To był już 3 dzień na bezludnej wyspie. Siedzieliśmy razem przy ledwo rozpalonym ognisku i nie wiedzielismy co robić
-Wiktor co zrobimy teraz ? Przecież nie możemy cały czas siedzieć na tej wyspie. - spytałem, ponieważ nie umiałem wytrzymać tego niezręcznego milczenia.
-Nie wiem, trzeba będzie jakoś wezwać pomoc. - odpowiedział mój towarzysz
-Ale jak ? Jak chcesz to zrobić ? - wypytywałem
-Chyba dlatego nic nie mówię, bo myślę nad tym. - odpowiedział poirytowany.
Siedzieliśmy na naszych bluzach. Gdybyśmy usiedli na piasku moglibyśmy się poparzyć. Piasek był rozpalony przez całodzienne upały, a słońce ani na chwile nie zachodziło za chmure. W tej częście świata chyba nie było chmur. Nie, to absurdalne. Od naszego pobytu na wyspie nie spadł tu jeszcze deszcz. Morze było piękne, jasne kolory i fale ciecho obijające się o brzeg. Było one jak w filmach o rozbitkach nie naturnie piękne. Jednak zza niego nie można było dostrzeć żadnego lądu. Nic, kompletna pustka. Jeśli się odwróciłem za sobą widziałem tylko palmy,drzewa, krzewy. Było na tej wyspie dużo roślin, których pochodzenia nie znaliśmy. Przed nami niebieskie morze, za nami zielona fala natury. W pierwszym dniu zagłębiliśmy się w tę dzicz i znaleźliśmy tam trochu kokosów. Wszystko było tu piękne, ale niestety nie wiedzieliśmy jak się z tąd wydostać. Gdzieś na dnie tego niesamowitego morza leżał wrak naszego statku, który już nigdy nie miał być w użytku.
-Mam nadzieję, że ktoś nas w końcu znajdzie . - odezwałem się w końcu do Wiktora.
-Hm.. może pozostała nam tylko ona.
-Znaczy i tak musimy próbować się stąd wydostać.
Siedzieliśmy w milczeniu, powoli na tej pięknej wyspie zaczął zapadać zmrok.Kłaliśmy się oboje do spania jednak żaden z nas dzisiaj nie mógł zasnąć. Miałem przeczucie jakby coś się miało wydarzyć.
-Ej, Wiktor mam takie dziwne...
Nie zdążyłem dokończyć , zauważyłem tylko jak nad nami lata śmigłowiec. Jednego mogliśmy być pewni : Byliśmy ocaleni !
Za błedy z góry przepraszam. Mam nadzieje , że pomogłam. ;)
To był już 3 dzień na bezludnej wyspie. Siedzieliśmy razem przy ledwo rozpalonym ognisku i nie wiedzielismy co robić
-Wiktor co zrobimy teraz ? Przecież nie możemy cały czas siedzieć na tej wyspie. - spytałem, ponieważ nie umiałem wytrzymać tego niezręcznego milczenia.
-Nie wiem, trzeba będzie jakoś wezwać pomoc. - odpowiedział mój towarzysz
-Ale jak ? Jak chcesz to zrobić ? - wypytywałem
-Chyba dlatego nic nie mówię, bo myślę nad tym. - odpowiedział poirytowany.
Siedzieliśmy na naszych bluzach. Gdybyśmy usiedli na piasku moglibyśmy się poparzyć. Piasek był rozpalony przez całodzienne upały, a słońce ani na chwile nie zachodziło za chmure. W tej częście świata chyba nie było chmur. Nie, to absurdalne. Od naszego pobytu na wyspie nie spadł tu jeszcze deszcz. Morze było piękne, jasne kolory i fale ciecho obijające się o brzeg. Było one jak w filmach o rozbitkach nie naturnie piękne. Jednak zza niego nie można było dostrzeć żadnego lądu. Nic, kompletna pustka. Jeśli się odwróciłem za sobą widziałem tylko palmy,drzewa, krzewy. Było na tej wyspie dużo roślin, których pochodzenia nie znaliśmy. Przed nami niebieskie morze, za nami zielona fala natury. W pierwszym dniu zagłębiliśmy się w tę dzicz i znaleźliśmy tam trochu kokosów. Wszystko było tu piękne, ale niestety nie wiedzieliśmy jak się z tąd wydostać. Gdzieś na dnie tego niesamowitego morza leżał wrak naszego statku, który już nigdy nie miał być w użytku.
-Mam nadzieję, że ktoś nas w końcu znajdzie . - odezwałem się w końcu do Wiktora.
-Hm.. może pozostała nam tylko ona.
-Znaczy i tak musimy próbować się stąd wydostać.
Siedzieliśmy w milczeniu, powoli na tej pięknej wyspie zaczął zapadać zmrok.Kłaliśmy się oboje do spania jednak żaden z nas dzisiaj nie mógł zasnąć. Miałem przeczucie jakby coś się miało wydarzyć.
-Ej, Wiktor mam takie dziwne...
Nie zdążyłem dokończyć , zauważyłem tylko jak nad nami lata śmigłowiec. Jednego mogliśmy być pewni : Byliśmy ocaleni !
Za błedy z góry przepraszam. Mam nadzieje , że pomogłam. ;)