Przebaczyć to znaczy, że jeśli ktoś ciebie znari i jesteś w stania o tym zapomniecto ty mu to przebaczysz. Bóg nas uczy przebaczać, by świat stał się lepszy :-)
Wybaczenie dla różnych osób może oznaczać co innego, dlatego zanim odpowiem na pytanie „Czy wybaczyłam?”, napiszę co dla mnie oznacza wybaczenie i czym wybaczenie nie jest.
Wybaczenie potrzebne jest tam, gdzie nastąpiło zachwianie naszym poczuciem sprawiedliwości, dobra i uczciwości. Gdy doznajemy krzywdy w postaci przemocy, zdrady, oszustwa, gwałtu, porzucenia itp. nasz świat zostaje zburzony, a nasze poczucie wartości raptownie spada. Wybaczenie jest uwolnieniem siebie z pułapki żalu, nienawiści, rozgoryczenia oraz jest okazaniem sobie akceptacji i miłości.
W wybaczeniu sprawca nie bierze udziału – wybaczenie odbywa się w głowie i sercu ofiary.
Wybaczenie pozwala wyjść z roli ofiary, dopóki nie wybaczymy, jesteśmy związani ze sprawcą. Wybaczenie jest odcięciem się od sprawcy. Jest pozostawieniem przeszłości w spokoju i zajęciem się teraźniejszością.
Wybaczenie nie zależy od okazania skruchy przez sprawcę.
Wybaczenie nie jest zapomnieniem.
Wybaczenie nie jest zwolnieniem sprawcy od odpowiedzialności za zło, które uczynił.
Wybaczenie nie polega na pojednaniu się ze sprawcą, pojednanie nie jest warunkiem wybaczenia.
W mojej ocenie wybaczenie jest najtrudniejszą częścią procesu wychodzenia z traumy. Przypuszczam, że w wielu przypadkach ten etap może nie zostać nigdy osiągnięty, wobec czego osoba, która nie potrafi dokonać wybaczenia, nigdy nie pozbędzie się więzów łączących ją ze sprawcą.
Początkiem wybaczenia jest podjęcie decyzji o wybaczeniu, jednakże sama decyzja nie wystarcza, gdyż wybaczenie to proces wymagający dużo czasu.
Ja bardzo szybko podjęłam decyzję o tym, że chcę wybaczyć, bo zdawałam sobie sprawę, że gromadzenie złych emocji szkodzi tylko mnie. Mówiłam, że wybaczyłam i chciałam w to wierzyć, chciałam by proces wybaczenia jak najszybciej się zakończył. Jednakże, mając tak głębokie poczucie zranienia, nie mogło to się odbyć na zawołanie. Trwało.
Czy dziś mogę powiedzieć, że już wybaczyłam? Chcąc być szczera powiem tak: tak jak napisałam w poprzednim poście, żyję już zwyczajnie, nie targają mną złe emocje, huśtawki nastrojów miewam na poziomie, który zupełnie mnie nie niepokoi (każdy przecież ma lepsze i gorsze chwile i to jest normalne), nie mam obsesyjnych myśli, nie pałam chęcią zemsty, nie szukam rewanżu, nie jestem w depresji. Jednakże mam chwile, co prawda rzadkie już i krótkie, ale się zdarzają, że ogarnia mnie żal. Żal straconych lat i oskarżam siebie za swoją głupotę i ślepotę. Wciąż najtrudniej jest mi wybaczyć sobie. Nie przybiera to dramatycznej i drastycznej postaci tak jak kiedyś, lecz szczerze piszę, że proces wybaczania sobie jeszcze wymaga ode mnie trochę pracy nad akceptacją własnych słabości. To jest cały czas dla mnie najtrudniejsze, choć już nie ma porównania z tym jak kiedyś nie potrafiłam zaakceptować swoich błędów.
Jestem na dobrej drodze, widzę postępy, czuję coraz większy spokój i zadowolenie. A te gorsze chwile? Może gdybym nie poddawała siebie analizie, wcale bym ich nie zauważała?
A moi byli mężczyźni? To już pozamiatane. Zobaczyłam ich wszystkich jacy byli i są, nie takich jakich chciałam ich widzieć, nie takich jacy chcieli mi się przedstawić. Nawet sama trochę się temu dziwię jak to stało się możliwe, ale stało się i już nie wzbudzają we mnie emocji. Odpłynęli.
Przebaczyć to znaczy, że jeśli ktoś ciebie znari i jesteś w stania o tym zapomniecto ty mu to przebaczysz. Bóg nas uczy przebaczać, by świat stał się lepszy :-)
Wybaczenie dla różnych osób może oznaczać co innego, dlatego zanim odpowiem na pytanie „Czy wybaczyłam?”, napiszę co dla mnie oznacza wybaczenie i czym wybaczenie nie jest.
Wybaczenie potrzebne jest tam, gdzie nastąpiło zachwianie naszym poczuciem sprawiedliwości, dobra i uczciwości. Gdy doznajemy krzywdy w postaci przemocy, zdrady, oszustwa, gwałtu, porzucenia itp. nasz świat zostaje zburzony, a nasze poczucie wartości raptownie spada. Wybaczenie jest uwolnieniem siebie z pułapki żalu, nienawiści, rozgoryczenia oraz jest okazaniem sobie akceptacji i miłości.
W wybaczeniu sprawca nie bierze udziału – wybaczenie odbywa się w głowie i sercu ofiary.
Wybaczenie pozwala wyjść z roli ofiary, dopóki nie wybaczymy, jesteśmy związani ze sprawcą. Wybaczenie jest odcięciem się od sprawcy. Jest pozostawieniem przeszłości w spokoju i zajęciem się teraźniejszością.
Wybaczenie nie zależy od okazania skruchy przez sprawcę.
Wybaczenie nie jest zapomnieniem.
Wybaczenie nie jest zwolnieniem sprawcy od odpowiedzialności za zło, które uczynił.
Wybaczenie nie polega na pojednaniu się ze sprawcą, pojednanie nie jest warunkiem wybaczenia.
W mojej ocenie wybaczenie jest najtrudniejszą częścią procesu wychodzenia z traumy. Przypuszczam, że w wielu przypadkach ten etap może nie zostać nigdy osiągnięty, wobec czego osoba, która nie potrafi dokonać wybaczenia, nigdy nie pozbędzie się więzów łączących ją ze sprawcą.
Początkiem wybaczenia jest podjęcie decyzji o wybaczeniu, jednakże sama decyzja nie wystarcza, gdyż wybaczenie to proces wymagający dużo czasu.
Ja bardzo szybko podjęłam decyzję o tym, że chcę wybaczyć, bo zdawałam sobie sprawę, że gromadzenie złych emocji szkodzi tylko mnie. Mówiłam, że wybaczyłam i chciałam w to wierzyć, chciałam by proces wybaczenia jak najszybciej się zakończył. Jednakże, mając tak głębokie poczucie zranienia, nie mogło to się odbyć na zawołanie. Trwało.
Czy dziś mogę powiedzieć, że już wybaczyłam? Chcąc być szczera powiem tak: tak jak napisałam w poprzednim poście, żyję już zwyczajnie, nie targają mną złe emocje, huśtawki nastrojów miewam na poziomie, który zupełnie mnie nie niepokoi (każdy przecież ma lepsze i gorsze chwile i to jest normalne), nie mam obsesyjnych myśli, nie pałam chęcią zemsty, nie szukam rewanżu, nie jestem w depresji. Jednakże mam chwile, co prawda rzadkie już i krótkie, ale się zdarzają, że ogarnia mnie żal. Żal straconych lat i oskarżam siebie za swoją głupotę i ślepotę. Wciąż najtrudniej jest mi wybaczyć sobie. Nie przybiera to dramatycznej i drastycznej postaci tak jak kiedyś, lecz szczerze piszę, że proces wybaczania sobie jeszcze wymaga ode mnie trochę pracy nad akceptacją własnych słabości. To jest cały czas dla mnie najtrudniejsze, choć już nie ma porównania z tym jak kiedyś nie potrafiłam zaakceptować swoich błędów.
Jestem na dobrej drodze, widzę postępy, czuję coraz większy spokój i zadowolenie. A te gorsze chwile? Może gdybym nie poddawała siebie analizie, wcale bym ich nie zauważała?
A moi byli mężczyźni? To już pozamiatane. Zobaczyłam ich wszystkich jacy byli i są, nie takich jakich chciałam ich widzieć, nie takich jacy chcieli mi się przedstawić. Nawet sama trochę się temu dziwię jak to stało się możliwe, ale stało się i już nie wzbudzają we mnie emocji. Odpłynęli.