Napiszecie mi legende o pierwszej polskej studendce? Prosze bo mam taki problem błagam żebyście mi ją streścili bo mam jutro ją powiedziec na lekcji Błagam szybko daje janka**
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Dobrzyń nad Wisłą jest miastem o niezwykle bogatej historii. Dzięki tak barwnej przeszłości miały szanse powstać legendy o niezwykłych ludziach, niezwykłych miejscach i wydarzeniach. Najciekawsze z nich przetrwały do dzisiejszego dnia. Przekazywane na początku w formie ustnej, potem pisemnej nie traciły na swojej wartości.
Najbardziej rozpowszechnioną legendą dobrzyńską, znaną nie tylko wśród mieszkańców tego miasta, jest legenda o pierwszej polskiej studentce. Nawojka, bo tak miała na imię, wybrała sobie okres nauki przypadający na wiek XV, w którym uczona niewiasta uchodziła za „wzór odróżności'', a w najlepszym razie za „okrutne dziwactwo''. Tak więc za pilność, zdolność i sumienne studia omal co nie spłonęła na stosie nasza bohaterka.
W owe czasy Dobrzyń nad Wisłą niczym się nie różnił od innych miasteczek polskich, gdzie ludziska z zamiłowaniem zajmą się sprawami bliźnich niż własnymi kłopotami. I choć nad grodem bezustannie wisiała groza napadów krzyżackich, kumoszki bez przerwy klekotały o ostatnich „grzechach'' burmistrzanki z miasta Dobrzynia. A to Nawojka po całych dniach czytuje książki łacińskie, a to po rynku paraduje z butelką inkanstu. Nawojka to, Nawojka tamto. Pan burmistrz z razu puszczał koło uszu niewieście ploteczki, lecz gdy wybryki jedynaczki jęły zagrażać powadze jego stanowiska, podrapał się z zakłopotaniem po łysinie i rzekł - „Basta. Koniec z księgami i innymi głupstwami. Trzeba dziewkę wydać za mąż''. Wybrano dozgonnego towarzysza Nawojki syna zamożnego kupca, który miał najskuteczniej wyleczyć panienkę z niefortunnego do gęsich piór i inkanstu. Więc napieczono w domostwie burmistrza mnóstwo kołaczy, hurmem zjechali się krewniacy z całej okolicy i wesele odbyło się według zwyczaju... gdyby nie jedna drobna przeszkoda. Otóż w dniu uroczystym zabrakło panny młodej. Na próżno szukano jej we wszystkich zakamarkach domowych, w ogrodzie, u sąsiadów. Nawojka przepadła bez śladu... I tylko na drodze wiodącej do Krakowa szedł, trwożnie oglądając się we wszystkie strony szczupły chłopczyna w czarnym żakowskim. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nie pacholęcia szukano przecież, lecz panny w ślubnym stroju z długimi jasnymi warkoczami.
Stary Kraków przyjął gościnnie zbiega z Dobrzynia. Akademia Krakowska otwarła swoje podwoje przed spragnionym nauki żakiem. Mistrz Jacek opiekun bursy św. Anny, zarazem mu przydzielił na jego prośbę osobny kąt do spania i tylko studenci mruczeli na nowego kolegę, cóż to za żak niedołęga, który nie bierze udziału w psich figlach, nie uznaje bójek, nie spija po gospodach miodu i nie śpiewa czułych serenad pod oknami mieszkanek. Za to czcigodne grono profesorskie chwaliło co niemiara nowego żaka z Dobrzynia za mrówczą pilność i zdolność. Zdanie to podzielały pyskate przekupki z rynku krakowskiego podchodząc do tej sprawy co prawda z innego punktu widzenia. Te przeróżne panie Maciejowe i Marcinowe chwytała przede wszystkim uroda jasnowłosego studenta, gdy spojrzał na nie ślicznymi, szarymi oczyma, każda z nich choćby najgorsza „skąpiradło" miękła i nakładała warząchwią w żebraczy garnuszek żakowski podwójną porcję flaków czy innego jadła. Nigdy z całą pewnością od czasów legendarnego smoka podwawelskiego świeciło słońce tak pięknie, jak właśnie w tę pamiętną Wielkanoc 1407 r. , gdy Nawojka po chwalebnym zdaniu egzaminów, osiągnęła cel swoich marzeń bakalarską togę. Dumna niczym paw, paradowała w niej po Krakowie a w rozpalonej młodej główce roiły się projekty i marzenia. Na ulicach raz po raz lozlegałs się piski niewieście ad\z młodzież kiakowska nie zaniedbywała przecież staiego włościańskiego zw\cza]u d\ngusa". Dwóch pachołków z wielkim wiadrem w ręku czatowała w zaułku w oczekiwaniu na nową ofiarę, wywiązał się pomiędzy nimi następujący dialog - „Patrz, dziewczyna w przebraniu bakałarza. Nie Prawda. Bakałarz. Dziewczyna". Na zatopioną w myślach i nie przeczuwającą Nawojkę spadł nagle strumień wody.
Wieść o zdemaskowaniu białogłowy w stroju studenckim rozeszła się lotem błyskawicy po całym mieście. W Krakowie zawrzało jak w ulu. Z największym oburzeniem trajkotały jęzory, zwłaszcza babskie.
Wymyślano przeróżne kary dla bezwstydnicy, rózgami zasiekać, spławić w Wiśle, spalić na stosie. Tłum powlókł „bezwstydnicę" w prostej todze do pałacu biskupa na sąd. Nawojka nie broniła się wcale. Na zapytanie, czemu dopuściła się tego haniebnego grzechu, odpowiedziała krótko -„ Z miłości do nauki...". Ta prostota obrony, świąteczny nastrój, a może i fakt, że biskupowi bardzo śpieszyło się na obiad do króla, były zapewne przyczyną, że wydał ku zdziwieniu obecnych bardzo łagodny wyrok: pokuta w klasztorze. Gdy brama klasztorna zamknęła się za pokutnicą, Pani Legenda zajęła si^ złotowłosym dziewczęciem z Dobrzynia. Ona to kazała bohaterce skandalu na Akademii Krakowskiej zostać również autorką arcydzieła średniowiecznego noszącego potem nazwę „Modlitewnika Nawojki". Bo podobno zamknięta w celi klasztornej Nawojka tak ją umoralniały mniszki, że w końcu biedulka sama uwierzyła w swój „grzech". A owocem jej skruchy była owa książeczka do modlitwy, w której tekście dwa razy powtarzał się zmienny zwrot: „Ja grzeszna Nawojka". Tak pierwsza w Polsce studentka Nawojka z Dobrzynia przeprasza stwórcę i czasy średniowieczne za swoje wielkie umiłowanie do nauki. Prosze ; )