Być uczniem Jezusa znaczy dla mnie codziennie wybierać Go, poprzez podejmowane decyzje. Być Jego uczniem to ciągle stawać na straży wiary. To żyć miłością na co dzień, we wszystko co robię wkładać serce. To bycie radosnym i otwartym na innych, to dostrzegać potrzebujących, którym mogę pomóc, którzy są wokół mnie.
To ciągłe wzrastanie tzn. uczenie się rozpoznawania woli Bożej i poddawania Bożym planom. Ciągłe doskonalenie wsłuchiwania się w Boże słowo. Nieustająca praca nad sobą czyli doskonalenie swojej osobowości...
Być uczniem Jezusa to trwać w Jego nauce, kroczyć za Nim, potwierdzać życiem, że jest On moim Nauczycielem i Mistrzem.
Być uczniem Jezusa to dla mnie zaszczyt. Być uczniem Jezusa to zawsze starać się podążać Jego śladami.
Dla mnie być uczniem Jezusa oznacza codzienny, konsekwentny wybór Chrystusa - nie jest to jednorazowa decyzja ale każdorazowe zawierzenie się Panu. Trwanie w tym czego naucza i co mówi Kościół. Mimo, że wielu spraw nie rozumiem, staram się pozostać w relacji uczeń - Mistrz i na ile potrafię ufać Jezusowi.
Być uczniem Jezusa oznacza dla mnie wierne kroczenie za Nim w pokornej postawie słuchającego Jego nauki. Również oznacza czerpanie ze źródeł łaski Boże), jakimi są sakramenty. Oznacza wreszcie wcielanie tej nauki w życie poprzez ciągłą formację duchową oraz intelektualną, aby budować na mocnym fundamencie.
Słowo "uczeń" domaga się automatycznie szkoły. A więc nauka - i życia i Boskiej �filozofii", nauka miłości i nauka czytania Bożych znaków i prowadzenia. Niestety, ta szkoła oznacza też dla mnie liczne (nie)usprawiedliwione nieobecności. Być uczniem Jezusa to też uczyć się być jak On.
CO ROBIĘ (CZY COŚ ROBIĘ), BY CZYNIĆ UCZNIÓW?
Co robię? Staram się żyć ze świadomością, że moje świadectwo jest dla innych ważne. Staram się być "czytelnym znakiem" dla dzisiejszego świata. Pomagam, jeśli widzę kogoś potrzebującego mej pomocy, "ewangelizuję" nie słowem, ale czynem. Żyję zasadami Ewangelii, o czym moi znajomi wiedzą. To tyle...
Jeśli posługuję na rekolekcjach jako animator lub pilotuję krąg małżeństw, to myślę że czynię uczniów, w każdym razie staram się. Kiedy dzielę się na kręgu tym, co Chrystus w moim życiu uczynił, to to uważam też za czynienie uczniów, bo głęboko wierzę że moje świadectwo może przemienić czyjeś życie, a przynajmniej czyjś dotychczasowy sposób patrzenia na życie. No i jeszcze modlę się za parę osób - o ich nawrócenie, o poznanie Boga (czy to też jest czynieniem uczniów?)
By czynić uczniów, dzielę się swoją wiarą, oddaję swój czas, modlę się za tych co są jeszcze daleko od Jezusa.
Próbuję wcielić naukę Chrystusa w swoje życie.
Czy robię coś, aby czynić uczniów? Powtarzam sobie za św. Pawłem Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii. I staram się tego trzymać - staram się samemu być jak najwierniejszym uczniem Chrystusa, choć często to się nie udaje. Ale gdy temu podołam, ewangelizacja jest dla mnie naturalną tego konsekwencją - nie mogę iść za Panem i jednocześnie nie mówić ludziom o Nim, nie czynić z nich nowych uczniów. Staram się trzymać Jezusa - dalej już On działa jak i kiedy chce.
Według mnie czynić uczniów, pokazywać Drogę, być narzędziem w rękach Ducha Świętego, to jest główne zadanie animatora. Dla mnie osobiście jest to motor do dalszej służby - czynienie uczniów to obowiązek każdego chrześcijanina - ale od animatora można wymagać więcej, w myśl zasady "komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie". Gdy nie wypełniam tego, jako animator obumieram, tracę zapał i siły do dalszej posługi. Mogę powiedzieć, że im bardziej staram się czynić uczniów, tym bardziej sam mogę stawać się uczniem Pana. Grupa do I stopnia ONZ którą obecnie prowadzę, jest dla mnie wielkim błogosławieństwem - dzięki nim mogę realizować swoje powołanie jako animatora - czynić uczniów tam, gdzie Pan teraz ode mnie tego chce.
Staram się każdego dnia, podczas codziennych obowiązków dawać świadectwo miłości do Chrystusa i Kościoła. W rozmowie próbuję pokazać znajomym, że prawo miłości jest lepszym wyborem, niż prawo siły, a w konsekwencji staram się pokazać Chrystusa jako jedyne źródło prawdziwej miłości.
Dla mnie osobiście nierozerwalnie związana z czynieniem uczniów jest posługa animatora. Miłość do Chrystusa przynagla, aby innym mówić o tej miłości, co często okazuje się być zaraźliwe i pociąga drugiego człowieka mocniej niż jakiekolwiek slogany. Mimo wszystko nie chcę niczego w tym względzie robić na siłę. To Chrystus jest dawcą wzrostu w wierze i łaski stawania się uczniem.
Żyję. Staram się żyć "pobieraną nauką" i mam nadzieję, że mój styl życia pociągnie innych. W moich poważniejszych rozmowach z innymi rzadko pada imię Jezusa. Nie jest to celowe milczenie o nim, ale jakoś nie potrafię się Jezusem i moją wiarą w Niego afiszować
Być uczniem Jezusa znaczy dla mnie codziennie wybierać Go, poprzez podejmowane decyzje. Być Jego uczniem to ciągle stawać na straży wiary. To żyć miłością na co dzień, we wszystko co robię wkładać serce. To bycie radosnym i otwartym na innych, to dostrzegać potrzebujących, którym mogę pomóc, którzy są wokół mnie.
To ciągłe wzrastanie tzn. uczenie się rozpoznawania woli Bożej i poddawania Bożym planom. Ciągłe doskonalenie wsłuchiwania się w Boże słowo. Nieustająca praca nad sobą czyli doskonalenie swojej osobowości...Być uczniem Jezusa to trwać w Jego nauce, kroczyć za Nim, potwierdzać życiem, że jest On moim Nauczycielem i Mistrzem.
Być uczniem Jezusa to dla mnie zaszczyt. Być uczniem Jezusa to zawsze starać się podążać Jego śladami.
Dla mnie być uczniem Jezusa oznacza codzienny, konsekwentny wybór Chrystusa - nie jest to jednorazowa decyzja ale każdorazowe zawierzenie się Panu. Trwanie w tym czego naucza i co mówi Kościół. Mimo, że wielu spraw nie rozumiem, staram się pozostać w relacji uczeń - Mistrz i na ile potrafię ufać Jezusowi.
Być uczniem Jezusa oznacza dla mnie wierne kroczenie za Nim w pokornej postawie słuchającego Jego nauki. Również oznacza czerpanie ze źródeł łaski Boże), jakimi są sakramenty. Oznacza wreszcie wcielanie tej nauki w życie poprzez ciągłą formację duchową oraz intelektualną, aby budować na mocnym fundamencie.
Słowo "uczeń" domaga się automatycznie szkoły. A więc nauka - i życia i Boskiej �filozofii", nauka miłości i nauka czytania Bożych znaków i prowadzenia. Niestety, ta szkoła oznacza też dla mnie liczne (nie)usprawiedliwione nieobecności. Być uczniem Jezusa to też uczyć się być jak On.
CO ROBIĘ (CZY COŚ ROBIĘ), BY CZYNIĆ UCZNIÓW?
Co robię? Staram się żyć ze świadomością, że moje świadectwo jest dla innych ważne. Staram się być "czytelnym znakiem" dla dzisiejszego świata. Pomagam, jeśli widzę kogoś potrzebującego mej pomocy, "ewangelizuję" nie słowem, ale czynem. Żyję zasadami Ewangelii, o czym moi znajomi wiedzą. To tyle...
Jeśli posługuję na rekolekcjach jako animator lub pilotuję krąg małżeństw, to myślę że czynię uczniów, w każdym razie staram się. Kiedy dzielę się na kręgu tym, co Chrystus w moim życiu uczynił, to to uważam też za czynienie uczniów, bo głęboko wierzę że moje świadectwo może przemienić czyjeś życie, a przynajmniej czyjś dotychczasowy sposób patrzenia na życie. No i jeszcze modlę się za parę osób - o ich nawrócenie, o poznanie Boga (czy to też jest czynieniem uczniów?)
By czynić uczniów, dzielę się swoją wiarą, oddaję swój czas, modlę się za tych co są jeszcze daleko od Jezusa.
Próbuję wcielić naukę Chrystusa w swoje życie.
Czy robię coś, aby czynić uczniów? Powtarzam sobie za św. Pawłem Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii. I staram się tego trzymać - staram się samemu być jak najwierniejszym uczniem Chrystusa, choć często to się nie udaje. Ale gdy temu podołam, ewangelizacja jest dla mnie naturalną tego konsekwencją - nie mogę iść za Panem i jednocześnie nie mówić ludziom o Nim, nie czynić z nich nowych uczniów. Staram się trzymać Jezusa - dalej już On działa jak i kiedy chce.
Według mnie czynić uczniów, pokazywać Drogę, być narzędziem w rękach Ducha Świętego, to jest główne zadanie animatora. Dla mnie osobiście jest to motor do dalszej służby - czynienie uczniów to obowiązek każdego chrześcijanina - ale od animatora można wymagać więcej, w myśl zasady "komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie". Gdy nie wypełniam tego, jako animator obumieram, tracę zapał i siły do dalszej posługi. Mogę powiedzieć, że im bardziej staram się czynić uczniów, tym bardziej sam mogę stawać się uczniem Pana. Grupa do I stopnia ONZ którą obecnie prowadzę, jest dla mnie wielkim błogosławieństwem - dzięki nim mogę realizować swoje powołanie jako animatora - czynić uczniów tam, gdzie Pan teraz ode mnie tego chce.
Staram się każdego dnia, podczas codziennych obowiązków dawać świadectwo miłości do Chrystusa i Kościoła. W rozmowie próbuję pokazać znajomym, że prawo miłości jest lepszym wyborem, niż prawo siły, a w konsekwencji staram się pokazać Chrystusa jako jedyne źródło prawdziwej miłości.
Dla mnie osobiście nierozerwalnie związana z czynieniem uczniów jest posługa animatora. Miłość do Chrystusa przynagla, aby innym mówić o tej miłości, co często okazuje się być zaraźliwe i pociąga drugiego człowieka mocniej niż jakiekolwiek slogany. Mimo wszystko nie chcę niczego w tym względzie robić na siłę. To Chrystus jest dawcą wzrostu w wierze i łaski stawania się uczniem.
Żyję. Staram się żyć "pobieraną nauką" i mam nadzieję, że mój styl życia pociągnie innych. W moich poważniejszych rozmowach z innymi rzadko pada imię Jezusa. Nie jest to celowe milczenie o nim, ale jakoś nie potrafię się Jezusem i moją wiarą w Niego afiszować