotowości, co jest złamaniem przez Sikorskiego zapisów Konstytucji. Klub Solidarna Polska, a potem PiS podjęły się złożenia wniosku o głosowanie nad wotum nieufności dla ministra. Bronisław Komorowski uznał, że wniosek o pociągnięcie Sikorskiego do odpowiedzialności konstytucyjnej jest przesadzony i ma wynikać z próby licytowania się sejmowych ugrupowań w radykalizmie. Wniosek nie ma szans powodzenia również z tego względu, że zarówno koalicyjne kluby PO, jak i PSL, a także ruch Palikota i SLD poparły deklaracje Sikorskiego. Byłaby to wielka prestiżowa porażka obozu rządowego. Opinia opozycji jest zupełnie inna. - Kryzys jest w eurostrefie, ale z naszego punktu widzenia fałszywa jest wizja: albo strefa euro, albo koniec zjednoczonej Europy - przekonywał wczoraj Witold Waszczykowski, poseł PiS. Były wiceminister spraw zagranicznych podkreślał, że to, co dzieje jest obecnie w UE, jest konsekwencją fatalnych decyzji podjętych jeszcze w latach 90. - Kilkanaście lat temu zdecydowano się wprowadzić w Europie pewną utopię - wspólną walutę, bez oparcia o konkretne centrum polityczne na wielkim zróżnicowanym obszarze. I teraz mamy tego konsekwencje - akcentował. - Chcemy, by UE wróciła do swoich korzeni, wolności, które proponowała. Powstała nie jako instrument prowadzący do superpaństwa, ale by zlikwidować ograniczenia gospodarcze, a państwom zapewnić maksymalną swobodę działalności ekonomicznej - przypominał Waszczykowski. Zdaniem PiS, Unia nie powinna budować swojej pozycji jako kontynentalny i centralistyczny hegemon zdominowany przez Berlin i Paryż. Powinna być to raczej policentryczna Europa regionów, w której na takich samych prawach funkcjonowałby region, w którym znajduje się Polska. - Nie chcemy peryferii, ale rozwijać tutaj na wzór Europy Zachodniej taki obszar karpacki, w oparciu o współpracę z Ukrainą, Rumunią, Czechami i Węgrami, by tutaj również rozwinął się bezpieczny i wolny obszar gospodarczy - podkreślał Waszczykowski, który będzie reprezentował wnioskodawców, uzasadniając wotum nieufności dla ministra Radosława Sikorskiego.
Choć politycy PO, a także innych klubów parlamentarnych oraz przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Roman Kuźniar w pełni zaakceptowali berlińską ofertę Sikorskiego, dało się wyczuć spore zaskoczenie
Są długie, ale krotszych nie ma ... -.-
1) Rząd dostał od Sejmu wotum zaufania. Koalicyjny gabinet Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego poparło 234 posłów. Aby otrzymać wotum zaufania, rząd potrzebował w sobotę przynajmniej 224 głosów poparcia, co oznacza, iż "przeszedł" 10 głosami. Przeciw wotum zaufania było 211 posłów, a od głosu wstrzymało się dwóch
Gabinet Donalda Tuska poparli w sobotę posłowie rządzącej koalicji PO - PSL oraz poseł Mniejszości Niemieckiej. Przeciwko wyrażeniu przez Sejm wotum zaufania głosowały kluby opozycyjne. W szeregach klubów koalicyjnych panowała w sobotę wyraźna mobilizacja. W głosowaniu nad wotum zaufania nie wzięli udziału jedynie dwaj posłowie koalicji: Józef Lassota (PO) oraz Krzysztof Borkowski (PSL). Pozostali członkowie klubów koalicyjnych zgodnie poparli swój rząd. Przeciw wotum zaufania zagłosowały kluby opozycyjne oraz dwaj posłowie niezrzeszeni (Jarosław Jagiełło i Ludwik Dorn). Wyraźne rozprężenie zapanowało w klubie Prawa i Sprawiedliwości. O ile spośród członków klubów SLD i Solidarnej Polski w głosowaniu nie wzięło udziału po jednym pośle, a z klubu Ruchu Palikota - dwóch, o tyle już z grona posłów Prawa i Sprawiedliwości w głosowaniu decydującym o wotum zaufania dla rządu Tuska udziału nie wzięło aż siedmioro posłów (Joachim Brudziński, Józefa Hrynkiewicz, Dawid Jackiewicz, Izabela Kloc, Zbigniew Kuźmiuk, Anna Paluch i Jolanta Szczypińska). Dwóch posłów klubów opozycyjnych wstrzymało się od głosu: Dariusz Dziadzio (Ruch Palikota) i Tadeusz Dziuba (PiS). Głosowanie nad wotum zaufania poprzedziło wystąpienie premiera, w czasie którego miał odpowiedzieć na pytania posłów zadawane przez nich dzień wcześniej. Tuż po wznowieniu w sobotę obrad Sejmu klub PiS wystąpił z wnioskiem, aby uzupełnić porządek obrad o wyjaśnienia okoliczności zapowiedzi przez premiera w exposé wprowadzenia podatku dotyczącego kopalin. Zaraz po zapowiedzi szefa rządu kurs akcji KGHM spadł o blisko 6 procent. Zbigniew Kuźmiuk dopytywał, kto na tym zarobił. Później na konferencji prasowej Janusz Palikot stawiał pytanie, czy o sprawie wiedział Jan Krzysztof Bielecki i z kim o tym ten doradca premiera Tuska rozmawiał. Bielecki odrzucał wszelkie insynuacje, jakoby ze sprawą miał coś wspólnego. Donald Tusk, powołując się na informacje, które uzyskał z warszawskiej giełdy, stwierdził, że po ogłoszeniu przez niego zamiaru wprowadzenia nowego podatku żadnych niepokojących ruchów na akcjach KGHM nie odnotowano. Choć posłowie w piątkowy wieczór zadawali pytania przez kilka godzin, premier wystąpił krótko, odnosząc się tylko do paru kwestii i obiecując, że wszyscy otrzymają odpowiedzi na piśmie. Pytania opozycji musiały być celne albo też sam szef rządu uznał, że pół dnia dyskusji w mediach tylko o zapowiedzianym w exposé sięgnięciu do kieszeni obywateli to za wiele, i skorzystał z patentu, jaki z powodzeniem wykorzystuje zwykle minister finansów Jacek Rostowski, by dać zaprzyjaźnionym mediom temat zastępczy do dyskusji. Gdy podczas debat na tematy dotyczące finansów państwa padają niewygodne dla rządu pytania, Rostowski zazwyczaj, gdy brakuje mu merytorycznych argumentów - dla odwrócenia uwagi - próbuje rozpętać polityczną awanturę. Najpierw przystępuje do prowokowania opozycji, a jeśli to nie pomaga - do słownego ataku. Podobną zagrywkę zastosował w sobotę Donald Tusk, insynuując, iż to Jarosław Kaczyński ponosi odpowiedzialność za rozróby na ulicach Warszawy 11 listopada. - Polska policja była atakowana nie tylko i nawet nie głównie przez niemieckich anarchistów nieodpowiedzialnie ściągniętych tutaj, aby zakłócić 11 listopada, i którzy byli oczywiście zatrzymani i będą ścigani z całą surowością prawa. Ale jednak główne, te najbardziej dramatyczne, zdarzenia, w tym rany i kontuzje policjantów, wynikały nie z ataku niemieckich anarchistów, tylko polskich chuliganów ubranych w szaliki klubowe, wspieranych tak mocno w ostatnim czasie przez prezesa Kaczyńskiego i PiS - stwierdził Tusk. Według premiera, "w słowach Kaczyńskiego nie było przypadku". - Jeśli rzeczywiście jest tak, że z tej strony sali będą zawsze padały słowa wsparcia dla tej - jak to określił prezes PiS - dorodnej młodzieży polskiej, która przeciwstawiła się lewicy, to chcę powiedzieć, że mimo że budzi to śmiech, to tak naprawdę takie słowa muszą budzić grozę - dodał Tusk. Ryba haczyka nie mogła nie chwycić. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości w wyrazie dezaprobaty opuścili po słowach premiera salę obrad, a prezes PiS pogroził Tuskowi sądem. - Jeśli powtórzy to nie z trybuny sejmowej - bo wtedy jest ukryty za immunitetem materialnym pełnym - tylko w innych okolicznościach, wtedy wytoczę mu dwa procesy: i cywilny, i karny. Bo to jest po prostu kolejne bezczelne kłamstwo. Powtarzam: bezczelne kłamstwo. Niech przedstawi jeden dowód na to, że między tymi bójkami a moją osobą jest jakikolwiek związek - stwierdził Jarosław Kaczyński.
2)
Ani prezydent, ani premier nie wiedzieli dokładnie, co w Berlinie powie minister Radosław Sikorski Niemieckie soloMaciej Walaszczyk
Sikorski, Tusk i Komorowski na ten temat mieli rozmawiać we wtorek wieczorem. Wczoraj prezydent oświadczył, że głos na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej Sikorskiego był "bardzo potrzebny", ale stanowi jedynie "propozycję do dyskusji". Tym samym głowa państwa zdystansowała się od oferty złożonej w poniedziałek przez szefa polskiej dyplomacji. - Gorąco zachęcamy do zabrania głosu pana premiera Tuska. Chcemy wiedzieć, czy pan minister skonsultował swoje wystąpienie z premierem polskiego rządu, który do końca grudnia przewodzi przecież również Unii Europejskiej? - pytał wczoraj rzecznik PiS Adam Hofman.
W ocenie prezydenta, zanim propozycje zostaną przedstawione poza granicami, warto byłoby poprzedzić je debatą w kraju. - To był wykład w ramach forum debaty, dyskusji politycznej natury, ale dyskusji, i to na forum - mówił Bronisław Komorowski, a w związku z tym nie jest to miejsce, w którym zapadają jakiekolwiek polityczne decyzje. - Według mnie, ważne wystąpienie ministra Sikorskiego, zawierające bardzo istotne treści i bardzo potrzebne propozycje do dyskusji, warto poprzedzać debatą w kraju, wtedy nie będzie aż tak dużych emocji i pewnie większa korzyść z punktu widzenia kształtowania także polskiej gotowości do dyskutowania - powiedział prezydent. W opinii Komorowskiego, debata taka jest potrzebna między ośrodkami władzy państwowej, ale przede wszystkim adresowana jest do polskiej opinii publicznej.
Choć politycy PO, a także innych klubów parlamentarnych oraz przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Roman Kuźniar w pełni zaakceptowali ofertę Sikorskiego, dało się wyczuć spore zaskoczenie. Nie tylko wystąpieniem ministra, ale również poprzedzającym je wywiadem prasowym. Bo w nim w szczególności Sikorski ujawnił m.in., jak rozumie role krajów członkowskich nowej, zdominowanej przez Niemcy Europy. Najpierw na łamach gazety, a potem w przemówieniu wygłoszonym w Berlinie szef polskiego MSZ przedstawił polskie stanowisko wobec zmian, jakie dotykają Unię Europejską. Wynika z niego, że rząd Donalda Tuska złożył najważniejszym krajom UE ofertę, w ramach której Polska ma zostać członkiem ekskluzywnego klubu UE funkcjonującej jako federacja z silnym przywództwem i oddaniem pod kontrolę Wspólnoty narodowych budżetów. Przemawiając w Berlinie, szef MSZ zachęcał przywódców politycznych Niemiec, by dla wspólnego dobra "pomogli strefie euro przetrwać i prosperować". - Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności - deklarował Sikorski. Największe zdziwienie wywołały jednak słowa o tym, że kraj będący elementem nowej federacji europejskiej "powinien mieć co najmniej tyle autonomii, ile mają stany USA". Reakcja opozycji była natychmiastowa. W emocjonalnym wystąpieniu prezes PiS Jarosław Kaczyński uznał, że deklaracja ta oznacza zrzeczenie się w imieniu Polski suwerenności i podmiotowości, co jest złamaniem przez Sikorskiego zapisów Konstytucji. Klub Solidarna Polska, a potem PiS podjęły się złożenia wniosku o głosowanie nad wotum nieufności dla ministra. Bronisław Komorowski uznał, że wniosek o pociągnięcie Sikorskiego do odpowiedzialności konstytucyjnej jest przesadzony i ma wynikać z próby licytowania się sejmowych ugrupowań w radykalizmie. Wniosek nie ma szans powodzenia również z tego względu, że zarówno koalicyjne kluby PO, jak i PSL, a także ruch Palikota i SLD poparły deklaracje Sikorskiego. Byłaby to wielka prestiżowa porażka obozu rządowego. Opinia opozycji jest zupełnie inna.
- Kryzys jest w eurostrefie, ale z naszego punktu widzenia fałszywa jest wizja: albo strefa euro, albo koniec zjednoczonej Europy - przekonywał wczoraj Witold Waszczykowski, poseł PiS. Były wiceminister spraw zagranicznych podkreślał, że to, co dzieje jest obecnie w UE, jest konsekwencją fatalnych decyzji podjętych jeszcze w latach 90. - Kilkanaście lat temu zdecydowano się wprowadzić w Europie pewną utopię - wspólną walutę, bez oparcia o konkretne centrum polityczne na wielkim zróżnicowanym obszarze. I teraz mamy tego konsekwencje - akcentował. - Chcemy, by UE wróciła do swoich korzeni, wolności, które proponowała. Powstała nie jako instrument prowadzący do superpaństwa, ale by zlikwidować ograniczenia gospodarcze, a państwom zapewnić maksymalną swobodę działalności ekonomicznej - przypominał Waszczykowski.
Zdaniem PiS, Unia nie powinna budować swojej pozycji jako kontynentalny i centralistyczny hegemon zdominowany przez Berlin i Paryż. Powinna być to raczej policentryczna Europa regionów, w której na takich samych prawach funkcjonowałby region, w którym znajduje się Polska. - Nie chcemy peryferii, ale rozwijać tutaj na wzór Europy Zachodniej taki obszar karpacki, w oparciu o współpracę z Ukrainą, Rumunią, Czechami i Węgrami, by tutaj również rozwinął się bezpieczny i wolny obszar gospodarczy - podkreślał Waszczykowski, który będzie reprezentował wnioskodawców, uzasadniając wotum nieufności dla ministra Radosława Sikorskiego.
Choć politycy PO, a także innych klubów parlamentarnych oraz przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Roman Kuźniar w pełni zaakceptowali berlińską ofertę Sikorskiego, dało się wyczuć spore zaskoczenie