adrianek127
W latach 60 w skepie na pólkach były produkty głównie rodzimej produkcji, ewentualnie kilka winogron czy brzoskwiń z demoludów, których ceny przyprawiały ubogie społeczeństwo o białą gorączkę. Dzieci więc takie rarytasy jak egzotyczne owoce czy słodycze dostawały zazwyczaj na święta. Więdz teraz nie marudź, kiedy mama da ci banana, mandarunkę do szkoły. Sklepy przez cały okres PRL-u bardzo słabo zaopatrzone były w mięso, obojętnie czy było na kartki czy nie. Kolejka w rzeźniku to był stały element krajobrazu polskiego z tego okresu czasu. W latach sześćdziesiątych sklepy w ogóle były słabo zaopatrzone, chociaż nie osiągnięto jeszcze stanu z lat osiemdziesiątych, kiedy to półki dosłownie świeciły pustkami, a rola pani ekspedientki polegała na powtarzaniu przez kilka godzin dziennie dwóch słów: "Nie ma".