Pomocy!!! Mam zadanko z religi mianowicie takie:)
W jaki sposób Matka Teresa pomagała ludziom? Dlaczego została błogosławiona?
Proszę pomóżcie a i jeszce jedno tylko żeby było ono bardzo dokładne i miał dużo inf proszę i dziękuje wam")
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
W 1952 roku otworzyła dom dla umierających do którego przywożono osoby schorowane, które nie miały gdzie pójść. W tym domu otrzymywały odpowiednia opiekę lekarską. Otworzyła także dom dla dzieci, których rodzice nie mogli się nimi opiekować lub pozostawili je na ulicy. Rozpoczęła także kolonie dla trędowatych, gdzie budowali domy dla siebie. Podróżowała do najbiedniejszych krajów świata aby wesprzeć najuboższych. Uważała, że w życiu najważniejsza jest miłość i poczucie użyteczności.
-pomagała im w cierpieniu i w chorobie
-dawała im schronienie
-dawała im pożywienie
-żyła pomiedzy nimi
-opiekowała się nimi
- przyjmowała do siebie wszystkich potrzebujących pomocy i opieki
-oddawała potrzebującym zeczy które sama potrzebowała
Analizując jej czyny i osiągnięcia Jan Paweł II zapytał: „Gdzie Matka Teresa znajdowała siłę i wytrwałość, aby oddać się całkowicie służbie innym? Znajdowała ją w modlitwie i w cichej kontemplacji Jezusa Chrystusa, Jego Świętego Oblicza, Jego Najświętszego Serca”[40]. Prywatnie Matka Teresa doświadczała wątpliwości i walk na tle wiary, które trwały prawie 50 lat, aż do końca jej życia. Jejpostulator, ksiądz Brian Kolodiejchuk, zeznał że podczas swej "nocy duchowej" „w ogóle nie czuła obecności Boga”, „ani w swym sercu, ani w Eucharystii”[41]. Matka Teresa wyrażała poważne wątpliwości, co do istnienia Boga i cierpiała z powodu braku wiary:[42]
Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko... nie ma niczego prócz pustki i ciemności... Jeśli jest Bóg – niech mi wybaczy. Kiedy staram się wznieść moje myśli do Nieba, napotykam na tak wielką pustkę, że te myśli wracają jak ostre noże i ranią moją duszę... Jak wielki jest ten nieznany ból – nie mam wiary. Odraza, pustka, brak wiary, brak miłości, brak zapału... Po co ja pracuję? Jeśli nie ma Boga, nie ma i duszy. Więc jeśli nie ma duszy, Jezu, Ty też nie jesteś prawdziwy.W nawiązaniu do powyższych słów, ksiądz Brian Kolodiejchuk zasygnalizował, że pojawia się ryzyko, że niektórzy mogą źle zinterpretować ich znaczenie. Wiara Matki Teresy w to, że Bóg działa przez nią pozostała niezmienna i pomimo, że usychała z tęsknoty za utraconym poczuciem bliskości Boga, nigdy nie kwestionowała jego istnienia[43]. Wielu innych świętych miało podobne doświadczenia duchowego opuszczenia. Kościół katolicki wierzy, że jest to duchowa próba. Przechodziła ją również imienniczka Matki Teresy, święta Teresa z Lisieux, która nazwała tę próbę „nocą nicości”[43]. W przeciwieństwie do błędnego przekonania, że wątpliwości, których doświadczała są przeszkodą w jej procesie kanonizacyjnym, identyczne doświadczenia charakteryzują świętych uznanych zamistyków[43].
Matka Teresa opisuje, że po dziesięciu latach walki z wątpliwościami, miała krótki etap ożywienia wiary. Jesienią 1958 roku, w chwili śmierci papieża Piusa XII modląc się za niego na mszy żałobnej powiedziała, że została uwolniona z „długiej ciemności: tego dziwnego cierpienia”. Pięć tygodni później opisuje jednakże powrót tych samych wątpliwości dotyczących wiary[44].
Matka Teresa napisała wiele listów do swych spowiedników i przełożonych. Poprosiła, by jej listy zostały zniszczone po jej śmierci, bojąc się, że „ludzie będą bardziej myśleli o mnie niż o Jezusie”[45]. Pomimo tej prośby jej korespondencja została zebrana w dzieło zatytułowane Mother Teresa: Come Be My Light[46]. W jednym z opublikowanych listów jej autorstwa, który adresowany jest do jej powiernika duchowego, księdza Michaela van der Peeta, napisała: „Jezus darzy cię szczególna miłością. U mnie zaś, cisza i pustka są tak wielkie, że patrzę i nie widzę, słucham i nie słyszę – język porusza się w modlitwie, ale nie przemawia... chcę żebyś się za mnie modlił – tak, by Jego wola wypełniła się w moim życiu.”
Wiele serwisów informacyjnych odniosło się do pism Matki Teresy, wskazując na „kryzys jej wiary"[47]. Niektórzy krytycy Matki Teresy, jak Christopher Hitchens, uznają jej pisma za dowód, że jej publiczny wizerunek został stworzony przede wszystkim dla rozgłosu. Hitchens pisze: „Co jest bardziej uderzające: to, że wierni powinni odważnie stawić czoła faktowi, że jedna z ich bohaterek straciła swoją wiarę, czy to, że Kościół powinien kontynuować szerzenie jej kultu, jako znanej ikony zagubionej starszej pani, która dla praktycznych celów przestała wierzyć?”[44]
Inni natomiast, jak ksiądz Brian Kolodiejchuk, redaktor Come By My Light, porównują Matkę Teresę z Kalkuty do szesnastowiecznego mistyka świętego Jana od Krzyża, który stworzył termin "nocy duszy", by opisać konkretny etap w rozwoju duchowym mistrzów duchowości. Watykan stwierdził, że jej listy nie wpłyną na jej proces kanonizacyjny[48].
Benedykt XVI w swej pierwszej encyklice Deus Caritas Est wymienił Matkę Teresę z Kalkuty trzy razy. Użył on również przykładu jej życia jako wyjaśnienia jednego z głównych punktów encykliki: „Na przykładzie błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty możemy jasno zobaczyć, że czas poświęcony Bogu na modlitwie nie tylko nie ogranicza efektywnej i pełnej miłości służby bliźniemu, lecz jest również niewyczerpalnym źródłem tej służby”[49]. Matka Teresa stwierdziła, że „tylko modlitwą i czytaniem duchowym możemy rozwijać umiejętność modlitwy"[50]. Sama Matka Teresa spędzała codziennie kilka godzin na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem.
Mimo że nie ma bezpośredniego związku między zgromadzeniem Matki Teresy, a zakonem franciszkańskim, podziwiała ona zawsze świętego Franciszka z Asyżu[51]. W jej życiu można również zauważyć wpływy duchowości franciszkańskiej. Misjonarki Miłości odmawiają codzienne rano po przyjęciu Komunii Świętej modlitwę świętego Franciszka o pokój. Śluby i reguły w obu zakonach są również podobne[51]. Święty Franciszek kładzie nacisk na ubóstwo, czystość, posłuszeństwo i uległość wobec Chrystusa. Poświęcił on również, tak jak Matka Teresa z Kalkuty, większość swojego życia służbie biednym, szczególnie trędowatym.
Już za życia Matka Teresa z Kalkuty była uważana za świętą, nie tylko przez katolików. Ludzie padali na kolana i całowali jej pomarszczone, spracowane dłonie. Widzieli w niej żywą ikonę Boga na ziemi i promień Jego miłości. „Módl się za mnie” – prosiła z uśmiechem każdego, kto ściskał jej nieustannie ciepłą dłoń.A oto rysuneczek :) I psize dsalej .. ehh ... :/
Dopiero gdy w 2003 r. została ogłoszona błogosławioną, wyszły na jaw skrzętnie przez nią skrywane tajemnice jej życia duchowego: mistyczne uniesienia i trwające pół wieku poczucie nieobecności Boga. O. Brian Kolodiejchuk, postulator jej procesu kanonizacyjnego przypuszcza, że z czasem Matka Teresa „zostanie uznana za jedną z największych mistyczek Kościoła”.
Historia ta zaczęła się w Skopje, obecnej stolicy Macedonii. To tam 26 sierpnia 1910 r. w rodzinie Albańczyków z Kosowa przyszła na świat Gonxha Agnes Bojaxhiu. Jednak swoje urodziny obchodziła 27 sierpnia, w dniu otrzymania chrztu.
„Od dzieciństwa Serce Jezusa było moją pierwszą miłością” – wspominała. Pierwszą Komunię przyjęła, gdy miała zaledwie pięć i pół roku. „Już wtedy była we mnie miłość do dusz” – wspominała. Religijne wychowanie w domu i parafii sprawiło, że w wieku 12 lat postanowiła zostać misjonarką, by „głosić życie Chrystusowe ludziom krajów misyjnych”.
Aby zrealizować swój zamiar została zakonnicą. Był to owoc jej głębokiej zażyłości z Bogiem. „Nigdy nawet przez chwilę nie wątpiłam, że postąpiłam słusznie – wyjaśniała. – To była wola Boża. To był Jego wybór”. W podaniu wysłanym do przełożonej Instytutu Najświętszej Maryi Panny (sióstr loretanek) wyznała z rozbrajającą szczerością: „Ukończyłam piątą klasę szkoły średniej; znam język albański, który jest moim językiem ojczystym, i serbski, trochę znam francuski, angielskiego nie znam wcale, ale pokładam nadzieję w dobrym Bogu, że On pomoże mi nauczyć się tyle, ile mi potrzeba, i dlatego od razu (...) zaczynam naukę. Nie mam specjalnych warunków, chcę tylko być na misjach, a w pozostałych sprawach całkowicie oddaję się do dyspozycji dobremu Bogu”.
„Podaj Mu dłoń i chodź tylko z Nim. Idź do przodu, bo jeśli się obejrzysz, zawrócisz” – powiedziała jej na pożegnanie matka, gdy we wrześniu 1928 r. Gonxha wyjeżdżała do Irlandii, by tam rozpocząć życie zakonne. Ku czci patronki misji, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, otrzymała imię Maria Teresa.
Zgłosiła się do wyjazdu na misje do Bengalu. Już w styczniu 1929 r. przypłynęła statkiem do Kalkuty. Dwuletni nowicjat odbyła w Dardżylingu u stóp Himalajów. W 1931 r. po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych została nauczycielką w szkole dla dziewcząt w Kalkucie. „Gdybyś mogła wiedzieć, jaka jestem szczęśliwa, że jestem małą oblubienicą Jezusa – pisała do przyjaciółki. – Cieszę się pełnym szczęściem, nawet gdy znoszę jakieś cierpienie dla mojego ukochanego Oblubieńca”. A w liście do pisma „Blagovijest” w 1932 r. przyznawała, że „życie misjonarki nie jest usłane różami, w rzeczywistości bardziej cierniami; jednak przy tym wszystkim jest to życie wypełnione szczęściem i radością, kiedy pomyśli, że robi to samo, co robił Jezus, kiedy był na ziemi”.
Zdrowy rozsądek, poczucie humoru, odwaga, zapał, rozmodlenie, miłosierdzie – takie cechy widziano w s. Teresie, gdy w 1937 r. składała śluby wieczyste. „Jaka byłam szczęśliwa, że mogę z własnej woli podłożyć ogień pod swoją ofiarę. Teraz [jestem] Jego, i to na całą wieczność!” – zapisała na gorąco swe wrażenia. Jednak o jej głębokim zjednoczeniu z Jezusem wiedzieli tylko spowiednicy.
Swemu dawnemu proboszczowi ze Skopje, o. Franjo Jambrekoviciowi zwierzała się w liście, że choć jest „szczęśliwsza niż kiedykolwiek”, to dużo częściej ma za swą towarzyszkę ciemność. „A kiedy noc staje się bardzo gęsta i mam wrażenie, że skończę w piekle, wtedy po prostu ofiarowuję się Jezusowi. Jeśli On chce, żebym tam była – jestem gotowa, ale tylko pod warunkiem, że to Go naprawdę uszczęśliwi. (...) Niech jednak Ojciec nie myśli, że tylko cierpię. O nie, śmieję się więcej, niż cierpię, tak że niektórzy doszli do wniosku, że jestem rozpieszczoną oblubienicą Jezusa, która mieszka z Jezusem w Nazarecie, z dala od Kalwarii”.
Po raz pierwszy wspomniała wówczas o ciemności, objawiającej się brakiem poczucia obecności Boga i bolesną tęsknotą za Nim, aż po duchową oschłość. Bóg powoli wprowadzał ja na ten etap życia mistycznego, który św. Jan od Krzyża nazywał „nocą ciemną”: „nocą zmysłów” i „nocą ducha”, poprzez które oczyszcza On człowieka z wszelkiej duchowej niedoskonałości.
„Chcę być cała tylko dla Jezusa – naprawdę, a nie tylko z imienia i ubioru – zapewniała. – Wiele razy wychodzi odwrotnie, tak że moje przewielebne «ja» zajmuje najważniejsze miejsce. Wciąż ta sama, pełna pychy Gonxha. Tylko jedno się zmieniło: moja miłość do Chrystusa, oddałabym dla Niego wszystko, nawet własne życie”.
Skarżyła się na swą pychę, z którą walczyła, a w tym samym czasie jej współsiostry podziwiały jej...pokorę. „Myślę, że Jezus bardzo kocha s. Teresę. Jesteśmy w tym samym domu. Widzę, jak ona codziennie stara się we wszystkim sprawić radość Jezusowi. Ma mnóstwo pracy, ale się nie oszczędza. Jest bardzo pokorna. Drogo ją kosztowało, by to osiągnąć, ale myślę, że Bóg wybrał ją do wielkich dzieł. Wprawdzie to, co robi, to całkiem zwyczajne rzeczy, ale doskonałość, z jaką to robi, jest właśnie tym, czego od nas żąda Jezus” – pisała w 1937 r. s. Gabrielle.
Jedną z tych „całkiem zwyczajnych rzeczy” były odwiedziny ubogich w kalkuckich slumsach. Chodziła tam co niedziela. „Nie mogę im pomóc, ponieważ nic nie mam, ale idę dawać im radość – opowiadała w liście do pisma „Katoličke Misije” w 1937 r., poruszona skrajną nędzą ich mieszkańców. – Widziałam, jak są szczęśliwi, że ich odwiedziłam”. Kiedyś jedna z ubogich kobiet poprosiła: „Przyjdź jeszcze! Twój uśmiech sprowadził słońce do tego domu!”. Wracając do klasztoru s. Teresa modliła się: „Boże, jak łatwo ich uszczęśliwiam! Daj mi siłę, żebym zawsze była światłem w ich życiu i w ten sposób prowadziła ich do Ciebie!”. Czy przeczuwała, że 11 lat później odda im całe swe życie?
Zanim do tego doszło, w kwietniu 1942 r. za zgodą spowiednika złożyła prywatny ślub. Zobowiązała się „dać Bogu wszystko, o co poprosi – «Niczego Mu nie odmawiać»”. Po latach wyjaśniła, że chciała ofiarować Bogu „coś bardzo pięknego” i „bez zastrzeżeń”, mówiąc Mu „tak” w każdej sytuacji, by nie wyznaczać granic Jego planom. Tłumaczyła: „Dlaczego musimy oddać się Bogu w pełni? Ponieważ Bóg oddał się nam. Skoro Bóg, który niczego nam nie zawdzięcza, gotów jest udzielić nam nie mniej niż samego siebie, to czy my odpowiemy Mu jedynie ułamkiem nas? Oddanie się Bogu w pełni jest sposobem, by przyjąć Boga samego. Ja dla Boga, a Bóg dla mnie. Żyję dla Boga i rezygnuję ze swojego «ja», i w ten sposób sprawiam, że za mnie żyje Bóg. Zatem, by posiąść Boga, musimy pozwolić Jemu posiąść nasze dusze”. S. Teresa chciała miłością odpowiedzieć Bogu na Jego miłość.
„Kiedy widzę, że któraś z was jest smutna – mówiła potem do sióstr zakonnych – zawsze myślę, że to dlatego, że czegoś odmawia Jezusowi”. Była przekonana, że z zapomnienia o sobie w zjednoczeniu z Bogiem rodzi się pogoda ducha, a „ktoś, kto ma ten dar pogody ducha, bardzo często osiąga wysoki poziom doskonałości”.
Może być ... ?? Napracowałam się :)
Pozdro xDD