Moje wakacje okazaly się bardziej zwariowane niż przypuszczałam. Mój brat, z którym miałam rzekomo jechać nad morze, ''rozchorował się'' postanawiając, iż w tym roku pojadę nad morze z jego przyjacielem. Z początu między nami narósł konflikt, jednak Deidara, mój rabnięty brat, szybko przedstawił mi owego przyjaciela a jednoczesnie opiekuna, z którym miałam spędzić tydzień nad morzem. Chłopak, no cóż, można powiedzieć, że zrobił na mnie dobre wrażenie. Kulturalnie odwiedził nasze domostwo wręczając mi kwiaty na powitanie. Tak, Hidan, przyjaciel mojego brata, starał się jak tylko mógł bym nie krępowała się go. Po długich dwóch dniach, zgodziłam się w 100% jechać z nim do Gdańska. Wszystko było już przygotowane, pojechaliśmy na stację o ustalonej godzinie omawiając harmonogram wycieczki. Po wyjściu z mercedesa Hidanek kulturalnie wziął trzy walizy wypchane po brzegi moją bielizną, kosmetykami, pisemkami i innymi bzdetami zaś schorowany brat stanął na peronie podśmiewując się z niego. Nie wyczułam nawet, że oboje szykowali mały spisek wobec mnie. Byłam zbyt podekscytowana rozmową dwóch murzynów zajadających się Polskim bigosem w malym opakowaniu po chińskiej zupce Knorr. Brat poklepał mnie po plecach każąc mi się ruszyć z miejsca i iść do pociągu. Ludzi było sporo więc w pośpiechu trzeba było zająć sobie jakieś miejsce w przedziale. Hidanek, niczym Zorro, przeskoczył bramkę i gdy tylko drzwi się otworzyły zaczął biec do pierwszego lepszego przedziału udając orangutana. Z lekkim zażenowaniem ucałowałam brata na pożegnanie przeciskając się między grupą gothów a landrynków, by dostać na na zajęte przez srebrnowłosego chłopaka miejsce. I zaś się zaczęło. Przez pierwsze godziny wygłupialiśmy się i dokazywaliśmy jak przedszkolaki, póki nie wszedł kontroler z wąsem, prosząc nas o bilety. Hidan naturalnie udał głuchoniemego bałwana z syndromem Rexony zaś ja, grzecznie, podałam pięćdziesiąt zużytych biletów, w tym jeden aktualny, kontrolerowi wyszczerzając swoje ząbki w szczerym uśmiechu. Mężczyzna z wąsem popatrzył to na mnie a to na bilety wychodząc pospiesznie z przedziału. Chyba dostał migreny przez Hidana i moje bilety z czasów ZSRR. No ale nie to było najlepsze. Najlepsze to się zaczęło jak kazałam Hidanowi pilnować drogi, samej zasypiając. Srebrnowłosy obiecał mnie obudzić kiedy będziemy na miejscu. I tak oto sam zasnął po chwili zapominając całkowicie o zobowiązaniu. Po ładnych paru godzinach przywitało nas stado Rosjaninów śpiewając biesiadne pioseneczki o rozmarynie. Nie musze chyba tłumaczyć, że prawie zabiłam Hidana moją gitarą wyzywając go od głąbów. Zamiast skupić się na drodze, ten wcisnął się pod siedzenie zwijając w kokon jak jakiś włochaty larwiszon. Wzięliśmy walizy przenosząc się na gapę do innego pociągu. Po drodzę kupiliśmy trochę winiacza by kanar nie zawracał nam głowy. Tym razem jednak to ja, osobiście, pilnowałam drogi byśmy znowu nic nie przegapili. I choć zmęczenie brało nademną górę to dzielnie wytrzymalam te bite osiem godzin z obnażonym Hidanem, który zbyt doslownie wziął mój plan i naprawdę upił się winiaczem. No cóż, o jednego głąba mniej, myślałam. Po dojeździe na miejsce nawet się nie spodziewałam tego, że brat wraz z Hidanem nie tyle co zarezerwowali hotel a jakiś domek nad morzem. Na początku nawet nie odzywałam się do przyjaciela mojego brata besztając go za jego głupi pomysł. Dopiero gdzies tak pod noc Hidan wyjawił mi, że to wszystko było z góry zaplanowane. Nie bardzo wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie. Pierwszą noc spędziliśmy w milczeniu, dopiero kolejne dni sprawiły, że na mojej buzi znów zagościł radosny uśmiech. Blisko nas rozgrywały się festiwale na które oczywiście chodziliśmy. Ba, raz nawet Hidan przebrał się za Elvisa Presleya tańcząc oberka z wokalistami zespołu ''Fasolki''. Ja zaś wolałam paradować w stroju banana z napisem na plecach ''Kick me''. Do teraz bolą mnie plecy, oj bolą. Na samym końcu pobytu mój drogi towarzysz wyznał mi miłość co stało się przełomem. No, nie międzygalaktycznym, ale duchowym. Nigdy wcześniej nie byłam w podobnej sytuacji. Z usmiechem pogodziłam się z dziką naturą Hidanka, godząc na zostanie jego dziewczyną. Z tej też okazji jeszcze trochę pobalowaliśmy w Gdańsku oglądając zachody słońca, kąpiąc się w zimnym morzu, szukając pereł i śpiewając bezsensowne piosenki o EURO 2012 na dachu naszego domku. Po powrocie miałam zamiar podziękować gorąco mojego głupiutkiemu bratu za to, że zapoznał mnie z Hidanem. To były cudowne wakacje, których, mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę!
Moje wakacje okazaly się bardziej zwariowane niż przypuszczałam. Mój brat, z którym miałam rzekomo jechać nad morze, ''rozchorował się'' postanawiając, iż w tym roku pojadę nad morze z jego przyjacielem. Z początu między nami narósł konflikt, jednak Deidara, mój rabnięty brat, szybko przedstawił mi owego przyjaciela a jednoczesnie opiekuna, z którym miałam spędzić tydzień nad morzem. Chłopak, no cóż, można powiedzieć, że zrobił na mnie dobre wrażenie. Kulturalnie odwiedził nasze domostwo wręczając mi kwiaty na powitanie. Tak, Hidan, przyjaciel mojego brata, starał się jak tylko mógł bym nie krępowała się go. Po długich dwóch dniach, zgodziłam się w 100% jechać z nim do Gdańska. Wszystko było już przygotowane, pojechaliśmy na stację o ustalonej godzinie omawiając harmonogram wycieczki. Po wyjściu z mercedesa Hidanek kulturalnie wziął trzy walizy wypchane po brzegi moją bielizną, kosmetykami, pisemkami i innymi bzdetami zaś schorowany brat stanął na peronie podśmiewując się z niego. Nie wyczułam nawet, że oboje szykowali mały spisek wobec mnie. Byłam zbyt podekscytowana rozmową dwóch murzynów zajadających się Polskim bigosem w malym opakowaniu po chińskiej zupce Knorr. Brat poklepał mnie po plecach każąc mi się ruszyć z miejsca i iść do pociągu. Ludzi było sporo więc w pośpiechu trzeba było zająć sobie jakieś miejsce w przedziale. Hidanek, niczym Zorro, przeskoczył bramkę i gdy tylko drzwi się otworzyły zaczął biec do pierwszego lepszego przedziału udając orangutana. Z lekkim zażenowaniem ucałowałam brata na pożegnanie przeciskając się między grupą gothów a landrynków, by dostać na na zajęte przez srebrnowłosego chłopaka miejsce. I zaś się zaczęło. Przez pierwsze godziny wygłupialiśmy się i dokazywaliśmy jak przedszkolaki, póki nie wszedł kontroler z wąsem, prosząc nas o bilety. Hidan naturalnie udał głuchoniemego bałwana z syndromem Rexony zaś ja, grzecznie, podałam pięćdziesiąt zużytych biletów, w tym jeden aktualny, kontrolerowi wyszczerzając swoje ząbki w szczerym uśmiechu. Mężczyzna z wąsem popatrzył to na mnie a to na bilety wychodząc pospiesznie z przedziału. Chyba dostał migreny przez Hidana i moje bilety z czasów ZSRR. No ale nie to było najlepsze. Najlepsze to się zaczęło jak kazałam Hidanowi pilnować drogi, samej zasypiając. Srebrnowłosy obiecał mnie obudzić kiedy będziemy na miejscu. I tak oto sam zasnął po chwili zapominając całkowicie o zobowiązaniu. Po ładnych paru godzinach przywitało nas stado Rosjaninów śpiewając biesiadne pioseneczki o rozmarynie. Nie musze chyba tłumaczyć, że prawie zabiłam Hidana moją gitarą wyzywając go od głąbów. Zamiast skupić się na drodze, ten wcisnął się pod siedzenie zwijając w kokon jak jakiś włochaty larwiszon. Wzięliśmy walizy przenosząc się na gapę do innego pociągu. Po drodzę kupiliśmy trochę winiacza by kanar nie zawracał nam głowy. Tym razem jednak to ja, osobiście, pilnowałam drogi byśmy znowu nic nie przegapili. I choć zmęczenie brało nademną górę to dzielnie wytrzymalam te bite osiem godzin z obnażonym Hidanem, który zbyt doslownie wziął mój plan i naprawdę upił się winiaczem. No cóż, o jednego głąba mniej, myślałam. Po dojeździe na miejsce nawet się nie spodziewałam tego, że brat wraz z Hidanem nie tyle co zarezerwowali hotel a jakiś domek nad morzem. Na początku nawet nie odzywałam się do przyjaciela mojego brata besztając go za jego głupi pomysł. Dopiero gdzies tak pod noc Hidan wyjawił mi, że to wszystko było z góry zaplanowane. Nie bardzo wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie. Pierwszą noc spędziliśmy w milczeniu, dopiero kolejne dni sprawiły, że na mojej buzi znów zagościł radosny uśmiech. Blisko nas rozgrywały się festiwale na które oczywiście chodziliśmy. Ba, raz nawet Hidan przebrał się za Elvisa Presleya tańcząc oberka z wokalistami zespołu ''Fasolki''. Ja zaś wolałam paradować w stroju banana z napisem na plecach ''Kick me''. Do teraz bolą mnie plecy, oj bolą. Na samym końcu pobytu mój drogi towarzysz wyznał mi miłość co stało się przełomem. No, nie międzygalaktycznym, ale duchowym. Nigdy wcześniej nie byłam w podobnej sytuacji. Z usmiechem pogodziłam się z dziką naturą Hidanka, godząc na zostanie jego dziewczyną. Z tej też okazji jeszcze trochę pobalowaliśmy w Gdańsku oglądając zachody słońca, kąpiąc się w zimnym morzu, szukając pereł i śpiewając bezsensowne piosenki o EURO 2012 na dachu naszego domku. Po powrocie miałam zamiar podziękować gorąco mojego głupiutkiemu bratu za to, że zapoznał mnie z Hidanem. To były cudowne wakacje, których, mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę!