Jezus i jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?». Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».
Jezus wobec swoich uczniów był konsekwentny do bólu. Najpierw obalił w ich głowach fałszywe wyobrażenie Mesjasza, którego jednoznacznie kojarzyli z charyzmatycznym cudotwórcą i przywódcą politycznym. Jezus przekonywał uczniów: „Panowie żadnej polityki. Przede mną krzyż i tragiczna śmierć”.
Potem, Jezus, wędrując z Apostołami przez Galileę w stronę Jerozolimy, gasił ich chore ambicje i czysto ludzkie rozumienie władzy. Uczniowie „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy”. Już widzę poobrażane miny dorosłych facetów, idących wprawdzie razem, ale w milczeniu, z opuszczonymi głowami. Samo życie.
Ciekawe, kiedy próbujemy zdefiniować pojęcie władzy, myślimy od razu o rządzeniu ludźmi, polityce i o dostępie do wielkich pieniędzy. Pan Jezus w ten nasz ludzki porządek wprowadza swoją Bożą logikę. „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”.
Jezus włożył kij w mrowisko. Jego władza, to znaczy wielkość, wypełniła się nie tyle w rządzeniu, co w bezinteresownej służbie, w całkowitym uniżeniu. Widzialnym znakiem tej Chrystusowej logiki sprawowania władzy pozostanie na zawsze krzyż – narzędzie nieludzkiego cierpienia i brutalnego zabijania oraz niepojęty dowód ogromnej miłości Boga do każdego z nas. Niesamowite i niezrozumiałe zarazem.
Przypominają mi się w tym kontekście słowa wyjęte z Listu do Filipian: „To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 5 – 11).
Jezus i jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?». Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».
Jezus wobec swoich uczniów był konsekwentny do bólu. Najpierw obalił w ich głowach fałszywe wyobrażenie Mesjasza, którego jednoznacznie kojarzyli z charyzmatycznym cudotwórcą i przywódcą politycznym. Jezus przekonywał uczniów: „Panowie żadnej polityki. Przede mną krzyż i tragiczna śmierć”.
Potem, Jezus, wędrując z Apostołami przez Galileę w stronę Jerozolimy, gasił ich chore ambicje i czysto ludzkie rozumienie władzy. Uczniowie „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy”. Już widzę poobrażane miny dorosłych facetów, idących wprawdzie razem, ale w milczeniu, z opuszczonymi głowami. Samo życie.
Ciekawe, kiedy próbujemy zdefiniować pojęcie władzy, myślimy od razu o rządzeniu ludźmi, polityce i o dostępie do wielkich pieniędzy. Pan Jezus w ten nasz ludzki porządek wprowadza swoją Bożą logikę. „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”.
Jezus włożył kij w mrowisko. Jego władza, to znaczy wielkość, wypełniła się nie tyle w rządzeniu, co w bezinteresownej służbie, w całkowitym uniżeniu. Widzialnym znakiem tej Chrystusowej logiki sprawowania władzy pozostanie na zawsze krzyż – narzędzie nieludzkiego cierpienia i brutalnego zabijania oraz niepojęty dowód ogromnej miłości Boga do każdego z nas. Niesamowite i niezrozumiałe zarazem.
Przypominają mi się w tym kontekście słowa wyjęte z Listu do Filipian: „To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” (Flp 2, 5 – 11).
Ks. Roman Chromy