Napisz w 120-150 słowach opis swojego snu.czas przeszły.Ważne na dziś 30 pkt!!
Zgłoś nadużycie!
Der Sommer war, und mindestens mir schien es so. Ich, also die neunjährige Krabbe verbrachten die Zeit soeben auf spacerku. Und genau - ich bin an den fließenden Fluss gegangen der faulen Strömung erst der einige Dutzend Meter von meinem Haus. Plötzlich nicht wissen was ich bin heimkehren geneigt sein. Ich sehe auf, den Himmel fangen die dunklen Wolken an, der Wind weht immer stark und stark zu verhüllen. Ich fange an., Angst zu haben Was? Bestimmt des kein Windes. Die Angst verstärkt sich wenn ich auf Bäume sehe, der häufige Platz der kindlichen Spiele. Üblich faul zuflüsternd seine jahrhundertealte Melodie, jetzt irgendein rastlos, fangen Größen an., das Unbekannte mir frühzeitig anzunehmen. Die Bäume gewöhnlich dick sie passieren schaurig schlank. Ich beschleunige den Schritt, doch alles der Reihe nach werden sie sich hinter mir auf eine Erde beschmutzen. Die Krachen, Menge, das Entsetzen. Ich laufe heim, schon hat er Bäume nicht. Der absolute Raum ist vor mir. Ich bin immer nahe, noch der 30 Meter und ich werde in eine Oase der Ruhe vordringen. Ich verkehre obwohl ich weiß, dass er nicht soll und ich sehe den großen, bösen in meiner Richtung rennenden Bullen. jest immer nahe und nahe, wenn ich dringe in Türen (vor), ich schlage sie zu und ich wache auf schweißgebadet.
Było lato, a przynajmniej mi się tak wydawało. Ja, czyli dziewięcioletni szkrab spędzałem właśnie czas na spacerku. A dokładniej - poszedłem nad rzekę płynącą leniwym nurtem zaledwie kilkadziesiąt metrów od mojego domu. Nagle nie wiedzieć czemu zechciałem wrócić do domu. Patrzę do góry, niebo zaczynają zasnuwać ciemne chmury, wiatr wieje coraz mocniej i mocniej. Zaczynam się bać. Czego? Na pewno nie wiatru. Lęk się potęguje gdy patrzę na drzewa, częste miejsce dziecięcych zabaw. Zwykle leniwie szepczące swą odwieczną melodię, teraz jakieś niespokojne, zaczynają przybierać nieznane mi wcześniej rozmiary. Drzewa zazwyczaj grube stają się strasznie smukłe. Przyspieszam kroku, kiedy wszystkie po kolei zawalają się za mną na ziemię. Trzaski, huki, przerażenie. Biegnę do domu, już nie ma drzew. Jest czysta przestrzeń przede mną. Jestem coraz bliżej, jeszcze 30 metrów i dotrę do oazy spokoju. Obracam się choć wiem, że nie powinienem i widzę wielkiego, złego byka pędzącego w moim kierunku. Jest coraz bliżej i bliżej, gdy docieram do drzwi, zatrzaskuję je i się budzę zlany potem.
Było lato, a przynajmniej mi się tak wydawało. Ja, czyli dziewięcioletni szkrab spędzałem właśnie czas na spacerku. A dokładniej - poszedłem nad rzekę płynącą leniwym nurtem zaledwie kilkadziesiąt metrów od mojego domu. Nagle nie wiedzieć czemu zechciałem wrócić do domu. Patrzę do góry, niebo zaczynają zasnuwać ciemne chmury, wiatr wieje coraz mocniej i mocniej. Zaczynam się bać. Czego? Na pewno nie wiatru. Lęk się potęguje gdy patrzę na drzewa, częste miejsce dziecięcych zabaw. Zwykle leniwie szepczące swą odwieczną melodię, teraz jakieś niespokojne, zaczynają przybierać nieznane mi wcześniej rozmiary. Drzewa zazwyczaj grube stają się strasznie smukłe. Przyspieszam kroku, kiedy wszystkie po kolei zawalają się za mną na ziemię. Trzaski, huki, przerażenie. Biegnę do domu, już nie ma drzew. Jest czysta przestrzeń przede mną. Jestem coraz bliżej, jeszcze 30 metrów i dotrę do oazy spokoju. Obracam się choć wiem, że nie powinienem i widzę wielkiego, złego byka pędzącego w moim kierunku. Jest coraz bliżej i bliżej, gdy docieram do drzwi, zatrzaskuję je i się budzę zlany potem.