kasiaf219 Wydawałoby się, że życie małżeńskie należy do doświadczeń ludz- kich najbardziej powszechnych, zwykłych i naturalnych. W małżeńskiej codzienności, utkanej z szeregu prostych spraw, trosk i radości, rzadko mamy okazję myśleć, że dotykamy jakiejś „tajemnicy”. I być może wyzwaniem dla niektórych z nas będzie zobaczenie piękna, godności i świętości w „normalnym”, prostym małżeńskim życiu. „Świętość nie polega na dokonywaniu niezwykłych rzeczy, ale na czynieniu dobrze, coraz lepiej tego, co przynależy do obowiązków naszego stanu” – czytamy w „Regulaminie duchowym” błogosławionych małżonków – Alojzego i Marii Beltrame Quatrocchi. A można też dodać, że szczęście, o którym marzymy, to szczęście we dwoje, którego tak hojnie i tak serdecznie życzy się nowożeńcom, najczęściej ma smak codzienności, chwil spędzonych z dziećmi, gestu czułości, wspólnego posiłku, pracy... „Dwoje jednym ciałem” – program na całe małżeńskie życie, którego nie można ani w pełni przyjąć, ani zrozumieć bez Boga. Jedność, czy to małżeństwa, czy wspólnoty, czy całego Kościoła jest „tajemnicą”, bo zawsze odsyła nas do samego jej Źródła. „Być jedno” to żyć życiem Bożym, na sposób Boga, który sam żyje we wspólnocie – doskonałej komunii Osób Trójcy Świętej. To ważne – sięgać czasem do „początku”, do stworzenia mężczyzny i kobiety, do początku małżeństwa1, żeby przyjąć Boży plan dla mnie i mojego małżeństwa, kontemplować go w naszym życiu. Trwanie w komunii, budowanie jedności wyrasta z najgłębszych ludzkich potrzeb, pragnień, dzielenia się w miłości tym wszystkim, kim się jest i tym, co się posiada. Jan Paweł II naucza: „W Chrystusie Panu, Bóg przyjmuje tę potrzebę ludzką, potwierdza ją, oczyszcza i podnosi, prowadząc ją do doskonałości w sakramencie małżeństwa” (FC 19)2.
Rekolekcje dla małżeństw, które wraz z naszą wspólnotą animujemy3 (to samo można powiedzieć o wszystkich innych rekolekcjach prowadzonych przez inne ruchy i wspólnoty) są właśnie takim przyjściem do źródła. Ich „sukces” wynika z pokornego uznania własnej słabości, braku i zaproszenia w to miejsce Jezusa. Taka jest Dobra Nowina o Kanie Galilejskiej (stąd nazwa animowanych przez nas rekolekcji – sesja „Kana”) – Jezus, który został zaproszony na wesele, sprawił, że w miejsce niedostatku („nie mają już wina”), pojawiła się pełnia, obfitość. Tylko On może przemienić wodę w wino i to w dodatku najlepsze! On pragnie spotkać się z każdym małżeństwem w ich miejscu braku, trudnym, wrażliwym, czasami bolesnym, aby tam właśnie przynieść pokój, pełnię, przynieść życie. Czego potrzeba, by budować tę niepowtarzalną wspólnotę osób, być „dwoje jednym ciałem”? Odpowiedzią mogą być trzy punkty, na których koncentruje się „pedagogika” rekolekcji Kana, a które śmiało można też uznać za „filary” małżeńskiej jedności: Dialog Na co dzień jedność małżeńską buduje się przez dialog, komunikację. Jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać, dzielić się swoim sposobem przeżywania i odbierania rzeczywistości, trudno nam będzie doświadczyć prawdziwej komunii. Wejście w dialog, zakłada zawsze postawę aktywną, gotowość, by mówić oraz gotowość, by słuchać i przyjąć współmałżonka w jego własnym odbiorze rzeczywistości. Zawsze chodzi tu o relację zorientowaną na drugiego, o bycie „z” i „dla” współmałżonka, o otwarcie, akt „przezroczystości”, prawdy pomiędzy nami. Dialog w małżeństwie pomaga małżonkom być prawdziwymi wobec siebie, obdarować drugiego sobą, swoim, jakże odmiennym sposobem przeżywania świata. Dialog to właśnie otwarcie przed współmałżonkiem tego „mojego” świata: radości, lęków, doznań, przemyśleń, nadziei i planów – wszystkiego, co tworzy moje „ja”, gdzie drugi człowiek, nawet najbliższy nie ma dostępu, jeśli sam(a) mu nie „otworzę drzwi”. Każdy z nas ma skłonność do budowania swojego świata i jakby „obwarowywania się” w nim. Potrzeba zatem przełamywać między nami milczenie, żeby naprawdę być „jednym ciałem”. Sytuacja wielu małżeństw jest taka, że każde ze współmałżonków żyje we własnym świecie, a łączą ich tylko wspólne sprawy: troska o byt, wychowywanie dzieci itp. Brak dialogu doprowadza do poczucia samotności, a nawet odczuwania wzajemnej obcości, oddalenia. Dialog małżeński staje się więc życiodajnym, skutecznym środkiem budowania wspólnoty, a jego przedmiotem może (i powinna) być każda dziedzina naszego życia. Oczywiście, życie w dynamice dialogu, dzielenia się wymaga dobrej woli obojga małżonków, dokonywania konkretnych wyborów z tym związanych (np. poświęcenia sobie wzajemnie czasu, który trzeba znaleźć w naszym programie dnia być może „kosztem” czegoś innego...). Modlitwa Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Dwoje – mąż i żona zebrani w imię Jezusa – mają obietnicę Jego obecności. Żyć w obecności Boga, to znaczy budować swój dom na skale, a nie na naszych kruchych, ludzkich siłach. W dniu ślubu, poprzez przyjęcie sakramentu małżeństwa zaprosiliśmy Pana do naszego małżeństwa – a jakie miejsce daliśmy Mu później? Czy sami zajęliśmy się sobą i naszymi sprawami a zapomnieliśmy o Nim i tym, że On pragnie „zamieszkać w naszym domu”, by nas uzdrawiać, przemieniać, byśmy mogli naprawdę kochać i doświadczyć zbawienia? Na rekolekcjach Kana proponujemy małżeństwom czas „trylogu”. Słowa takiego nie znajdziecie w słowniku, choć jego znaczenie wydaje się oczywiste: dialog, ale we troje: mąż, żona i Pan Bóg. Pierwszym krokiem takiego „trylogu” jest zaproszenie Jezusa do naszego małżeństwa (dla niektórych być może po raz pierwszy od dnia ślubu). Taka formuła modlitwy małżeńskiej pomaga nie tylko otworzyć się na Bożą obecność, ale też na różne formy modlitwy. Każdy sposób modlitwy jest dobry w małżeństwie (różaniec, koronka do Miłosierdzia Bożego, litania, śpiew uwielbienia czy też spontaniczne, głośne wypowiadanie wezwań – „dziękuję – przepraszam – proszę”) i umieć wybrać go wspólnie, to już mały krok ku jedności! Modlitwa małżeńska jest drogą (jak i każdy inny wymiar wspólnego życia), na której potrzeba przede wszystkim dobrej woli i wspólnej decyzji, a później codziennej wierności. Oczywiście, doświadczyć tu można szeregu trudności, np. braku pragnienia modlitwy ze strony jednego ze współmałżonków, przeszkód wynikających z nieporozumień, braku przebaczenia między nami, wstydu, skrępowania wobec drugiego (to wcale nierzadkie, że my małżonkowie, po prostu wstydzimy się głośno wypowiadać modlitwę, gdy jesteśmy tylko we dwoje), obawy przed byciem osądzonym. Mamy też własne nawyki, „modlitewne” przyzwyczajenia, które trudno nam zmienić i chcemy je narzucić współmałżonkowi. Albo też po prostu nie udaje nam się znaleźć czasu, by spotkać się wspólnie na modlitwę. Modlitwa małżeńska jest łaską, o którą można prosić, także wobec wszelkich trudności, których doświadczamy – prosić przede wszystkim o pragnienie i wierność. Pierwszym krokiem jest właśnie decyzja. Potrzeba też cierpliwości, szacunku wobec duchowej drogi współmałżonka, zrezygnowania z „popychania go” na siłę, z osądzania. Modlitwa małżeńska nie zastępuje modlitwy osobistej, a niejako z niej wyrasta, nią się „karmi” (najważniejsza jest moja osobista relacja z Bogiem, który każdego prowadzi własną drogą). Modlitwa w małżeństwie z kolei prowadzi nas do modlitwy rodzinnej, przeżywanej z dziećmi. Szczególne miejsce w życiu modlitewnym małżeństwa czy rodziny zajmują sakramenty: Eucharystia, która jest „samym źródłem małżeństwa chrześcijańskiego” (FC 57) oraz sakrament pokuty i pojednania „prowadzący małżonków i wszystkich członków rodziny do spotkania Boga «bogatego w miłosierdzie», który rozszerzając swą miłość potężniejszą niż grzech, odbudowuje i udoskonala przymierze małżeńskie i komunię rodzinną” (FC 58). Przebaczenie „Każda rodzina zdaje sobie sprawę, jak napięcia i konflikty, egoizm i niezgoda gwałtownie uderzają w tę komunię, a niekiedy śmiertelnie ją ranią. Stąd wielorakie i liczne formy rozbicia życia rodzinnego. Ale każda rodzina jest równocześnie powołana przez Boga pokoju, do radosnego i odnawiającego doświadczania «pojednania», to jest do odbudowanej komunii i odnalezionej jedności” (FC 21). Jesteśmy słabi i grzeszni, a czasami też po prostu niedbali, nieuważni wobec współmałżonka. Ranimy siebie wzajemnie, najczęściej w rzeczach małych, codziennych, choć zdarzają się sytuacje, konflikty, problemy tak poważne i bolesne, że ciężko jest żyć razem, znosić siebie nawzajem, funkcjonować bez poczucia żalu, rozczarowania, a nawet klęski. Trudno wtedy odnaleźć pokój, porozumienie, radość z bycia razem, trudno być szczęśliwym... Dlatego pojednanie i przebaczenie w małżeństwie powinno być czymś codziennym, wynikającym z naszego dialogu i modlitwy. Najprościej byłoby zastosować radę św. Pawła: Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie (Ef 4,26.32). Przebaczenie w małżeństwie jest darem samego Boga, który nie czekał na poprawę ludzi – sam uczynił pierwszy krok, dając swojego Syna jako ofiarę za nasze grzechy. Jezus umierając na krzyżu modlił się: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Właśnie z krzyża Chrystusowego płynie łaska przebaczenia, miłosierdzia i tam bierze swój początek wszelkie pojednanie. Brak przebaczenia w małżeństwie można porównać do takiego miejsca w organizmie, gdzie nie ma życia, gdzie krew nie krąży i przeżywa się rodzaj śmierci. Przebaczyć sobie wzajemnie (nawet w takich codziennych „drobiazgach”) to przywrócić życie, jakby „zrodzić” drugiego, przez akt wiary, nadziei i miłości. Przebaczenie: – jest aktem wiary w Boga, środkiem danym nam przez Niego samego, byśmy mogli żyć i wzrastać. Prawdziwe przebaczenie nie dokonuje się nigdy naszymi własnymi siłami, ale mocą Jezusa i w Jego imię, – jest aktem nadziei, że Bóg może zmienić mnie i może też zmienić mojego współmałżonka, – przebaczenie to akt niezrozumiały poza obrębem miłości, która jest „cierpliwa”, „łaskawa”, „nie pamięta złego”, „wszystko znosi”, „we wszystkim pokłada nadzieję”, „wszystko przetrzyma” (1 Kor 13). Są przebaczenia, o które łatwo jest prosić („przepraszam”, „proszę o wybaczenie”) i nietrudno ich udzielić („wybaczam”). Są też takie, które wymagają czasu, przejścia całego procesu uzdrowienia wewnętrznego – zawsze jednak potrzeba z wiarą i ufnością prosić o łaskę pojednania: On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość (Ef 2,14).
Dialog, modlitwa, przebaczenie są skutecznymi środkami budowania jedności w małżeństwie – jeden wypływa z drugiego. Każdy z nich wymaga troski, pielęgnowania, zakłada pewnego rodzaju twórczy wysiłek i zaangażowanie woli. Całe nasze życie małżeńskie może być taką szkołą dialogu, modlitwy, przebaczenia. Najważniejsze wydaje się jednak nieustanne odkrywanie obecności Nauczyciela i Mistrza – jako małżonkowie też jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa! On chce być obecny w życiu małżeńskim, tak jak był obecny na weselu w Kanie Galilejskiej, gdzie uczynił swój pierwszy cud. Pożycie małżeńskie Do trzech powyższych punktów warto dodać jeszcze jeden, który sam w sobie godzien jest szerszego rozwinięcia. Wezwanie, aby być „ jednym ciałem” w sposób bezpośredni odsyła nas do daru seksualności w małżeństwie. Miłość seksualna małżonków jest aktem głęboko intymnym i z całą pewnością ani „brudnym”, ani wstydliwym – wręcz przeciwnie – Bóg, który „stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27) pragnie błogosławić także tej sferze życia małżeńskiego. Nie należy więc uciekać przed spojrzeniem Boga i zamykać przed Nim drzwi naszej sypialni, raczej warto zaprosić Go, aby pomógł nam budować to szczególne miejsce, w którym wyraża się małżeńska jedność. Aktu seksualnego nie można sprowadzać tylko do związku ciał (pamiętając jednakże, że dla małżonków ciało, przez całą swoją „mowę”, jest uprzywilejowanym miejscem wyrażania miłości) – to spotkanie osób, które „wzajemnie się sobie oddają i przyjmują” (Gaudium et spes, 48). Jest to moment całkowitego „tak”, daru dla drugiego. Szczególna godność aktu małżeńskiego wynika także i z tego, że jest w niego wpisany dar płodności: miłość, która daje, rodzi życie. Wewnętrzny ład pożycia małżeńskiego polega na zachowaniu jedności pomiędzy dwoma wymiarami: znakiem miłości i znakiem rodzicielstwa, zawartym w akcie małżeńskim. Pożycie intymne małżonków ma swoją wielką wartość i godność, lecz zarazem jest to sfera niezwykle wrażliwa i delikatna, podatna na zranienia. Harmonia w tej dziedzinie umacnia więź małżeńską: „przygarnięci” przez współmałżonka w całej pełni naszego człowieczeństwa, w kobiecości lub męskości, możemy rozkwitnąć, doświadczyć głębokiej radości i pokoju. Z kolei brak szacunku i czułości, postawa roszczeniowa, „uprzedmiotowianie” mogą być bardzo raniące – trudno wtedy otworzyć się na drugiego i doświadczyć tej pełni obdarowywania, o której jest tu mowa. Można tutaj powtórzyć to, co już zostało powiedziane w odniesieniu do dialogu, modlitwy czy przebaczenia: budowanie harmonii w pożyciu małżeńskim jest procesem, wymaga dobrej woli każdego ze współmałżonków, szacunku i cierpliwości. Wymaga także uczenia się i odkrywania całego bogactwa języka czułości, bez której sam akt seksualny może być czymś bardzo „technicznym”. Pomóc tu może przeżywanie małżeńskiej intymności w klimacie dialogu i modlitwy, a także wiara w to, że sam Bóg pragnie nas w tej sferze obdarzać swoją radością i pokojem.
Wydawałoby się, że życie małżeńskie należy do doświadczeń ludz-
kich najbardziej powszechnych, zwykłych i naturalnych. W małżeńskiej codzienności, utkanej z szeregu prostych spraw, trosk i radości, rzadko mamy okazję myśleć, że dotykamy jakiejś „tajemnicy”. I być może wyzwaniem dla niektórych z nas będzie zobaczenie piękna, godności
i świętości w „normalnym”, prostym małżeńskim życiu. „Świętość nie polega na dokonywaniu niezwykłych rzeczy, ale na czynieniu dobrze, coraz lepiej tego, co przynależy do obowiązków naszego stanu” – czytamy
w „Regulaminie duchowym” błogosławionych małżonków – Alojzego
i Marii Beltrame Quatrocchi. A można też dodać, że szczęście, o którym marzymy, to szczęście we dwoje, którego tak hojnie i tak serdecznie życzy się nowożeńcom, najczęściej ma smak codzienności, chwil spędzonych
z dziećmi, gestu czułości, wspólnego posiłku, pracy...
„Dwoje jednym ciałem” – program na całe małżeńskie życie, którego nie można ani w pełni przyjąć, ani zrozumieć bez Boga. Jedność, czy to małżeństwa, czy wspólnoty, czy całego Kościoła jest „tajemnicą”, bo zawsze odsyła nas do samego jej Źródła. „Być jedno” to żyć życiem Bożym, na sposób Boga, który sam żyje we wspólnocie – doskonałej komunii Osób Trójcy Świętej. To ważne – sięgać czasem do „początku”, do stworzenia mężczyzny i kobiety, do początku małżeństwa1, żeby przyjąć Boży plan dla mnie i mojego małżeństwa, kontemplować go w naszym życiu.
Trwanie w komunii, budowanie jedności wyrasta z najgłębszych ludzkich potrzeb, pragnień, dzielenia się w miłości tym wszystkim, kim się jest i tym, co się posiada. Jan Paweł II naucza: „W Chrystusie Panu, Bóg przyjmuje tę potrzebę ludzką, potwierdza ją, oczyszcza i podnosi, prowadząc ją do doskonałości w sakramencie małżeństwa” (FC 19)2.
Rekolekcje dla małżeństw, które wraz z naszą wspólnotą animujemy3 (to samo można powiedzieć o wszystkich innych rekolekcjach prowadzonych przez inne ruchy i wspólnoty) są właśnie takim przyjściem do źródła. Ich „sukces” wynika z pokornego uznania własnej słabości, braku
i zaproszenia w to miejsce Jezusa. Taka jest Dobra Nowina o Kanie Galilejskiej (stąd nazwa animowanych przez nas rekolekcji – sesja „Kana”) – Jezus, który został zaproszony na wesele, sprawił, że w miejsce niedostatku („nie mają już wina”), pojawiła się pełnia, obfitość. Tylko On może przemienić wodę w wino i to w dodatku najlepsze! On pragnie spotkać się z każdym małżeństwem w ich miejscu braku, trudnym, wrażliwym, czasami bolesnym, aby tam właśnie przynieść pokój, pełnię, przynieść życie.
Czego potrzeba, by budować tę niepowtarzalną wspólnotę osób, być „dwoje jednym ciałem”? Odpowiedzią mogą być trzy punkty, na których koncentruje się „pedagogika” rekolekcji Kana, a które śmiało można też uznać za „filary” małżeńskiej jedności:
Dialog
Na co dzień jedność małżeńską buduje się przez dialog, komunikację. Jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać, dzielić się swoim sposobem przeżywania i odbierania rzeczywistości, trudno nam będzie doświadczyć prawdziwej komunii. Wejście w dialog, zakłada zawsze postawę aktywną, gotowość, by mówić oraz gotowość, by słuchać i przyjąć współmałżonka
w jego własnym odbiorze rzeczywistości. Zawsze chodzi tu o relację zorientowaną na drugiego, o bycie „z” i „dla” współmałżonka, o otwarcie, akt „przezroczystości”, prawdy pomiędzy nami. Dialog w małżeństwie pomaga małżonkom być prawdziwymi wobec siebie, obdarować drugiego sobą, swoim, jakże odmiennym sposobem przeżywania świata. Dialog to właśnie otwarcie przed współmałżonkiem tego „mojego” świata: radości, lęków, doznań, przemyśleń, nadziei i planów – wszystkiego, co tworzy moje „ja”, gdzie drugi człowiek, nawet najbliższy nie ma dostępu, jeśli sam(a) mu nie „otworzę drzwi”.
Każdy z nas ma skłonność do budowania swojego świata i jakby „obwarowywania się” w nim. Potrzeba zatem przełamywać między nami milczenie, żeby naprawdę być „jednym ciałem”. Sytuacja wielu małżeństw jest taka, że każde ze współmałżonków żyje we własnym świecie, a łączą ich tylko wspólne sprawy: troska o byt, wychowywanie dzieci itp. Brak dialogu doprowadza do poczucia samotności, a nawet odczuwania wzajemnej obcości, oddalenia. Dialog małżeński staje się więc życiodajnym, skutecznym środkiem budowania wspólnoty, a jego przedmiotem może (i powinna) być każda dziedzina naszego życia. Oczywiście, życie w dynamice dialogu, dzielenia się wymaga dobrej woli obojga małżonków, dokonywania konkretnych wyborów z tym związanych (np. poświęcenia sobie wzajemnie czasu, który trzeba znaleźć w naszym programie dnia być może „kosztem” czegoś innego...).
Modlitwa
Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20).
Dwoje – mąż i żona zebrani w imię Jezusa – mają obietnicę Jego obecności. Żyć w obecności Boga, to znaczy budować swój dom na skale, a nie na naszych kruchych, ludzkich siłach. W dniu ślubu, poprzez przyjęcie sakramentu małżeństwa zaprosiliśmy Pana do naszego małżeństwa –
a jakie miejsce daliśmy Mu później? Czy sami zajęliśmy się sobą i naszymi sprawami a zapomnieliśmy o Nim i tym, że On pragnie „zamieszkać
w naszym domu”, by nas uzdrawiać, przemieniać, byśmy mogli naprawdę kochać i doświadczyć zbawienia?
Na rekolekcjach Kana proponujemy małżeństwom czas „trylogu”. Słowa takiego nie znajdziecie w słowniku, choć jego znaczenie wydaje się oczywiste: dialog, ale we troje: mąż, żona i Pan Bóg. Pierwszym krokiem takiego „trylogu” jest zaproszenie Jezusa do naszego małżeństwa (dla niektórych być może po raz pierwszy od dnia ślubu). Taka formuła modlitwy małżeńskiej pomaga nie tylko otworzyć się na Bożą obecność, ale też na różne formy modlitwy. Każdy sposób modlitwy jest dobry w małżeństwie (różaniec, koronka do Miłosierdzia
Bożego, litania, śpiew uwielbienia czy też spontaniczne,
głośne wypowiadanie wezwań – „dziękuję – przepraszam – proszę”)
i umieć wybrać go wspólnie, to już mały krok ku jedności!
Modlitwa małżeńska jest drogą (jak i każdy inny wymiar wspólnego życia), na której potrzeba przede wszystkim dobrej woli i wspólnej decyzji, a później codziennej wierności. Oczywiście, doświadczyć tu można szeregu trudności, np. braku pragnienia modlitwy ze strony jednego ze współmałżonków, przeszkód wynikających z nieporozumień, braku przebaczenia między nami, wstydu, skrępowania wobec drugiego (to wcale nierzadkie, że my małżonkowie, po prostu wstydzimy się głośno wypowiadać modlitwę, gdy jesteśmy tylko we dwoje), obawy przed byciem osądzonym. Mamy też własne nawyki, „modlitewne” przyzwyczajenia, które trudno nam zmienić i chcemy je narzucić współmałżonkowi. Albo też po prostu nie udaje nam się znaleźć czasu, by spotkać się wspólnie na modlitwę.
Modlitwa małżeńska jest łaską, o którą można prosić, także wobec wszelkich trudności, których doświadczamy – prosić przede wszystkim
o pragnienie i wierność. Pierwszym krokiem jest właśnie decyzja. Potrzeba też cierpliwości, szacunku wobec duchowej drogi współmałżonka, zrezygnowania z „popychania go” na siłę, z osądzania.
Modlitwa małżeńska nie zastępuje modlitwy osobistej, a niejako z niej wyrasta, nią się „karmi” (najważniejsza jest moja osobista relacja z Bogiem, który każdego prowadzi własną drogą). Modlitwa w małżeństwie
z kolei prowadzi nas do modlitwy rodzinnej, przeżywanej z dziećmi.
Szczególne miejsce w życiu modlitewnym małżeństwa czy rodziny zajmują sakramenty: Eucharystia, która jest „samym źródłem małżeństwa chrześcijańskiego” (FC 57) oraz sakrament pokuty i pojednania „prowadzący małżonków i wszystkich członków rodziny do spotkania Boga «bogatego w miłosierdzie», który rozszerzając swą miłość potężniejszą niż grzech, odbudowuje i udoskonala przymierze małżeńskie i komunię rodzinną” (FC 58).
Przebaczenie
„Każda rodzina zdaje sobie sprawę, jak napięcia i konflikty, egoizm
i niezgoda gwałtownie uderzają w tę komunię, a niekiedy śmiertelnie ją ranią. Stąd wielorakie i liczne formy rozbicia życia rodzinnego. Ale każda rodzina jest równocześnie powołana przez Boga pokoju, do radosnego i odnawiającego doświadczania «pojednania», to jest do odbudowanej komunii i odnalezionej jedności” (FC 21).
Jesteśmy słabi i grzeszni, a czasami też po prostu niedbali, nieuważni wobec współmałżonka. Ranimy siebie wzajemnie, najczęściej w rzeczach małych, codziennych, choć zdarzają się sytuacje, konflikty, problemy tak poważne i bolesne, że ciężko jest żyć razem, znosić siebie nawzajem, funkcjonować bez poczucia żalu, rozczarowania, a nawet klęski. Trudno wtedy odnaleźć pokój, porozumienie, radość z bycia razem, trudno być szczęśliwym...
Dlatego pojednanie i przebaczenie w małżeństwie powinno być czymś codziennym, wynikającym z naszego dialogu i modlitwy. Najprościej byłoby zastosować radę św. Pawła: Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie (Ef 4,26.32). Przebaczenie w małżeństwie jest darem samego Boga, który nie czekał na poprawę ludzi – sam uczynił pierwszy krok, dając swojego Syna jako ofiarę za nasze grzechy. Jezus umierając na krzyżu modlił się: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Właśnie z krzyża Chrystusowego płynie łaska przebaczenia, miłosierdzia i tam bierze swój początek wszelkie pojednanie.
Brak przebaczenia w małżeństwie można porównać do takiego miejsca w organizmie, gdzie nie ma życia, gdzie krew nie krąży i przeżywa się rodzaj śmierci. Przebaczyć sobie wzajemnie (nawet w takich codziennych „drobiazgach”) to przywrócić życie, jakby „zrodzić” drugiego, przez akt wiary, nadziei i miłości.
Przebaczenie:
– jest aktem wiary w Boga, środkiem danym nam przez Niego samego, byśmy mogli żyć i wzrastać. Prawdziwe przebaczenie nie dokonuje się nigdy naszymi własnymi siłami, ale mocą Jezusa i w Jego imię,
– jest aktem nadziei, że Bóg może zmienić mnie i może też zmienić mojego współmałżonka,
– przebaczenie to akt niezrozumiały poza obrębem miłości, która jest „cierpliwa”, „łaskawa”, „nie pamięta złego”, „wszystko znosi”, „we wszystkim pokłada nadzieję”, „wszystko przetrzyma” (1 Kor 13).
Są przebaczenia, o które łatwo jest prosić („przepraszam”, „proszę
o wybaczenie”) i nietrudno ich udzielić („wybaczam”). Są też takie, które wymagają czasu, przejścia całego procesu uzdrowienia wewnętrznego – zawsze jednak potrzeba z wiarą i ufnością prosić o łaskę pojednania: On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość (Ef 2,14).
Dialog, modlitwa, przebaczenie są skutecznymi środkami budowania jedności w małżeństwie – jeden wypływa z drugiego. Każdy z nich wymaga troski, pielęgnowania, zakłada pewnego rodzaju twórczy wysiłek
i zaangażowanie woli. Całe nasze życie małżeńskie może być taką szkołą dialogu, modlitwy, przebaczenia. Najważniejsze wydaje się jednak nieustanne odkrywanie obecności Nauczyciela i Mistrza – jako małżonkowie też jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa! On chce być obecny w życiu małżeńskim, tak jak był obecny na weselu w Kanie Galilejskiej, gdzie uczynił swój pierwszy cud.
Pożycie małżeńskie
Do trzech powyższych punktów warto dodać jeszcze jeden, który sam w sobie godzien jest szerszego rozwinięcia.
Wezwanie, aby być „ jednym ciałem” w sposób bezpośredni odsyła nas do daru seksualności w małżeństwie. Miłość seksualna małżonków jest aktem głęboko intymnym i z całą pewnością ani „brudnym”, ani wstydliwym – wręcz przeciwnie – Bóg, który „stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27) pragnie błogosławić także tej sferze życia małżeńskiego. Nie należy więc uciekać przed spojrzeniem Boga i zamykać przed Nim drzwi naszej sypialni, raczej warto zaprosić Go, aby pomógł nam budować to szczególne miejsce, w którym wyraża się małżeńska jedność. Aktu seksualnego nie można sprowadzać tylko do związku ciał (pamiętając jednakże, że dla małżonków ciało, przez całą swoją „mowę”, jest uprzywilejowanym miejscem wyrażania miłości) – to spotkanie osób, które „wzajemnie się sobie oddają i przyjmują” (Gaudium et spes, 48). Jest to moment całkowitego „tak”, daru dla drugiego. Szczególna godność aktu małżeńskiego wynika także i z tego, że jest w niego wpisany dar płodności: miłość, która daje, rodzi życie. Wewnętrzny ład pożycia małżeńskiego polega na zachowaniu jedności pomiędzy dwoma wymiarami: znakiem miłości i znakiem rodzicielstwa, zawartym w akcie małżeńskim.
Pożycie intymne małżonków ma swoją wielką wartość i godność, lecz zarazem jest to sfera niezwykle wrażliwa i delikatna, podatna na zranienia. Harmonia w tej dziedzinie umacnia więź małżeńską: „przygarnięci” przez współmałżonka w całej pełni naszego człowieczeństwa, w kobiecości lub męskości, możemy rozkwitnąć, doświadczyć głębokiej radości
i pokoju. Z kolei brak szacunku i czułości, postawa roszczeniowa, „uprzedmiotowianie” mogą być bardzo raniące – trudno wtedy otworzyć się na drugiego i doświadczyć tej pełni obdarowywania, o której jest tu mowa.
Można tutaj powtórzyć to, co już zostało powiedziane w odniesieniu do dialogu, modlitwy czy przebaczenia: budowanie harmonii w pożyciu małżeńskim jest procesem, wymaga dobrej woli każdego ze współmałżonków, szacunku i cierpliwości. Wymaga także uczenia się i odkrywania całego bogactwa języka czułości, bez której sam akt seksualny może być czymś bardzo „technicznym”. Pomóc tu może przeżywanie małżeńskiej intymności w klimacie dialogu i modlitwy, a także wiara w to, że sam Bóg pragnie nas w tej sferze obdarzać swoją radością i pokojem.