...) Piszę do Księdza w sprawie pewnej dyskusji, która odbyła się w naszym kręgu rodzin. Należymy do Oazy Rodzin i spotykamy się na wspólnej modlitwie, czytaniu Pisma Świętego i rozmowie na tematy wiary. Pospieraliśmy się o sprawę tego, czy wiedza do Boga przybliża czy oddala. Czy wykształcenie teologiczne pomaga wierzyć? Trochę nam głupio, ale porównywaliśmy niektórych naszych znajomych mających wyższe wykształcenie, teologiczne też, z innymi znajomymi, którzy wielkich szkół nie kończyli. Ci pierwsi nieraz mają większe kłopoty z wiarą i moralnością, niż ci drudzy. Mnie wydelegowano, by do Księdza napisać i dlatego pytam: co Ksiądz o tym sądzi?
Zygmunt
Nie Państwo pierwsi stanęliście przed problemem wzajemnej relacji wiedzy, wykształcenia i mądrości. Mądrością bowiem chciałbym określić umiejętność życia w przyjaźni z Panem Bogiem i ludźmi, życia w wierności wartościom. Obawiam się, iż problem ten chyba zawsze pobudzał do dyskusji ludzi nie tylko w naszej religii. Nie pamiętam dokładnie, lecz wydaje mi się, że też już o tym zdarzyło mi się pisać. Lecz i tak temat podejmuję, by zadośćuczynić Pańskiej prośbie. Na początek nasuwa mi się powiedzenie zaczerpnięte z podręcznika do nauki religii szkół średnich. Jest to myśl znakomitego biologa Ludwika Pasteura: "Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy - sprowadza do Niego z powrotem". W pełni się z tym zgadzam, aczkolwiek moim zdaniem najistotniejsze jest to, jak człowiek wiedzę wykorzystuje, jak jej używa. To używanie wiedzy też można nazwać mądrością. W moim odczuciu wiedza sama w sobie nie pomaga i nie przeszkadza. Jest narzędziem, które człowiek może wykorzystać w dobrym lub złym celu. Na przykład: jeśli ktoś chce samochodem dojechać do kościoła na Mszę, to cel ma dobry. Lecz jeśli nie dbał o auto, o przeglądy, olej i odpowiednie paliwo, a w drodze do kościoła samochód nawalił, to pomimo celu dobrego praktyczne użycie było złe. Ogólnie można powiedzieć, że wykształcenie matematyczno-przyrodnicze lub humanistyczne w zasadzie dotyczy naszej pracy, a nie stylu życia. Czasem może ono wbić człowieka w pychę i przez to oddzielić od Boga i bliźnich. Może też zaowocować oderwaniem od realiów codzienności. To też jest w pewien sposób dla wiary groźne. Inaczej rzecz się ma z wykształceniem teologicznym. Ono generalnie ma człowieka prowadzić ku Bogu. Problem w tym, że można dzięki niemu Pana Boga lepiej poznać, a mimo wszystko Go nie pokochać. Zatem możemy podsumować, iż wiedza o tyle jest dla człowieka wierzącego użyteczna, o ile prowadzi go do pokochania Boga i bliźnich. Niestety, nie wszyscy teologowie potrafią ją w tym celu i w dobry sposób wykorzystać. Stąd też pewnie opisane przez Pana negatywne wrażenie wywierane przez niektórych wykształconych. Wiara martwa jest bez uczynków, a wiedza pozostanie teorią bez modlitwy. Tutaj cudownym przykładem mogą nam służyć Ojcowie Kościoła, którzy potrafili to połączyć. Ich wiedza była bowiem nie tyle wynikiem teoretycznych studiów, lecz praktycznej ascezy i pobożności. Znajdowała odbicie w bardzo konkretnej miłości i Pana Boga, i bliźnich. Od nich na pewno warto się uczyć. Bardzo mocno zachęcam do zdobywania wiedzy. Zwłaszcza teologicznej. Do czytania. Książki dzisiaj są drogie, ale za to jest ich mnóstwo, kiedyś można było tylko pomarzyć o takich wydaniach. Tymczasem nie powinniśmy zapominać o bibliotekach i życzliwości znajomych. Studia połączone z głęboką i żarliwą modlitwą mogą przysporzyć prawdziwej mądrości. Dzięki niej można cieszyć się prawdziwą przyjaźnią z Chrystusem. Czego z serca życzę.
BIBLIA
...) Piszę do Księdza w sprawie pewnej dyskusji, która odbyła się w naszym kręgu rodzin. Należymy do Oazy Rodzin i spotykamy się na wspólnej modlitwie, czytaniu Pisma Świętego i rozmowie na tematy wiary. Pospieraliśmy się o sprawę tego, czy wiedza do Boga przybliża czy oddala. Czy wykształcenie teologiczne pomaga wierzyć? Trochę nam głupio, ale porównywaliśmy niektórych naszych znajomych mających wyższe wykształcenie, teologiczne też, z innymi znajomymi, którzy wielkich szkół nie kończyli. Ci pierwsi nieraz mają większe kłopoty z wiarą i moralnością, niż ci drudzy. Mnie wydelegowano, by do Księdza napisać i dlatego pytam: co Ksiądz o tym sądzi?
ZygmuntNie Państwo pierwsi stanęliście przed problemem wzajemnej relacji wiedzy, wykształcenia i mądrości. Mądrością bowiem chciałbym określić umiejętność życia w przyjaźni z Panem Bogiem i ludźmi, życia w wierności wartościom. Obawiam się, iż problem ten chyba zawsze pobudzał do dyskusji ludzi nie tylko w naszej religii. Nie pamiętam dokładnie, lecz wydaje mi się, że też już o tym zdarzyło mi się pisać. Lecz i tak temat podejmuję, by zadośćuczynić Pańskiej prośbie.
Na początek nasuwa mi się powiedzenie zaczerpnięte z podręcznika do nauki religii szkół średnich. Jest to myśl znakomitego biologa Ludwika Pasteura: "Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy - sprowadza do Niego z powrotem". W pełni się z tym zgadzam, aczkolwiek moim zdaniem najistotniejsze jest to, jak człowiek wiedzę wykorzystuje, jak jej używa. To używanie wiedzy też można nazwać mądrością.
W moim odczuciu wiedza sama w sobie nie pomaga i nie przeszkadza. Jest narzędziem, które człowiek może wykorzystać w dobrym lub złym celu. Na przykład: jeśli ktoś chce samochodem dojechać do kościoła na Mszę, to cel ma dobry. Lecz jeśli nie dbał o auto, o przeglądy, olej i odpowiednie paliwo, a w drodze do kościoła samochód nawalił, to pomimo celu dobrego praktyczne użycie było złe.
Ogólnie można powiedzieć, że wykształcenie matematyczno-przyrodnicze lub humanistyczne w zasadzie dotyczy naszej pracy, a nie stylu życia. Czasem może ono wbić człowieka w pychę i przez to oddzielić od Boga i bliźnich. Może też zaowocować oderwaniem od realiów codzienności. To też jest w pewien sposób dla wiary groźne.
Inaczej rzecz się ma z wykształceniem teologicznym. Ono generalnie ma człowieka prowadzić ku Bogu. Problem w tym, że można dzięki niemu Pana Boga lepiej poznać, a mimo wszystko Go nie pokochać. Zatem możemy podsumować, iż wiedza o tyle jest dla człowieka wierzącego użyteczna, o ile prowadzi go do pokochania Boga i bliźnich. Niestety, nie wszyscy teologowie potrafią ją w tym celu i w dobry sposób wykorzystać. Stąd też pewnie opisane przez Pana negatywne wrażenie wywierane przez niektórych wykształconych.
Wiara martwa jest bez uczynków, a wiedza pozostanie teorią bez modlitwy. Tutaj cudownym przykładem mogą nam służyć Ojcowie Kościoła, którzy potrafili to połączyć. Ich wiedza była bowiem nie tyle wynikiem teoretycznych studiów, lecz praktycznej ascezy i pobożności. Znajdowała odbicie w bardzo konkretnej miłości i Pana Boga, i bliźnich. Od nich na pewno warto się uczyć.
Bardzo mocno zachęcam do zdobywania wiedzy. Zwłaszcza teologicznej. Do czytania. Książki dzisiaj są drogie, ale za to jest ich mnóstwo, kiedyś można było tylko pomarzyć o takich wydaniach. Tymczasem nie powinniśmy zapominać o bibliotekach i życzliwości znajomych. Studia połączone z głęboką i żarliwą modlitwą mogą przysporzyć prawdziwej mądrości. Dzięki niej można cieszyć się prawdziwą przyjaźnią z Chrystusem. Czego z serca życzę.