Gdy dziś patrzy się z miasta na pagórki, widać tam tylko piasek, żwir, pojedynczo rosnące drzewa, wyschnięte zagajniki i nieurodzajne ziemie. Dawniej przed wieloma stuleciami, było tu zupełnie inaczej. Zbocza gór porastała winorośl. Ludzie w mieście pielęgnowali ją, zbierali winne grona i pracowali w swoich winnicach. Z soku wytwarzali wino i sprzedawali je. Ze wszystkich stron do Jastrowia przybywali kupcy. Wielkie, ciężkie wozy wjeżdżały na stare ulice, aby przetransportować beczki z winem w kierunku Wisły, a nią do morza. Na Gwdzie, która była dużo szersza niż dzisiaj, ładowano beczki na statki i wywożono je dalej. Kiść winogron znalazła się w herbie miasta. Mieszkańcy byli zamożni. Wzbogacili się, ale stali się skąpi, dumni i wyniośli, gardząc biednymi. Pewnego niedzielnego wieczoru przybył do miasta mężczyzna z kobietą i dzieckiem. Prosił o nocleg dla siebie i swojej rodziny. Zanosiło się na burzę, a jego żona zachorowała w drodze. Daremnie jednak pukał do drzwi. Odprawiony od ostatniego z domów, wzburzony zawołał: „ wspomnicie mnie, gdy wróci straszna burza, ale wtedy będzie już za późno.” Mężczyzna rzucił klątwę i odszedł z chorą żoną i dzieckiem. Ludzi ogarnął strach. Przez pewien czas w mieście dużo mówiono o dziwnych przybyszach. Wielu przepowiadało nadejście złego. Czas jednak mijał. Skończyła się wiosna, przeszło lato, nadeszła jesień, a wraz z nią zbiór winogron. Niektórym wydawało się, że grona wyglądają inaczej niż zwykle, jednak tłoczone z nich wino było dobrej jakości. Przyszła zima. Święta obchodzono zgodnie z tradycją. O obcych zupełnie zapomniano. Wiosną wszyscy pracowali w winnicach. Pewnego wieczoru po pracy, a było to dokładnie rok od pojawienia się obcych w mieście, ludzie stali przed swoimi domami, rozmawiali o mijającym dniu i zbliżających się zbiorach. Nagle zauważono nadchodzącą od zachodu burzę. Najpierw zaczął padać drobny deszcz, który szybko zamienił się w ulewę. Błyskało się i grzmiało, a w dodatku sypnął grad, zupełnie jak w opowieściach o końcu świata. „ to klątwa obcych” – pomyśleli przerażeni ludzie. Z pagórków szerokimi potokami spływała na ulicę miasta wzburzona, żółta od gliny woda. Piwnice domów szybko napełniły się wodą. Dopiero nad ranem burza ucichła. Gdy następnego dnia mieszkańcy udali się na Pagórki, by oszacować straty, winnic już nie było. Połamane krzewy leżały bezładnie porozrzucane. Żyzna, gliniasta ziemia została wymyta ze zboczy. Pozostał tylko żwir i piasek. Drzewa w lasach, które osłaniały miasto od zimnych, zachodnich wiatrów, zostały połamane. Ludzie przypomnieli sobie jak potraktowali wędrowców proszących o schronienie i wiedzieli już, czemu zawdzięczali nieszczęście. Po tej nocy na pagórkach nie wyrosły już żadne winne krzewy. Ludzie zaczęli uprawiać rolę, siać żyto bo tylko ono mogło dać plony na jałowych glebach. Mimo ciężkiej pracy ich byt się pogarszał. Wielu stąd wyjechało, by już nigdy nie powrócić. Kupcy omijali miasto. Nie wywożono już beczek z winem. Miasto podupadło, a ludzie zubożeli. O dawnym bogactwie i winnicach przypomina dziś tylko kiść winogron w herbie miasta.
Legenda głosi że co 2 lata dnia 14.05 w miejscowości Jastrowie krąży duch zamordowanej Sławomiry Zięć czyli byłej wójt tego miasteczka.Podobno osoba która ją zobaczy będzie nawiedzana do kolejnego jej powrotu ,dlatego też ludzie amieszkający tę okolicę wyjeżdżają tego dnia na południe abu ustrzec się od klątwy Pani Zieć.
Gdy dziś patrzy się z miasta na pagórki, widać tam tylko piasek, żwir, pojedynczo rosnące drzewa, wyschnięte zagajniki i nieurodzajne ziemie. Dawniej przed wieloma stuleciami, było tu zupełnie inaczej. Zbocza gór porastała winorośl. Ludzie w mieście pielęgnowali ją, zbierali winne grona i pracowali w swoich winnicach. Z soku wytwarzali wino i sprzedawali je. Ze wszystkich stron do Jastrowia przybywali kupcy. Wielkie, ciężkie wozy wjeżdżały na stare ulice, aby przetransportować beczki z winem w kierunku Wisły, a nią do morza. Na Gwdzie, która była dużo szersza niż dzisiaj, ładowano beczki na statki i wywożono je dalej. Kiść winogron znalazła się w herbie miasta. Mieszkańcy byli zamożni. Wzbogacili się, ale stali się skąpi, dumni i wyniośli, gardząc biednymi.
Pewnego niedzielnego wieczoru przybył do miasta mężczyzna z kobietą i dzieckiem. Prosił o nocleg dla siebie i swojej rodziny. Zanosiło się na burzę, a jego żona zachorowała w drodze. Daremnie jednak pukał do drzwi. Odprawiony od ostatniego z domów, wzburzony zawołał: „ wspomnicie mnie, gdy wróci straszna burza, ale wtedy będzie już za późno.” Mężczyzna rzucił klątwę i odszedł z chorą żoną i dzieckiem. Ludzi ogarnął strach. Przez pewien czas w mieście dużo mówiono o dziwnych przybyszach. Wielu przepowiadało nadejście złego.
Czas jednak mijał. Skończyła się wiosna, przeszło lato, nadeszła jesień, a wraz z nią zbiór winogron. Niektórym wydawało się, że grona wyglądają inaczej niż zwykle, jednak tłoczone z nich wino było dobrej jakości. Przyszła zima. Święta obchodzono zgodnie z tradycją. O obcych zupełnie zapomniano. Wiosną wszyscy pracowali w winnicach. Pewnego wieczoru po pracy, a było to dokładnie rok od pojawienia się obcych w mieście, ludzie stali przed swoimi domami, rozmawiali o mijającym dniu i zbliżających się zbiorach. Nagle zauważono nadchodzącą od zachodu burzę. Najpierw zaczął padać drobny deszcz, który szybko zamienił się w ulewę. Błyskało się i grzmiało, a w dodatku sypnął grad, zupełnie jak w opowieściach o końcu świata. „ to klątwa obcych” – pomyśleli przerażeni ludzie. Z pagórków szerokimi potokami spływała na ulicę miasta wzburzona, żółta od gliny woda. Piwnice domów szybko napełniły się wodą. Dopiero nad ranem burza ucichła.
Gdy następnego dnia mieszkańcy udali się na Pagórki, by oszacować straty, winnic już nie było. Połamane krzewy leżały bezładnie porozrzucane. Żyzna, gliniasta ziemia została wymyta ze zboczy. Pozostał tylko żwir i piasek. Drzewa w lasach, które osłaniały miasto od zimnych, zachodnich wiatrów, zostały połamane. Ludzie przypomnieli sobie jak potraktowali wędrowców proszących o schronienie i wiedzieli już, czemu zawdzięczali nieszczęście.
Po tej nocy na pagórkach nie wyrosły już żadne winne krzewy. Ludzie zaczęli uprawiać rolę, siać żyto bo tylko ono mogło dać plony na jałowych glebach. Mimo ciężkiej pracy ich byt się pogarszał. Wielu stąd wyjechało, by już nigdy nie powrócić. Kupcy omijali miasto. Nie wywożono już beczek z winem. Miasto podupadło, a ludzie zubożeli. O dawnym bogactwie i winnicach przypomina dziś tylko kiść winogron w herbie miasta.
Legenda głosi że co 2 lata dnia 14.05 w miejscowości Jastrowie krąży duch zamordowanej Sławomiry Zięć czyli byłej wójt tego miasteczka.Podobno osoba która ją zobaczy będzie nawiedzana do kolejnego jej powrotu ,dlatego też ludzie amieszkający tę okolicę wyjeżdżają tego dnia na południe abu ustrzec się od klątwy Pani Zieć.
liczę na naj ;)