Napisz swoje świadectwo o eucharystii. szczegółowe proszę o pomoc daję naj.
Olencja28
Zaczęło się zwyczajnie, otworzyłem sobie Biblię, czasami tak robię, najczęściej otwieram w konkretnym celu (np. gdy zgłębiam jakiś temat), ale czasami otwieram wyrywkowo tylko po to by coś tam przeczytać, z czystej potrzeby "przekąszenia jakiegoś smakołyka duchowego", i przeczytałem – (Rzym. 6:19) „...19. Po ludzku mówię przez wzgląd na słabość waszego ciała. Jak bowiem oddawaliście członki wasze na służbę nieczystości i nieprawości ku popełnianiu nieprawości, tak teraz oddawajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości ku poświęceniu...”(BW) - jakiś czas temu zaczepiły mnie dziewczyny śpiewające na Mszy Św. Czy nie chciałbym przeczytać od czasu do czasu fragmentu pisma w kościele. Wychodzenie przed ludzi zawsze sprawiało mi problem i odmówiłem, ale tego dnia te Słowo tak mnie dotknęło, - że robić głupoty to często się nie krępowałem, ale Bogu użyczyć choć głosu to wstyd, krótko po tym zadzwoniła znajoma z pytaniem ....-wiesz co organizujemy czuwanie w przeddzień zielonych świąt potrzebujemy mężczyzn do czytania...porozmawialiśmy, zgodziłem się i otrzymałem tekst, który miałem czytać.
Zbliżała się dziewiętnasta i czas było wychodzić do kościoła, pewne zdarzenie tuż przed wyjściem (którego nie chcę wspominać ) wytrąciło nas z równowagi, ponieważ przeżyliśmy z Bogiem już kilka lat od razu zorientowałem się o co chodzi, zgarnąłem więc kartki z tekstem ze stołu i wyszedłem do kościoła. Wiedziałem że jak tego nie zrobię od razu to już nie pójdę. Lekkie zamieszanie z mikrofonami, trochę innych niespodzianek ale zaczęło się, przyszła moja kolej i zacząłem, czytaliśmy ( na zmianę z innym kolegą), dziewczyny pięknie uwielbiały Boga, ludzie w kościele angażowali się. W pewnym momencie zapragnąłem znaleźć się po tej drugiej stronie, chciałem zagłębić się w modlitwie, ale byłem zaangażowany, dziś służyłem i trzeba było się koncentrować na tekście, czytałem różne modlitwy i nagle poczułem potrzebę wyspowiadania się, przekazałem moje kartki koledze i powiedziałem że muszę tam iść, nie ma sprawy odpowiedział i poszedłem, wyznałem Bogu wszystko to co stanęło mi przed oczami,. Między czasie wystawiono Najświętszy Sakrament aby każdy z osobna mógł podejść by dotknąć się „szaty Jego”- było to odniesienie do fragmentu z (Mat. 9:20) „...20. A oto niewiasta, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się kraju szaty jego...”(BW) , ludzie podchodzili klękali przed sakramentem i dotykali materiału, który Go przykrywał – kiedy odmówiłem pokutę zorientowałem się że moje czytania już się skończyły, wszyscy uwielbialiśmy Boga śpiewem, i co jakiś czas ludzie zmieniali się przed Najświętszym Sakramentem. Przeżywałem wtedy niesamowite rozdarcie wewnętrzne, myślałem sobie - „ Boże, potrafię na podstawie Biblii wytłumaczyć Twoją obecność w Eucharystii, na rozum nie mam wątpliwości, ale wydaje mi się to takie bez sensu – przecież Ty możesz sam mnie dotknąć, bez przedmiotów”, zaraz potem zrozumiałem że ja wstydzę się tam iść i klęknąć na środku przy wszystkich, tak bardzo było mi przykro, że wstydzę się Jezusa przed innymi, zawsze mam z tym problem, jakiś paraliż ogarniał mnie wtedy gdy uczęszczałem do kościoła Zielonoświątkowego tak i teraz w tym Kościele, zawsze ten sam problem, krępacja. Przepraszałem Boga za moją niewiarę i w tym momencie widzę moją żonę podchodzącą do Najświętszego Sakramentu, ucieszyłem się że jej wiara jest ( zawsze byłe prosta i szczera) mój rozum zawsze stawiał bariery. Czas osobistej adoracji skończył się, znowu zawiodłem, nawet jeżeli wyglądało to głupio to dlaczego nie potrafiłem się ukorzyć, czy Jezus nie został upokorzony dla mnie?, nie było ważne że targali Go jak złoczyńcę na oczach tłumów by doprowadzić do najbardziej haniebnej śmierci ówczesnych czasów, zrobił to z miłości do mnie, byłem wtedy ważniejszy dla Niego niż ból i wstyd niż życie . Wiem że On zrobił to dla całej ludzkości, ale także dla mnie i było mi przykro, że ja nie mogłem zrobić nawet tego co wszyscy.
Bardzo chciałem przyjąć w tym dniu Komunię, ale w końcu nie wiedziałem czy będzie Msza Św. czy nie. Dołączyłem do mojej żony w przed-ostatniej ławce i zaczęła się Msza Święta, w myślach ucieszyłem się, zacząłem przepraszać Boga za moją niewiarę, za to że tak wiele rozumiem a nie potrafię przełamać wstydu, być może serce trwa w niewierze, płakałem w tajemnicy przed zebranymi, żałowałem i przepraszałem, zrobiłem wszystko by uwierzyć, ale w ciąż ta wątpliwość. Czekałem jednak na moment przyjęcia Jezusa Eucharystycznego, nadszedł czas ksiądz podniósł Hostię i wypowiedział słowa – „...to jest Ciało moje, które za was będzie wydane..”, i właśnie w tym momencie poczułem jakby mrówki w głowie, zrobiło mi się dobrze, poczułem że ciało robi się słabe, przez chwilę opierałem się temu, ale to było silniejsze, nie było agresywne, ani w brew mojej woli, po prostu było silniejsze ode mnie, osunąłem się jakby nieprzytomny, zrobiła się panika w kościele, słyszałem różne głosy, ktoś trzymał mi nogi w górze, miłość, która przepływała przeze mnie była nie do opisania, miałem świadomość, ale nie mogłem i nie chciałem się ruszać, próbowałem mówić że jest mi dobrze że mają mnie zostawić, moja żona była spokojna widziała rumieńce na twarzy i mój błogi uśmiech, ale większość nie rozumiała, w końcu słyszę męski głos – zostawcie go on ma spoczynek w Duchu Świętym, spójrzcie na jego twarz, to nie jest omdlenie, jak się okazało była tam ratowniczka medyczna, która czuwała przy mnie, poczułem że mogę wstać, podniosłem się, celebracja trwała, ponownie uklękliśmy, cały drżałem nie mogłem powstrzymać łez, miłość, która płynęła przeze mnie była tak czysta i cudowna, jeszcze bardziej pragnąłem przyjąć Eucharystię, w końcu nadszedł czas, ustawiłem się w kolejce, przyjąłem Jezusa w postaci Chleba, wróciłem do ławki pomodliłem się, zacząłem analizować co się stało, wiedziałem co to było, widziałem wielokrotnie w kościele Zielonoświątkowym podobne zdarzenia, ale tam zawsze odbywało się to po nałożeniu rąk przez usługującego i nigdy ( po mimo że wychodziłem często do modlitwy) nie zdarzyło się to, nigdy wcześniej nie doświadczyłem " spoczynku w Duchu Świętym" . Trochę się wstydziłem, ludzie patrzyli na mnie, nigdy nie chciałem i nie chcę zwracać na siebie uwagi, ale co miałem poradzić, w końcu zebraliśmy się tam by czuwać na zesłanie Ducha Świętego, sam byłem zaskoczony, ale natężenie miłości, którą miałem w sobie była silniejsza od wstydu od oczu skierowanych w moją stronę, od wszystkiego. Podziękowaliśmy wszyscy zebrani Panu Bogu za ten wieczór trzymając się za ręce i rozeszliśmy się po kościele, mężczyzna, który wiedział co się stało podszedł do mnie i powiedział –„ Bóg dał ci nowe serce „ po czym poszedł i tłumaczył innym co się stało, było tam jeszcze kilka osób z „odnowy w Duchu Świętym” więc dyskusja trwała.
Często myślę o tym zdarzeniu, analizuje, szukam sensu, taki już jestem, Bóg wie że zrobiłem wszystko ze swojej strony by uwierzyć w przeistoczenie, wspomógł mnie tym wydarzeniem, przyszedł w tym jedynym momencie, właśnie w tedy – „...to jest Ciało moje...”-, On tam po prostu jest naprawdę, zostałem uwolniony od wstydów, każde słowo we Mszy Św. Przeszywa moje serce, przyjmowałem dziś Komunię i nie mogę się doczekać następnej Niedzieli, tak bardzo chciałbym mieć czas w tygodniu by uczestniczyć w Eucharystii, by karmić się moim Panem - Jezusem Chrystusem.
Zbliżała się dziewiętnasta i czas było wychodzić do kościoła, pewne zdarzenie tuż przed wyjściem (którego nie chcę wspominać ) wytrąciło nas z równowagi, ponieważ przeżyliśmy z Bogiem już kilka lat od razu zorientowałem się o co chodzi, zgarnąłem więc kartki z tekstem ze stołu i wyszedłem do kościoła. Wiedziałem że jak tego nie zrobię od razu to już nie pójdę. Lekkie zamieszanie z mikrofonami, trochę innych niespodzianek ale zaczęło się, przyszła moja kolej i zacząłem, czytaliśmy ( na zmianę z innym kolegą), dziewczyny pięknie uwielbiały Boga, ludzie w kościele angażowali się. W pewnym momencie zapragnąłem znaleźć się po tej drugiej stronie, chciałem zagłębić się w modlitwie, ale byłem zaangażowany, dziś służyłem i trzeba było się koncentrować na tekście, czytałem różne modlitwy i nagle poczułem potrzebę wyspowiadania się, przekazałem moje kartki koledze i powiedziałem że muszę tam iść, nie ma sprawy odpowiedział i poszedłem, wyznałem Bogu wszystko to co stanęło mi przed oczami,. Między czasie wystawiono Najświętszy Sakrament aby każdy z osobna mógł podejść by dotknąć się „szaty Jego”- było to odniesienie do fragmentu z (Mat. 9:20) „...20. A oto niewiasta, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się kraju szaty jego...”(BW) , ludzie podchodzili klękali przed sakramentem i dotykali materiału, który Go przykrywał – kiedy odmówiłem pokutę zorientowałem się że moje czytania już się skończyły, wszyscy uwielbialiśmy Boga śpiewem, i co jakiś czas ludzie zmieniali się przed Najświętszym Sakramentem. Przeżywałem wtedy niesamowite rozdarcie wewnętrzne, myślałem sobie - „ Boże, potrafię na podstawie Biblii wytłumaczyć Twoją obecność w Eucharystii, na rozum nie mam wątpliwości, ale wydaje mi się to takie bez sensu – przecież Ty możesz sam mnie dotknąć, bez przedmiotów”, zaraz potem zrozumiałem że ja wstydzę się tam iść i klęknąć na środku przy wszystkich, tak bardzo było mi przykro, że wstydzę się Jezusa przed innymi, zawsze mam z tym problem, jakiś paraliż ogarniał mnie wtedy gdy uczęszczałem do kościoła Zielonoświątkowego tak i teraz w tym Kościele, zawsze ten sam problem, krępacja. Przepraszałem Boga za moją niewiarę i w tym momencie widzę moją żonę podchodzącą do Najświętszego Sakramentu, ucieszyłem się że jej wiara jest ( zawsze byłe prosta i szczera) mój rozum zawsze stawiał bariery. Czas osobistej adoracji skończył się, znowu zawiodłem, nawet jeżeli wyglądało to głupio to dlaczego nie potrafiłem się ukorzyć, czy Jezus nie został upokorzony dla mnie?, nie było ważne że targali Go jak złoczyńcę na oczach tłumów by doprowadzić do najbardziej haniebnej śmierci ówczesnych czasów, zrobił to z miłości do mnie, byłem wtedy ważniejszy dla Niego niż ból i wstyd niż życie . Wiem że On zrobił to dla całej ludzkości, ale także dla mnie i było mi przykro, że ja nie mogłem zrobić nawet tego co wszyscy.
Bardzo chciałem przyjąć w tym dniu Komunię, ale w końcu nie wiedziałem czy będzie Msza Św. czy nie. Dołączyłem do mojej żony w przed-ostatniej ławce i zaczęła się Msza Święta, w myślach ucieszyłem się, zacząłem przepraszać Boga za moją niewiarę, za to że tak wiele rozumiem a nie potrafię przełamać wstydu, być może serce trwa w niewierze, płakałem w tajemnicy przed zebranymi, żałowałem i przepraszałem, zrobiłem wszystko by uwierzyć, ale w ciąż ta wątpliwość. Czekałem jednak na moment przyjęcia Jezusa Eucharystycznego, nadszedł czas ksiądz podniósł Hostię i wypowiedział słowa – „...to jest Ciało moje, które za was będzie wydane..”, i właśnie w tym momencie poczułem jakby mrówki w głowie, zrobiło mi się dobrze, poczułem że ciało robi się słabe, przez chwilę opierałem się temu, ale to było silniejsze, nie było agresywne, ani w brew mojej woli, po prostu było silniejsze ode mnie, osunąłem się jakby nieprzytomny, zrobiła się panika w kościele, słyszałem różne głosy, ktoś trzymał mi nogi w górze, miłość, która przepływała przeze mnie była nie do opisania, miałem świadomość, ale nie mogłem i nie chciałem się ruszać, próbowałem mówić że jest mi dobrze że mają mnie zostawić, moja żona była spokojna widziała rumieńce na twarzy i mój błogi uśmiech, ale większość nie rozumiała, w końcu słyszę męski głos – zostawcie go on ma spoczynek w Duchu Świętym, spójrzcie na jego twarz, to nie jest omdlenie, jak się okazało była tam ratowniczka medyczna, która czuwała przy mnie, poczułem że mogę wstać, podniosłem się, celebracja trwała, ponownie uklękliśmy, cały drżałem nie mogłem powstrzymać łez, miłość, która płynęła przeze mnie była tak czysta i cudowna, jeszcze bardziej pragnąłem przyjąć Eucharystię, w końcu nadszedł czas, ustawiłem się w kolejce, przyjąłem Jezusa w postaci Chleba, wróciłem do ławki pomodliłem się, zacząłem analizować co się stało, wiedziałem co to było, widziałem wielokrotnie w kościele Zielonoświątkowym podobne zdarzenia, ale tam zawsze odbywało się to po nałożeniu rąk przez usługującego i nigdy ( po mimo że wychodziłem często do modlitwy) nie zdarzyło się to, nigdy wcześniej nie doświadczyłem " spoczynku w Duchu Świętym" . Trochę się wstydziłem, ludzie patrzyli na mnie, nigdy nie chciałem i nie chcę zwracać na siebie uwagi, ale co miałem poradzić, w końcu zebraliśmy się tam by czuwać na zesłanie Ducha Świętego, sam byłem zaskoczony, ale natężenie miłości, którą miałem w sobie była silniejsza od wstydu od oczu skierowanych w moją stronę, od wszystkiego. Podziękowaliśmy wszyscy zebrani Panu Bogu za ten wieczór trzymając się za ręce i rozeszliśmy się po kościele, mężczyzna, który wiedział co się stało podszedł do mnie i powiedział –„ Bóg dał ci nowe serce „ po czym poszedł i tłumaczył innym co się stało, było tam jeszcze kilka osób z „odnowy w Duchu Świętym” więc dyskusja trwała.
Często myślę o tym zdarzeniu, analizuje, szukam sensu, taki już jestem, Bóg wie że zrobiłem wszystko ze swojej strony by uwierzyć w przeistoczenie, wspomógł mnie tym wydarzeniem, przyszedł w tym jedynym momencie, właśnie w tedy – „...to jest Ciało moje...”-, On tam po prostu jest naprawdę, zostałem uwolniony od wstydów, każde słowo we Mszy Św. Przeszywa moje serce, przyjmowałem dziś Komunię i nie mogę się doczekać następnej Niedzieli, tak bardzo chciałbym mieć czas w tygodniu by uczestniczyć w Eucharystii, by karmić się moim Panem - Jezusem Chrystusem.
MOŻESZ TO JAKOŚ SKRÓCIĆ ;)
powodzenia