Przygotuj pisemnie swój głos dyskusji na temat lekcji "czy dorośli mówią takim językiem jak dzieci"
na 8 zdań. pilne
kora0606
Jeśli spojrzymy na to zagadnienie z punktu widzenia „tradycyjnej” psychologii rozwojowej człowieka, wydaje się ono stosunkowo nieskomplikowane. Fakty mówią same za siebie.
Pod koniec 1. roku życia dziecko operuje 4-5 słowami, a w następnych latach (aż do 6. r. ż.) opanowuje średnio po 9-10 nowych słów dziennie, a są to słowa używane przez dorosłych z jego otoczenia1. Jeśli tak powierzchownie przyjrzymy się językowi dziecka, dojdziemy do wniosku, że naprawdę jest to nieudolna kopia języka dorosłych, gdyż rozwija się tylko, jako odpowiedź na ich aktywność językową.
Kwestia rozwoju mowy i języka zajmowała wielu badaczy i niektórym z nich zawdzięczamy zupełnie odmienne przedstawienie tego zagadnienia. Szczególnie istotną wydaje mi się teoria Noama Chomskyego2.
Głównym założeniem teorii Chomskyego jest natywizm, czyli przekonanie o wrodzonym charakterze zdolności językowych. Teoria ta uzyskała swoje potwierdzenie w chwili, kiedy odkryto gen językowy FOXP 2 3. Dzięki tym badaniom determinacja genetyczna procesu „zdobywania” języka nie ulega już wątpliwości.
Jednak tym, co najbardziej fascynuje mnie w teorii Chomskyego jest wyidealizowane pojecie „Uniwersalnej Gramatyki”. Według Chomskiego jest to„ wrodzona wiedza umożliwiająca nabycie dowolnego języka”4 .Wiedza ta dotyczy ogólnych cech struktur gramatycznych wspólnych wszystkim językom.
Nie można mówić o kopiowaniu, gdyż dzieci mają za mało danych do konstruowania poprawnej gramatyki. Dorośli najczęściej mówią do nich zdaniami niegramatycznymi, używają słów zdrobnionych, czyli posługują się tzw. „mową dziecięcą” (można pokusić się o stwierdzenie, że to rodzice i opiekunowie kopiują język dziecka). Dlatego wiedza językowa nie może pochodzić z indukcji, abstrahowania, doświadczenia lub wnioskowania przez analogię, ponieważ aby taki proces zachodził dziecko musiałoby odrzucać część danych5. Wytłumaczeniem tego procesu może być istnienie wewnętrznego mechanizmu przyswajania języka (LAD)6, którego działanie jest niezależne od doświadczenia dziecka, choć przezeń uruchamiane. Świadczy o tym osiągnięta w toku nabywania języka wiedza, która znacznie wykracza poza wyjściowe dane, umożliwiając dziecku tworzenie zdań nigdy nie słyszanych.
Co więcej, badania wykazują, że dzieci nigdy nie wypróbowują alternatywnych możliwości tworzenia gramatyk. Zaś argumentem głównym jest dla mnie fakt, iż dzieci niesłyszące tworzą samodzielnie (!) język migowy zgodny z zasadami uniwersalnej gramatyki7. Jeżeli więc, bez kontaktu z językiem dorosłych dzieci konstruują własny język oparty na tych samych zasadach, nie mamy żadnych podstaw, aby nazywać ten twór kopią. Język ten jest niezależny, zdeterminowany przez uwarunkowania genetyczne.
Ważne jest, że Chomsky odszedł od pojmowania kompetencji językowej, jako umiejętności formowania zdań i ich rozumienia. Pojęcie to odnosi on raczej do różnych systemów poznawczych. Gramatyka jest tylko jednym z takich systemów, a język przede wszystkim jest narzędziem myślenia i wyrażania myśli, a nie komunikacji 8. Nasuwa się więc wniosek zaskakujący w swej prostocie: jeśli język jest narzędziem myśli, to nie można języka dzieci ustawiać w pozycji podrzędnej do języka dorosłych tylko dlatego, że nie odpowiada on ich strukturom myślowym. Należy dostrzec struktury mentalne dziecka, aby w pełni docenić specyfikę jego języka i uznać jego „niezależność”.
Warto także zwrócić uwagę na cechy charakterystyczne komunikacji dziecięcej, które wcale nie zanikają wraz z wejściem w dojrzałe życie. Dziecko we wczesnym wieku korzysta ze znaków jednostronnych (symptomów) tworząc swój język np. płacz, krzyk. Znaki te jednak dość szybko przekształcane są w znaki dwustronne (sygnał-apel) służące wyrażeniu emocji i odczuć9. Takimi samymi znakami osoby dorosłe posługują się przez całe swoje życie. W dziedzinie tej trudno mówić o rozwoju, choć mózg zyska z czasem nad nią większą kontrolę, to sygnał i tak pozostanie taki sam.
Kolejnym zagadnieniem, które zainteresowało mnie w świetle problemu dojrzałości języka dzieci, jest twierdzenie Chomskyego o istnieniu dwóch stanów w procesie nabywania języka10. Według niego pierwszy z nich to tzw. stan wyjściowy, czyli wrodzona wiedza językowa zdeterminowana genetycznie; drugi – końcowy, to stan umysłu odpowiadający znajomości rodzimego języka. Pierwszy z nich daje dziecku możliwość opanowania każdego języka, drugi jest więc odrzuceniem tego bogactwa. Twierdzenie to jest może kontrowersyjne, jednak w takim ujęciu język dorosłych wydaje się być „podrzędny” w stosunku do zdolności językowych dziecka.
„Dziecko rodzi się obywatelem świata”. Jednak w ciągu pierwszych 6 miesięcy dokonuje czegoś na kształt analizy statystycznej słyszanych dźwięków i określa je jako istotne lub nie(bazując prawdopodobnie na ilości powtórzeń). „Stosując metodę komputerowego generowania różnych samogłosek i poddawania reakcji niemowląt złożonej analizie statystycznej, Kuhl wykazała, że w wieku sześciu miesięcy dzieci szwedzkie i amerykańskie reagowały zupełnie inaczej na te same dźwięki. Dzieci japońskie dowiadują się na przykład, że między dźwiękiem "L" a dźwiękiem "R" nie ma istotnej różnicy, dzieci amerykańskie natomiast przyjmują do wiadomości coś wręcz przeciwnego. W rezultacie dorośli Japończycy z wielkim trudem odróżniają te dwa dźwięki, ponieważ - jak wyjaśnia Kuhl - zmagazynowane zostały w tym samym "pojemniku".”11 Lecz amerykańskie dzieci, które w dziewiątym miesiącu życia zaledwie przez pięć godzin miały kontakt z językiem mandaryńskim - jedną z najbardziej rozpowszechnionych odmian chińskiego - są w stanie odróżniać poszczególne, czasami bardzo do siebie podobne elementy fonetyczne tego języka – wynika z innych eksperymentów Kuhl (dzieci amerykańskie w testach sprawdzających umiejętność rozróżniania elementów fonetycznych języka mandaryńskiego wypadły równie dobrze jak dzieci z Tajwanu, które mają kontakt z chińskim od urodzenia.12 Badania te podkreślają „uprzywilejowaną” sytuację dzieci wychowujących się w środowiskach dwu- lub wielo- języcznych. Mają one możliwość zapoznania się z dźwiękami różnych języków w tak zwanym „okresie krytycznym”(do ok 10 miesiąca życia, kiedy to zaczynają koncentrować się na języku ojczystym), co jest podstawą do ich dobrego opanowania w przyszłości.
Dorośli posiadają jedną zdecydowana przewagę, to oni mają władzę nad znaczeniami języka. Jeżeli opiekunowie konsekwentnie będą używać wymyślonej przez siebie nazwy, to dziecko ją przyswoi. Jednak i tu można obronić pozycję dziecka, gdyż gdyby nie kontrola kulturowa one także tworzyłyby własne nazwy i używałyby ich z taką samą konsekwencją, z jaką używają nazw świata dorosłych. Zaś dzieci dwujęzyczne szybko dowiadują się, że nazwy przedmiotów to rzecz umowna i „wręcz po mistrzowsku opanowują trudną sztukę ignorowania mylących informacji, jak mówi Ellen Bialystok, profesor psychologii w Uniwersytecie York w Toronto”13.
Powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że język dziecka jest tworem specyficznym, a nie jedynie niedojrzałą kopią języka dorosłych. Wiedza wrodzona odgrywa rolę w nabywaniu struktur syntaktycznych, pojęć językowych i systemów fonetycznych. Zaś interakcje ze światem i ludźmi pomagają dziecku na ich sprecyzowanie i wzbogacenie, co w efekcie możemy nazwać stanem opanowania języka. Jednak język ojczysty jest jedynie jedną z możliwości, jakie dziecko posiadało, a przypadki dzieci dwu- lub wielo- języcznych są przypadkami „efektywniejszego” wykorzystania naturalnego bogactwa tych możliwości.
Zaś fakt, że myślenie dziecka jest odmienne od myślenia rodziców nie może być powodem dyskryminowania odpowiadającej takiej sytuacji odmienności języka.
Pod koniec 1. roku życia dziecko operuje 4-5 słowami, a w następnych latach (aż do 6. r. ż.) opanowuje średnio po 9-10 nowych słów dziennie, a są to słowa używane przez dorosłych z jego otoczenia1. Jeśli tak powierzchownie przyjrzymy się językowi dziecka, dojdziemy do wniosku, że naprawdę jest to nieudolna kopia języka dorosłych, gdyż rozwija się tylko, jako odpowiedź na ich aktywność językową.
Kwestia rozwoju mowy i języka zajmowała wielu badaczy i niektórym z nich zawdzięczamy zupełnie odmienne przedstawienie tego zagadnienia. Szczególnie istotną wydaje mi się teoria Noama Chomskyego2.
Głównym założeniem teorii Chomskyego jest natywizm, czyli przekonanie o wrodzonym charakterze zdolności językowych. Teoria ta uzyskała swoje potwierdzenie w chwili, kiedy odkryto gen językowy FOXP 2 3. Dzięki tym badaniom determinacja genetyczna procesu „zdobywania” języka nie ulega już wątpliwości.
Jednak tym, co najbardziej fascynuje mnie w teorii Chomskyego jest wyidealizowane pojecie „Uniwersalnej Gramatyki”. Według Chomskiego jest to„ wrodzona wiedza umożliwiająca nabycie dowolnego języka”4 .Wiedza ta dotyczy ogólnych cech struktur gramatycznych wspólnych wszystkim językom.
Nie można mówić o kopiowaniu, gdyż dzieci mają za mało danych do konstruowania poprawnej gramatyki. Dorośli najczęściej mówią do nich zdaniami niegramatycznymi, używają słów zdrobnionych, czyli posługują się tzw. „mową dziecięcą” (można pokusić się o stwierdzenie, że to rodzice i opiekunowie kopiują język dziecka). Dlatego wiedza językowa nie może pochodzić z indukcji, abstrahowania, doświadczenia lub wnioskowania przez analogię, ponieważ aby taki proces zachodził dziecko musiałoby odrzucać część danych5. Wytłumaczeniem tego procesu może być istnienie wewnętrznego mechanizmu przyswajania języka (LAD)6, którego działanie jest niezależne od doświadczenia dziecka, choć przezeń uruchamiane. Świadczy o tym osiągnięta w toku nabywania języka wiedza, która znacznie wykracza poza wyjściowe dane, umożliwiając dziecku tworzenie zdań nigdy nie słyszanych.
Co więcej, badania wykazują, że dzieci nigdy nie wypróbowują alternatywnych możliwości tworzenia gramatyk. Zaś argumentem głównym jest dla mnie fakt, iż dzieci niesłyszące tworzą samodzielnie (!) język migowy zgodny z zasadami uniwersalnej gramatyki7. Jeżeli więc, bez kontaktu z językiem dorosłych dzieci konstruują własny język oparty na tych samych zasadach, nie mamy żadnych podstaw, aby nazywać ten twór kopią. Język ten jest niezależny, zdeterminowany przez uwarunkowania genetyczne.
Ważne jest, że Chomsky odszedł od pojmowania kompetencji językowej, jako umiejętności formowania zdań i ich rozumienia. Pojęcie to odnosi on raczej do różnych systemów poznawczych. Gramatyka jest tylko jednym z takich systemów, a język przede wszystkim jest narzędziem myślenia i wyrażania myśli, a nie komunikacji 8. Nasuwa się więc wniosek zaskakujący w swej prostocie: jeśli język jest narzędziem myśli, to nie można języka dzieci ustawiać w pozycji podrzędnej do języka dorosłych tylko dlatego, że nie odpowiada on ich strukturom myślowym. Należy dostrzec struktury mentalne dziecka, aby w pełni docenić specyfikę jego języka i uznać jego „niezależność”.
Warto także zwrócić uwagę na cechy charakterystyczne komunikacji dziecięcej, które wcale nie zanikają wraz z wejściem w dojrzałe życie. Dziecko we wczesnym wieku korzysta ze znaków jednostronnych (symptomów) tworząc swój język np. płacz, krzyk. Znaki te jednak dość szybko przekształcane są w znaki dwustronne (sygnał-apel) służące wyrażeniu emocji i odczuć9. Takimi samymi znakami osoby dorosłe posługują się przez całe swoje życie. W dziedzinie tej trudno mówić o rozwoju, choć mózg zyska z czasem nad nią większą kontrolę, to sygnał i tak pozostanie taki sam.
Kolejnym zagadnieniem, które zainteresowało mnie w świetle problemu dojrzałości języka dzieci, jest twierdzenie Chomskyego o istnieniu dwóch stanów w procesie nabywania języka10. Według niego pierwszy z nich to tzw. stan wyjściowy, czyli wrodzona wiedza językowa zdeterminowana genetycznie; drugi – końcowy, to stan umysłu odpowiadający znajomości rodzimego języka. Pierwszy z nich daje dziecku możliwość opanowania każdego języka, drugi jest więc odrzuceniem tego bogactwa. Twierdzenie to jest może kontrowersyjne, jednak w takim ujęciu język dorosłych wydaje się być „podrzędny” w stosunku do zdolności językowych dziecka.
„Dziecko rodzi się obywatelem świata”. Jednak w ciągu pierwszych 6 miesięcy dokonuje czegoś na kształt analizy statystycznej słyszanych dźwięków i określa je jako istotne lub nie(bazując prawdopodobnie na ilości powtórzeń). „Stosując metodę komputerowego generowania różnych samogłosek i poddawania reakcji niemowląt złożonej analizie statystycznej, Kuhl wykazała, że w wieku sześciu miesięcy dzieci szwedzkie i amerykańskie reagowały zupełnie inaczej na te same dźwięki. Dzieci japońskie dowiadują się na przykład, że między dźwiękiem "L" a dźwiękiem "R" nie ma istotnej różnicy, dzieci amerykańskie natomiast przyjmują do wiadomości coś wręcz przeciwnego. W rezultacie dorośli Japończycy z wielkim trudem odróżniają te dwa dźwięki, ponieważ - jak wyjaśnia Kuhl - zmagazynowane zostały w tym samym "pojemniku".”11 Lecz amerykańskie dzieci, które w dziewiątym miesiącu życia zaledwie przez pięć godzin miały kontakt z językiem mandaryńskim - jedną z najbardziej rozpowszechnionych odmian chińskiego - są w stanie odróżniać poszczególne, czasami bardzo do siebie podobne elementy fonetyczne tego języka – wynika z innych eksperymentów Kuhl (dzieci amerykańskie w testach sprawdzających umiejętność rozróżniania elementów fonetycznych języka mandaryńskiego wypadły równie dobrze jak dzieci z Tajwanu, które mają kontakt z chińskim od urodzenia.12 Badania te podkreślają „uprzywilejowaną” sytuację dzieci wychowujących się w środowiskach dwu- lub wielo- języcznych. Mają one możliwość zapoznania się z dźwiękami różnych języków w tak zwanym „okresie krytycznym”(do ok 10 miesiąca życia, kiedy to zaczynają koncentrować się na języku ojczystym), co jest podstawą do ich dobrego opanowania w przyszłości.
Dorośli posiadają jedną zdecydowana przewagę, to oni mają władzę nad znaczeniami języka. Jeżeli opiekunowie konsekwentnie będą używać wymyślonej przez siebie nazwy, to dziecko ją przyswoi. Jednak i tu można obronić pozycję dziecka, gdyż gdyby nie kontrola kulturowa one także tworzyłyby własne nazwy i używałyby ich z taką samą konsekwencją, z jaką używają nazw świata dorosłych. Zaś dzieci dwujęzyczne szybko dowiadują się, że nazwy przedmiotów to rzecz umowna i „wręcz po mistrzowsku opanowują trudną sztukę ignorowania mylących informacji, jak mówi Ellen Bialystok, profesor psychologii w Uniwersytecie York w Toronto”13.
Powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że język dziecka jest tworem specyficznym, a nie jedynie niedojrzałą kopią języka dorosłych. Wiedza wrodzona odgrywa rolę w nabywaniu struktur syntaktycznych, pojęć językowych i systemów fonetycznych. Zaś interakcje ze światem i ludźmi pomagają dziecku na ich sprecyzowanie i wzbogacenie, co w efekcie możemy nazwać stanem opanowania języka. Jednak język ojczysty jest jedynie jedną z możliwości, jakie dziecko posiadało, a przypadki dzieci dwu- lub wielo- języcznych są przypadkami „efektywniejszego” wykorzystania naturalnego bogactwa tych możliwości.
Zaś fakt, że myślenie dziecka jest odmienne od myślenia rodziców nie może być powodem dyskryminowania odpowiadającej takiej sytuacji odmienności języka.
Język dziecka jest po prostu inny.