Nam to Pani dyktowała na Religi ale mówie ci skróć sobie to bo ręka ci odpadnie wiem co mówie
Dla chrześcijanina ważne jest pojmowanie relacji do Pana Boga w kluczu obietnicy. Jednym z podstawowych darów obietnicy jest właśnie ziemia obiecana. Uchwycenie przez nas logiki, struktury wchodzenia do ziemi obiecanej i brania jej w posiadanie jest niezmiernie ważne dla rozumienia i przeżywania chrześcijaństwa. Jako chrześcijanie przez obietnicę jesteśmy zaproszeni do ziemi obiecanej, czyli do odkrywania w sobie przestrzeni naszego życia z Bogiem. Wymiar ziemi obiecanej jako nowej przestrzeni i jakości naszego życia jest ukazany przez św. Leona Wielkiego, papieża, w jednym z jego kazań nt. błogosławieństw. Rozważając błogosławieństwo: Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię (Mt 5,5), tak mówi: „Ludziom cichym i łagodnym, pokornym i skromnym, tym, którzy gotowi są przyjąć wszelkie niesprawiedliwości, obiecano na własność ziemię. Nie należy uważać, że to dziedzictwo jest czymś małym i bez wartości, jakby wykluczało od zamieszkania w niebie, ci sami bowiem wejdą do królestwa niebieskiego. Tą ziemią obiecaną cichym, ziemią, którą mają otrzymać łagodni, jest ciało świętych. Dzięki zasługom pokory przemieni się ono w błogosławionym zmartwychwstaniu i przyodzieje chwałą nieśmiertelności. Odtąd w niczym już nie sprzeciwi się duchowi, ale pozostanie w doskonałej harmonii z wolą duszy. Wtedy to człowiek zewnętrzny stanie się nieodwołalną i bezpieczną własnością człowieka wewnętrznego. Tak więc cisi w wiecznym pokoju posiądą ziemię, a ich prawo w niczym nie dozna uszczerbku, kiedy to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność. W ten sposób to, co było zagrożeniem, stanie się nagrodą, to zaś, co było ciężarem, okaże się zaszczytem” . Obawiamy się wejścia do ziemi obiecanej, bo nie chcemy stracić tego, co mamy sami z siebie, co – jak uważamy – nam się należy. Przeczuwamy bowiem, że życie w ziemi obiecanej pozbawi nas naszej swobody życia dla siebie, pozyskiwania dla siebie, czyli tego wszystkiego, co określamy „starym człowiekiem”. W tym tkwi jedno z podstawowych źródeł (powodów) naszych błędów życiowych. Chcemy sami stworzyć sobie przestrzeń życiową, chcemy, by inni nas respektowali i akceptowali tak, jak tego oczekujemy. Boimy się opuścić samych siebie i wejść w plany przygotowane przez Boga. Dopiero Jezus otwiera przed nami drogę wolności od tych naszych oczekiwań, pretensji itp. On był zawsze wolnym Synem, spełniającym wolę Ojca. To było Jego życiem i Jego pokarmem (zob. J 4,34). Dlatego mógł przeżyć odrzucenie, mękę i śmierć. Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli (J 1,11n), odrzucili. On przyjął to odrzucenie, niejako „zasiadł” na miejscu do odrzucenia. To jest właśnie ziemia obiecana. Brzmi to paradoksalnie, jednak doświadczenie odrzucenia nie jest celem samym w sobie, jak nie była nim śmierć Jezusa na krzyżu. W swoim życiu przeżywamy dość odrzucenia, niezrozumienia. Decyzja wejścia do ziemi obiecanej jest zgodą na to, by Pan Bóg zajął się mną w tej sytuacji, w której aktualnie jestem postawiony. Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do tego, żeby umieć znaleźć się (nie naszą mocą) na miejscu, które w oczach ludzkich czasem jest widziane jako przegrana, jako odrzucenie. I wtedy, jeśli tam potrafimy pozostać i dobrze siebie odnaleźć, zauważamy, że w naszych relacjach z bliźnimi zaczyna panować pokój, miłość, przebaczenie. Jest to owoc działania Pana Boga w nas. Do ziemi obiecanej wchodzi się wiele razy, codziennie. Prawdziwa ziemia obiecana jest tam, gdzie siebie odkryjesz przed Bogiem jako tego, którego Bóg kocha i umieszcza na właściwym miejscu przed drugim człowiekiem, na miejscu, które znajduje się niżej od jego miejsca. Jeśli nie masz ducha Jezusa Chrystusa, będziesz się buntował i walczył. Tak będzie, dopóki któregoś dnia dzięki Ewangelii nie zobaczysz, że możesz wejść do wód Jordanu, możesz go przekroczyć, możesz wejść w wody chrztu, tak jak Jezus. Możesz skorzystać z Jego krzyża i wejść do odpoczynku w ziemi obiecanej (zob. np. 1Krn 22,9; 23,25; por Hbr 1,10). W ten sposób życie chrześcijanina staje się stałym dialogowaniem z Jezusem Chrystusem, przechodzeniem przez Jordan do ziemi obiecanej. Wówczas i nas dotyczy obietnica: Wy i wasi synowie będziecie się cieszyć pokojem i szczęściem (por. Pwt 12,10.12), zupełnie innym niż to, co jesteście w stanie sami wyprodukować. Świat nachalnie narzuca nam, że musimy mieć to czy tamto, że musimy coś osiągnąć, zdobyć taką pozycję, w czymś uzyskać potwierdzenie, jeszcze taką miłość przeżyć, itp. Tak świat nas nakręca. I co z tego mamy? Wieczny niepokój. A kiedy wreszcie dasz się wprowadzić do ziemi obiecanej, tam – jak oliwka – będziesz mógł wydać owoc. Psalm 92 mówi, że nawet w starości można wydać owoc, owoc pokoju, przebaczenia (zob. w. 15). To jest przedziwna tajemnica, którą możemy przeżyć tylko w łączności z Jezusem Chrystusem;)
Nam to Pani dyktowała na Religi ale mówie ci skróć sobie to bo ręka ci odpadnie wiem co mówie
Dla chrześcijanina ważne jest pojmowanie relacji do Pana Boga w kluczu obietnicy. Jednym z podstawowych darów obietnicy jest właśnie ziemia obiecana. Uchwycenie przez nas logiki, struktury wchodzenia do ziemi obiecanej i brania jej w posiadanie jest niezmiernie ważne dla rozumienia i przeżywania chrześcijaństwa. Jako chrześcijanie przez obietnicę jesteśmy zaproszeni do ziemi obiecanej, czyli do odkrywania w sobie przestrzeni naszego życia z Bogiem.
Wymiar ziemi obiecanej jako nowej przestrzeni i jakości naszego życia jest ukazany przez św. Leona Wielkiego, papieża, w jednym z jego kazań nt. błogosławieństw. Rozważając błogosławieństwo: Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię (Mt 5,5), tak mówi: „Ludziom cichym i łagodnym, pokornym i skromnym, tym, którzy gotowi są przyjąć wszelkie niesprawiedliwości, obiecano na własność ziemię. Nie należy uważać, że to dziedzictwo jest czymś małym i bez wartości, jakby wykluczało od zamieszkania w niebie, ci sami bowiem wejdą do królestwa niebieskiego. Tą ziemią obiecaną cichym, ziemią, którą mają otrzymać łagodni, jest ciało świętych. Dzięki zasługom pokory przemieni się ono w błogosławionym zmartwychwstaniu i przyodzieje chwałą nieśmiertelności. Odtąd w niczym już nie sprzeciwi się duchowi, ale pozostanie w doskonałej harmonii z wolą duszy. Wtedy to człowiek zewnętrzny stanie się nieodwołalną i bezpieczną własnością człowieka wewnętrznego. Tak więc cisi w wiecznym pokoju posiądą ziemię, a ich prawo w niczym nie dozna uszczerbku, kiedy to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność. W ten sposób to, co było zagrożeniem, stanie się nagrodą, to zaś, co było ciężarem, okaże się zaszczytem” .
Obawiamy się wejścia do ziemi obiecanej, bo nie chcemy stracić tego, co mamy sami z siebie, co – jak uważamy – nam się należy. Przeczuwamy bowiem, że życie w ziemi obiecanej pozbawi nas naszej swobody życia dla siebie, pozyskiwania dla siebie, czyli tego wszystkiego, co określamy „starym człowiekiem”. W tym tkwi jedno z podstawowych źródeł (powodów) naszych błędów życiowych. Chcemy sami stworzyć sobie przestrzeń życiową, chcemy, by inni nas respektowali i akceptowali tak, jak tego oczekujemy. Boimy się opuścić samych siebie i wejść w plany przygotowane przez Boga.
Dopiero Jezus otwiera przed nami drogę wolności od tych naszych oczekiwań, pretensji itp. On był zawsze wolnym Synem, spełniającym wolę Ojca. To było Jego życiem i Jego pokarmem (zob. J 4,34). Dlatego mógł przeżyć odrzucenie, mękę i śmierć. Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli (J 1,11n), odrzucili. On przyjął to odrzucenie, niejako „zasiadł” na miejscu do odrzucenia. To jest właśnie ziemia obiecana. Brzmi to paradoksalnie, jednak doświadczenie odrzucenia nie jest celem samym w sobie, jak nie była nim śmierć Jezusa na krzyżu. W swoim życiu przeżywamy dość odrzucenia, niezrozumienia. Decyzja wejścia do ziemi obiecanej jest zgodą na to, by Pan Bóg zajął się mną w tej sytuacji, w której aktualnie jestem postawiony. Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do tego, żeby umieć znaleźć się (nie naszą mocą) na miejscu, które w oczach ludzkich czasem jest widziane jako przegrana, jako odrzucenie. I wtedy, jeśli tam potrafimy pozostać i dobrze siebie odnaleźć, zauważamy, że w naszych relacjach z bliźnimi zaczyna panować pokój, miłość, przebaczenie. Jest to owoc działania Pana Boga w nas.
Do ziemi obiecanej wchodzi się wiele razy, codziennie. Prawdziwa ziemia obiecana jest tam, gdzie siebie odkryjesz przed Bogiem jako tego, którego Bóg kocha i umieszcza na właściwym miejscu przed drugim człowiekiem, na miejscu, które znajduje się niżej od jego miejsca. Jeśli nie masz ducha Jezusa Chrystusa, będziesz się buntował i walczył. Tak będzie, dopóki któregoś dnia dzięki Ewangelii nie zobaczysz, że możesz wejść do wód Jordanu, możesz go przekroczyć, możesz wejść w wody chrztu, tak jak Jezus. Możesz skorzystać z Jego krzyża i wejść do odpoczynku w ziemi obiecanej (zob. np. 1Krn 22,9; 23,25; por Hbr 1,10).
W ten sposób życie chrześcijanina staje się stałym dialogowaniem z Jezusem Chrystusem, przechodzeniem przez Jordan do ziemi obiecanej. Wówczas i nas dotyczy obietnica: Wy i wasi synowie będziecie się cieszyć pokojem i szczęściem (por. Pwt 12,10.12), zupełnie innym niż to, co jesteście w stanie sami wyprodukować. Świat nachalnie narzuca nam, że musimy mieć to czy tamto, że musimy coś osiągnąć, zdobyć taką pozycję, w czymś uzyskać potwierdzenie, jeszcze taką miłość przeżyć, itp. Tak świat nas nakręca. I co z tego mamy? Wieczny niepokój. A kiedy wreszcie dasz się wprowadzić do ziemi obiecanej, tam – jak oliwka – będziesz mógł wydać owoc. Psalm 92 mówi, że nawet w starości można wydać owoc, owoc pokoju, przebaczenia (zob. w. 15). To jest przedziwna tajemnica, którą możemy przeżyć tylko w łączności z Jezusem Chrystusem;)