Prosze napisać recenzje. O czym chcesz tzn. o jakimś koncercie , o muzyce albo filmie powiedzmy muzycznym. Prosze postaraj sie to jest BARDZO WAŻNE - > chodzi o zalicznie , pliis .. pomóżcie.
Z góry dzia. ; *****
OfCourse
Złamać standard, naruszyć przyzwyczajenia, zaryzykować - to działa ożywczo, zwłaszcza na taki przybytek konserwatyzmu, jakim zazwyczaj jest filharmonia. Odstępstwo od standardu w piątkowy wieczór w Auli Uniwersyteckiej nie było może kosmicznie wielkie, ale intrygujące. Pomysł - banalny: mamy w Poznaniu Orkiestrę Filharmonii Poznańskiej i Orkiestrę Kameralną Polskiego Radia "Amadeus", dlaczego nie sprawdzić, co wyszłoby z połączenia ich sił pod batutą Agnieszki Duczmal? Repertuar na dwie orkiestry znalazł się: był to Koncert podwójny na niekonwencjonalny skład: dwie orkiestry smyczkowe, fortepian i kotły czeskiego kompozytora XX wieku Bohuslava Martinu. " I dudni, i stuka, łomoce i pędzi", chciałoby się zacytować Tuwima, słuchając tego utworu. Mechaniczna, quasi-barokowa energia płynęła spod strun, klawiszy i membrany kotłów. Brzmienie połączonych zespołów - imponująco mocne, momentami zbyt krzykliwe. A kiedy czasem (na krótko) orkiestry dialogowały, było słychać wyraźną różnicę w barwie brzmienia. Amadeus - nasycony i mocny, filharmonicy - twardsi i bledsi. Niemniej jednak to było intrygujące spotkanie.
Ale zanim orkiestry połączyły siły, Amadeus wykonał "Les Illuminations" Benjamina Brittena - cykl pieśni do poezji Artura Rimbauda. I to był, moim zdaniem, najmocniejszy punkt programu koncertu. Sopranistka Iwona Sobotka odnosi spore sukcesy za granicą. Znana jest tam m.in. z wykonań muzyki Karola Szymanowskiego, o czym warto przypomnieć podczas trwającego właśnie roku poświęconego temu kompozytorowi. Na piątkowym koncercie Iwona Sobotka śpiewała z nieczęsto, niestety, spotykaną wśród polskich śpiewaków wrażliwością na słowo. Moc jej artystycznej ekspresji płynęła nie z fizycznej siły głosu, z jego rozwibrowania, ale z subtelności, niuansów i z umiejętnego korzystania z barw, jakie podpowiada brzmienie języka francuskiego. A co Amadeus wyczyniał ze smyczkowymi barwami: szelestami, flażoletami, szarpnięciami, szmerami! Britten znakomicie tę muzykę napisał, a orkiestra Agnieszki Duczmal z pomysłem ją wykonała.
W drugiej części koncertu we władanie batuty Agnieszki Duczmal dostała się cała, już nie tylko smyczkowa Orkiestra Filharmonii Poznańskiej. I wykonała ukłon w stronę standardowego filharmonicznego repertuaru. Zabrzmiała I Symfonia g-moll Piotra Czajkowskiego "Zimowe marzenia". Z tego wykonania, czasem zagonionego, nierównego zapamiętam przede wszystkim, podobnie jak z koncertu Martinu - werwę, energię, witalność. Jeśli to były "Marzenia zimowe", to raczej z zimy, której nie było nam dane w tym roku przeżyć - z zimy śnieżno-słoneczno-śnieżnej.
Był to koncert zdecydowanie plasujący się w górnych strefach naszej filharmonicznej średniej. Są więc powody do zadowolenia. I serdecznie namawiam dyrekcję Filharmonii Poznańskiej na śmiałe pogrywanie sobie ze standardami, przyzwyczajeniami, kanonami.
Ale zanim orkiestry połączyły siły, Amadeus wykonał "Les Illuminations" Benjamina Brittena - cykl pieśni do poezji Artura Rimbauda. I to był, moim zdaniem, najmocniejszy punkt programu koncertu. Sopranistka Iwona Sobotka odnosi spore sukcesy za granicą. Znana jest tam m.in. z wykonań muzyki Karola Szymanowskiego, o czym warto przypomnieć podczas trwającego właśnie roku poświęconego temu kompozytorowi. Na piątkowym koncercie Iwona Sobotka śpiewała z nieczęsto, niestety, spotykaną wśród polskich śpiewaków wrażliwością na słowo. Moc jej artystycznej ekspresji płynęła nie z fizycznej siły głosu, z jego rozwibrowania, ale z subtelności, niuansów i z umiejętnego korzystania z barw, jakie podpowiada brzmienie języka francuskiego. A co Amadeus wyczyniał ze smyczkowymi barwami: szelestami, flażoletami, szarpnięciami, szmerami! Britten znakomicie tę muzykę napisał, a orkiestra Agnieszki Duczmal z pomysłem ją wykonała.
W drugiej części koncertu we władanie batuty Agnieszki Duczmal dostała się cała, już nie tylko smyczkowa Orkiestra Filharmonii Poznańskiej. I wykonała ukłon w stronę standardowego filharmonicznego repertuaru. Zabrzmiała I Symfonia g-moll Piotra Czajkowskiego "Zimowe marzenia". Z tego wykonania, czasem zagonionego, nierównego zapamiętam przede wszystkim, podobnie jak z koncertu Martinu - werwę, energię, witalność. Jeśli to były "Marzenia zimowe", to raczej z zimy, której nie było nam dane w tym roku przeżyć - z zimy śnieżno-słoneczno-śnieżnej.
Był to koncert zdecydowanie plasujący się w górnych strefach naszej filharmonicznej średniej. Są więc powody do zadowolenia. I serdecznie namawiam dyrekcję Filharmonii Poznańskiej na śmiałe pogrywanie sobie ze standardami, przyzwyczajeniami, kanonami.