Potrzebna mi są jakieś fragmenty opisujące kreske z opium w rosole!!! błagam na jutro przy najminiej 5
kociaczeeek111
O.o tez to przerabiam..xdd ; ) "Terkot dzwonka wyrwał Maćka raptownie i bardzo niemiło z tej rozkosznej kontemplacji. Zaczerwieniwszy się z lekka, Maciek włożył cytrynę z powrotem do lodówki i pospieszył otwierać drzwi. W swobodnej pozie, oparta ramieniem o futrynę, stała na progu Kreska, mieszkanka sąsiedniej kamienicy, wnuczka profesora Dmuchawca. Pierwszy rok w Maćkowym liceum przebiegał jej jak po grudzie, więc przychodziła tu zawsze, ilekroć miała problemy z matematyką, co zdarzało się, niestety, aż nazbyt często. Kreska była delikatnym, miłym i zbzikowanym stworzeniem o promiennych burych oczach z wielkimi rzęsami i burych włosach obsmyczonych na Izabelę Trojanowską. Była ładna - której to cechy nie zdołała jeszcze całkowicie zniweczyć przez swój sposób ubierania się. Nosiła jakieś dziwaczne płaszcze, jakby ze starej ciotki, długie kamizele własnej roboty, pozszywane z łatek, kolorowe getry z włóczki oraz takież czapki-uszanki, swetry-olbrzymy i parometrowe szale z frędzlami. Posuwała się nawet niekiedy do własnoręcznego wykonywania butów i -torebek. Wszystko to wyglądało raczej biednie, ale zabawnie i modnie, a Maćkowi podobało się przede wszystkim dlatego, że wiedział, co się kryje za tym nieustającym festiwalem pomysłowości: Kreska chronicznie nie miała forsy. Przechodziła nad tym problemem w sposób imponujący i pełen rozmachu (wiadomo było, że mieszka u dziadka i że zarabia szyciem). Bo była to rzeczywiście świetna dziewczyna, tylko że Maciek nie przepadał za jej towarzystwem. Raził go w Kresce całkowity brak poetycznej zadumy i tego tchnienia romantyzmu, który cechować winien dziewczynę - zwłaszcza ładną. Kreska była, niestety, przeraźliwie rzeczowa, odpychająco koleżeńska, i w ogóle zachowywała się jak kapral." ; * :)
"Terkot dzwonka wyrwał Maćka raptownie i bardzo niemiło z tej rozkosznej kontemplacji. Zaczerwieniwszy się z lekka, Maciek włożył cytrynę z powrotem do lodówki i pospieszył otwierać drzwi.
W swobodnej pozie, oparta ramieniem o futrynę, stała na progu Kreska, mieszkanka sąsiedniej kamienicy, wnuczka profesora Dmuchawca. Pierwszy rok w Maćkowym liceum przebiegał jej jak po grudzie, więc przychodziła tu zawsze, ilekroć miała problemy z matematyką, co zdarzało się, niestety, aż nazbyt często. Kreska była delikatnym, miłym i zbzikowanym stworzeniem o promiennych burych oczach z wielkimi rzęsami i burych włosach obsmyczonych na Izabelę Trojanowską. Była ładna - której to cechy nie zdołała jeszcze całkowicie zniweczyć przez swój sposób ubierania się. Nosiła jakieś dziwaczne płaszcze, jakby ze starej ciotki, długie kamizele własnej roboty, pozszywane z łatek, kolorowe getry z włóczki oraz takież czapki-uszanki, swetry-olbrzymy i parometrowe szale z frędzlami. Posuwała się nawet niekiedy do własnoręcznego wykonywania butów i -torebek. Wszystko to wyglądało raczej biednie, ale zabawnie i modnie, a Maćkowi podobało się przede wszystkim dlatego, że wiedział, co się kryje za tym nieustającym festiwalem pomysłowości: Kreska chronicznie nie miała forsy. Przechodziła nad tym problemem w sposób imponujący i pełen rozmachu (wiadomo było, że mieszka u dziadka i że zarabia szyciem). Bo była to rzeczywiście świetna dziewczyna, tylko że Maciek nie przepadał za jej towarzystwem. Raził go w Kresce całkowity brak poetycznej zadumy i tego tchnienia romantyzmu, który cechować winien dziewczynę - zwłaszcza ładną. Kreska była, niestety, przeraźliwie rzeczowa, odpychająco koleżeńska, i w ogóle zachowywała się jak kapral."
; * :)