Przepisz wszystko bezbłędnie. Pewnego, pięknego poranka przypomniała mi się miła chwila z dzieciństwa jak to pani powiedziała Martynie: ,, Lepiej się za to teraz nie zabieraj, poczekaj z 10 lat.'' Po tym jak wypowiedziałam to zdanie które wymyśłiłam ,, Martyna musi podjąć ważną decyzję na ślub z Przemkiem. Ale to było dawno, ze dziewięć lat temu. Liczy się teraz czyli na ich rozpoczęciu małżeństwa. Zagrała muzyka: Tu, tu, tu ru tu tu tutu... A ja chciałam więcej i więcej! Panna młoda szła pięknie przystojonym korytarzem przez dekoratorów. A gdy doszła wzieli się za ręce i popatrzyli sobie w oczy. Ach jaka to była piękna chwila gdy nagle małe dziecko krzykneło: ,,O fuuj niech ktoś coś im powie, to kościół a nie pokój schadzek!'' Zaśmiałąm się i przyglądałam sukni wybranej przezemnie. Ksiąc zaczął przemówienie i wtedy przysnełam... Ktoś mnie szturchał. Była to Ola. Kapłan już kończył na słowach: - Czy ktoś niechce by ta młoda para się pobrała? - Ja! - powiedział Przemek i podszedł bliżej - Marytno ja Cię zawszę kochalem i nie pozwole byś związała się z tym ancymonem. Wyjdź za mnie! - Ale... co, gdzie, kiedy czemu nie powiedziałeś wcześniej? - powiedziała Martyna. - Nie mam pojęcia ale proszę. Wyjdź za mnie! - Tak, tak! ja go nie kocham Ciebie kocham... Otworzyłam oczy i leżałam w łużku. ,, - To nie był sen, to nie mógł być sen... Niedowierzałam patrzyłam na date norma dwa tysięce dwudziesty szósty. Spytałam współlokatorkę Anie kiedy był ślub Martyny a ona: ,, - Co? Przeciesz wyjechała do Włoch z bratem miesiąc temu i mówiła, że nie wyjdzie za tego ancymona.
Preferuje zmianę zdań, wstawianie przecinków lub gdy jest ich za dużo.Lub zajęcie się ortografią. Po prostu opowiadanie do poprawy :)
agniehaxx
Pewnego pięknego poranka przypomniała mi się miła chwila z dzieciństwa. Pamiętam, jak pani powiedziała wtedy Martynie: - Lepiej się za to teraz nie zabieraj, poczekaj z dziesięć lat. To stało się po tym, jak wymyśliłam sobie to zdanie, że Martyna musi podjać ważną decyzję, dotyczącą ślubu z Przemkiem. Lecz to było jakieś dziewięć lat temu. Teraz liczy się to, co dzieje się tu i teraz, czyli to, że oboje rozpoczęli nowy etap swojego życia - nadszedł dzień, w którym zawierali związek małżeński. Usłyszeliśmy donośne werble. Tru tu tu tu...... A ja chciałam więcej! i więcej! Panna młoda szła pięknie przystrojonym korytarzem, który dekoratorzy stroili od dwóch dni. Kwiaty, balony, złote wstęgi.... W ręku niosła piękny bukiet z białych róż, a Przemek miał w butonierce jedną z nich. Martyna podeszła do Przemka, a ten spojrzał jej głęboko w oczy i ujął w swoja dłoń jej rękę. Pocałował ją subtelnie. Zaparło nam dech w piersiach. Co poniektórzy goście westchnęli rozczuleni. Mama Martyny ocierała łzy.... - Mamo! Ono się całują - przecież w kościele nie można! - krzyknęło nagle zniesmaczone małe dziecko. Młodzi spojrzeli się po sobie i wybuchnęli śmiechem. Podziwiałam Martynę, wszyscy podziwialiśmy, a ja byłam dumna, że suknia, w której teraz stoi przy ołtarzu jest moją zasługą - to ja namówiłam Martynę, żeby ją wybrała. Wiedziałam,że będzie w niej przecudnie wyglądała. Rozpoczęła się uroczysta msza. Robiło mi się miło, ciepło, dobrze na sercu.... Poczułam szturchnięcie. Ola oburzona zwróciła mi uwagę, że mam nie przesadzać. - Ej dziewczyno, jesteśmy na ślubie nie w sypialni. Nie śpij! Zapadło ważne pytanie do wszystkich świadków tego wydarzenia. Ksiądz zapytał donośnie: - Czy którykolwiek ze zgromadzonych tu świadków jest przeciwny temu małżeństwu? Nastała zupełna cisza. Goście spoglądali się po sobie i kiwali głowami. - Tak! Ja jestem przeciwny temu małżeństwu - głośno zaprotestował Tomasz, siedzący na samym końcu,w ostatniej ławce. - Martyno! Zawsze cię kochałem - zaczął mówić i powoli zbliżał się do ołtarza. Przemek oniemiał, goście byli wstrząśnięci, a Martyna niemalże nie zemdlała. - Tomasz, co ty mówisz? Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej?- pytała ze łzami w oczach. Od zawsze kochała Tomka. Był od dziecka przy niej. Znali się od zawsze. Przyjaźnili się i każdy myślał, że już do końca życia zostaną parą. Los ich jednak okrutnie rozdzielił i dopiero dzisiaj Tomasz, w okrzyku rozpaczy nie chciał dopuścić do tego, aby zabrano jemu Martynę na zawsze. - Wyjdź za mnie miłości mojego życia!- krzyknął..... Zerwałam się z łóżka. - To niemożliwe - pomyślałam. Czy to był sen? To nie mógł być sen - próbowałam sobie to jakoś tłumaczyć. Spojrzałam na zegarek, a na nim data 15-05-2025. Zapytałam Anię, jak jej się podobał ślub Martyny. - Jaki ślub? - zapytała z wyrzutem. Przecież odwołany. Powiedziała, że nie chce ślubu, nie wyjdzie za tego ancymona i spod ołtarza uciekła do swojego brata do Włoch :)
1 votes Thanks 2
CamiTorres
Pewnego, pięknego poranka, przypomniała mi się chwila z dzieciństwa, jak to pani powiedziała Martynie: ,,Lepiej się za to teraz nie zabieraj, poczekaj z 10 lat''. Po tym jak wypowiedziałam to zdanie, które wymyśliłam ,,Martyna musi podjąć ważną decyzję na ślub z Przemkiem''. Ale to było dawno, z dziewięć lat temu. Liczy się teraz, czyli na rozpoczęciu ich małżeństwa. Zagrała muzyka: Tu, tu, tu, ru, tu, tu, tutu... A ja chciałam więcej i więcej! Panna młoda szła pięknie przystrojonym przez dekoratorów korytarzem. A gdy doszła wzięli się za ręce i popatrzyli sobie w oczy. Ach, jaka to była piękna chwila! Gdy nagle małe dziecko krzyknęło: ,,O fuuj, niech ktoś coś im powie. To kościół, a nie pokój schadzek!''. Zaśmiałam się i przyglądałam wybranej przeze mnie sukni. Ksiądz zaczął przemówienie i wtedy przysnęłam... Ktoś mnie szturchał. Była to Ola. Kapłan już kończył na słowach: - Czy ktoś nie chce, by ta para się pobrała? - Ja! - powiedział Przemek i podszedł bliżej. - Martyno, ja zawsze cię kochałem i nie pozwolę, byś związał się z tym ancymonem. Wyjdź za mnie! - Tak, tak! Ja go nie kocham, ja siebie kocham... Otworzyłam oczy i leżałam w łóżku. ,,To nie był sen, to nie mógł być sen...''. Nie dowierzałam, patrzyłam na datę, norma, dwa tysiące dwudziesty szósty. Spytałam współlokatorkę Anię, kiedy był ślub Martyny, a ona: ,,Co? Przecież wyjechała do Włoch z bratem miesiąc temu i mówiła, że nie wyjdzie za tego ancymona.
- Lepiej się za to teraz nie zabieraj, poczekaj z dziesięć lat. To stało się po tym, jak wymyśliłam sobie to zdanie, że Martyna musi podjać ważną decyzję, dotyczącą ślubu z Przemkiem. Lecz to było jakieś dziewięć lat temu.
Teraz liczy się to, co dzieje się tu i teraz, czyli to, że oboje rozpoczęli nowy etap swojego życia - nadszedł dzień, w którym zawierali związek małżeński.
Usłyszeliśmy donośne werble. Tru tu tu tu...... A ja chciałam więcej! i więcej!
Panna młoda szła pięknie przystrojonym korytarzem, który dekoratorzy stroili od dwóch dni. Kwiaty, balony, złote wstęgi....
W ręku niosła piękny bukiet z białych róż, a Przemek miał w butonierce jedną z nich. Martyna podeszła do Przemka, a ten spojrzał jej głęboko w oczy i ujął w swoja dłoń jej rękę. Pocałował ją subtelnie.
Zaparło nam dech w piersiach. Co poniektórzy goście westchnęli rozczuleni. Mama Martyny ocierała łzy....
- Mamo! Ono się całują - przecież w kościele nie można! - krzyknęło nagle zniesmaczone małe dziecko. Młodzi spojrzeli się po sobie i wybuchnęli śmiechem.
Podziwiałam Martynę, wszyscy podziwialiśmy, a ja byłam dumna, że suknia, w której teraz stoi przy ołtarzu jest moją zasługą - to ja namówiłam Martynę, żeby ją wybrała. Wiedziałam,że będzie w niej przecudnie wyglądała.
Rozpoczęła się uroczysta msza. Robiło mi się miło, ciepło, dobrze na sercu....
Poczułam szturchnięcie. Ola oburzona zwróciła mi uwagę, że mam nie przesadzać.
- Ej dziewczyno, jesteśmy na ślubie nie w sypialni. Nie śpij!
Zapadło ważne pytanie do wszystkich świadków tego wydarzenia. Ksiądz zapytał donośnie:
- Czy którykolwiek ze zgromadzonych tu świadków jest przeciwny temu małżeństwu?
Nastała zupełna cisza. Goście spoglądali się po sobie i kiwali głowami.
- Tak! Ja jestem przeciwny temu małżeństwu - głośno zaprotestował Tomasz, siedzący na samym końcu,w ostatniej ławce.
- Martyno! Zawsze cię kochałem - zaczął mówić i powoli zbliżał się do ołtarza. Przemek oniemiał, goście byli wstrząśnięci, a Martyna niemalże nie zemdlała.
- Tomasz, co ty mówisz? Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej?- pytała ze łzami w oczach.
Od zawsze kochała Tomka. Był od dziecka przy niej. Znali się od zawsze. Przyjaźnili się i każdy myślał, że już do końca życia zostaną parą. Los ich jednak okrutnie rozdzielił i dopiero dzisiaj Tomasz, w okrzyku rozpaczy nie chciał dopuścić do tego, aby zabrano jemu Martynę na zawsze.
- Wyjdź za mnie miłości mojego życia!- krzyknął.....
Zerwałam się z łóżka.
- To niemożliwe - pomyślałam. Czy to był sen? To nie mógł być sen - próbowałam sobie to jakoś tłumaczyć.
Spojrzałam na zegarek, a na nim data 15-05-2025.
Zapytałam Anię, jak jej się podobał ślub Martyny.
- Jaki ślub? - zapytała z wyrzutem. Przecież odwołany. Powiedziała, że nie chce ślubu, nie wyjdzie za tego ancymona i spod ołtarza uciekła do swojego brata do Włoch :)
- Czy ktoś nie chce, by ta para się pobrała?
- Ja! - powiedział Przemek i podszedł bliżej.
- Martyno, ja zawsze cię kochałem i nie pozwolę, byś związał się z tym ancymonem. Wyjdź za mnie!
- Tak, tak! Ja go nie kocham, ja siebie kocham...
Otworzyłam oczy i leżałam w łóżku. ,,To nie był sen, to nie mógł być sen...''. Nie dowierzałam, patrzyłam na datę, norma, dwa tysiące dwudziesty szósty. Spytałam współlokatorkę Anię, kiedy był ślub Martyny, a ona: ,,Co? Przecież wyjechała do Włoch z bratem miesiąc temu i mówiła, że nie wyjdzie za tego ancymona.