W miniony weekend na ekrany kin wszedł jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku: Harry Potter i Insygnia Śmierci. Tłumy fanów przygód młodego czarodzieja szturmowały sale kinowe, rezerwacji trzeba było dokonywać z minimum tygodniowym wyprzedzeniem. Jednak czy warto było stać w kolejkach?
Warto. Tym, którzy znają dzieje losu Harry'ego, nie trzeba przedstawiać tej postaci. Młody czarodziej, który poświęca całą energię na walkę z Voldemortem, stał się w szybkim czasie ulubieńcem młodych czytelników. Wspomniana część jest już ostatnią odsłoną serii, przynajmniej w wydaniu książkowym.
Tytułowe Insygnia Śmierci to przedmioty, które gdy staną się własnością jednej osoby dadzą jej władzę nad śmiercią. W poszukiwanie tychże insygniów wpleciona jest walka głównego bohatera z całym światem czarodziejów, nad którym swoje panowanie powoli rozpoczyna Sam Wiesz Kto. Dramatyczna fabuła, nagłe zwroty akcji i beznadziejność położenia trójki ledwie dorosłych czarodziejów sprawiają, że w czasie oglądania filmu trudno oderwać wzrok od ekranu. Gra aktorska, co szczególnie nie dziwi biorąc pod uwagę doświadczenie aktorów, jest ok. Na szczególną pochwałę zasługują efekty specjalne zastosowane w filmie: wyścig w czasie pierwszych minut jest niesamowity, w zasadzie trudno jest rozdzielić komputerową animację od rzeczywistych akrobacji. W pamięć zapada też scena opowiadania „Bajki o trzech braciach”, która wyjaśnia pochodzenie Insygniów: niezwykle starannie wykonana „bajka w bajce” przedstawiona za pomocą gry cieni robi ogromne wrażenie, również na starszych widzach. Części wprowadzone zostały ograniczenia wiekowe, ze względu na brutalność niektórych scen.
Tym samym Harry Potter stał się wcale niezłą propozycją na spędzenie popołudnia w kinie, na pewno nikt nie będzie żałował pieniędzy wydanych na film
W miniony weekend na ekrany kin wszedł jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku: Harry Potter i Insygnia Śmierci. Tłumy fanów przygód młodego czarodzieja szturmowały sale kinowe, rezerwacji trzeba było dokonywać z minimum tygodniowym wyprzedzeniem. Jednak czy warto było stać w kolejkach?
Warto. Tym, którzy znają dzieje losu Harry'ego, nie trzeba przedstawiać tej postaci. Młody czarodziej, który poświęca całą energię na walkę z Voldemortem, stał się w szybkim czasie ulubieńcem młodych czytelników. Wspomniana część jest już ostatnią odsłoną serii, przynajmniej w wydaniu książkowym.
Tytułowe Insygnia Śmierci to przedmioty, które gdy staną się własnością jednej osoby dadzą jej władzę nad śmiercią. W poszukiwanie tychże insygniów wpleciona jest walka głównego bohatera z całym światem czarodziejów, nad którym swoje panowanie powoli rozpoczyna Sam Wiesz Kto. Dramatyczna fabuła, nagłe zwroty akcji i beznadziejność położenia trójki ledwie dorosłych czarodziejów sprawiają, że w czasie oglądania filmu trudno oderwać wzrok od ekranu. Gra aktorska, co szczególnie nie dziwi biorąc pod uwagę doświadczenie aktorów, jest ok.
Na szczególną pochwałę zasługują efekty specjalne zastosowane w filmie: wyścig w czasie pierwszych minut jest niesamowity, w zasadzie trudno jest rozdzielić komputerową animację od rzeczywistych akrobacji. W pamięć zapada też scena opowiadania „Bajki o trzech braciach”, która wyjaśnia pochodzenie Insygniów: niezwykle starannie wykonana „bajka w bajce” przedstawiona za pomocą gry cieni robi ogromne wrażenie, również na starszych widzach. Części wprowadzone zostały ograniczenia wiekowe, ze względu na brutalność niektórych scen.
Tym samym Harry Potter stał się wcale niezłą propozycją na spędzenie popołudnia w kinie, na pewno nikt nie będzie żałował pieniędzy wydanych na film