Napisz opowiadanie dotyczące ciekawej historii, która Ci się przydarzyła. Zastosuj narrację pierwszoosobową. Nadaj tytuł swojej opowieści.
kaallaa
Kapusta!! Pewnego dnia przyszły do mnie dziewczyny Paulina, Karolina i Patrycja żeby pograć w piłkę a raczej taki tylko miałyśmy zamiar bo mama kazała mi posprzątać w pokoju ... Pokłóciłam się z mamą i uciekłam z domu, a dziewczyny ze mną... Szłyśmy chwile koło lasku, ale drogę przegrodził nam rów. Patrycja wpadła na pomysł żeby go przeskoczyć i tak zrobiłyśmy. Okazało się że las się skończył i jesteśmy u kogoś na polu, które było nie orane przez dwa lata, a może trochę więcej, zaczęłyśmy iść dalej. Przeszłyśmy pół pola i zobaczyłyśmy faceta w niebieskiej koszuli, który jechał traktorem prosto na nas... Za bardzo nie widziałyśmy co robić, ale Paulina zachowała zimną krew i wpadła na pomysł żeby wskoczyć w krzaki. Po cichu powiedziała „Dzisiaj wracajmy do domu, bo robi się późno, wrócimy tu jutro.” Wszystkie jej przytaknęłyśmy... Nazajutrz w szkole całe przerwy o tym gadałyśmy i umówiłyśmy się na następne spotkanie u mnie. Tuż po szkole dziewczyny stały już pod moim domem. Poszłam szybko do mamy i powiedziałam jej że idziemy się przejść. Niestety miałyśmy problem, gdyż nie mogłyśmy iść tak jak wczoraj wzdłuż lasu, bo by nas zauważył mój dziadek. Wpadłam na pomysł, żeby iść na około i tak uczyniłyśmy. Jak doszłyśmy na pole znowu zobaczyłyśmy tego człowieka w niebieskiej koszuli, znowu szybko się schowałyśmy w krzaki i na szczęście nas nie zauważył. Karolina tym razem powiedziałam "Raz kozia śmierć biegniemy” i pobiegłyśmy. Chwile potem fecet w niebieskiej koszuli pojechał dalej nie zauważając nas. Na ziemi zobaczyłyśmy wielkie łapy łosia. Później UJRZAŁYSMY sarnę wybiegająca z lasu, patrzyłyśmy gdzie pobiegnie, w końcu zniknęła za pięknymi krzewami posadzonymi na przemian żółte i zielone. Był tam też staw ale nie był on ogrodzony. Trochę się byłyśmy ale ciekawość była silniejsza i zaciągnęła nas tam. Wtedy tak chodząc i się rozglądając się zobaczyłyśmy jakiś dom było ogrodzenie, ale na nasze nieszczęście była otwarta brama z której wybiegł wielki, biały pies, zaczął nas gonić, zaczęłyśmy uciekać. Paulina pogubiła buty, ale nie miała czasu się po nie wracać. Po chwili biegu byłyśmy STRASZNIE zmęczone. Na szczęście ktoś zawołał tego psa. My jednak nie wiedziałyśmy, że ten pies nas już nie goni i weszłyśmy na drzewo. Za bardzo nie UMIAŁYŚMY wejść na nie, ale jakoś się WDRAPAŁYSMY byłyśmy bardzo zdziwione, że nam się udało i JA z radości spadła z drzewa, ale na szczęście nic MI się nie stało. Potem zeszłyśmy i wróciłyśmy się po buty Pauliny, nie było jednego buta więc pomyślałyśmy, że zabrał go pies, lecz chwilę później go znalazłyśmy pod krzakami. Byłyśmy już bardzo zmęczone i powoli sobie szłyśmy do domu, dlatego że to był piątek umuwiłyśmy sie juz na sobote.
Następnego dnia poszłam do Karoliny, byłam tylko ja , bo Patrycja i Paulina się rozchorowały. Miałysmy mało czasu, bo tylko godzinkę, gdyż poźniej JA musiałaM jechac do domu na obiad. Więc szybko poszłysmy na pole, oczywiscie na około, bo sie okazało ze tamtendy było blizej. Jak już doszłyśmy na pole postanowiłysmy, ze pojdziemy dalej niż wczoraj I tak uczyniłyśmy. Idąc tak kAROLINA ZOBACZYŁA jakies czerwone plamy... podeszłyśmy bliżej i razem krzyknełyśmy "TO KREW!".Strasznie sie przestaszyłysmy ale poszlyśmy dalej i co chwile była 'krew'. Szłyśmy, SZŁYSMY i w pewnym momęcie kAROLINA powiedziała "o kurde ale tu mokro", "przypomniala nam sie szkolna wycieczka gdy pani mówiłam o moczarach na których żyją łosie wtedy zapytałysmy pani co to sa te moczary i odrzekła NAm ze to 'mokre łaki'" Spodnie miałyśmy mokre do kolan , Nie wspominajac nic o butach ktore były całe w blocie, lecz poszłysmy dalej bo JA zauwazyłaM jakis diwny duzy kamien. podeszłysmy do niego i chciałysmy go podniesc, ale był za ciezki. wiec próbujac dalej przesunełysmy go. ziemia pod nim sie zapadała i była w 'krwi'. jA zaczełaM skakac, po chwili usłyszałysmy echo... niestety nie miałysmy rzadnej łopatki ZEBY KOPAC a ziemia była w 'krwi'. Zobaczyłysmy na nowy zegarek karoliny i okazało sie ze jest pozno i musimy wracac, wiec pomyslałysmy ze jutro wezmiemy łopatke i tu wrócimy. Jak byłysmy juz u mnie pod domem i dopiero wtedy uswiadomiłysmy sobie ze juto est niedziela i nie mozemy isc na pole. Jeszcze do tego okazało sie, ze Karolina musI sie pakowac bo jedzie na zielona szkole. Gdy nie było Kala nikt nie chdził na pole przez piec dni, a jak wróciła to JA sie rozchorowała i Kala sama sie bałam tam isc. Łacznie nie chodziłysmy tam az dwa tygodnie. Jak juz wychodziłysmy na droge zeby isc na około to przyjechała paulina i wszystkie trzy po długiej przerwie poszłysmyna pole lecz to ku naszemu dziwieniu rosła tam kapustka. Paulina dostała swira na punkcie zielonego i zaczeła to wyrywac. Rwała wszystko po koleji. Ja z karolina stałysmy zboku i sie skrecałysmy ze smiechu. Poźniej poszłysmy po siedziec na drzewie. karolina zaczeła sie drzec i wtedy usłyszałysmy głosy jakiegos dziecka, które powiedziało do kogos "ktos jest na drzewie" wtedy starsza pani mowi do psów " szukajcie". Zachwile pod naszym drzewem znalazły sie trzy psy buldog, haski i biały wielki kundel. Zaczełyśmy panikowac. a wtedy starsza pani powiedziała "ooo... to dziewczynki sie tu bawia a myslałam, zeto chłocy przyszli do mojego wnusia". Wszystkie odetchnełysmy z ulgo, bo i psy uciekły. Paulinie sie przypomniało ze juz musi wracac do domu i powoli wyszłysmy z pola. Kolejnego dnia poszłysmy do szkoly i sie okazało ze panuje grypa trzytygodniowa. Dyrekcja zaczeła dzwonic do naszych rodzicow zeby po nas przyjechali. Niestety i tak złapałysmy ta grypę... Po trzytygodniowym odpoczynku wybrałysmy sie na pole i co ujrzałysmy ogrome zielone głowki kapuchy. Na początku nie mogłysmy uwierzyć ze to wszystko tak urosło. Po chwili ja wymyśliłam ze sprubujemy tą kapuste zjesc. Najpierw ja wyrwałysmy potem rzyciłysmy ja przez rowek i w koncu zaczełysmy ja jesc. Była bardzo smaczna...
Wydaje mi sie, iż to jest niezłe. Pisałam to razem z moją koleżanką do szkoły w 6 klasie. Wystraczy zmienić imiona i bedzie dobrze:) Tylko oprocz tego njapierw praca pisana jest z mojego punktu widzenia a potem z mojej koleżanki. Ewentualnie mogę to poprawić i wysłać dobrą.
1 votes Thanks 0
prymus1
No to ja dam ci opowiadanie o duchach:) Wszystko zaczęło się tak jak zawsze. Rano wstałam do szkoły, potem miałam zajęcia w szkole i oczywiście na końcu przyszłam do domu. W sobotę spotkałam się z koleżankami. Postanowiłyśmy wywoływać duchy. Wszystkie trzy byłyśmy podekscytowane. W końcu coś trzasło i zgasiło się światło. Wszyscy byli przerażeni. Lecz światło za chwilę się włączyło. Więc nie było powodów do strachu. W nocy z soboty na niedzielę wszystkie trzy obudziłyśmy się o godzinie 2:00. Byłyśmy bardzo zaniepokojone. W następną noc przydażyło się to samo. I tak przez 5 nocy. W szkole opowiadałyśmy o tym. Wreszcie stało się coś okropnego z szafy wyłaniał się przeraźliwy błysk. W następną sobotę spotkaliśmy się z powrotem u mojej koleżanki. ona opowiadała że bardzo boi się swojej szafy bo słychać z niej krzyki i widnieją błyski.Lecz my nie słuchałyśmy. Zamknęłyśmy ją w szafie. A jak ją otworzyłyśmy to zobaczyłyśmy Martyne(bo tak miała na imię) poczochraną z czarnymi jak węgielki oczy. Wszystkie byłysmy przerażone......;/
1 votes Thanks 1
ZielonaMilenka2
Pewnego dnia powiedziałam sobie, że muszę się zmienić. Nowy styl ubierania, nowa fryzura, itd. To były moje nowe postanowienia na 2010 rok. Miałam nadzieje, że to realne i do spełnienia. Chciałam też zmienić swoje zachowanie wobec innych. Po paru dniach, dokładnie po dziesięciu dniach zrobiłam podsumowanie wszystkich dni zapisanych w nowym pamiętniku, no i oczywiście w nowym roku. Myśli moje plątały się gdzieś daleko szukając odpowiedzi na jej noworoczne zachowanie, ale nic nie wymyśliłam. Postanowiłam zwrócić się o pomoc do moich znajomych, których nie za bardzo lubiłam. Jeszcze w 2009 pokłóciłam się z nimi, no i tak. I wiecie co, chodź pokłóceni byliśmy to i tak w trudnej sytuacji mi pomogli. Za to też musiałam im podziękować i powiedziałam że jakąś się zrewanżować muszę. Oni odeszli na jakieś piętnaście minut i o czymś rozmawiali, nie udało mi się podsłuchać o czym. Piętnaście, a może dwadzieścia minut potem podeszli do mnie i powiedzieli: ''Za to, że Ci pomogliśmy mamy prośbę, zostań naszą dawną przyjaciółką i przerwij pisanie tego zbędnego pamiętnika. On Ci tylko niszczy życie i nie mam on największego sensu, my wiemy co mówimy. !" Rozpłakałam się i uciekłam, ale się pod tchnęłam i wywróciłam. Dogonili mnie i zaczęli coś mówić, ale nawet ich nie słuchałam. Wstałam i zauważyłam, że z prawej nogi (a raczej kolana) leje mi się krew. Zaczęło bardzo boleć i piec, byłam czerwona jak burak i nie wiedziałam co mam zrobić, obciach na maksa. Moi znajomi zaczęli mnie pocieszać i w ogóle. Ale ja i tak chciałam do domu, a raczej daleko na jakąś bezludną wyspę. Tłumaczyli, że to na marne i nic mi to nie da. Pomyślałam jak to mi nic nie da, to niby co da. Wydawało mi się, że tego na głos nie powiedziałam, ale i tak odpowiedzieli mi na moje pytanie. Na początku się przeraziłam, że oni mogą potrafić czytać w myślach. Co się okazało, to był tylko sen i nic więcej. Żeby było śmiesznej to sen miałam, że to dzieje się 2009 - 2010 roku, a wtedy był 1998 rok. Jak opowiedziałam to znajomych to normalnie śmialiśmy się przez dobre pięć godzin.
Pewnego dnia przyszły do mnie dziewczyny Paulina, Karolina i Patrycja żeby pograć w piłkę a raczej taki tylko miałyśmy zamiar bo mama kazała mi posprzątać w pokoju ... Pokłóciłam się z mamą i uciekłam z domu, a dziewczyny ze mną... Szłyśmy chwile koło lasku, ale drogę przegrodził nam rów. Patrycja wpadła na pomysł żeby go przeskoczyć i tak zrobiłyśmy. Okazało się że las się skończył i jesteśmy u kogoś na polu, które było nie orane przez dwa lata, a może trochę więcej, zaczęłyśmy iść dalej. Przeszłyśmy pół pola i zobaczyłyśmy faceta w niebieskiej koszuli, który jechał traktorem prosto na nas... Za bardzo nie widziałyśmy co robić, ale Paulina zachowała zimną krew i wpadła na pomysł żeby wskoczyć w krzaki. Po cichu powiedziała „Dzisiaj wracajmy do domu, bo robi się późno, wrócimy tu jutro.” Wszystkie jej przytaknęłyśmy...
Nazajutrz w szkole całe przerwy o tym gadałyśmy i umówiłyśmy się na następne spotkanie u mnie. Tuż po szkole dziewczyny stały już pod moim domem. Poszłam szybko do mamy i powiedziałam jej że idziemy się przejść. Niestety miałyśmy problem, gdyż nie mogłyśmy iść tak jak wczoraj wzdłuż lasu, bo by nas zauważył mój dziadek. Wpadłam na pomysł, żeby iść na około i tak uczyniłyśmy. Jak doszłyśmy na pole znowu zobaczyłyśmy tego człowieka w niebieskiej koszuli, znowu szybko się schowałyśmy w krzaki i na szczęście nas nie zauważył. Karolina tym razem powiedziałam "Raz kozia śmierć biegniemy” i pobiegłyśmy. Chwile potem fecet w niebieskiej koszuli pojechał dalej nie zauważając nas. Na ziemi zobaczyłyśmy wielkie łapy łosia. Później UJRZAŁYSMY sarnę wybiegająca z lasu, patrzyłyśmy gdzie pobiegnie, w końcu zniknęła za pięknymi krzewami posadzonymi na przemian żółte i zielone. Był tam też staw ale nie był on ogrodzony. Trochę się byłyśmy ale ciekawość była silniejsza i zaciągnęła nas tam. Wtedy tak chodząc i się rozglądając się zobaczyłyśmy jakiś dom było ogrodzenie, ale na nasze nieszczęście była otwarta brama z której wybiegł wielki, biały pies, zaczął nas gonić, zaczęłyśmy uciekać. Paulina pogubiła buty, ale nie miała czasu się po nie wracać. Po chwili biegu byłyśmy STRASZNIE zmęczone. Na szczęście ktoś zawołał tego psa. My jednak nie wiedziałyśmy, że ten pies nas już nie goni i weszłyśmy na drzewo. Za bardzo nie UMIAŁYŚMY wejść na nie, ale jakoś się WDRAPAŁYSMY byłyśmy bardzo zdziwione, że nam się udało i JA z radości spadła z drzewa, ale na szczęście nic MI się nie stało. Potem zeszłyśmy i wróciłyśmy się po buty Pauliny, nie było jednego buta więc pomyślałyśmy, że zabrał go pies, lecz chwilę później go znalazłyśmy pod krzakami. Byłyśmy już bardzo zmęczone i powoli sobie szłyśmy do domu, dlatego że to był piątek umuwiłyśmy sie juz na sobote.
Następnego dnia poszłam do Karoliny, byłam tylko ja , bo Patrycja i Paulina się rozchorowały. Miałysmy mało czasu, bo tylko godzinkę, gdyż poźniej JA musiałaM jechac do domu na obiad. Więc szybko poszłysmy na pole, oczywiscie na około, bo sie okazało ze tamtendy było blizej. Jak już doszłyśmy na pole postanowiłysmy, ze pojdziemy dalej niż wczoraj I tak uczyniłyśmy. Idąc tak kAROLINA ZOBACZYŁA jakies czerwone plamy... podeszłyśmy bliżej i razem krzyknełyśmy "TO KREW!".Strasznie sie przestaszyłysmy ale poszlyśmy dalej i co chwile była 'krew'. Szłyśmy, SZŁYSMY i w pewnym momęcie kAROLINA powiedziała "o kurde ale tu mokro", "przypomniala nam sie szkolna wycieczka gdy pani mówiłam o moczarach na których żyją łosie wtedy zapytałysmy pani co to sa te moczary i odrzekła NAm ze to 'mokre łaki'" Spodnie miałyśmy mokre do kolan , Nie wspominajac nic o butach ktore były całe w blocie, lecz poszłysmy dalej bo JA zauwazyłaM jakis diwny duzy kamien. podeszłysmy do niego i chciałysmy go podniesc, ale był za ciezki. wiec próbujac dalej przesunełysmy go. ziemia pod nim sie zapadała i była w 'krwi'. jA zaczełaM skakac, po chwili usłyszałysmy echo... niestety nie miałysmy rzadnej łopatki ZEBY KOPAC a ziemia była w 'krwi'. Zobaczyłysmy na nowy zegarek karoliny i okazało sie ze jest pozno i musimy wracac, wiec pomyslałysmy ze jutro wezmiemy łopatke i tu wrócimy. Jak byłysmy juz u mnie pod domem i dopiero wtedy uswiadomiłysmy sobie ze juto est niedziela i nie mozemy isc na pole. Jeszcze do tego okazało sie, ze Karolina musI sie pakowac bo jedzie na zielona szkole.
Gdy nie było Kala nikt nie chdził na pole przez piec dni, a jak wróciła to JA sie rozchorowała i Kala sama sie bałam tam isc. Łacznie nie chodziłysmy tam az dwa tygodnie. Jak juz wychodziłysmy na droge zeby isc na około to przyjechała paulina i wszystkie trzy po długiej przerwie poszłysmyna pole lecz to ku naszemu dziwieniu rosła tam kapustka. Paulina dostała swira na punkcie zielonego i zaczeła to wyrywac. Rwała wszystko po koleji. Ja z karolina stałysmy zboku i sie skrecałysmy ze smiechu. Poźniej poszłysmy po siedziec na drzewie. karolina zaczeła sie drzec i wtedy usłyszałysmy głosy jakiegos dziecka, które powiedziało do kogos "ktos jest na drzewie" wtedy starsza pani mowi do psów " szukajcie". Zachwile pod naszym drzewem znalazły sie trzy psy buldog, haski i biały wielki kundel. Zaczełyśmy panikowac. a wtedy starsza pani powiedziała "ooo... to dziewczynki sie tu bawia a myslałam, zeto chłocy przyszli do mojego wnusia". Wszystkie odetchnełysmy z ulgo, bo i psy uciekły. Paulinie sie przypomniało ze juz musi wracac do domu i powoli wyszłysmy z pola.
Kolejnego dnia poszłysmy do szkoly i sie okazało ze panuje grypa trzytygodniowa. Dyrekcja zaczeła dzwonic do naszych rodzicow zeby po nas przyjechali. Niestety i tak złapałysmy ta grypę...
Po trzytygodniowym odpoczynku wybrałysmy sie na pole i co ujrzałysmy ogrome zielone głowki kapuchy. Na początku nie mogłysmy uwierzyć ze to wszystko tak urosło. Po chwili ja wymyśliłam ze sprubujemy tą kapuste zjesc. Najpierw ja wyrwałysmy potem rzyciłysmy ja przez rowek i w koncu zaczełysmy ja jesc. Była bardzo smaczna...
Wydaje mi sie, iż to jest niezłe. Pisałam to razem z moją koleżanką do szkoły w 6 klasie. Wystraczy zmienić imiona i bedzie dobrze:) Tylko oprocz tego njapierw praca pisana jest z mojego punktu widzenia a potem z mojej koleżanki.
Ewentualnie mogę to poprawić i wysłać dobrą.
Wszystko zaczęło się tak jak zawsze. Rano wstałam do szkoły, potem miałam zajęcia w szkole i oczywiście na końcu przyszłam do domu. W sobotę spotkałam się z koleżankami. Postanowiłyśmy wywoływać duchy. Wszystkie trzy byłyśmy podekscytowane. W końcu coś trzasło i zgasiło się światło. Wszyscy byli przerażeni. Lecz światło za chwilę się włączyło. Więc nie było powodów do strachu. W nocy z soboty na niedzielę wszystkie trzy obudziłyśmy się o godzinie 2:00. Byłyśmy bardzo zaniepokojone. W następną noc przydażyło się to samo. I tak przez 5 nocy. W szkole opowiadałyśmy o tym. Wreszcie stało się coś okropnego z szafy wyłaniał się przeraźliwy błysk. W następną sobotę spotkaliśmy się z powrotem u mojej koleżanki. ona opowiadała że bardzo boi się swojej szafy bo słychać z niej krzyki i widnieją błyski.Lecz my nie słuchałyśmy. Zamknęłyśmy ją w szafie. A jak ją otworzyłyśmy to zobaczyłyśmy Martyne(bo tak miała na imię) poczochraną z czarnymi jak węgielki oczy. Wszystkie byłysmy przerażone......;/