Jestem uczniem drugiej klasy gimnazjum i w tym roku przystępuje do sakramentu bierzmowania..
Najpierw musiałem do proboszcza parafii napisać... podanie (!) z prośbą o zgodę na przygotowanie go do sakramentu. Z uwagi na to, że szkoła, do której uczęszczam znajduje się w obrębie innej parafii niż miejsce naszego zamieszkania, musiałem też napisać prośbę do naszego proboszcza o wyrażenie zgody na przystąpienie do bierzmowania w innym miejscu, tę prośbę zaniósłem do proboszcza drugiej parafii, a z kolei musiał wyrazić zgodę i potwierdzić, że mnie przyjmie. W międzyczasie musiałem z parafii, w której przystąpiłem do pierwszej komunii (a w której obrębie w ówczesnym czasie mieszkaliśmy) przynieść zaświadczenie potwierdzające ten fakt. Żeby tego było mało musiałem też zakupić (za 15 zł) specjalną książkę, do której po każdej comiesięcznej spowiedzi swój podpis składał ksiądz, który mnie wyspowiadał. Poza dwiema godzinami lekcyjnymi religii w każdym tygodniu biegam jeszcze raz w miesiącu na specjalną mszę i dodatkowo innego dnia na spotkanie w kościele. To wszystko oczywiście również zostaje odnotowane we wspomnianej książce. Myślę, że na koniec czeka mnie jeszcze porządny egzamin, ale to akurat wciąż przedemą , a co jeszcze, to kto wie...
Widzę, że ta biurokracja i procedura kościelnych przygotowań skutecznie syna zniechęciła do jakiegokolwiek uczestnictwa w życiu Kościoła, jednym słowem robi to, co musi, a pisanie podań, zbieranie pieczątek i podpisów mnie samej wydaje się jakąś paranoją. Liczę na naj.....
Jestem uczniem drugiej klasy gimnazjum i w tym roku przystępuje do sakramentu bierzmowania..
Najpierw musiałem do proboszcza parafii napisać... podanie (!) z prośbą o zgodę na przygotowanie go do sakramentu. Z uwagi na to, że szkoła, do której uczęszczam znajduje się w obrębie innej parafii niż miejsce naszego zamieszkania, musiałem też napisać prośbę do naszego proboszcza o wyrażenie zgody na przystąpienie do bierzmowania w innym miejscu, tę prośbę zaniósłem do proboszcza drugiej parafii, a z kolei musiał wyrazić zgodę i potwierdzić, że mnie przyjmie. W międzyczasie musiałem z parafii, w której przystąpiłem do pierwszej komunii (a w której obrębie w ówczesnym czasie mieszkaliśmy) przynieść zaświadczenie potwierdzające ten fakt. Żeby tego było mało musiałem też zakupić (za 15 zł) specjalną książkę, do której po każdej comiesięcznej spowiedzi swój podpis składał ksiądz, który mnie wyspowiadał. Poza dwiema godzinami lekcyjnymi religii w każdym tygodniu biegam jeszcze raz w miesiącu na specjalną mszę i dodatkowo innego dnia na spotkanie w kościele. To wszystko oczywiście również zostaje odnotowane we wspomnianej książce. Myślę, że na koniec czeka mnie jeszcze porządny egzamin, ale to akurat wciąż przedemą , a co jeszcze, to kto wie...
Widzę, że ta biurokracja i procedura kościelnych przygotowań skutecznie syna zniechęciła do jakiegokolwiek uczestnictwa w życiu Kościoła, jednym słowem robi to, co musi, a pisanie podań, zbieranie pieczątek i podpisów mnie samej wydaje się jakąś paranoją. Liczę na naj.....