zdegustowana
Na przerwie - Cześć! - wykrzyknąłem w kierunku znajomo wyglądającej twarzy. Tak, nie pomyliłem się. to mój najlepszy przyjaciel - Tomek. Przybiłem mu piątkę. - Cześć, Marek. - Marek to ja. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szkole po długiej nieobecności. Miałem zapalenie płuc. Za chwilę miał być wuef, ale nie ćwiczę. Tomek także nie. - Idziemy do sklepiku? - zagadnął on. Przytaknąłem i ruszyłem po schodach. Raptem ktoś przemknął obok mnie. Po chwili jeden, i następny. To był Arek, klasowy łobuz. Poczułem, jak coś łupnęło mnie w brzuch. Zdążyłem tylko krzyknąć: - Tomek! - i już staczałem się bezwładnie ze schodów. Kiedy już leżałem na dole, obok mnie, nie wiadomo skąd, znalazł się Tomek. - Żyjesz? - zapytał i skinął ręką na któregoś chłopaka z klasy, żeby pobiegł po nauczyciela. Ten zjawił się po chwili, mocno zaaferowany. - Mareczku, ojej! Marku! Krwawisz! - krzyczał i wymachiwał rękoma. Tymczasem mi przeraźliwie ciążyła głowa. Czułem, że mam mokre włosy. Przejechałem po nich dłonią. Krew. Pode mną zebrała się już spora czerwona plama. Naokoło mnie natomiast spora grupka uczniów. Po chwili wokół zaroiło się od mężczyzn w czerwonych strojach. - Marku, twoja mama czeka w szpitalu. Pojedziesz z panami karetką. Zatamuję ci krwotok. Wszystko będzie dobrze. - starałem się nie słuchać wkurzających kwestii nauczyciela. Jakby wypowiadał je z wcześniej napisanego scenariusza. Moja przerwa diametralnie się skończyła. Tego dnia nie wróciłem już do szkoły. Ani następnego, ani następnego...
- Cześć! - wykrzyknąłem w kierunku znajomo wyglądającej twarzy. Tak, nie pomyliłem się. to mój najlepszy przyjaciel - Tomek. Przybiłem mu piątkę.
- Cześć, Marek. - Marek to ja. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szkole po długiej nieobecności. Miałem zapalenie płuc. Za chwilę miał być wuef, ale nie ćwiczę. Tomek także nie.
- Idziemy do sklepiku? - zagadnął on. Przytaknąłem i ruszyłem po schodach. Raptem ktoś przemknął obok mnie. Po chwili jeden, i następny. To był Arek, klasowy łobuz. Poczułem, jak coś łupnęło mnie w brzuch. Zdążyłem tylko krzyknąć:
- Tomek! - i już staczałem się bezwładnie ze schodów. Kiedy już leżałem na dole, obok mnie, nie wiadomo skąd, znalazł się Tomek.
- Żyjesz? - zapytał i skinął ręką na któregoś chłopaka z klasy, żeby pobiegł po nauczyciela. Ten zjawił się po chwili, mocno zaaferowany.
- Mareczku, ojej! Marku! Krwawisz! - krzyczał i wymachiwał rękoma. Tymczasem mi przeraźliwie ciążyła głowa. Czułem, że mam mokre włosy. Przejechałem po nich dłonią. Krew. Pode mną zebrała się już spora czerwona plama. Naokoło mnie natomiast spora grupka uczniów. Po chwili wokół zaroiło się od mężczyzn w czerwonych strojach.
- Marku, twoja mama czeka w szpitalu. Pojedziesz z panami karetką. Zatamuję ci krwotok. Wszystko będzie dobrze. - starałem się nie słuchać wkurzających kwestii nauczyciela. Jakby wypowiadał je z wcześniej napisanego scenariusza. Moja przerwa diametralnie się skończyła. Tego dnia nie wróciłem już do szkoły. Ani następnego, ani następnego...