W poniższej rozprawce, chcę odpowiedzieć na pytanie zawarte w temacie, czyli ”Czy warto ściągać?” . Nie jestem za ani przeciw wobec szkolnego zwyczaju ściągania czy podpowiadania, jednak wolę to głębiej przeanalizować.
Zacznę od tego, że ściąganie, według mnie wcale nie jest czymś złym. Każdemu zdarza się nie nauczyć, czy zapomnieć odrobić pracy domowej. Wtedy mamy do dyspozycji zgłosić nie przygotowanie. Ale co zrobić, kiedy owe nie przygotowanie się wyczerpie? Jest jeden ławy sposób – ściągać. Często nie jesteśmy pewni, czy dobrze napiszemy klasówkę, dlatego piszemy ściągi jako formę zabezpieczenia. Dlaczego nie mamy podpowiadać, skoro nauczyliśmy się, a kolega stojący przy tablicy nic nie umie? Nam wiedzy nie ubędzie, a jemu poprawimy stopień. Czy jest czymś złym podzielić się wiedzą na sprawdzianie? Niech inni spisują, skoro nie znają odpowiedzi na pytania, które dla nas nie były trudnością. Czasem i my potrzebujemy kogoś, kto nam podpowie, więc role się odwracają. Nie warto być skąpym jeśli chodzi o prace domowe, bo może kiedyś i my spiszemy od kogoś, komu sami dawaliśmy odpowiedzi. To jest dobra strona ściągania, lecz istnieje ta gorsza.
Są uczniowie, którzy tylko i wyłącznie dzięki ściąganiu jakoś „prześlizgują się” z klasy do klasy. Całe życie szkolne spędzili na ściąganiu i w ten sposób udawało im się zdawać. Jednak gdyby spojrzeli w przyszłość zobaczyli by, że ściąganie jest dobre tylko przez chwilę, gdyż to co wyuczone, tak szybko nie odchodzi. Ściągnąć można raz czy dwa, lecz jeśli robimy to codziennue w przyszłym życiu spisywanie wyjdzie nam bokiem. Składając podanie o przyjęcie do dobrego liceum potrzebne jest świadectwo ukończenia gimnazjum. Co z tego, że na papierze z chemii będzie 5, skoro nasza wiedza jest na 3? Jeśli zostaniemy przyjęci do naprawdę dobrego liceum, już po pierwszym miesiącu będzie wiadome, że nasza wiedza jest bardzo skromna, choć świadectwo mówi co innego. Także warto jest się uczyć po to, by w przyszłości nie najeść się wstydu.
Po trzecie ściąganie ułatwiają nam sami nauczyciele, nie zadając na egzaminach pytań w formie problemowej, tak, by przy odpowiedzi na nie trzeba było myśleć, a nie tylko „wykuć na blachę”. Od uczniów wymaga się jedynie odtworzenia przyswojonych treści, absolutnym komfortem jest jeśli nie muszą uczyć się materiału na pamięć i mogą przedstawić informacje własnymi słowami. Od ucznia nie wymaga się zatem myślenia, co nie oznacza, że jest on bezmyślny. Mianowicie nieustannie myśli o tym, jak uniknąć konieczności bezsensownego wkuwania.
Podsumowując, sądzę, iż ściąganie jest z jednej strony dobre, ponieważ czasami ratuje nas z tarapatów. Jednak ściągając wcale się nie powiększa nasz zbiór wiadomości, co może zaowocować w naszym przyszłym życiu.
Myślę, że powyższymi argumentami potwierdziłam słuszność mojej tezy.
W poniższej rozprawce, chcę odpowiedzieć na pytanie zawarte w temacie, czyli ”Czy warto ściągać?” . Nie jestem za ani przeciw wobec szkolnego zwyczaju ściągania czy podpowiadania, jednak wolę to głębiej przeanalizować.
Zacznę od tego, że ściąganie, według mnie wcale nie jest czymś złym. Każdemu zdarza się nie nauczyć, czy zapomnieć odrobić pracy domowej. Wtedy mamy do dyspozycji zgłosić nie przygotowanie. Ale co zrobić, kiedy owe nie przygotowanie się wyczerpie? Jest jeden ławy sposób – ściągać. Często nie jesteśmy pewni, czy dobrze napiszemy klasówkę, dlatego piszemy ściągi jako formę zabezpieczenia. Dlaczego nie mamy podpowiadać, skoro nauczyliśmy się, a kolega stojący przy tablicy nic nie umie? Nam wiedzy nie ubędzie, a jemu poprawimy stopień. Czy jest czymś złym podzielić się wiedzą na sprawdzianie? Niech inni spisują, skoro nie znają odpowiedzi na pytania, które dla nas nie były trudnością. Czasem i my potrzebujemy kogoś, kto nam podpowie, więc role się odwracają. Nie warto być skąpym jeśli chodzi o prace domowe, bo może kiedyś i my spiszemy od kogoś, komu sami dawaliśmy odpowiedzi. To jest dobra strona ściągania, lecz istnieje ta gorsza.
Są uczniowie, którzy tylko i wyłącznie dzięki ściąganiu jakoś „prześlizgują się” z klasy do klasy. Całe życie szkolne spędzili na ściąganiu i w ten sposób udawało im się zdawać. Jednak gdyby spojrzeli w przyszłość zobaczyli by, że ściąganie jest dobre tylko przez chwilę, gdyż to co wyuczone, tak szybko nie odchodzi. Ściągnąć można raz czy dwa, lecz jeśli robimy to codziennue w przyszłym życiu spisywanie wyjdzie nam bokiem. Składając podanie o przyjęcie do dobrego liceum potrzebne jest świadectwo ukończenia gimnazjum. Co z tego, że na papierze z chemii będzie 5, skoro nasza wiedza jest na 3? Jeśli zostaniemy przyjęci do naprawdę dobrego liceum, już po pierwszym miesiącu będzie wiadome, że nasza wiedza jest bardzo skromna, choć świadectwo mówi co innego. Także warto jest się uczyć po to, by w przyszłości nie najeść się wstydu.
Po trzecie ściąganie ułatwiają nam sami nauczyciele, nie zadając na egzaminach pytań w formie problemowej, tak, by przy odpowiedzi na nie trzeba było myśleć, a nie tylko „wykuć na blachę”. Od uczniów wymaga się jedynie odtworzenia przyswojonych treści, absolutnym komfortem jest jeśli nie muszą uczyć się materiału na pamięć i mogą przedstawić informacje własnymi słowami. Od ucznia nie wymaga się zatem myślenia, co nie oznacza, że jest on bezmyślny. Mianowicie nieustannie myśli o tym, jak uniknąć konieczności bezsensownego wkuwania.
Podsumowując, sądzę, iż ściąganie jest z jednej strony dobre, ponieważ czasami ratuje nas z tarapatów. Jednak ściągając wcale się nie powiększa nasz zbiór wiadomości, co może zaowocować w naszym przyszłym życiu.
Myślę, że powyższymi argumentami potwierdziłam słuszność mojej tezy.