Ewelina1414
„Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy jego świadectwa i jego wstawiennictwa , aby sprostać sytuacjom naszych czasów , w których – pomimo pewnych oznak nadziei – głoszenie Ewangelii napotyka na sprzeciw rosnącej laicyzacji ; często zaniedbuje się nadprzyrodzoną ascezę czy traci z oczu perspektywę Królestwa Bożego , a także niekiedy w samym duszpasterstwie poświęca się niemal wyłącznie uwagę aspektom społecznym i sprawom doczesnym ... Święty Jan Maria Vianney nie przestaje być żywym wciąż i aktualnym świadkiem prawdy powołania i służby kapłańskiej . Postać Proboszcza z Ars zaiste nie przedawnia się”Sekret wielkoduszności Świętego kryje się bez wątpienia w miłości do Chrystusa ukrzyżowanego . Gdy ks. Rektor spytał dlaczego chce zostać kapłanem – w całej swej prostocie odpowiedział , że wzrusza go Droga Krzyżowa . Eucharystia stanowiła centrum jego posługiwania mówił : „wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie dorównują ofierze Mszy św., gdyż są to dzieła ludzkie , podczas gdy Msza św. jest dziełem Boga”. Mimo napływu penitentów poświęcał przynajmniej piętnaście minut przygotowania do Mszy św. Gdy jeszcze w tym momencie proszono go o spowiedź mówił : „jakże to będę dotykał Pana Boga , będę Nim rozporządzał, a wy nie chcecie , żebym się do tego przygotował”. Z głębokim przekonaniem mówił też : „ Przyczyną upadku kapłana jest brak skupienia podczas Mszy św.”. Miał szczególną świadomość stałej obecności Chrystusa w Eucharystii. Przed tabernakulum spędzał zazwyczaj długie godziny adoracji o świcie lub wieczorem. Pobożność eucharystyczna wywarła ogromny wpływ na jego parafian. Po dziesięciu latach obecności Świętego w Ars nie było człowieka, który przechodząc obok kościoła nie wstąpiłby na chwilę adoracji. Wyrazem zewnętrznym jego głębokiej wiary w obecność Chrystusa eucharystycznego było również to, że nie szczędził niczego dla Pana Jezusa – począwszy od tabernakulum poprzez ołtarz, szaty i paramenty Wniosek, który nasuwa się: bycie z Panem Jezusem jest źródłem wiary i siły kapłana. „Jakże to nieszczęsne – mówił – kapłan pozbawiony duchowości, lecz ona wymaga wyciszenia, milczenia, rekolekcji”. Od młodości ożywiało go wielkie pragnienie zdobywania dusz dla Boga. Potem już jako kapłan mówił : „O Boże mój pozwól mi nawrócić, moją parafię, zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia”. Była to niejako odpowiedź na wezwanie biskupa , który posyłał go do Ars ze słowami – jest to mała parafia, w której nie ma wiele miłości Boga, ty im ją przyniesiesz . Tak też się stało. Parafia, która liczyła dwieście trzydzieści osób w chwili przybycia Proboszcza (1818 rok), doznała wielkiej przemiany . W 1858 roku (rok przed śmiercią Świętego)przez Ars przewinęło się ok. osiemdziesiąt tysięcy pielgrzymów. cała posługi kapłańska skupiona była przede wszystkim wokół Eucharystii, katechezyi sakramentu pojednania (ołtarz , ambona , konfesjonał). Początkowo wiele czasu (godzin) poświęcał na przygotowanie kazań i katechez. Z czasem nauczył się wypowiadać bardziej spontanicznie – zawsze z wielkim przekonaniem. Odważnie piętnował zło we wszystkich jego przejawach: „Jeśli kapłan widząc znieważanie Boga i ginące dusze milczy - biada mu”. Warto też dodać, że wolał raczej ukazywać pociągający aspekt cnót niż brzydotę wad. Słowa i czyny dowodzą na nieustanne zwracanie myśli do obecnego w tabernakulum Pana Jezusa. To jakie były jego kazania można chociażby wywnioskować ze słów opętanej: „Czemu nauczasz w tak prosty sposób. Uchodzisz za nieuka. Czemu nie głosisz w wielkim stylu , jak to robią w miastach. Ach jakże podobają mi się te wielkie kazania , które nikomu nie przeszkadzają”. Poprzez sakrament pokuty starał się przede wszystkim kształtować pragnienie skruchy. Nie chronił się nigdy przed penitentami, spowiadając dziesięć, piętnaście, a nawet siedemnaście godzin w ciągu doby. Jest oczywiste, że jeśli jakiś kapłan uchwycił wartość tego sakramentu, to kapłanem tym był Proboszcz z Ars. Jak każdy spowiednik miał do czynienia z trzema rodzajami penitentów. Po pierwsze byli tacy, o których szczególnie mówił przez całe życie i nazywał ich „wielkimi rybami”. Byli to ludzie, którzy zupełnie zrezygnowali z praktyk religijnych lub tacy, którzy znajdowali upodobanie w rozwiązłości. Przybywali oni z wielką obawą do Ars, ale i z dobrą wolą, przyciągnięci przez oddziaływanie świętego Proboszcza. Wydaje się, że postawa słynnego spowiednika była wobec nich pełna miłości i współczucia. Ukazując im okropność grzechu i dając odczuć jego ciężar, mówił im jednak o miłości. Widział również przy swoim konfesjonale ludzi obojętnych. „Mówi się ,że wielu jest takich, którzy się spowiadają, lecz mało tych, którzy się nawracają ! Wierzę w to mocno! Bo mało jest spowiadających się ze szczerą skruchą’’ – powtarzał. I stawał się wtedy surowy. Nie potrafił pogodzić się z wypaczaniem sensu rozgrzeszenia przez skruchę jedynie częściową. Gdy mówił : „ Płaczę , bo ty nie płaczesz”, to nie tyle nad grzechami ronił łzy, ile nad miernotą penitenta. Znajdował słowa szybkie i cięte, zakorzeniał je w nieczułych sercach. Ten rodzaj penitentów był – niestety – najbardziej liczny. Szybko ich puszczał , lecz jego nagana trawiła ich zapamiętale. I wreszcie, stawiały się przed nim dusze z prawdziwym pragnieniem Boga, takie które starały się przeniknąć na wyżyny duchowe lub takie, o których wiedział, że są godne i zdolne to uczynić. Zarzucano Proboszczowi z Ars, że nie był człowiekiem czynu. Dlatego jest traktowany czasem z pewnym współczuciem przez ludzi , którzy są pochłonięci aktywną działalnością. A tym czasem, gdy przyjrzymy się bliżej jego życiu, zauważymy ze zdumieniem ogrom działań podjętych przez niego w parafii. Zdołał ukształtować pomimo prawie nieustannej posługi w konfesjonale, tych ze swego otoczenia, którzy mogli mu być pomocni, i zrobił to z prawdziwie rozumnym apostolstwem. Unikał zaszczytów. Gdy biskup uhonorował go godnością kanonika (biskup osobiście przyjechał do Ars, by założyć pelerynę kanonicką na Proboszcza, bez jego wcześniejszej zgody) czuł się bardzo zażenowany. Pewien kapłan w nawiązaniu do tego wydarzenia żartował: „Wszystkie moce tego świata dekorują ks. Proboszcza; Bóg też nie omieszka udekorować go w niebie”. „Tego się właśnie obawiam – odrzekł Święty – że może Bóg mi powie, gdy stanę przed Nim: idź precz! Otrzymałeś już swoją nagrodę”. Z nadaniem tej godności jest też związany pewien humor. Gdy mu ktoś powiedział: „Biskup bardzo księdza uhonorował, jest ksiądz jak dotychczas jedynym kanonikiem, którego mianował” – odrzekł: „miał tak złą rękę, że nie odważył się do tego wracać”. Należy też podkreślić posłuszeństwo Proboszcza z Ars wobec biskupa i Kościoła. Najpierw, gdy miał objąć parafię Ars. Po wtóre, gdy odebrano mu „ Dzieło Opatrzności”, sierociniec, z którym był bardzo związany i przekazano go siostrom. Nie ominęły go liczne krzyże. Oszczerstwa ludzkie , niezrozumienie ze strony współbraci kapłanów. Ale, gdy biskup chciał mu zabrać trudnego wikarego chciał go bardzo zatrzymać, ku swemu uświęceniu. Poza tym , udręczeniem dla niego była tajemnicza walka z szatanem. O szczególnym jego nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny może nam powiedzieć chociażby jedno zdanie, wypowiedziane w przededniu ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP w 1854 roku: „Jeślibym mógł w zamian za siebie samego ofiarować coś Najświętszej Pannie – sprzedałbym się”. Inna, godna zauważenia ciekawostka z życia Świętego. Do tradycji kantonu należało przygotowanie najlepszego poczęstunku na plebanii w Ars, dla przyjęcia kapłanów, gdy mieli w miasteczku swą „konferencję”. Ksiądz Vianney tak to kwitował: „Tak właśnie trzeba postępować. Przyjmując współbraci, trzeba to robić godnie”.Święty Jan Vianney lubił przypominać następującą cechę św. Makarego: „Pewnego dnia ukazał mu się diabeł uzbrojony w rózgę, jakby chciał go wychłostać i powiedział do niego: wszystko, co ty robisz, ja też robię; ty pościsz, ja nie jem nigdy, ty czuwasz, ja nie śpię nigdy. Jest tylko jedna rzecz, którą ty robisz, a której ja nie mogę zrobić – co takiego – ukorzyć się’’. (Można wiele pościć i noce spędzać na modlitwie, jeśli jednak zabraknie pokory szatan zawsze będzie triumfował. Któż z nas tego nie doświadczył). Jeżeli szatan tak zajadle walczył ze św. Janem i chłostał go, to dlatego, że nie mógł zdobyć bastionu jego pokory. Przez osobę opętaną zły duch powiedział do Proboszcza: „zadajesz mi szalone cierpienia! Gdyby trzech takich jak ty znalazło się na świecie , zniszczone byłoby moje królestwo”.
4 votes Thanks 0
Kamilo12012
Oto znów nadchodzi Wielki Czwartek, dzień, w którym Jezus Chrystus ustanowił Eucharystię i równocześnie nasze służebne kapłaństwo. Chrystus, "umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował"1. Jako Dobry Pasterz oddaje życie swoje2, aby zbawić ludzi, pojednać ich z Ojcem i wprowadzić w nowe życie. Apostołom ofiarował na pokarm Ciało swoje za nich wydane, i Krew swoją za nich przelaną.
Rokrocznie dzień ten jest wielki dla wszystkich chrześcijan: za przykładem pierwszych uczniów przyjmują oni teraz Ciało i Krew Chrystusa podczas liturgii wieczornej, która ponawia Ostatnią Wieczerzę. Otrzymują od Zbawiciela przykazanie miłości braterskiej, jaka ma ich ożywiać, i rozpoczynają czuwanie z Nim, aby zjednoczyć się z Jego Męką. Wy sami ich gromadzicie i przewodniczycie ich modlitwie.
Ale dzień ten jest wielki zwłaszcza dla nas, drodzy Bracia Kapłani. Jest to święto kapłanów. Jest to dzień, w którym zrodziło się nasze kapłaństwo jako uczestnictwo w jedynym Kapłaństwie Chrystusa-Pośrednika. W dniu tym kapłani całego świata są zaproszeni do koncelebrowania Eucharystii wspólnie ze swymi Biskupami i do odnowienia kapłańskiego oddania się na służbę Chrystusowi i Jego Kościołowi.
W tym dniu czuję szczególną łączność duchową z Wami. Jak co roku, na znak naszej jedności w tym samym sakramentalnym kapłaństwie, przynaglony szczerym uznaniem, jakie żywię dla Was, i obowiązkiem utwierdzania braci w Chrystusowej służbie, kieruję do Was ten list jako pomoc do ożywienia tego niewypowiedzianego daru, jaki został nam udzielony przez włożenie rąk3. To służebne kapłaństwo, które jest naszym udziałem, jest zarazem naszym powołaniem i łaską. Naznacza całe nasze życie pieczęcią służby najpotrzebniejszej, nieodzownej: zbawiania dusz. Umacnia nas w niej także świadectwo tylu pokoleń kapłanów.
0 votes Thanks 0
Misia1507
Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 r. w Dardilly koło Lyonu (Francja) w rodzinie ubogich wieśniaków Mateusza i Marii Beluze. Dorastał w czasach rewolucji francuskiej, podczas której Kościół podlegał ostrym prześladowaniom. Nie mógł chodzić ani do szkoły, ani do kościoła. Pierwszą Komunię Świętą przyjął potajemnie, w szopie. W wieku 17 lat nauczył się pisać. Dopiero w 1803 r. rozpoczął naukę w szkole podstawowej w Dardilly, a w 1807 r. – w szkole średniej w Ecully. Po jej ukończeniu w 1812 r. wstąpił do niższego seminarium duchownego. Zły stan zdrowia, słabe przygotowanie i wieloletnie opóźnienie w stosunku do innych seminarzystów spowodowały, że nauka sprawiała mu trudności. Udało mu się jednak dostać do wyższego seminarium duchownego. Tu już zupełnie sobie nie radził, co powodowało, że przełożeni namawiali go do rezygnacji. Vianney wytrwał jednak w swojej decyzji w czym wspierał go przyjaciel – proboszcz z Ecully, ksiądz Balley. W 1815 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Następne trzy lata pracował jako wikary w Ecully. Jan nie był księdzem pokazowym – głosił schematyczne kazania, jąkał się i często gubił wątki, ubierał się nędznie. Jednak dotkliwy brak kapłanów sprawił, że wkrótce został proboszczem w parafii Ars. Ars była to wieś licząca w tym okresie 270 mieszkańców, ludzi biednych i niereligijnych, o których złośliwie mawiano wtedy, że "tylko chrzest różni ich od bydląt". Na niedzielną Mszę przychodziło tylko kilka osób. Jan Vianney odnalazł jednak wspólny język z tymi ludźmi, gdyż sam znał biedę z domu rodzinnego. Oni też zaufali księdzu, który ciągle pościł, spał na gołych deskach i tak jak oni nic nie miał. Powoli liczba osób chodzących do kościoła i przystępujących do sakramentów zaczęła rosnąć. W tym też okresie zaczęła szerzyć się sława Vianneya jako niezwykłego spowiednika, który ma dar czytania w ludzkich sumieniach i przepowiadania przyszłości. Spowodowało to masowe wizyty w jego parafii tłumów penitentów, którzy przybywali nawet z odległych miejscowości, celem odbycia spowiedzi. Vianney spędzał w konfesjonale od 13 do 17 godzin dziennie. Przyjmuje się, że w ciągu czterdziestu lat pełnienia funkcji proboszcza wysłuchał około miliona spowiedzi. Cierpiąc zmęczenie, głód i choroby nie zwalniał tempa swojej pracy. Nie tylko rozgrzeszał, ale także pomagał wzrastać do dobra. Kilkakrotnie pokutował za swoich penitentów. Według osób, które znały go bliżej, oprócz naturalnych cierpień fizycznych doświadczał też cierpień nadprzyrodzonych w postaci dręczeń demonicznych.
Wyniszczony chorobami i ascezą zmarł 4 VIII 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w roku 1905 przez papieża Piusa X, natomiast Pius XI kanonizował go w roku 1925 i w cztery lata później ogłosił św. Jana Marię Vianney'a patronem wszystkich proboszczów Kościoła Katolickiego.
W Roku Kapłańskim (19 czerwca 2009 – 19 czerwca 2010) ogłoszonym przez papieża Benedykta XVI został proklamowany patronem duchowieństwa.
Jego wspomnienie po reformie kalendarza z 1969 roku obchodzone jest 4 sierpnia (wcześniej 9 i 8 sierpnia).
często zaniedbuje się nadprzyrodzoną ascezę czy traci z oczu perspektywę Królestwa Bożego , a także niekiedy w samym duszpasterstwie poświęca się niemal wyłącznie uwagę aspektom społecznym i sprawom doczesnym ...
Święty Jan Maria Vianney nie przestaje być żywym wciąż i aktualnym świadkiem prawdy powołania i służby kapłańskiej .
Postać Proboszcza z Ars zaiste nie przedawnia się”Sekret wielkoduszności Świętego kryje się bez wątpienia w miłości
do Chrystusa ukrzyżowanego .
Gdy ks. Rektor spytał dlaczego chce zostać kapłanem – w całej swej prostocie odpowiedział , że wzrusza go Droga Krzyżowa .
Eucharystia stanowiła centrum jego posługiwania mówił : „wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie dorównują ofierze Mszy św., gdyż są to dzieła ludzkie , podczas gdy Msza św. jest dziełem Boga”.
Mimo napływu penitentów poświęcał przynajmniej piętnaście minut przygotowania do Mszy św.
Gdy jeszcze w tym momencie proszono go o spowiedź mówił : „jakże to będę dotykał Pana Boga , będę Nim rozporządzał, a wy nie chcecie , żebym się do tego przygotował”.
Z głębokim przekonaniem mówił też : „ Przyczyną upadku kapłana jest brak skupienia podczas Mszy św.”.
Miał szczególną świadomość stałej obecności Chrystusa w Eucharystii.
Przed tabernakulum spędzał zazwyczaj długie godziny adoracji o świcie lub wieczorem. Pobożność eucharystyczna wywarła ogromny wpływ na jego parafian. Po dziesięciu latach obecności Świętego w Ars nie było człowieka, który przechodząc obok kościoła
nie wstąpiłby na chwilę adoracji.
Wyrazem zewnętrznym jego głębokiej wiary w obecność Chrystusa eucharystycznego było również to, że nie szczędził niczego dla Pana Jezusa – począwszy od tabernakulum poprzez ołtarz, szaty i paramenty
Wniosek, który nasuwa się: bycie z Panem Jezusem jest źródłem wiary i siły kapłana.
„Jakże to nieszczęsne – mówił – kapłan pozbawiony duchowości, lecz ona wymaga wyciszenia, milczenia, rekolekcji”.
Od młodości ożywiało go wielkie pragnienie zdobywania dusz dla Boga.
Potem już jako kapłan mówił : „O Boże mój pozwól mi nawrócić, moją parafię, zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia”.
Była to niejako odpowiedź na wezwanie biskupa , który posyłał go do Ars ze słowami – jest to mała parafia, w której nie ma wiele miłości Boga, ty im ją przyniesiesz .
Tak też się stało. Parafia, która liczyła dwieście trzydzieści osób w chwili przybycia Proboszcza (1818 rok), doznała wielkiej przemiany .
W 1858 roku (rok przed śmiercią Świętego)przez Ars przewinęło się
ok. osiemdziesiąt tysięcy pielgrzymów.
cała posługi kapłańska skupiona była przede wszystkim wokół Eucharystii, katechezyi sakramentu pojednania (ołtarz , ambona , konfesjonał).
Początkowo wiele czasu (godzin) poświęcał na przygotowanie kazań i katechez.
Z czasem nauczył się wypowiadać bardziej spontanicznie – zawsze z wielkim przekonaniem.
Odważnie piętnował zło we wszystkich jego przejawach: „Jeśli kapłan widząc znieważanie Boga i ginące dusze milczy - biada mu”.
Warto też dodać, że wolał raczej ukazywać pociągający aspekt cnót niż brzydotę wad.
Słowa i czyny dowodzą na nieustanne zwracanie myśli do obecnego w tabernakulum Pana Jezusa.
To jakie były jego kazania można chociażby wywnioskować ze słów opętanej:
„Czemu nauczasz w tak prosty sposób. Uchodzisz za nieuka. Czemu nie głosisz
w wielkim stylu , jak to robią w miastach.
Ach jakże podobają mi się te wielkie kazania , które nikomu nie przeszkadzają”.
Poprzez sakrament pokuty starał się przede wszystkim kształtować pragnienie skruchy. Nie chronił się nigdy przed penitentami, spowiadając dziesięć, piętnaście, a nawet siedemnaście godzin w ciągu doby.
Jest oczywiste, że jeśli jakiś kapłan uchwycił wartość tego sakramentu, to kapłanem tym był Proboszcz z Ars.
Jak każdy spowiednik miał do czynienia z trzema rodzajami penitentów.
Po pierwsze byli tacy, o których szczególnie mówił przez całe życie i nazywał ich
„wielkimi rybami”.
Byli to ludzie, którzy zupełnie zrezygnowali z praktyk religijnych lub tacy, którzy znajdowali upodobanie w rozwiązłości. Przybywali oni z wielką obawą do Ars, ale i z dobrą wolą, przyciągnięci przez oddziaływanie świętego Proboszcza.
Wydaje się, że postawa słynnego spowiednika była wobec nich pełna miłości
i współczucia. Ukazując im okropność grzechu i dając odczuć jego ciężar, mówił im jednak o miłości.
Widział również przy swoim konfesjonale ludzi obojętnych. „Mówi się ,że wielu jest takich, którzy się spowiadają, lecz mało tych, którzy się nawracają !
Wierzę w to mocno! Bo mało jest spowiadających się ze szczerą skruchą’’ – powtarzał. I stawał się wtedy surowy.
Nie potrafił pogodzić się z wypaczaniem sensu rozgrzeszenia przez skruchę jedynie częściową. Gdy mówił : „ Płaczę , bo ty nie płaczesz”, to nie tyle nad grzechami ronił łzy, ile nad miernotą penitenta. Znajdował słowa szybkie i cięte, zakorzeniał je w nieczułych sercach.
Ten rodzaj penitentów był – niestety – najbardziej liczny. Szybko ich puszczał , lecz jego nagana trawiła ich zapamiętale.
I wreszcie, stawiały się przed nim dusze z prawdziwym pragnieniem Boga, takie które starały się przeniknąć na wyżyny duchowe lub takie, o których wiedział, że są godne i zdolne to uczynić.
Zarzucano Proboszczowi z Ars, że nie był człowiekiem czynu. Dlatego jest traktowany czasem z pewnym współczuciem przez ludzi , którzy są pochłonięci aktywną działalnością.
A tym czasem, gdy przyjrzymy się bliżej jego życiu, zauważymy ze zdumieniem ogrom działań podjętych przez niego w parafii.
Zdołał ukształtować pomimo prawie nieustannej posługi w konfesjonale, tych ze swego otoczenia, którzy mogli mu być pomocni, i zrobił to z prawdziwie rozumnym apostolstwem.
Unikał zaszczytów. Gdy biskup uhonorował go godnością kanonika
(biskup osobiście przyjechał do Ars, by założyć pelerynę kanonicką na Proboszcza, bez jego wcześniejszej zgody) czuł się bardzo zażenowany.
Pewien kapłan w nawiązaniu do tego wydarzenia żartował: „Wszystkie moce tego
świata dekorują ks. Proboszcza; Bóg też nie omieszka udekorować go
w niebie”.
„Tego się właśnie obawiam – odrzekł Święty – że może Bóg mi powie, gdy stanę przed Nim: idź precz! Otrzymałeś już swoją nagrodę”.
Z nadaniem tej godności jest też związany pewien humor.
Gdy mu ktoś powiedział: „Biskup bardzo księdza uhonorował, jest ksiądz jak dotychczas jedynym kanonikiem, którego mianował” – odrzekł: „miał tak złą rękę, że nie odważył się do tego wracać”.
Należy też podkreślić posłuszeństwo Proboszcza z Ars wobec biskupa i Kościoła.
Najpierw, gdy miał objąć parafię Ars. Po wtóre, gdy odebrano mu „ Dzieło Opatrzności”, sierociniec, z którym był bardzo związany i przekazano go siostrom.
Nie ominęły go liczne krzyże. Oszczerstwa ludzkie , niezrozumienie ze strony współbraci kapłanów.
Ale, gdy biskup chciał mu zabrać trudnego wikarego chciał go bardzo zatrzymać, ku swemu uświęceniu.
Poza tym , udręczeniem dla niego była tajemnicza walka z szatanem.
O szczególnym jego nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny może nam powiedzieć chociażby jedno zdanie, wypowiedziane w przededniu ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP w 1854 roku: „Jeślibym mógł w zamian za siebie samego ofiarować coś Najświętszej Pannie – sprzedałbym się”.
Inna, godna zauważenia ciekawostka z życia Świętego.
Do tradycji kantonu należało przygotowanie najlepszego poczęstunku na plebanii w Ars, dla przyjęcia kapłanów, gdy mieli w miasteczku swą „konferencję”.
Ksiądz Vianney tak to kwitował: „Tak właśnie trzeba postępować. Przyjmując współbraci, trzeba to robić godnie”.Święty Jan Vianney lubił przypominać następującą cechę św. Makarego: „Pewnego dnia ukazał mu się diabeł uzbrojony w rózgę, jakby chciał go wychłostać i powiedział do niego: wszystko, co ty robisz, ja też robię;
ty pościsz, ja nie jem nigdy, ty czuwasz, ja nie śpię nigdy. Jest tylko jedna
rzecz, którą ty robisz, a której ja nie mogę zrobić – co takiego – ukorzyć się’’.
(Można wiele pościć i noce spędzać na modlitwie, jeśli jednak zabraknie pokory szatan zawsze będzie triumfował. Któż z nas tego nie doświadczył).
Jeżeli szatan tak zajadle walczył ze św. Janem i chłostał go, to dlatego, że nie mógł zdobyć bastionu jego pokory.
Przez osobę opętaną zły duch powiedział do Proboszcza: „zadajesz mi szalone cierpienia! Gdyby trzech takich jak ty znalazło się na świecie , zniszczone byłoby moje królestwo”.
Rokrocznie dzień ten jest wielki dla wszystkich chrześcijan: za przykładem pierwszych uczniów przyjmują oni teraz Ciało i Krew Chrystusa podczas liturgii wieczornej, która ponawia Ostatnią Wieczerzę. Otrzymują od Zbawiciela przykazanie miłości braterskiej, jaka ma ich ożywiać, i rozpoczynają czuwanie z Nim, aby zjednoczyć się z Jego Męką. Wy sami ich gromadzicie i przewodniczycie ich modlitwie.
Ale dzień ten jest wielki zwłaszcza dla nas, drodzy Bracia Kapłani. Jest to święto kapłanów. Jest to dzień, w którym zrodziło się nasze kapłaństwo jako uczestnictwo w jedynym Kapłaństwie Chrystusa-Pośrednika. W dniu tym kapłani całego świata są zaproszeni do koncelebrowania Eucharystii wspólnie ze swymi Biskupami i do odnowienia kapłańskiego oddania się na służbę Chrystusowi i Jego Kościołowi.
W tym dniu czuję szczególną łączność duchową z Wami. Jak co roku, na znak naszej jedności w tym samym sakramentalnym kapłaństwie, przynaglony szczerym uznaniem, jakie żywię dla Was, i obowiązkiem utwierdzania braci w Chrystusowej służbie, kieruję do Was ten list jako pomoc do ożywienia tego niewypowiedzianego daru, jaki został nam udzielony przez włożenie rąk3. To służebne kapłaństwo, które jest naszym udziałem, jest zarazem naszym powołaniem i łaską. Naznacza całe nasze życie pieczęcią służby najpotrzebniejszej, nieodzownej: zbawiania dusz. Umacnia nas w niej także świadectwo tylu pokoleń kapłanów.
Wyniszczony chorobami i ascezą zmarł 4 VIII 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w roku 1905 przez papieża Piusa X, natomiast Pius XI kanonizował go w roku 1925 i w cztery lata później ogłosił św. Jana Marię Vianney'a patronem wszystkich proboszczów Kościoła Katolickiego.
W Roku Kapłańskim (19 czerwca 2009 – 19 czerwca 2010) ogłoszonym przez papieża Benedykta XVI został proklamowany patronem duchowieństwa.
Jego wspomnienie po reformie kalendarza z 1969 roku obchodzone jest 4 sierpnia (wcześniej 9 i 8 sierpnia).