Opisz spotkanie Nikodema z Chrystusem. (żeby odpowiedzieć na to pytanie musi byc podrecznik dla klasy 2 gimnazjum)..
help :( potrzebuje na dzisiaj z gory thx ;*
nielegalna
To spotkanie można odczytać i zrozumieć na zasadzie kontrastu w stosunku do właśnie skomentowanego przez nas spotkania z uczniami.
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
Moja kolezanka takie miala i mi dala i dostala 6 chzba z neta ale jest !
2 votes Thanks 1
wercia196
To spotkanie można odczytać i zrozumieć na zasadzie kontrastu w stosunku do właśnie skomentowanego przez nas spotkania z uczniami.
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
1 votes Thanks 0
kamil184587
To spotkanie można odczytać i zrozumieć na zasadzie kontrastu w stosunku do właśnie skomentowanego przez nas spotkania z uczniami.
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
Moja kolezanka takie miala i mi dala i dostala 6 chzba z neta ale jest !
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
Moja kolezanka takie miala i mi dala i dostala 6 chzba z neta ale jest !
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
1. Nie powinniśmy patrzeć na Nikodema z góry. Prawdą jest, że ma otrzymać od Chrystusa lekcję, która pokaże mu, gdzie jest jego miejsce: niżej, niż sądzi. Pod wieloma względami Nikodem jest podobny do nas. Przyjrzyjmy się bliżej jego sylwetce, gdyż pozwoli nam to pojąć Ewangelię.
2. Nikodem bez wątpienia oczekiwał i pragnął Mesjasza, skoro Jezus go tak zaintrygował, że przyszedł się z Nim spotkać. Nie opowiada się on jednak z góry bezwarunkowo za Jezusem. Jest człowiekiem z pewnym stanowiskiem, „dostojnikiem”, jak mówi Ewangelia (J 3, 1), „nauczycielem Izraela”, jak powie mu Jezus (J 3, 10). A jednak przychodzi dowiedzieć się czegoś. Jezus nie jest mu zatem obojętny, co oczywiście nie wystarcza do tego, by on, Nikodem, miał narażać się na kompromitację, spotykając się publicznie z Jezusem! Pierwsi uczniowie poszli za Jezusem w biały dzień: wszyscy mogli ich zobaczyć. Nikodem natomiast przyszedł „nocą” (J 3, 2). Nigdy nic nie wiadomo. Gdyby się zawiódł, mógłby zawsze powiedzieć, że nigdy Go nie widział, jak w swej panice zrobi to sam Piotr (zob. Mk 14, 72). Zabezpiecza się zatem na przyszłość; przedsięwziął pewne środki ostrożności. W rzeczywistości Nikodem — choć tego jeszcze sobie nie uświadamia — jest (być może tak jak my) przeładowany: przeładowany swoją wiedzą uczonego Żyda, Żyda „z pozycją”, jaką zapewnia mu ta wiedza, pozwalająca mu „usytuować” Jezusa. Mówi do Niego: „wiemy” (J 3, 2). W tym tkwi jego nieszczęście, jego ograniczenie, by nie powiedzieć: głupota. Głupota jednak błogosławiona, bo pozwoli Chrystusowi oświecić Nikodema (i nas także), nie upokarzając go (ani nas). Chrystus nigdy nie upokarza człowieka, lecz go w nieskończonym stopniu oświeca w tym, co do Niego należy: w głębi jego serca, w jego prawdziwej prostocie, czyli w ubóstwie szukającym Boga.
3. Nieszczęście Nikodema (być może również nasze) polega na przekonaniu, że „wie” — lub dokładniej: że „wiedza”, którą posiada (nie byle jaka wiedza: czyż nie jest on uczonym w Prawie?), wystarczy mu w zupełności, by dotrzeć do Chrystusa i zrozumieć Go. Dla Nikodema jest rzeczą jasną, że Chrystus jest prorokiem: Bóg Go wspomaga, to oczywiste, lecz któregoż z proroków nie wspomagał? Jezus jest zatem prorokiem: bez wątpienia nikim mniej, ale też nikim więcej! Nawiązuje do tego, co jest dobrze znane w Izraelu, i nie niszczy niczego z tego, co już osiągnięto; wszystko pozostaje na swoim miejscu. Jezus także jest zjawiskiem sklasyfikowanym lub prawie sklasyfikowanym. Prawie, bo przecież pozostaje mała wątpliwość na Jego temat, którą powinno rozwiać mądrze poprowadzone spotkanie — z takim postawieniem sprawy na początku, by narzuciło ono oczekiwane jej rozwiązanie. Prawdziwy kompromis teologiczny, nie ma co! Z honorem likwiduje trudność, którą ten natręt mógłby stwarzać.
Trudno o bardziej grubiański nietakt. Skoro już Jan Chrzciciel, jak wkrótce powie Jezus, jest „więcej niż prorokiem” (Mt 11, 9), to kim będzie sam Jezus? Niewątpliwie do Niego należeć będzie udowodnienie tego. Trzeba tylko dać Mu miejsce i prawo do tego, by sam przemówił i objawił siebie; dlatego nie można Go zamykać w szufladkach tak zwanej „wiedzy”, która w punkcie wyjścia sprowadza Go do déjŕ vu i rzeczywistości z góry określonej. Jezus zatem jest postrzegany wyłącznie „na miarę” innych, jak powiedzieli prości ludzie, którzy Go słuchali i podziwiali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 12).
Jednakże „wiedza”, którą Nikodem chełpi się na początku i którą Jezus przekracza, to nic innego, jak nasze własne konstrukcje intelektualne na temat Boga lub na temat istoty rzeczy, naszych bliźnich i nas samych. Otóż Chrystus jest właśnie ponad wszelką wiedzą tego typu. Jak mówi Prolog świętego Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (1, 18). Spotkanie Nikodema i Chrystusa tamtej nocy (być może naszej nocy) to zatem spotkanie letniego słońca z marnym ogarkiem. Jest zrozumiałe, że prowadzi ono do zakwestionowania przez Jezusa tego, który był przekonany, że z góry wszystko „wie” na temat obyczajów Bożych.
4. „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Wiedza, która jest potrzebna w obliczu Jezusa, nie należy do porządku mniej lub bardziej wypracowanych idei na Jego temat, na temat Boga i wiary; chodzi o radykalne przekształcenie naszego serca i naszego życia — o prawdziwe powtórne narodziny. Jezus nie mówi o śmierci, zachowuje ją dla siebie; mówi do Nikodema językiem życia; wtajemnicza go w konieczność powtórnych narodzin, co jest pozytywną stroną niezbędnego nawrócenia. Nie mogłoby tu być mowy o nowych narodzinach w sensie biologicznym, które dokonywałyby się, podobnie jak pierwsze, w łonie matki, lecz chodziło o powtórne narodziny w sensie duchowym, skromne w środkach wyrazu (woda, świadectwo prostoty), a jednak zadziwiające w swym dokonawcy i w swych skutkach. W swym dokonawcy: jest nim Duch Święty, czyli sam Bóg, działający w tym świecie, by dokonać przemiany ludzi, nie niszcząc ich. W swych skutkach: skutkiem tych narodzin jest człowiek „narodzony z wysoka” (por. J 3, 3), który jednocześnie wkracza rzeczywiście w głębokości Chrystusa.
Nie dziwmy się, jeśli ta konieczność powtórnych narodzin początkowo nam umyka; nie jesteśmy pierwszymi ani jedynymi, którzy są nią zbici z tropu... Przed nami był Nikodem i ma on wielu towarzyszy.
5. Nikodem ma, przykładną w tym wypadku, odwagę i zasługę wyznać, i to dwukrotnie, że nie rozumie tego, co mówi Jezus. Co więcej, przyjmuje zdziwienie Chrystusa: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?” (J 3, 10) Nie zrywa z Nim i dzięki temu dowiaduje się od Niego — choć z pewnością jeszcze tego nie pojmuje — cudownych rzeczy na temat Bożej miłości do świata (zob. J 3, 11—17). Z pewnością również odchodzi szczęśliwy i przekonany albo po prostu „otwarty”, przyjmujący, zdolny odtąd słuchać i rozumieć coś więcej niż to, co mówi mu jego „wiedza” (lub raczej czego mu ona nie mówi i nie może powiedzieć). Niezależnie od rozwoju wypadków nie opuści już Jezusa, jak widzimy w tekście J 7, 50, gdy bierze stronę Jezusa wobec kapłanów i faryzeuszy.
6. Spotkanie Chrystusa przez Nikodema, choć uzupełnione w stosunku do spotkania z pierwszymi uczniami, jest również prawdziwym spotkaniem. Udziela ono światła sercom jeszcze nie zdecydowanym i polegającym w znacznym stopniu na sobie — a takie są często nasze serca. Ewangelia uczy nas tu zatem, byśmy nie poprzestawali na tym, co mogłoby nas oddalić od Chrystusa. Pozwala nam uniknąć skupienia się wokół naszych fałszywych wartości, przeszkadzających nam odkryć uwodzącą głębię Chrystusa. On mówi do nas zawsze w teraźniejszości, On wciąż nam to powtarza: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jednak to „chodźcie” dla Nikodemów, którymi i my jesteśmy, oznacza także: „Wyjdźcie z waszej pozornej wiedzy, narodźcie się powtórnie!”
Moja kolezanka takie miala i mi dala i dostala 6 chzba z neta ale jest !