Wskaż czym różni się wiedza naukowa, od wiary religijnej. Proszę o pomoc, tylko, żeby to nie było za krótkie... ; - ;
mytriesan2
Eologiczny neuroleptyk Szaman w koloratce Czy Adam był neandertalczykiem? Anatomia wiary Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu? Wiara jako poezja uczuć Religia a miłość Religia: opium czy ecstasa? Pobożne neuromodulatory i układ rąbkowy a) Opioidy i serotonina b) Dopamina Praktyczne korzyści z neuroteologii Na początku był chaos, jak wiadomo. Z chaosu wyłonił się umysł i zaczął wszystko porządkować, układać, nazywać, kategoryzować, opisywać prawami i prawidłowościami. Z umysłu wyłonił się bóg… , bogowie, demony, duchy… Jak umysł stworzył boga? Czy było tak jak pisał Tadeusz Konwicki: „...to my, ludzie… stworzyliśmy Boga. Nie w siedem dni, ale przez wieki lodowców i tropików..., przez wieki złe i dobre,… przez całą naszą człowieczą wieczność stworzyliśmy mozolnie, z bólem, z męką naszego Boga, miłosierdzia o dobra, aby nas uchronił przed złem wszechświata, żeby nas uchronił przed nami"? Czy może nieco inaczej? Teologiczny neuroleptyk Pisze się, że dzięki neuroteologii wiemy jedynie tyle, jak przeżywamy religię biochemicznie, nie mówiąc nic o charakterze tych przeżyć, tj. rzekomo nie wiemy nic o tym czy przeżycia te powoduje wyłącznie nasz organizm, czy też siła zewnętrzna, którą ma być bóg. Neuroteologia mówi nam jednak dużo więcej, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez wnioskowania. 1. Nie ma żadnej wspólnej treści tych doświadczeń, które występują u najróżniejszych osób ze wszystkich możliwych zapewne kultów na ziemi, a nawet ludzi niewierzących. Podobny jest tylko ich relaksacyjny charakter i wrażenia. Każdy doświadcza spotkania z mocami ustanowionymi przez jego rodzimą doktrynę. Katolik może w czasie takiego przeżycia spotkać św. Pafnucego, a hindus rozpuścić się w Brahamanie. Zarazem jednak wrażenia będą podobne. Dlaczego? Ponieważ budowa naszego mózgu nie zależy od doktryny. Pewien jogin tak opisywał swoje przeżycie: „Wszystko w pewnym sensie jest duchowe, wszystko jest w pewnym sensie Jednym czyli Bogiem, Bóg to Światło. Bóg to energia, to wszystko co jest i wszystko co nie jest, Bóg to Prawda, to Wiedza, Bóg to ostateczna rzeczywistość, Bóg to Miłość, Bóg to Ja, Bóg To Ty, Wszechświat do Bóg doświadczany, Bóg to Świadomość. Proponuję żebyś posłuchał głosu swojego serca, a więc głosu swoich uczuć, czyli głosu swojej Duszy. Ja i Ty to Jedno, jest tylko Jeden z Nas." A jakże podobny jest opis katolika, który jednak nie doznał Jednego, lecz Jezusa: „Zalało mnie przerażenie i wtedy poczułem jakby obok mnie Jezusa (...) Gdy przebywałem w tym bezkresnym oceanie Miłości Bożej poznałem, że ta Miłość Jest we mnie i nigdzie poza sobą jej nigdy nie znajdę. (...) Cóż to jest ogień niebieski?! Ogień niebieski, który ani nie parzy, ani nie spala jest cudowny. I każdy kto ma piękne serce już tym ogniem intensywnie płonie. Można tego doświadczyć. Lecz w tym stanie człowiek ziemski może przebywać tylko chwilkę bo umarłby z ekstazy — niepojętej miłości. Wszystko jest w nas. I ogień niebieski i chwała zbawionych i Bóg — MIŁOŚĆ — cały bezkres Boga. Jestem (jesteśmy) energią. Wiem jaka to energia bo byłem w niej z jednym ze stanów mistycznych — stałem się tą energią (ogniem). To jest niepojęta wszechobecna energia przepojona moją świadomością i świadomością każdego kto w pełni w niej uczestniczy tak subtelna, że prawie nie do odczucia na naszym poziomie." (Mieczysław)2. Bada okoliczności w jakich pojawiają się religijne doznania, czyli „spotkania z bogiem", wykazując, że są one głównie:a) patologiczne: zaburzenia w płatach skroniowych mózgu, np. przy padaczce skroniowej, pojawia się często tzw. „zespół ferworu religijnego", dotknięci tą chorobą miewają czasami silne przeżycia mistyczne w czasie swych napadów. Z kolei badania nad chorobą Alzheimera dowodzi, iż chorzy wykazują mniejsze zainteresowanie religijne, co spowodowane jest uszkodzeniem obszaru limbicznego biorącego udział w religijnych przeżyciach b) traumatyczne: różne urazy psychicznec) ekstremalne: w stanach śmierci klinicznej, w wyniku dłuższych stanów lękowych i stresogennych, braku snu, pod wpływem zmian w polu magnetycznym Słońca, itp. Stąd najwięcej doznań „boga" miało miejsce w klasztorach, w czasach klęsk (dżumy), katastrof (trzęsienia ziemi) i wojen (wzrasta poczucie zagrożenia, niepewności i strachu). Czy więc „bóg przychodzi" tylko wówczas kiedy nasz umysł jest zamroczony (czynnikami egzogenicznymi lub endogenicznymi)? Podobna wizja, jak można przypuszczać na podstawie tego co nam mówi Biblia, była udziałem św. Pawła. Najpierw był on prześladowcą chrześcijaństwa, lecz w czasie podróży przez pustynne tereny do Damaszku doznał iluminacji: „z prędka oświeciła go światłość z nieba. A padłszy na ziemię, usłyszał głos do siebie mówiący…" (DzA 9,2); w liście do Koryntian pisze: „Jeżeli trzeba się chlubić — choć co prawda nie wypada — przejdę do widzeń i objawień Pańskich. Znam człowieka w Chrystusie (mówi o sobie — przyp.), który przed czternastu laty — czy w ciele — nie wiem, czy poza ciałem — też nie wiem, Bóg to wie — został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek — czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, /też nie wiem/, Bóg to wie — został porwany do raju i słyszał tajemne słowa" (2 Kor 12,1 i n.). „Porwania do nieba" to przypadki często opisywane przez mistyków. Jedna z osób opisująca mi swoje doświadczenie boga pisała: „Kiedyś byłem osobą która traktowała religię jako mit. W okresie kiedy studiowałem dzięki polskim lekarzom o mało się nie przekręciłem. Operator był na kacu i źle mnie zoperował. Po operacji ok. 6-7 mies. chorowałem ciągły ból i bezsenność, piłem i zapijałem estazolam żeby zasnąć. W końcu postanowiłem skończyć ze sobą, studiowałem medycynę więc załatwiłem sobie odpowiednie i pewne tabletki, wszystko zaplanowałem na zimno, nie bałem się śmierci, nienawidziłem Boga. I w dniu gdy kląłem na czym świat stoi, z postanowieniem, że będzie to mój dzień ostatni przeżyłem coś, co zmieniło mnie jak za dotknięciem różdżki. Przyszedł do mnie Jezus, wiem że to brzmi dziwnie, nie widziałem Go, ale czułem, że jest w pokoju tak jak wiesz, że ktoś jest w pokoju nawet jak go nie widzisz, przepełniała mnie miłość, nigdy nie czułem się tak kochany jak wtedy, nie potrafię tego wyjaśnić było to bardzo piękne i mocne przeżycie. Jestem lekarzem więc złapałem się za podręczniki szukając rozumowego wyjaśnienia sprawy, pytałem kolegów psychiatrów i nie potrafię tego zrozumieć i wyjaśnić. Jezus żyje i zmartwychwstał — nie naruszy mojej pewności nic i jestem gotowy oddać za Niego życie, niezależnie jak zachowują się Jego kapłani." 3. Znajomość okoliczności daje z kolei podstawy do uzupełnienia tej wiedzy przez ewolucjonistów: dlaczego doszło do wykształcenia się „religijnego" reagowania organizmu na sytuacje krańcowe i nienormalne? Mózg nasz został tak ukształtowany przez dobór naturalny w wyniku ewolucji — przeżycie religijne uspokaja, daje błogość, często poczucie euforii, pozwala oderwać się od sytuacji zagrażającej bytowi lub trudnej do zniesienia.4. Profesor Ryszard Legutko pisze: „Cóż bowiem się stanie, że dowiemy się, iż w czasie religijnych uniesień w naszym mózgu dzieją się takie a takie procesy? Może kiedyś, w przyszłości, będzie można wywołać w sobie podobne przeżycia przez stymulację owych procesów" [ 1 ] Otóż Newsweek nie opublikował wszystkich osiągnięć neuroteologii, bowiem już w czasie kiedy p. Legutko pisał te słowa, naukowcom udało się wywołać mistyczne przeżycia przez stymulację (hełm Persingera). I to jest bardzo ważki argument, bowiem nie wiemy wprawdzie na pewno, z przyczyn obiektywnych, że bóg ich nie wywołuje, lecz wiemy już, że człowiek może te przeżycia wywołać — człowiek może sprawić, że inny człowiek dozna „spotkania z bogiem". Czy nie jest to wiedza, która skłania do pewnych opinii? David Noelle pyta: „Jak możesz ufać takim przeżyciom, skoro, dzięki nauce, możemy przekonywująco imitować oblicze Boga?" Twierdzi się ponadto, że neuroteologia przekazuje jedynie wiedzę o tym jak funkcjonuje mózg przy religijnych uniesieniach, podobnie jak przy setkach innych aktywności mózgu. Legutko pisze dalej: „Przecież podstawę neurologiczną mają również nasze intuicje matematyczne. Co wnosi — można zapytać — do naszej wiedzy matematycznej, do oceny jej wartości informacja, że w trakcie jej tworzenia nasz mózg zachowuje się tak, a nie inaczej? Czy to znaczy, że matematyka jest zależna od swojej neurologicznej podstawy? Że gdyby mózg ludzki był skonstruowany inaczej i działał w inny sposób, to dwa plus dwa nie byłoby równe cztery? Czy sens miałyby neuromatematyka, neuroetyka, neurosztuka? Oczywiście, że nie. Jaki zatem sens może mieć neuroteologia?" Otóż jest to bardzo słaby kontrargument. Bo raz, że nie doznajemy matematycznych uczuć. Dwa, że wkładając hełm na głowę nie spowodujemy, że tępak rozwiąże równanie różniczkowe, sprawimy natomiast, że ateista „spotka boga". 5. Wyjaśnia w jaki sposób mózg generuje poczucie czyjejś obecności (sense of presence), co tłumaczone jest jako spotkanie z Bogiem, z Jezusem, Maryją, świętymi, itp. Mamy w mózgu dwa „komplety" struktur, „dwa ja", albo inaczej: dwa poczucia siebie: z lewej i z prawej. Nie są to „ja jednakowe". To z lewej jest dominujące u większości ludzi. Tam powstaje język (jak wiadomo pierwszy lokuje się w polu Broca, kolejne gdzie indziej). Staje się ono dominujące wówczas kiedy nauczymy się w dzieciństwie mówić. Po prawej stronie następuje odpowiednio przeciwległe „odbicie" rzeczy ze strony lewej, tam mamy pozajęzykowe poczucie nas samych. Zazwyczaj nasze „dwa ja" pracują w „tandemie" ze sobą, aktywność obu półkul jest zsynchronizowana. Czasami jednak układ ten ulega „rozstrojeniu" (np. podczas zaburzeń w płatach skroniowych — temporal lobe transients, TLT), albo zostaje w taki stan wprowadzony (hełm Persingera). Kiedy to się dzieje, doświadczamy siebie, prawego, jako drugie ja (już bez cudzysłowu) lub poczucie kogoś innego pochodzącego z zewnątrz. (Prawica udaje Boga?...). Jest to tzw. doświadczenie gościa, które pojawia się jako uczucie, że nie jesteśmy sami, albo że ktoś nas obserwuje. Niektórzy mogą czuć obecność kogoś w pomieszczeniu. W czasie tego przeżycia stymulowane są obszary limbiczne w płatach skroniowych, w szczególności amygdala (powiązana z emocjami) i hipokamp (powiązany z pamięcią autobiograficzną, o sobie). Jeśli intensywność tego przeżycia jest znaczna, pojawiają się różne niezwykłe zjawiska, w zależności do tego jakie obszary mózgu są przyczyną „rozstrojenia". Jeśli dotyczyć będzie obszarów „wizualnych" może doświadczyć wizji, jeśli dotyczyć będzie pól językowych, może usłyszeć głos, muzykę, szum. Jeśli chodzi o aspekt uczuciowy, to rozkładają się one na ekstremach: w zależności od tego, które „centrum emocjonalne" (amygdala) zostanie bardziej uaktywnione, ten-drugi-ktoś zostanie odebrany „demonicznie" lub „anielsko" — jednego „odwiedzi diabeł", drugiego — anioł, Bóg, czy ktoś podobny. („How the brain creates the experience of God", Todd Murphy, współpracownik dra Persingera) Wyróżniamy kilka rodzajów doświadczeń „mistycznych", m.in.: a) Kosmiczną jedność, zanurzenie się w ekstazie (unity with the universe) b) Poczucie obecności kogoś (sense of presence) c) Przeżycia ze stanów śmierci klinicznej (Near-Death Experiences; zob. więcej: str. 2153) Szaman w koloratce Kiedy homunkulus został homullus'em dusza jego była jeszcze zbyt wątła by udźwignąć jaźń, inaczej mówiąc świadomość nazbyt często wprawiała go w nerwowość. Myślę... jestem… ale czym jestem? cóż wiem ja? — musiał zapytać w owym czasie (jak udowodnił ojciec Dembołecki w 1633 r. Adam z całą pewnością władał językiem polskim). Sam ten fakt musiał przyprawiać go o zmarszczki, ale prócz dylematów filozoficznych miał przecież jakże ważniejsze dylematy egzystencjalne. Przedwczoraj coś w wodzie pożarło Ewę… Wczoraj jasność z góry zmiotła szałas, a dziś sąsiedzi zjedli mi Abla… Trzeba budować nowy szałas i szukać nowej Ewy,… ale to już trzeci raz z rzędu i zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć!... Świadomość musiała się jakoś bronić przed tym, nauczyć się uciekać od rzeczywistości, w zapomnienie, w chwile oderwane. Nawyk ucieczki mógł wytworzyć w mózgu system odpowiedniego reagowania — zalewania świadomości stanami błogości; te stany błogości to zanik jaźni, poczucie rozpłynięcia.Może było tak, a może inaczej, w każdym bądź razie nie mogło to trwać w oderwaniu od intelektu. Stało się tak, że pierwszy lub któryś z pierwszych mistyków został szamanem. Pomagał pobratymcom wprawić się w euforyczny stan — by wzmocnić, leczyć, poprawić samopoczucie. Nauczał jak dotknąć sacrum i odlecieć do nieba. Był jednak przede wszystkim pośrednikiem. Przy dźwiękach bębnów, w tańcu wchodził w trans, w którym odbywał „magiczny lot" do nieba, celem nawiązania kontaktu z duchami, do których niewielu miało bezpośredni przystęp. Szaman przestał być jedynie praktykiem, dając swemu rytuałowi teoretyczną podbudowę.W kontekście neuroteologii dr Michael Winkelmann analizuje rolę szamana dla ludzkiej cywilizacji i człowieka. Twierdzi on, że praktyki szamańskie, rozpatrywane w kontekście ewolucji, były kluczowym elementem dla powstania współczesnego homo sapiens jakieś 40 tys. lat temu. „Szamani pomagali ludziom uzyskać wiadomości i rozwijać nowe formy myślenia. Szamanizm także dostarczył technik uzdrawiania i osobowego rozwoju, zawierania sojuszy i tworzenia grupowej solidarności." Szamanizm to przede wszystkim technika duchowa, praktyka mistyczna Było to wszystko, jak przypuszczam, bardzo pożyteczne dla ludzkości, a z całą pewnością dla szamanów. Nie można wątpić, iż szaman szybciej wyćwiczył swój intelekt na tyle, by mógł on nieco podfrunąć powyżej tych, których praktyk swych nauczał i ich udzielał. Poczuł, że ma władze i na horyzoncie zamajaczył mu widok w którym on - jako ten co ma kontakt z duchami — znajduje się na szczycie łańcucha pokarmowego. Ale szaman nie był zły. Zapewniał wszak ludziom opiekę bóstw z którymi obcował, opędzał duchy złe, umacniał więzy społeczne, uzdrawiał chorych metodą o niebo lepszą niż Kaszpirowski, odganiał klęski żywiołowe, przepowiadał przyszłość, wiódł dusze do krainy zmarłych. Był pożyteczny, nic tedy dziwnego, że kunszt swój doskonalić postanowił. Przyszedł dla szamanów czas na rozumowanie prakseologiczne. Pierwszych dwóch szamanów, którzy uzgodnili swoje teratologie zostało pierwszymi na świecie księżmi. Pierwszą religię założono chwilę później, kiedy zdogmatyzowano wyobraźnię. Od tamtego czasu wytworzonych zostało dziesiątki tysięcy obrządków religijnych, miliony bogów, miliardy aniołów i diabłów, tryliony innych duchów. Kiedyś msza wyglądała w ten sposób, że zbierała się gromada wokół ogniska wraz z szamanem, a jego kler urządzał spektakle, śpiewy religijne, powtarzanie formułek. Tancerze w maskach odgrywali role bogów i herosów. Wierni poruszali się w takt nadawany przez księdza-celebransa, intonując rytualne odpowiedzi. To wszystko trwa po dzień dzisiejszy, choć nieco zmieniła się forma i treść. Systemy filozoficzne powstały znacznie później, dlatego właśnie Sienkiewicz mógł napisać: „Wszystkie systemy filozoficzne mijają się jak cienie, a msza po staremu się odprawia". Czy Adam był neandertalczykiem? Praktyki religijne i świadomość nie są tym co wyróżnia wyłącznie nasz gatunek. Pierwsze formy religijnych obrzędów były już obecne u neandertalczyków (pojawiły się ok. 250 tys. lat temu, zniknęły 40-30 tys. lat temu). Zadziwiająco duży był mózg neandertalczyka — 1600 cm3 tkanki, czyli więcej niż u homo sapiens. Neandertalczycy opiekowali się starymi i chorymi osobnikami, mieli obrządek pogrzebowy, przechowywali czaszki przodków, występował także rytualny kanibalizm. Prawdopodobnie wierzyli już w życie zagrobowe. W Shanidarze (Irak) odkryto grób neandertalczyka, który sześćdziesiąt tysięcy lat temu został ozdobiony siedmioma gatunkami kwiatów, prawdopodobnie po to, aby oddać cześć szamanowi. [ 2 ]Neandertalczycy zniknęli z powierzchni Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu. Zniknęli, ale jak? Być może przykra to dla nas prawda i naukowcy starają się tłumaczyć, że niekoniecznie być tak musiało, ale: "Podobno człowiek był jako australopithecus łagodnym roślinojadem niczym wielkie małpy szerokonose, ale zlazłszy z drzewa jął gnać za zwierzyną, bo mu przyszedł apetyt na filety i zmięsożerniał do tego stopnia, że zjadł brata neandertalczyka. Obrońcy mówią, że wcale nie zjadł i w ogóle homo sapiens nie zabił hominem neanderthalensem, a tylko 'wyparł go' z niszy życiowej. Wyparł, ale nie w grób?" (Lem) W tym miejscu nasuwają się jeszcze pewne spostrzeżenia: skoro homo neandertalensis zniknął z powierzchni Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu, czyli niedługo (względnie oczywiście) po tym, jak pojawił się współczesny homo sapiens, a skoro — biorąc pod uwagę tezy dra Winkelmann — zasadniczą rolę konsolidacyjną i organizacyjną dla przełomu człowieczeństwa 40 tys. lat temu przypisuje się szamanowi, tedy znaczyłoby to, że w neandertalskim endlosung to szamanom przypadła czołowa rola. Mówiąc inaczej: krucjaty naszych księży to nie żaden wynalazek, lecz byłaby to tradycja sięgająca czasów paleolitu, a okres oddzielający paleolit środkowy i górny to czas pierwszej ludzkiej krucjaty. Wprawdzie nie byłoby to prowadzone w kontekście różnic w wierze, czy celem nawracania neandertalczyka, było to po prostu „wyparcie z niszy życiowej". Anatomia wiary "Czemu paplesz o Bogu? Cokolwiek mówisz o Nim, jest nieprawdą" Mistrz Eckhart, czołowy katolicki mistyk Należy podkreślić, że sfera wiary nie wypływa bezpośrednio z religijnego uczucia. Religia i wiara to bardzo różne pojęcia. Sfera wiary to sfera intelektualistyczna i swoje źródło ma w wyobraźni, jako interpretacja doznania. Jeżeli duchy istniały przed szamanem, on je w każdym razie zaczął porządkować. Już nie tylko to co aktualnie czaiło się na człowieka było duchem. Szaman duchami zaludnił świat. Tym samym zainicjował tę wspaniałą dziedzinę wiedzy, którą zwiemy teologią. Stworzył teologię, kiedy zaczął tłumaczyć swoje religijne stany świadomości i ubierać je w szatę. „Teoretyczną więc przyczyną lub źródłem religii i jej przedmiotu, boga, jest fantazja, wyobraźnia. Chrześcijanie określają teoretyczną zdolność religijną słowem: wiara… Jeśli jednak bliżej rozpatrzymy, co znaczy słowo 'wiara', okaże się, że tyle samo co wyobraźnia" [ 3 ].Dlaczego jednak narodził się bóg? Jak pisał Edward B. Taylor: jesteśmy istotami społecznymi, co narzuca nam skłonność do wyjaśniania zdarzeń w kategoriach personalnych, nasze codzienne wyjaśnienia rzeczywistości społecznej ekstrapolujemy na świat przyrodniczy. Wielu kreacjonistów, kiedy słyszy, że coś powstało, wysuwa tezę: a zatem ktoś to zrobił; kiedy się mówi, że wszechświatem rządzą prawa przyrodnicze, mówią: ktoś je musiał nadać. Podobnie występuje silna skłonność do takiego właśnie interpretowania zjawiska naszego życia. Typowy człowiek zadając sobie pytanie o jego sens i znaczenie, chce poszczególne narracje ciągu zdarzeń swej egzystencji wpisanej w kontekst społeczny, wpisać w metanarrację — wielką, nadrzędną opowieść: „Są przekonani, że 'Znaczenie Tego Wszystkiego' po prostu musi istnieć, a więc musi także istnieć Ktoś, dla kogo to wszystko coś znaczy, Ktoś, kto to znaczenie ustanawia, a nam zdradza rozmaite wskazówki do odczytania" (Don Cupitt). To jest Genezis, albo teogonia psychologiczna stworzona przez człowieka dla jego Boga-Opatrzność.Podział na dobre i złe bóstwa wiązał się z personifikacją Dobra i Zła. A dobro i zło wzięło się z wartościowania czysto utylitarystycznego. Jak przedstawia to z przymrużeniem oka S. Lem w Cyberiadzie: „Wyrosły mu uszy, żeby słyszał, jak zdobycz nadciąga, a także zęby i nogi, żeby ją dogonił i zjadł. A jeśli mu nie wyrosły, albo za krótkie były, jego zjedli. Stworzycielką rozumu jest tedy ewolucja; cóż w niej bowiem Głupota i Mądrość oraz Dobro i Zło? Dobro to tyle, kiedy ja kogoś zjem, a Zło, kiedy mnie zjedzą. Toż i z Rozumem: zjedzony, że na to mu przyszło, jest głupszy od jedzącego, ponieważ nie może mieć racji ten, kogo nie ma, a wcale nie ma tego, kto został spożyty." Tak jak większość innych zjawisk jakie człowiek wówczas wyodrębnił, tak i zło oraz dobro uzyskało byt osobowy. Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu? "Aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej." 1 List św. Pawła do Koryntian, 2:5, BW Oceny neuroteologii są nierzetelne. Nawet w tym samym numerze Newsweeka, w którym opublikowano artykuł o tej gałęzi nauki, zaraz po nim zamieszczono komentarz, w którym Kenneth L. Woodward napisał m.in.: "Neuroteologia utożsamia religię z doznaniami duchowymi, ale tylko nieliczni doświadczą jej działania w praktyce. Mistyczne zjednoczenie z Bogiem jest udziałem zaledwie garstki wiernych." Zasugerował, że należałoby chyba traktować neuroteologię jako ciekawostkę, zajmującą się badaniem garstki mistyków, wierzy bowiem, jak sądzę, że pozostali wierzący, to teiści z rozumowania, że wiara to sprawa intelektualistycznego przekonania.Warto zauważyć, że wówczas kiedy traktowano wiarę jako przekonanie racjonalne palono na stosie heretyków, dziś się już ich nie pali, a prawodawstwa cywilizowanych państw traktują wierzenia w kontekście uczuć. Protestował przeciw temu Piotr Jaroszyński na antenie Radia Maryja: "Do jakiego stopnia nastąpił upadek kultury prawniczej, jeśli religia została zredukowana do poziomu uczuć (...) Czy akcentowanie uczuć w odniesieniu do religii jest dziedzictwem osiemnastowiecznego materializmu, dążącego do zrównania człowieka w reakcjach ze zwierzętami? (...) Religia została uznana za coś irracjonalnego, nierozumnego, coś sprzecznego z rozumem, co może mieć miejsce tylko na poziomie niższym, czyli irracjonalnych uczuć; i stąd dziś doszło do tego, że musimy bronić religii przez obronę uczuć religijnych. Jakżesz to wypacza całą istotę religii! (...) Broniąc religii musimy uważać aby nie wpaść w pułapkę sentymentalizmu, do której zapraszają nas współcześni obrońcy tzw. praw człowieka"; mówiąc jednym głosem z kościelnym intelektualistą o. J.A. Kłoczowskim, który przekonywał: "sentymentalizacja wiary prowadzi do niebezpiecznych postaw, które możemy często zaobserwować, a które się wyrażają w określeniu — w moim przekonaniu nieszczęśliwym - „uczucia religijne" , „obraza uczuć religijnych". Kiedyś ośmieliłem się powiedzieć, że ja osobiście nie posiadam żadnych uczuć religijnych, ale Ojciec Jacek Salij zgromił mnie niesłychanie surowo, tym niemniej wyrażam się tak, ja mam słabo w każdym razie rozwinięte uczucia religijne, natomiast bardzo mocno ugruntowane przekonania religijne. Wiara naprawdę nie jest zespołem uczuć." Prawda jest jednak inna, albowiem religia jest znacznie mniej powiązana z intelektem, niż z uczuciami: wierzą więc ci, którzy mają takie predyspozycje naturalne lub potrzeby psychologiczne, reszta „wierzy" z przyzwyczajenia, z tradycji, z oportunizmu, z niechęci zmian. Gdyby wiara miała zależeć od intelektu musiałoby to wówczas prowadzić do wniosku takiego, że sprzyja jej mniejsza sprawność intelektualna, gdyż istnieje zależność między poziomem wykształcenia i inteligencją a religijnością i wiarą w boga. [ 4 ] Historyk idei Paul K. Conkin pisał: "W dzisiejszych czasach im wyższe ktoś ma wykształcenie lub lepsze wyniki testów inteligencji bądź osiągnięć akademickich, tym mniej prawdopodobne, że jest on chrześcijaninem". W jakiejś przynajmniej części potwierdza to więc opinię Giordana Bruna, iż religia jest uproszczoną wersją filozofii dla mas.Gdyby papieże nie znali tej prawdy oczywistej, nie przestrzegaliby przed samodzielnym myśleniem, jak choćby Leon XIII, który w encyklice Tametsi futura prospicientibus z dnia l listopada 1900 roku nakazuje wiernym: "Niech będzie to rzeczą pewną, że w życiu chrześcijańskim umysł powinien się poddać całkowicie i dogłębnie autorytetowi Bożemu. A jeżeli w tym poddaniu rozumu autorytetowi, duma umysłu, która posiada w nas taką siłę, odczuwa przymus i cierpi z tego powodu, to wynika stąd tym bardziej, że chrześcijanin powinien uginać się nie tylko w pokorze woli, ale również w wielkiej pokorze umysłu; (...) a więc rozum nasz powinien, pokornie i wiernie, uginać się w posłuszeństwie Chrystusowi do tego stopnia, aby uważać się za niewolnicę wobec jego boskości i władzy." Apele te rozpoczęto już w Biblii i trwają po dziś dzień, kiedy w ostatniej encyklice tyczącej się rozumu, Jan Paweł II potępia "samowolę ludzkiego osądu" i "przesadny racjonalizm".Przypomina się też w tym miejscu „Podróż 22." Dzienników Gwiazdowych Stanisława Lema, który w świecie science-fiction podróży międzyplanetarnych pomiędzy milionami zamieszkałych planet, ukazuje nam również theology-fiction, czyli skomplikowaną sytuację religii w tej skomplikowanej rzeczywistości. Oczywiście czcigodni ojcowie zakonni prowadzą gorliwie misje chrześcijańskie wśród tubylców, którzy generalnie okazują się bardzo naiwni i podatni na zasiew wiary, a jednocześnie ich zbyt dosłowne traktowanie wszystkiego rodzi szereg kłopotów. Najgorsze problemy sprawiają jednak niektóre obszary, gdzie nie tylko nie udało się założyć sieci „gwiazdowych" parafii, ale i wiara doznaje straszliwych ciosów: „Obszary te zamieszkują ludy o niesłychanie wysokiej in
2 votes Thanks 0
monika75410
Nie chodzi o skopiowanie...
a z resztą za długie i mija się z celem
Szaman w koloratce
Czy Adam był neandertalczykiem?
Anatomia wiary
Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu?
Wiara jako poezja uczuć
Religia a miłość
Religia: opium czy ecstasa?
Pobożne neuromodulatory i układ rąbkowy
a) Opioidy i serotonina
b) Dopamina
Praktyczne korzyści z neuroteologii Na początku był chaos, jak wiadomo. Z chaosu wyłonił się umysł i zaczął wszystko porządkować, układać, nazywać, kategoryzować, opisywać prawami i prawidłowościami. Z umysłu wyłonił się bóg… , bogowie, demony, duchy… Jak umysł stworzył boga? Czy było tak jak pisał Tadeusz Konwicki: „...to my, ludzie… stworzyliśmy Boga. Nie w siedem dni, ale przez wieki lodowców i tropików..., przez wieki złe i dobre,… przez całą naszą człowieczą wieczność stworzyliśmy mozolnie, z bólem, z męką naszego Boga, miłosierdzia o dobra, aby nas uchronił przed złem wszechświata, żeby nas uchronił przed nami"? Czy może nieco inaczej? Teologiczny neuroleptyk Pisze się, że dzięki neuroteologii wiemy jedynie tyle, jak przeżywamy religię biochemicznie, nie mówiąc nic o charakterze tych przeżyć, tj. rzekomo nie wiemy nic o tym czy przeżycia te powoduje wyłącznie nasz organizm, czy też siła zewnętrzna, którą ma być bóg. Neuroteologia mówi nam jednak dużo więcej, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez wnioskowania. 1. Nie ma żadnej wspólnej treści tych doświadczeń, które występują u najróżniejszych osób ze wszystkich możliwych zapewne kultów na ziemi, a nawet ludzi niewierzących. Podobny jest tylko ich relaksacyjny charakter i wrażenia. Każdy doświadcza spotkania z mocami ustanowionymi przez jego rodzimą doktrynę. Katolik może w czasie takiego przeżycia spotkać św. Pafnucego, a hindus rozpuścić się w Brahamanie. Zarazem jednak wrażenia będą podobne. Dlaczego? Ponieważ budowa naszego mózgu nie zależy od doktryny. Pewien jogin tak opisywał swoje przeżycie: „Wszystko w pewnym sensie jest duchowe, wszystko jest w pewnym sensie Jednym czyli Bogiem, Bóg to Światło. Bóg to energia, to wszystko co jest i wszystko co nie jest, Bóg to Prawda, to Wiedza, Bóg to ostateczna rzeczywistość, Bóg to Miłość, Bóg to Ja, Bóg To Ty, Wszechświat do Bóg doświadczany, Bóg to Świadomość. Proponuję żebyś posłuchał głosu swojego serca, a więc głosu swoich uczuć, czyli głosu swojej Duszy. Ja i Ty to Jedno, jest tylko Jeden z Nas." A jakże podobny jest opis katolika, który jednak nie doznał Jednego, lecz Jezusa: „Zalało mnie przerażenie i wtedy poczułem jakby obok mnie Jezusa (...) Gdy przebywałem w tym bezkresnym oceanie Miłości Bożej poznałem, że ta Miłość Jest we mnie i nigdzie poza sobą jej nigdy nie znajdę. (...) Cóż to jest ogień niebieski?! Ogień niebieski, który ani nie parzy, ani nie spala jest cudowny. I każdy kto ma piękne serce już tym ogniem intensywnie płonie. Można tego doświadczyć. Lecz w tym stanie człowiek ziemski może przebywać tylko chwilkę bo umarłby z ekstazy — niepojętej miłości. Wszystko jest w nas. I ogień niebieski i chwała zbawionych i Bóg — MIŁOŚĆ — cały bezkres Boga. Jestem (jesteśmy) energią. Wiem jaka to energia bo byłem w niej z jednym ze stanów mistycznych — stałem się tą energią (ogniem). To jest niepojęta wszechobecna energia przepojona moją świadomością i świadomością każdego kto w pełni w niej uczestniczy tak subtelna, że prawie nie do odczucia na naszym poziomie." (Mieczysław)2. Bada okoliczności w jakich pojawiają się religijne doznania, czyli „spotkania z bogiem", wykazując, że są one głównie:a) patologiczne: zaburzenia w płatach skroniowych mózgu, np. przy padaczce skroniowej, pojawia się często tzw. „zespół ferworu religijnego", dotknięci tą chorobą miewają czasami silne przeżycia mistyczne w czasie swych napadów. Z kolei badania nad chorobą Alzheimera dowodzi, iż chorzy wykazują mniejsze zainteresowanie religijne, co spowodowane jest uszkodzeniem obszaru limbicznego biorącego udział w religijnych przeżyciach b) traumatyczne: różne urazy psychicznec) ekstremalne: w stanach śmierci klinicznej, w wyniku dłuższych stanów lękowych i stresogennych, braku snu, pod wpływem zmian w polu magnetycznym Słońca, itp. Stąd najwięcej doznań „boga" miało miejsce w klasztorach, w czasach klęsk (dżumy), katastrof (trzęsienia ziemi) i wojen (wzrasta poczucie zagrożenia, niepewności i strachu). Czy więc „bóg przychodzi" tylko wówczas kiedy nasz umysł jest zamroczony (czynnikami egzogenicznymi lub endogenicznymi)? Podobna wizja, jak można przypuszczać na podstawie tego co nam mówi Biblia, była udziałem św. Pawła. Najpierw był on prześladowcą chrześcijaństwa, lecz w czasie podróży przez pustynne tereny do Damaszku doznał iluminacji: „z prędka oświeciła go światłość z nieba. A padłszy na ziemię, usłyszał głos do siebie mówiący…" (DzA 9,2); w liście do Koryntian pisze: „Jeżeli trzeba się chlubić — choć co prawda nie wypada — przejdę do widzeń i objawień Pańskich. Znam człowieka w Chrystusie (mówi o sobie — przyp.), który przed czternastu laty — czy w ciele — nie wiem, czy poza ciałem — też nie wiem, Bóg to wie — został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek — czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, /też nie wiem/, Bóg to wie — został porwany do raju i słyszał tajemne słowa" (2 Kor 12,1 i n.). „Porwania do nieba" to przypadki często opisywane przez mistyków. Jedna z osób opisująca mi swoje doświadczenie boga pisała: „Kiedyś byłem osobą która traktowała religię jako mit. W okresie kiedy studiowałem dzięki polskim lekarzom o mało się nie przekręciłem. Operator był na kacu i źle mnie zoperował. Po operacji ok. 6-7 mies. chorowałem ciągły ból i bezsenność, piłem i zapijałem estazolam żeby zasnąć. W końcu postanowiłem skończyć ze sobą, studiowałem medycynę więc załatwiłem sobie odpowiednie i pewne tabletki, wszystko zaplanowałem na zimno, nie bałem się śmierci, nienawidziłem Boga. I w dniu gdy kląłem na czym świat stoi, z postanowieniem, że będzie to mój dzień ostatni przeżyłem coś, co zmieniło mnie jak za dotknięciem różdżki. Przyszedł do mnie Jezus, wiem że to brzmi dziwnie, nie widziałem Go, ale czułem, że jest w pokoju tak jak wiesz, że ktoś jest w pokoju nawet jak go nie widzisz, przepełniała mnie miłość, nigdy nie czułem się tak kochany jak wtedy, nie potrafię tego wyjaśnić było to bardzo piękne i mocne przeżycie. Jestem lekarzem więc złapałem się za podręczniki szukając rozumowego wyjaśnienia sprawy, pytałem kolegów psychiatrów i nie potrafię tego zrozumieć i wyjaśnić. Jezus żyje i zmartwychwstał — nie naruszy mojej pewności nic i jestem gotowy oddać za Niego życie, niezależnie jak zachowują się Jego kapłani." 3. Znajomość okoliczności daje z kolei podstawy do uzupełnienia tej wiedzy przez ewolucjonistów: dlaczego doszło do wykształcenia się „religijnego" reagowania organizmu na sytuacje krańcowe i nienormalne? Mózg nasz został tak ukształtowany przez dobór naturalny w wyniku ewolucji — przeżycie religijne uspokaja, daje błogość, często poczucie euforii, pozwala oderwać się od sytuacji zagrażającej bytowi lub trudnej do zniesienia.4. Profesor Ryszard Legutko pisze: „Cóż bowiem się stanie, że dowiemy się, iż w czasie religijnych uniesień w naszym mózgu dzieją się takie a takie procesy? Może kiedyś, w przyszłości, będzie można wywołać w sobie podobne przeżycia przez stymulację owych procesów" [ 1 ] Otóż Newsweek nie opublikował wszystkich osiągnięć neuroteologii, bowiem już w czasie kiedy p. Legutko pisał te słowa, naukowcom udało się wywołać mistyczne przeżycia przez stymulację (hełm Persingera). I to jest bardzo ważki argument, bowiem nie wiemy wprawdzie na pewno, z przyczyn obiektywnych, że bóg ich nie wywołuje, lecz wiemy już, że człowiek może te przeżycia wywołać — człowiek może sprawić, że inny człowiek dozna „spotkania z bogiem". Czy nie jest to wiedza, która skłania do pewnych opinii? David Noelle pyta: „Jak możesz ufać takim przeżyciom, skoro, dzięki nauce, możemy przekonywująco imitować oblicze Boga?" Twierdzi się ponadto, że neuroteologia przekazuje jedynie wiedzę o tym jak funkcjonuje mózg przy religijnych uniesieniach, podobnie jak przy setkach innych aktywności mózgu. Legutko pisze dalej: „Przecież podstawę neurologiczną mają również nasze intuicje matematyczne. Co wnosi — można zapytać — do naszej wiedzy matematycznej, do oceny jej wartości informacja, że w trakcie jej tworzenia nasz mózg zachowuje się tak, a nie inaczej? Czy to znaczy, że matematyka jest zależna od swojej neurologicznej podstawy? Że gdyby mózg ludzki był skonstruowany inaczej i działał w inny sposób, to dwa plus dwa nie byłoby równe cztery? Czy sens miałyby neuromatematyka, neuroetyka, neurosztuka? Oczywiście, że nie. Jaki zatem sens może mieć neuroteologia?" Otóż jest to bardzo słaby kontrargument. Bo raz, że nie doznajemy matematycznych uczuć. Dwa, że wkładając hełm na głowę nie spowodujemy, że tępak rozwiąże równanie różniczkowe, sprawimy natomiast, że ateista „spotka boga". 5. Wyjaśnia w jaki sposób mózg generuje poczucie czyjejś obecności (sense of presence), co tłumaczone jest jako spotkanie z Bogiem, z Jezusem, Maryją, świętymi, itp. Mamy w mózgu dwa „komplety" struktur, „dwa ja", albo inaczej: dwa poczucia siebie: z lewej i z prawej. Nie są to „ja jednakowe". To z lewej jest dominujące u większości ludzi. Tam powstaje język (jak wiadomo pierwszy lokuje się w polu Broca, kolejne gdzie indziej). Staje się ono dominujące wówczas kiedy nauczymy się w dzieciństwie mówić. Po prawej stronie następuje odpowiednio przeciwległe „odbicie" rzeczy ze strony lewej, tam mamy pozajęzykowe poczucie nas samych. Zazwyczaj nasze „dwa ja" pracują w „tandemie" ze sobą, aktywność obu półkul jest zsynchronizowana. Czasami jednak układ ten ulega „rozstrojeniu" (np. podczas zaburzeń w płatach skroniowych — temporal lobe transients, TLT), albo zostaje w taki stan wprowadzony (hełm Persingera). Kiedy to się dzieje, doświadczamy siebie, prawego, jako drugie ja (już bez cudzysłowu) lub poczucie kogoś innego pochodzącego z zewnątrz. (Prawica udaje Boga?...). Jest to tzw. doświadczenie gościa, które pojawia się jako uczucie, że nie jesteśmy sami, albo że ktoś nas obserwuje. Niektórzy mogą czuć obecność kogoś w pomieszczeniu. W czasie tego przeżycia stymulowane są obszary limbiczne w płatach skroniowych, w szczególności amygdala (powiązana z emocjami) i hipokamp (powiązany z pamięcią autobiograficzną, o sobie). Jeśli intensywność tego przeżycia jest znaczna, pojawiają się różne niezwykłe zjawiska, w zależności do tego jakie obszary mózgu są przyczyną „rozstrojenia". Jeśli dotyczyć będzie obszarów „wizualnych" może doświadczyć wizji, jeśli dotyczyć będzie pól językowych, może usłyszeć głos, muzykę, szum. Jeśli chodzi o aspekt uczuciowy, to rozkładają się one na ekstremach: w zależności od tego, które „centrum emocjonalne" (amygdala) zostanie bardziej uaktywnione, ten-drugi-ktoś zostanie odebrany „demonicznie" lub „anielsko" — jednego „odwiedzi diabeł", drugiego — anioł, Bóg, czy ktoś podobny. („How the brain creates the experience of God", Todd Murphy, współpracownik dra Persingera) Wyróżniamy kilka rodzajów doświadczeń „mistycznych", m.in.:
a) Kosmiczną jedność, zanurzenie się w ekstazie (unity with the universe)
b) Poczucie obecności kogoś (sense of presence)
c) Przeżycia ze stanów śmierci klinicznej (Near-Death Experiences; zob. więcej: str. 2153) Szaman w koloratce Kiedy homunkulus został homullus'em dusza jego była jeszcze zbyt wątła by udźwignąć jaźń, inaczej mówiąc świadomość nazbyt często wprawiała go w nerwowość. Myślę... jestem… ale czym jestem? cóż wiem ja? — musiał zapytać w owym czasie (jak udowodnił ojciec Dembołecki w 1633 r. Adam z całą pewnością władał językiem polskim). Sam ten fakt musiał przyprawiać go o zmarszczki, ale prócz dylematów filozoficznych miał przecież jakże ważniejsze dylematy egzystencjalne. Przedwczoraj coś w wodzie pożarło Ewę… Wczoraj jasność z góry zmiotła szałas, a dziś sąsiedzi zjedli mi Abla… Trzeba budować nowy szałas i szukać nowej Ewy,… ale to już trzeci raz z rzędu i zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć!... Świadomość musiała się jakoś bronić przed tym, nauczyć się uciekać od rzeczywistości, w zapomnienie, w chwile oderwane. Nawyk ucieczki mógł wytworzyć w mózgu system odpowiedniego reagowania — zalewania świadomości stanami błogości; te stany błogości to zanik jaźni, poczucie rozpłynięcia.Może było tak, a może inaczej, w każdym bądź razie nie mogło to trwać w oderwaniu od intelektu. Stało się tak, że pierwszy lub któryś z pierwszych mistyków został szamanem. Pomagał pobratymcom wprawić się w euforyczny stan — by wzmocnić, leczyć, poprawić samopoczucie. Nauczał jak dotknąć sacrum i odlecieć do nieba. Był jednak przede wszystkim pośrednikiem. Przy dźwiękach bębnów, w tańcu wchodził w trans, w którym odbywał „magiczny lot" do nieba, celem nawiązania kontaktu z duchami, do których niewielu miało bezpośredni przystęp. Szaman przestał być jedynie praktykiem, dając swemu rytuałowi teoretyczną podbudowę.W kontekście neuroteologii dr Michael Winkelmann analizuje rolę szamana dla ludzkiej cywilizacji i człowieka. Twierdzi on, że praktyki szamańskie, rozpatrywane w kontekście ewolucji, były kluczowym elementem dla powstania współczesnego homo sapiens jakieś 40 tys. lat temu. „Szamani pomagali ludziom uzyskać wiadomości i rozwijać nowe formy myślenia. Szamanizm także dostarczył technik uzdrawiania i osobowego rozwoju, zawierania sojuszy i tworzenia grupowej solidarności." Szamanizm to przede wszystkim technika duchowa, praktyka mistyczna Było to wszystko, jak przypuszczam, bardzo pożyteczne dla ludzkości, a z całą pewnością dla szamanów. Nie można wątpić, iż szaman szybciej wyćwiczył swój intelekt na tyle, by mógł on nieco podfrunąć powyżej tych, których praktyk swych nauczał i ich udzielał. Poczuł, że ma władze i na horyzoncie zamajaczył mu widok w którym on - jako ten co ma kontakt z duchami — znajduje się na szczycie łańcucha pokarmowego. Ale szaman nie był zły. Zapewniał wszak ludziom opiekę bóstw z którymi obcował, opędzał duchy złe, umacniał więzy społeczne, uzdrawiał chorych metodą o niebo lepszą niż Kaszpirowski, odganiał klęski żywiołowe, przepowiadał przyszłość, wiódł dusze do krainy zmarłych. Był pożyteczny, nic tedy dziwnego, że kunszt swój doskonalić postanowił. Przyszedł dla szamanów czas na rozumowanie prakseologiczne. Pierwszych dwóch szamanów, którzy uzgodnili swoje teratologie zostało pierwszymi na świecie księżmi. Pierwszą religię założono chwilę później, kiedy zdogmatyzowano wyobraźnię. Od tamtego czasu wytworzonych zostało dziesiątki tysięcy obrządków religijnych, miliony bogów, miliardy aniołów i diabłów, tryliony innych duchów. Kiedyś msza wyglądała w ten sposób, że zbierała się gromada wokół ogniska wraz z szamanem, a jego kler urządzał spektakle, śpiewy religijne, powtarzanie formułek. Tancerze w maskach odgrywali role bogów i herosów. Wierni poruszali się w takt nadawany przez księdza-celebransa, intonując rytualne odpowiedzi. To wszystko trwa po dzień dzisiejszy, choć nieco zmieniła się forma i treść. Systemy filozoficzne powstały znacznie później, dlatego właśnie Sienkiewicz mógł napisać: „Wszystkie systemy filozoficzne mijają się jak cienie, a msza po staremu się odprawia". Czy Adam był neandertalczykiem? Praktyki religijne i świadomość nie są tym co wyróżnia wyłącznie nasz gatunek. Pierwsze formy religijnych obrzędów były już obecne u neandertalczyków (pojawiły się ok. 250 tys. lat temu, zniknęły 40-30 tys. lat temu). Zadziwiająco duży był mózg neandertalczyka — 1600 cm3 tkanki, czyli więcej niż u homo sapiens. Neandertalczycy opiekowali się starymi i chorymi osobnikami, mieli obrządek pogrzebowy, przechowywali czaszki przodków, występował także rytualny kanibalizm. Prawdopodobnie wierzyli już w życie zagrobowe. W Shanidarze (Irak) odkryto grób neandertalczyka, który sześćdziesiąt tysięcy lat temu został ozdobiony siedmioma gatunkami kwiatów, prawdopodobnie po to, aby oddać cześć szamanowi. [ 2 ]Neandertalczycy zniknęli z powierzchni Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu. Zniknęli, ale jak? Być może przykra to dla nas prawda i naukowcy starają się tłumaczyć, że niekoniecznie być tak musiało, ale: "Podobno człowiek był jako australopithecus łagodnym roślinojadem niczym wielkie małpy szerokonose, ale zlazłszy z drzewa jął gnać za zwierzyną, bo mu przyszedł apetyt na filety i zmięsożerniał do tego stopnia, że zjadł brata neandertalczyka. Obrońcy mówią, że wcale nie zjadł i w ogóle homo sapiens nie zabił hominem neanderthalensem, a tylko 'wyparł go' z niszy życiowej. Wyparł, ale nie w grób?" (Lem) W tym miejscu nasuwają się jeszcze pewne spostrzeżenia: skoro homo neandertalensis zniknął z powierzchni Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu, czyli niedługo (względnie oczywiście) po tym, jak pojawił się współczesny homo sapiens, a skoro — biorąc pod uwagę tezy dra Winkelmann — zasadniczą rolę konsolidacyjną i organizacyjną dla przełomu człowieczeństwa 40 tys. lat temu przypisuje się szamanowi, tedy znaczyłoby to, że w neandertalskim endlosung to szamanom przypadła czołowa rola. Mówiąc inaczej: krucjaty naszych księży to nie żaden wynalazek, lecz byłaby to tradycja sięgająca czasów paleolitu, a okres oddzielający paleolit środkowy i górny to czas pierwszej ludzkiej krucjaty. Wprawdzie nie byłoby to prowadzone w kontekście różnic w wierze, czy celem nawracania neandertalczyka, było to po prostu „wyparcie z niszy życiowej". Anatomia wiary "Czemu paplesz o Bogu?
Cokolwiek mówisz o Nim, jest nieprawdą"
Mistrz Eckhart, czołowy katolicki mistyk Należy podkreślić, że sfera wiary nie wypływa bezpośrednio z religijnego uczucia. Religia i wiara to bardzo różne pojęcia. Sfera wiary to sfera intelektualistyczna i swoje źródło ma w wyobraźni, jako interpretacja doznania. Jeżeli duchy istniały przed szamanem, on je w każdym razie zaczął porządkować. Już nie tylko to co aktualnie czaiło się na człowieka było duchem. Szaman duchami zaludnił świat. Tym samym zainicjował tę wspaniałą dziedzinę wiedzy, którą zwiemy teologią. Stworzył teologię, kiedy zaczął tłumaczyć swoje religijne stany świadomości i ubierać je w szatę. „Teoretyczną więc przyczyną lub źródłem religii i jej przedmiotu, boga, jest fantazja, wyobraźnia. Chrześcijanie określają teoretyczną zdolność religijną słowem: wiara… Jeśli jednak bliżej rozpatrzymy, co znaczy słowo 'wiara', okaże się, że tyle samo co wyobraźnia" [ 3 ].Dlaczego jednak narodził się bóg? Jak pisał Edward B. Taylor: jesteśmy istotami społecznymi, co narzuca nam skłonność do wyjaśniania zdarzeń w kategoriach personalnych, nasze codzienne wyjaśnienia rzeczywistości społecznej ekstrapolujemy na świat przyrodniczy. Wielu kreacjonistów, kiedy słyszy, że coś powstało, wysuwa tezę: a zatem ktoś to zrobił; kiedy się mówi, że wszechświatem rządzą prawa przyrodnicze, mówią: ktoś je musiał nadać. Podobnie występuje silna skłonność do takiego właśnie interpretowania zjawiska naszego życia. Typowy człowiek zadając sobie pytanie o jego sens i znaczenie, chce poszczególne narracje ciągu zdarzeń swej egzystencji wpisanej w kontekst społeczny, wpisać w metanarrację — wielką, nadrzędną opowieść: „Są przekonani, że 'Znaczenie Tego Wszystkiego' po prostu musi istnieć, a więc musi także istnieć Ktoś, dla kogo to wszystko coś znaczy, Ktoś, kto to znaczenie ustanawia, a nam zdradza rozmaite wskazówki do odczytania" (Don Cupitt). To jest Genezis, albo teogonia psychologiczna stworzona przez człowieka dla jego Boga-Opatrzność.Podział na dobre i złe bóstwa wiązał się z personifikacją Dobra i Zła. A dobro i zło wzięło się z wartościowania czysto utylitarystycznego. Jak przedstawia to z przymrużeniem oka S. Lem w Cyberiadzie: „Wyrosły mu uszy, żeby słyszał, jak zdobycz nadciąga, a także zęby i nogi, żeby ją dogonił i zjadł. A jeśli mu nie wyrosły, albo za krótkie były, jego zjedli. Stworzycielką rozumu jest tedy ewolucja; cóż w niej bowiem Głupota i Mądrość oraz Dobro i Zło? Dobro to tyle, kiedy ja kogoś zjem, a Zło, kiedy mnie zjedzą. Toż i z Rozumem: zjedzony, że na to mu przyszło, jest głupszy od jedzącego, ponieważ nie może mieć racji ten, kogo nie ma, a wcale nie ma tego, kto został spożyty." Tak jak większość innych zjawisk jakie człowiek wówczas wyodrębnił, tak i zło oraz dobro uzyskało byt osobowy. Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu? "Aby wiara wasza nie opierała się na
mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej."
1 List św. Pawła do Koryntian, 2:5, BW Oceny neuroteologii są nierzetelne. Nawet w tym samym numerze Newsweeka, w którym opublikowano artykuł o tej gałęzi nauki, zaraz po nim zamieszczono komentarz, w którym Kenneth L. Woodward napisał m.in.: "Neuroteologia utożsamia religię z doznaniami duchowymi, ale tylko nieliczni doświadczą jej działania w praktyce. Mistyczne zjednoczenie z Bogiem jest udziałem zaledwie garstki wiernych." Zasugerował, że należałoby chyba traktować neuroteologię jako ciekawostkę, zajmującą się badaniem garstki mistyków, wierzy bowiem, jak sądzę, że pozostali wierzący, to teiści z rozumowania, że wiara to sprawa intelektualistycznego przekonania.Warto zauważyć, że wówczas kiedy traktowano wiarę jako przekonanie racjonalne palono na stosie heretyków, dziś się już ich nie pali, a prawodawstwa cywilizowanych państw traktują wierzenia w kontekście uczuć. Protestował przeciw temu Piotr Jaroszyński na antenie Radia Maryja: "Do jakiego stopnia nastąpił upadek kultury prawniczej, jeśli religia została zredukowana do poziomu uczuć (...) Czy akcentowanie uczuć w odniesieniu do religii jest dziedzictwem osiemnastowiecznego materializmu, dążącego do zrównania człowieka w reakcjach ze zwierzętami? (...) Religia została uznana za coś irracjonalnego, nierozumnego, coś sprzecznego z rozumem, co może mieć miejsce tylko na poziomie niższym, czyli irracjonalnych uczuć; i stąd dziś doszło do tego, że musimy bronić religii przez obronę uczuć religijnych. Jakżesz to wypacza całą istotę religii! (...) Broniąc religii musimy uważać aby nie wpaść w pułapkę sentymentalizmu, do której zapraszają nas współcześni obrońcy tzw. praw człowieka"; mówiąc jednym głosem z kościelnym intelektualistą o. J.A. Kłoczowskim, który przekonywał: "sentymentalizacja wiary prowadzi do niebezpiecznych postaw, które możemy często zaobserwować, a które się wyrażają w określeniu — w moim przekonaniu nieszczęśliwym - „uczucia religijne" , „obraza uczuć religijnych". Kiedyś ośmieliłem się powiedzieć, że ja osobiście nie posiadam żadnych uczuć religijnych, ale Ojciec Jacek Salij zgromił mnie niesłychanie surowo, tym niemniej wyrażam się tak, ja mam słabo w każdym razie rozwinięte uczucia religijne, natomiast bardzo mocno ugruntowane przekonania religijne. Wiara naprawdę nie jest zespołem uczuć." Prawda jest jednak inna, albowiem religia jest znacznie mniej powiązana z intelektem, niż z uczuciami: wierzą więc ci, którzy mają takie predyspozycje naturalne lub potrzeby psychologiczne, reszta „wierzy" z przyzwyczajenia, z tradycji, z oportunizmu, z niechęci zmian. Gdyby wiara miała zależeć od intelektu musiałoby to wówczas prowadzić do wniosku takiego, że sprzyja jej mniejsza sprawność intelektualna, gdyż istnieje zależność między poziomem wykształcenia i inteligencją a religijnością i wiarą w boga. [ 4 ] Historyk idei Paul K. Conkin pisał: "W dzisiejszych czasach im wyższe ktoś ma wykształcenie lub lepsze wyniki testów inteligencji bądź osiągnięć akademickich, tym mniej prawdopodobne, że jest on chrześcijaninem". W jakiejś przynajmniej części potwierdza to więc opinię Giordana Bruna, iż religia jest uproszczoną wersją filozofii dla mas.Gdyby papieże nie znali tej prawdy oczywistej, nie przestrzegaliby przed samodzielnym myśleniem, jak choćby Leon XIII, który w encyklice Tametsi futura prospicientibus z dnia l listopada 1900 roku nakazuje wiernym: "Niech będzie to rzeczą pewną, że w życiu chrześcijańskim umysł powinien się poddać całkowicie i dogłębnie autorytetowi Bożemu. A jeżeli w tym poddaniu rozumu autorytetowi, duma umysłu, która posiada w nas taką siłę, odczuwa przymus i cierpi z tego powodu, to wynika stąd tym bardziej, że chrześcijanin powinien uginać się nie tylko w pokorze woli, ale również w wielkiej pokorze umysłu; (...) a więc rozum nasz powinien, pokornie i wiernie, uginać się w posłuszeństwie Chrystusowi do tego stopnia, aby uważać się za niewolnicę wobec jego boskości i władzy." Apele te rozpoczęto już w Biblii i trwają po dziś dzień, kiedy w ostatniej encyklice tyczącej się rozumu, Jan Paweł II potępia "samowolę ludzkiego osądu" i "przesadny racjonalizm".Przypomina się też w tym miejscu „Podróż 22." Dzienników Gwiazdowych Stanisława Lema, który w świecie science-fiction podróży międzyplanetarnych pomiędzy milionami zamieszkałych planet, ukazuje nam również theology-fiction, czyli skomplikowaną sytuację religii w tej skomplikowanej rzeczywistości. Oczywiście czcigodni ojcowie zakonni prowadzą gorliwie misje chrześcijańskie wśród tubylców, którzy generalnie okazują się bardzo naiwni i podatni na zasiew wiary, a jednocześnie ich zbyt dosłowne traktowanie wszystkiego rodzi szereg kłopotów. Najgorsze problemy sprawiają jednak niektóre obszary, gdzie nie tylko nie udało się założyć sieci „gwiazdowych" parafii, ale i wiara doznaje straszliwych ciosów: „Obszary te zamieszkują ludy o niesłychanie wysokiej in