Napisz opowiadanie na temat miłości którą dzieli odległość .
Z długie i ciekawe daję naj :)
kici1234567890 Po powrocie do domu jak większość pewnie społeczeństwa zazwyczaj wchodzę na stronę facebook.com. W nowościach jakie ujrzałam było: "zaproszenie do znajomych od NIEGO" + wiadomość od NIEGO. Pisaliśmy ze sobą smsowo, przez facebook i rozmawialiśmy przez skype. Jak zwykle było świetnie, naturalnie i nie brakło nam tematów. Mam wrażenie, że znamy się od bardzo dawna, a jest to zaledwie drugi tydzień. Pisaliśmy ze sobą trochę czasu, aż zaproponował przyjazd. Zorganizowałam nocleg i plan co będziemy robić. Miał przylecieć samolotem na tydzień... dla mnie z Holandii do Polski. Nie wierzyłam, że to zrobi. Czekając na lotnisku myślałam, że żartował. Domyślacie się jakie było moje zdziwienie, a zarazem szczęście kiedy ujrzałam go z walizką. Podeszłam, a z moich oczu można było wyczytać chyba wszystko... Bo w tym momencie uśmiechnął się i zaczął mnie całować. Pojechaliśmy do miejsca zamieszkania. Spałam w tym samym miejscu, aby w razie potrzeby tłumaczyć. Chodziliśmy po mieście, zwiedziłam po raz setny najstarsze zakątki i miło spędzaliśmy tydzień. W tym czasie przywiązałam się do niego w 101%. Był dla mnie kimś więcej niż przyjaciel już. Nie wyobrażałam sobie, że może Go kiedyś zabraknąć, że może odjechać i nie wiadomo czy się jeszcze spotkamy. *** Pewnego wieczora, kiedy odbyła się impreza u jednej z moich koleżanek poszłam tam razem z Nim. Poznali go, lecz On nie lubił zapachu papierosów, a moi przyjaciele niestety palą. Odszedł na moment, aby sprawdzić emaila od swoich rodziców. W tym czasie koleżanka podała mi papierosa. Miałam spróbować. Tylko spróbować... Miałobyć TYLKO, a wyszło AŻ. Kiedy zaciągnęłam się... wszedł On do ogrodu. Zapadła cisza. Zawołał mnie do siebie. Pokazał emaila od rodziców i chciał mnie pocałować. Udawał, że nic się nie stało, ale w jego oczach było widać zdziwienie, a zarazem strach. Było mi strasznie przykro... Zamiast pocałunku poszłam na drugie piętro do łązienki, aby zmyć wstyd z siebie... Wypłukałam usta, a On stanął za mną, złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Kazał mi się odwrócić. Mówił w tym momencie o zaufaniu, że w próbowaniu nie ma nic złego o ile to jest tylko próbowanie. Wspomniał o swoich dziadkach, którzy zmarli na raka i , że się o mnie boi. Nie chce aby się mi coś złego stało. W tym momencie rozpłakałam się jak dziecko, a on objął mnie i odwrócił. Pocałował w czoło i podarował prezent. Długopis z napisem: "Ik denk aan je." ("Z myślą o Tobie"), bo uwielbiam pisać listy i dostawać listy... (Dodam, że korespondowaliśmy ze sobą nie tylko mailowo z tej racji). Płakałam, bo było mi wstyd... Przytulił mnie i pocałował. Wróciliśmy do przyjaciół jak zaczęłam wyglądać normalnie... (czyli brak zaczerwienienia oczu i innych widocznych oznaków płaczu). Widząc, że wszystko jest dobrze uśmiechnęli się i odetchnęli z ulgą, a także przeprosili. Chociaż to była moja wina... bo z grzeczności spytali, czy chcę spróbować, a ja nie odmówiłam... Było, minęło. Człowiek uczy się na błędach. *** Moment jego wylotu z Polski nie był aż taki trudny... Trudniej było mi później, kiedy świadomość tego, że on jest 1400km z tąd, a w roku szkolnym (chodzę do liceum) nie mam możliwości, aby tam polecieć... On-zaczynał uniwersytet, więc też kiepsko z czasem. Na lotnisku staliśmy i żegnaliśmy się tak długo aż jedna z pań zaczeła krzyczeć: "Proszę nie tworzyć sztucznej kolejki! Proszę wchodzić! Samolot zaraz odlatuje!" Płakałam. On starał się trzymać twardo... lecz i z jego oczu popłynęło kilka łez. "Proszę wchodzić!" -krzyczała kobieta. Krótki pocałunek i odeszłam. Wiedziałam, że tylko tak mogę spodowować, aby w końcu pożegnanie się skończyło. On musiał wracać. Nie mogłam go zatrzymać... Jego kraj to Holandia. Szłam w stronę wyjścia łkając. Miałam się nie odwrócić, ale zrobiłam to. On stał już za barierką. Pomachałam mu, nie odmachał... Patrzył się na mnie cały czas. Wyszłam. Musiałam usiaść na ławce obok lotniska. Była otoczona drzewami. Wtedy przestałam się hamować. Płakałam... Odczułam chęci porozmawiania z kimś... Zadzwoniłam do przyjaciółki. Uspokoiła mnie jakoś, dała też nadzieję, wsparła. Kiedy skończyłam rozmowę... dostałam smsa: "Be strong this isn't the end" Te słowa z każdym Jego wspomnieniem powtarzają się w mojej głowie. Jak fragment na płycie, która się zacięła... ...
Po powrocie do domu jak większość pewnie społeczeństwa zazwyczaj wchodzę na stronę facebook.com. W nowościach jakie ujrzałam było:
"zaproszenie do znajomych od NIEGO" + wiadomość od NIEGO.
Pisaliśmy ze sobą smsowo, przez facebook i rozmawialiśmy przez skype. Jak zwykle było świetnie, naturalnie i nie brakło nam tematów. Mam wrażenie, że znamy się od bardzo dawna, a jest to zaledwie drugi tydzień.
Pisaliśmy ze sobą trochę czasu, aż zaproponował przyjazd. Zorganizowałam nocleg i plan co będziemy robić. Miał przylecieć samolotem na tydzień... dla mnie z Holandii do Polski. Nie wierzyłam, że to zrobi. Czekając na lotnisku myślałam, że żartował. Domyślacie się jakie było moje zdziwienie, a zarazem szczęście kiedy ujrzałam go z walizką. Podeszłam, a z moich oczu można było wyczytać chyba wszystko... Bo w tym momencie uśmiechnął się i zaczął mnie całować.
Pojechaliśmy do miejsca zamieszkania. Spałam w tym samym miejscu, aby w razie potrzeby tłumaczyć. Chodziliśmy po mieście, zwiedziłam po raz setny najstarsze zakątki i miło spędzaliśmy tydzień. W tym czasie przywiązałam się do niego w 101%. Był dla mnie kimś więcej niż przyjaciel już. Nie wyobrażałam sobie, że może Go kiedyś zabraknąć, że może odjechać i nie wiadomo czy się jeszcze spotkamy.
***
Pewnego wieczora, kiedy odbyła się impreza u jednej z moich koleżanek poszłam tam razem z Nim. Poznali go, lecz On nie lubił zapachu papierosów, a moi przyjaciele niestety palą. Odszedł na moment, aby sprawdzić emaila od swoich rodziców. W tym czasie koleżanka podała mi papierosa. Miałam spróbować. Tylko spróbować... Miałobyć TYLKO, a wyszło AŻ. Kiedy zaciągnęłam się... wszedł On do ogrodu. Zapadła cisza. Zawołał mnie do siebie. Pokazał emaila od rodziców i chciał mnie pocałować. Udawał, że nic się nie stało, ale w jego oczach było widać zdziwienie, a zarazem strach. Było mi strasznie przykro... Zamiast pocałunku poszłam na drugie piętro do łązienki, aby zmyć wstyd z siebie... Wypłukałam usta, a On stanął za mną, złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Kazał mi się odwrócić.
Mówił w tym momencie o zaufaniu, że w próbowaniu nie ma nic złego o ile to jest tylko próbowanie. Wspomniał o swoich dziadkach, którzy zmarli na raka i , że się o mnie boi. Nie chce aby się mi coś złego stało. W tym momencie rozpłakałam się jak dziecko, a on objął mnie i odwrócił. Pocałował w czoło i podarował prezent. Długopis z napisem:
"Ik denk aan je." ("Z myślą o Tobie"), bo uwielbiam pisać listy i dostawać listy... (Dodam, że korespondowaliśmy ze sobą nie tylko mailowo z tej racji). Płakałam, bo było mi wstyd... Przytulił mnie i pocałował. Wróciliśmy do przyjaciół jak zaczęłam wyglądać normalnie... (czyli brak zaczerwienienia oczu i innych widocznych oznaków płaczu). Widząc, że wszystko jest dobrze uśmiechnęli się i odetchnęli z ulgą, a także przeprosili. Chociaż to była moja wina... bo z grzeczności spytali, czy chcę spróbować, a ja nie odmówiłam... Było, minęło. Człowiek uczy się na błędach.
***
Moment jego wylotu z Polski nie był aż taki trudny... Trudniej było mi później, kiedy świadomość tego, że on jest 1400km z tąd, a w roku szkolnym (chodzę do liceum) nie mam możliwości, aby tam polecieć... On-zaczynał uniwersytet, więc też kiepsko z czasem.
Na lotnisku staliśmy i żegnaliśmy się tak długo aż jedna z pań zaczeła krzyczeć:
"Proszę nie tworzyć sztucznej kolejki! Proszę wchodzić! Samolot zaraz odlatuje!"
Płakałam. On starał się trzymać twardo... lecz i z jego oczu popłynęło kilka łez.
"Proszę wchodzić!" -krzyczała kobieta.
Krótki pocałunek i odeszłam. Wiedziałam, że tylko tak mogę spodowować, aby w końcu pożegnanie się skończyło. On musiał wracać. Nie mogłam go zatrzymać... Jego kraj to Holandia. Szłam w stronę wyjścia łkając. Miałam się nie odwrócić, ale zrobiłam to. On stał już za barierką. Pomachałam mu, nie odmachał... Patrzył się na mnie cały czas. Wyszłam.
Musiałam usiaść na ławce obok lotniska. Była otoczona drzewami. Wtedy przestałam się hamować. Płakałam... Odczułam chęci porozmawiania z kimś... Zadzwoniłam do przyjaciółki. Uspokoiła mnie jakoś, dała też nadzieję, wsparła. Kiedy skończyłam rozmowę... dostałam smsa:
"Be strong this isn't the end"
Te słowa z każdym Jego wspomnieniem powtarzają się w mojej głowie. Jak fragment na płycie, która się zacięła...
...