Proszę o napisanie dowolnego opisu sytuacji! Będę bardzo wdzięczna. Z góry dziękuję ;)
nucha96
Kamienie na szaniec - opis sytuacji Sylwestrowa noc 1942/1943. Zośka i jego koledzy znoszą do auta wcześniej przygotowane miny i zapalniki elektryczne. Za moment pędzą już samochodem w kierunku Kraśnika. Wszyscy czują się świetnie i dopisują im humory. Na miejsce docierają już po ciemku. Tu roztacza się wielki łuk toru kolejowego wyznaczonego na miejsce katastrofy. Kierowca parkuje w lesie. Rudy ubezpiecza robotę, reszta zabiera się do zakładania min. Ziemia jest zmarznięta, a oni nie mają odpowiednich narzędzi. Nie ma czasu do namysłu. Trzeba sobie radzić! Używają więc noży, pilników, wszystkiego, czym da się podkopać tory. Nagle Rudy, który stoi na czatach, słyszy odgłos kroków. Ktoś nadchodzi, widać nawet światło latarki. Chłopiec jest zdenerwowany i zastanawia się gorączkowo, co zrobić. Działać samemu, czy powiadomić kolegów? To jego pierwsza akcja, nie chce popełnić błędu! Decyduje się uprzedzić pracujących. Bezszelestnie, powoli przesuwa się w kierunku torów. Informuje kolegów o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Rozlega się krótki rozkaz i trzech ludzi wysuwa się do przodu. Teraz już wyraźnie widać sylwetkę zataczającego się, okazałego mężczyzny. Młodzi z trudem tłumią śmiech. Zatrzymują pana na rauszu, który natychmiast trzeźwieje, widząc lufy pistoletów skierowanych w swoją stronę. Umieszczają go na czas zakończenia akcji w „areszcie pod chmurką”. Wreszcie praca skończona! Miny i zapalniki założone. Teraz tylko czekać. Zośka jest obserwatorem. Nasłuchuje odgłosu nadjeżdżającego pociągu. Zbliża się. Słychać charakterystyczny stukot. Już jest tuż tuż . Musi wydać komendę we właściwym czasie. Krzyczy, ile sił w płucach: - Ognia! Miner włącza zapalnik. Nie działa! Szarpie za przewód elektryczny! Wreszcie z sekundowym opóźnieniem wybucha. Rozlega się przerażający huk. Ogień i żelazo wytryskają w powietrze. Udało się! Chłopcy nie posiadają się z radości! Walą się z szyn wagony towarowe, zgrzyta żelazo. W pogruchotanych wagonach widać wojenny sprzęt niemiecki. Pierwsze zadanie dywersyjne wykonane! Odjeżdżają.
0 votes Thanks 0
MrsAnonimowaxPP
Na przerwie Długi dwukrotny głos dzwonka. Długa przerwa. Tak się o niej informuje społeczność naszej szkoły. Budynek przed chwilą jakby ospały, ożywia się natychmiast. Ze zgrzytem tu i ówdzie wysłużonych już zamków otwierają się drzwi klas, wybuchają salwy śmiechu, które mieszają się z podniesionymi głosami nauczycieli i tupotem setek nóg pędzących po schodach, by jak najszybciej znaleźć się na boisku. Tu hałas nie jest mniejszy. W zabawach prym wiodą chłopcy. To oni dokuczają dziewczętom, oni grają w piłkę, oni włażą na płoty, oni jak mówi pan od wu-efu, „ćwiczą płuca”. Dziewczęta zachowują się różnie. Jedne spacerują, inne ze wzrokiem utkwionym w zeszyty powtarzają zadany do domu materiał, niektóre próbują organizować zabawy dla pierwszaków. W pewnym momencie z tej właśnie grupy, znajdującej się na końcu boiska, odrywa się niewielka postać i pędzi w kierunku szkoły. Rozpoznajemy ją. To Ola. Jej stopy prawie nie dotykają ziemi. Długie, czarne włosy rozwiewa wiatr. Ola wymachuje rękami i coś woła. Za chwilę dociera do nas wyraźnie: „Ratunku! Ewa!”. Znamy ją, choruje na serce. Ktoś biegnie do kancelarii, kilka osób tam, skąd przybiegła Ola. Jest wśród nich nasz wychowawca. Są inni. Wszyscy spieszą z pomocą. Za chwilę głos dzwonka i sygnał nadjeżdżającej karetki zlewają się w jedno. Każą nam wejść do klas, nikt nie słucha. Do karetki na noszach niosą małą Ewę - ulubienicę nie tylko IIb. Karetka odjeżdża na sygnale. Będziemy czekać na wiadomość ze szpitala.
Sylwestrowa noc 1942/1943. Zośka i jego koledzy znoszą do auta wcześniej przygotowane miny i zapalniki elektryczne. Za moment pędzą już samochodem w kierunku Kraśnika. Wszyscy czują się świetnie i dopisują im humory.
Na miejsce docierają już po ciemku. Tu roztacza się wielki łuk toru kolejowego wyznaczonego na miejsce katastrofy. Kierowca parkuje w lesie. Rudy ubezpiecza robotę, reszta zabiera się do zakładania min. Ziemia jest zmarznięta, a oni nie mają odpowiednich narzędzi. Nie ma czasu do namysłu. Trzeba sobie radzić! Używają więc noży, pilników, wszystkiego, czym da się podkopać tory.
Nagle Rudy, który stoi na czatach, słyszy odgłos kroków. Ktoś nadchodzi, widać nawet światło latarki. Chłopiec jest zdenerwowany i zastanawia się gorączkowo, co zrobić. Działać samemu, czy powiadomić kolegów? To jego pierwsza akcja, nie chce popełnić błędu! Decyduje się uprzedzić pracujących. Bezszelestnie, powoli przesuwa się w kierunku torów. Informuje kolegów o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Rozlega się krótki rozkaz i trzech ludzi wysuwa się do przodu. Teraz już wyraźnie widać sylwetkę zataczającego się, okazałego mężczyzny. Młodzi z trudem tłumią śmiech. Zatrzymują pana na rauszu, który natychmiast trzeźwieje, widząc lufy pistoletów skierowanych w swoją stronę. Umieszczają go na czas zakończenia akcji w „areszcie pod chmurką”.
Wreszcie praca skończona! Miny i zapalniki założone. Teraz tylko czekać. Zośka jest obserwatorem. Nasłuchuje odgłosu nadjeżdżającego pociągu. Zbliża się. Słychać charakterystyczny stukot. Już jest tuż tuż . Musi wydać komendę we właściwym czasie. Krzyczy, ile sił w płucach: - Ognia!
Miner włącza zapalnik. Nie działa! Szarpie za przewód elektryczny! Wreszcie z sekundowym opóźnieniem wybucha. Rozlega się przerażający huk. Ogień i żelazo wytryskają w powietrze. Udało się! Chłopcy nie posiadają się z radości! Walą się z szyn wagony towarowe, zgrzyta żelazo. W pogruchotanych wagonach widać wojenny sprzęt niemiecki.
Pierwsze zadanie dywersyjne wykonane! Odjeżdżają.
Długi dwukrotny głos dzwonka. Długa przerwa. Tak się o niej informuje społeczność naszej szkoły. Budynek przed chwilą jakby ospały, ożywia się natychmiast. Ze zgrzytem tu i ówdzie wysłużonych już zamków otwierają się drzwi klas, wybuchają salwy śmiechu, które mieszają się z podniesionymi głosami nauczycieli i tupotem setek nóg pędzących po schodach, by jak najszybciej znaleźć się na boisku.
Tu hałas nie jest mniejszy. W zabawach prym wiodą chłopcy. To oni dokuczają dziewczętom, oni grają w piłkę, oni włażą na płoty, oni jak mówi pan od wu-efu, „ćwiczą płuca”. Dziewczęta zachowują się różnie. Jedne spacerują, inne ze wzrokiem utkwionym w zeszyty powtarzają zadany do domu materiał, niektóre próbują organizować zabawy dla pierwszaków.
W pewnym momencie z tej właśnie grupy, znajdującej się na końcu boiska, odrywa się niewielka postać i pędzi w kierunku szkoły. Rozpoznajemy ją. To Ola. Jej stopy prawie nie dotykają ziemi. Długie, czarne włosy rozwiewa wiatr. Ola wymachuje rękami i coś woła. Za chwilę dociera do nas wyraźnie: „Ratunku! Ewa!”.
Znamy ją, choruje na serce. Ktoś biegnie do kancelarii, kilka osób tam, skąd przybiegła Ola. Jest wśród nich nasz wychowawca. Są inni. Wszyscy spieszą z pomocą. Za chwilę głos dzwonka i sygnał nadjeżdżającej karetki zlewają się w jedno. Każą nam wejść do klas, nikt nie słucha. Do karetki na noszach niosą małą Ewę - ulubienicę nie tylko IIb. Karetka odjeżdża na sygnale. Będziemy czekać na wiadomość ze szpitala.