pae1998
Pierwszy dzień roku” to kolejna medytacja Ojca Pio z cyklu rozważań bożonarodzeniowych. Jej autor, prowadząc sugestywną refleksję na temat przemijania, do której zachęca go pierwszy dzień nowego roku, próbuje przedstawić go jako swoisty rachunek sumienia.
Ojca Pio przeraża myśl o bezpowrotnie utraconej łasce podarowanego przez Boga czasu, a wraz z nią o pozbawieniu się łaski nieba, które jest dla niego oglądaniem Boga, przebywaniem z Maryją i ze świętymi oraz z Aniołem Stróżem i ukochanymi osobami. Zapłatą za źle przeżyty czas jest skazanie się na towarzystwo potępionych i ogromne katusze, które dotkną każdy z ludzkich zmysłów. Tę myśl celnie wyraża gra słów: „Nigdy, nigdy! Zawsze, zawsze!”. Kto marnuje swój czas, nigdy nie doświadczy radości nieba, ale zawsze będzie odczuwał cierpienie piekła. Dlatego, w końcowej części medytacji, Ojciec Pio zachęca do kroczenia drogami miłości i sprawiedliwości, do pełnienia dobrych uczynków i do walki z wrogami duszy. Pierwszy dzień nowego roku ma bowiem być początkiem kolejnego, tym razem zwycięskiego, boju o własne zbawienie...
Medytacja Ojca Pio na pierwszy dzień roku
J.M.J.D.F.K
„O bracia, zaczynajmy od dziś czynić dobro, ponieważ aż dotąd nic nie uczyniliśmy.” Na początku nowego roku te słowa, które seraficki ojciec, św. Franciszek, w swojej pokorze stosował do samego siebie, uczyńmy naszymi.
Rzeczywiście nic nie uczyniliśmy aż po dzień dzisiejszy lub przynajmniej bardzo niewiele; czyż lata nie przeminęły jak wschody i zachody słońca bez pytania samych siebie, jak je wykorzystaliśmy; czyż w naszym postępowaniu nic nie było do naprawienia, do dodania, do usunięcia.
Żyliśmy niefrasobliwie, jak gdyby pewnego dnia Odwieczny Sędzia nie musiał wezwać nas do siebie i prosić o zdanie rachunku z naszego postępowania, z tego, jak wykorzystaliśmy nasz czas. A jednak z każdej minuty będziemy musieli zdać najszczegółowszy rachunek; z każdego poruszenia łaską, z każdego świętego natchnienia, z każdej okazji, jaka się nadarzyła, by pełnić dobro.
Najlżejsze przekroczenie świętego prawa Bożego będzie wzięte pod uwagę. O my, biedni! Nie będzie więc sposobności, by przestraszonym i przerażonym sprawiedliwym sądem Bożym powtórzyć: „O góry przewróćcie się; o ziemie otwórzcie się i pochłońcie mnie, ponieważ drżę w obecności Najwyższego”.
I jeśli potem Bóg musiałby ogłosić taki wyrok: „Pójdź, sługo niewierny w ogień wieczny”, to będzie on [wyrok] dla nas nieodwołalny na wieki lub jeszcze gorzej, będzie to początek niekończącego się okresu okrutnych mąk i niepojętych udręk.
Wówczas chcielibyśmy przywołać wstecz choćby jedną minutę z przeszłości, żeby móc ją naprawić, odpokutować, i stalibyśmy się szczęśliwi przez wszystkie wieki w tym straszliwym więzieniu, byleby na koniec dane nam było powrócić na ziemię i zrobić lepszy użytek z [naszego] czasu.
A jednak tylko jeden raz wybije nasza godzina, ustaną uderzenia serca i wszystko dla nas się skończy – zarówno czas zasług, jak i popełniania win. Spotka nas bowiem taka sama śmierć, staniemy przed Chrystusem Sędzią. Nasze błagalne wołania, nasze łzy, nasze pełne żalu westchnienia, które jeszcze tu na ziemi pozyskałyby serce Boga i mogłyby uczynić z nas – za pomocą sakramentów – świętych grzeszników, dziś nie mają żadnej wartości, czas miłosierdzia przeminął, teraz rozpoczyna się czas sprawiedliwości.
Tylko jedno słowo lub, lepiej, dwa streszczą całe nasze odwieczne jutro: „Nigdy, nigdy! Zawsze, zawsze!...”. Nigdy, nigdy więcej nie będziesz mógł cieszyć się słodką wizją Boga; nigdy więcej nie będziesz miał za swoich przyjaciół Najświętszej Dziewicy Maryi i wszystkich świętych; nigdy więcej obok ciebie [nie będzie] Anioła Stróża, na którego nieustanne i pełne miłości nawoływania w życiu byłeś głuchy i oporny; nigdy więcej nie dołączysz do grona drogich ci osób, które kochałeś na ziemi i z którymi nie miałeś siły realizować świętości życia; nigdy więcej nie będzie ci udzielona łaska ujrzenia olśniewającej chwały Jezusa, wychodzącego ci naprzeciw i objawiającego jaśniejące rany swoich świętych stóp i dłoni i swojego uwielbionego boku, z którego wypłynęła cała Boska krew dla twego odkupienia.
Ale ty ją podeptałeś, bo, gdy wszystko było w twoich rękach, mogłeś z niej skorzystać dla siebie i dla wielu grzeszników tobie podobnych. Teraz prosisz i błagasz o jedną tylko kropelkę, lecz ani dziś, ani kiedykolwiek nie będzie ci ona dana. Na zawsze pozostaniesz w towarzystwie potępionych, wszystkie twoje zmysły będą dręczone w stopniu nieograniczonym, strach napełni twoje oko z powodu pełnych grozy widzeń, a twoje uszy – ze względu na niepojęte i potworne bluźnierstwa. A twoja dusza, która nie może oglądać i cieszyć się Bogiem – swym nieskończonym dobrem – w rozpaczy i bólu będzie przeklinać samą siebie i Jego; i to zawsze, zawsze!...
O Boże mej duszy, jak smutny czeka mnie los, jeśli nie zdecyduję się na zmianę życia, by uczynić skarbem czas, którego mi udziela Twoja dobroć!
Któż posiada czas, skoro on nie stoi w miejscu? Nie odkładajmy do jutra tego, co możemy zrobić dzisiaj. Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Któż bowiem może nas zapewnić, że jutro będziemy żyli? Posłuchajmy głosu naszego sumienia, głosu królewskiego proroka: „Jeśli dziś usłyszycie głos Pana, nie chciejcie zatykać uszu waszych”.
Powstańmy i gromadźmy skarby, ponieważ tylko chwila, która ucieka, jest w naszym posiadaniu. Nie żyjmy z minuty na minutę.
Dzięki łasce Bożej stanęliśmy u progu nowego roku. Ten rok, o którym tylko Bóg wie, czy ujrzymy jego koniec, musi być wykorzystany na naprawienie przeszłości i zaplanowanie przyszłości. A w ślad za dobrymi postanowieniami niech idą święte czyny.
Ach tak! Czyńmy to, co potem zapewni nam dozgonne błogosławieństwo; radujmy się najsłodszym sercem Jezusa, a będziemy bodźcem dla dobra naszych braci, którzy, pobudzani przez nasze działanie, również będą kroczyć po drogach sprawiedliwości i miłości. Z pełnym przekonaniem mówmy prawdę: Dusza moja dzisiaj zaczyna czynić dobro, ponieważ aż dotąd nic nie uczyniła. Czyńmy tak, gdyż poruszamy się w obecności Boga. Bóg mnie widzi – często sobie powtarzajmy – i w działaniu, które dostrzega, również mnie osądza. Czyńmy tak, żeby On nie widział w nas nic innego jak tylko samo dobro.
Zabezpieczmy się przed światem i popędami, które jak krwiożercze dzikie bestie będą czyhać na nasze dobro wieczne, i pośród słabości nie traćmy zaufania w Bożą pomoc. Ten Bóg, którego zamierzaliśmy zobaczyć i zatrzymać wyrytego w pamięci, jest zawsze gotów przyjść nam z pomocą. On, zawsze wierny swym obietnicom, widząc nas mężnie walczących, pośle swoich aniołów, by wesprzeć nas w próbie.
Nie zachowa palmy zwycięstwa ten, kto nie walczy odważnie aż do końca. Rozpocznij zatem ten rok naszego świętego bojowania. Bóg nas wspomoże i ukoronuje wiecznym zwycięstwem. Deo gratias.
Ojca Pio przeraża myśl o bezpowrotnie utraconej łasce podarowanego przez Boga czasu, a wraz z nią o pozbawieniu się łaski nieba, które jest dla niego oglądaniem Boga, przebywaniem z Maryją i ze świętymi oraz z Aniołem Stróżem i ukochanymi osobami. Zapłatą za źle przeżyty czas jest skazanie się na towarzystwo potępionych i ogromne katusze, które dotkną każdy z ludzkich zmysłów. Tę myśl celnie wyraża gra słów: „Nigdy, nigdy! Zawsze, zawsze!”. Kto marnuje swój czas, nigdy nie doświadczy radości nieba, ale zawsze będzie odczuwał cierpienie piekła. Dlatego, w końcowej części medytacji, Ojciec Pio zachęca do kroczenia drogami miłości i sprawiedliwości, do pełnienia dobrych uczynków i do walki z wrogami duszy. Pierwszy dzień nowego roku ma bowiem być początkiem kolejnego, tym razem zwycięskiego, boju o własne zbawienie...
Medytacja Ojca Pio na pierwszy dzień roku
J.M.J.D.F.K
„O bracia, zaczynajmy od dziś czynić dobro, ponieważ aż dotąd nic nie uczyniliśmy.” Na początku nowego roku te słowa, które seraficki ojciec, św. Franciszek, w swojej pokorze stosował do samego siebie, uczyńmy naszymi.
Rzeczywiście nic nie uczyniliśmy aż po dzień dzisiejszy lub przynajmniej bardzo niewiele; czyż lata nie przeminęły jak wschody i zachody słońca bez pytania samych siebie, jak je wykorzystaliśmy; czyż w naszym postępowaniu nic nie było do naprawienia, do dodania, do usunięcia.
Żyliśmy niefrasobliwie, jak gdyby pewnego dnia Odwieczny Sędzia nie musiał wezwać nas do siebie i prosić o zdanie rachunku z naszego postępowania, z tego, jak wykorzystaliśmy nasz czas. A jednak z każdej minuty będziemy musieli zdać najszczegółowszy rachunek; z każdego poruszenia łaską, z każdego świętego natchnienia, z każdej okazji, jaka się nadarzyła, by pełnić dobro.
Najlżejsze przekroczenie świętego prawa Bożego będzie wzięte pod uwagę. O my, biedni! Nie będzie więc sposobności, by przestraszonym i przerażonym sprawiedliwym sądem Bożym powtórzyć: „O góry przewróćcie się; o ziemie otwórzcie się i pochłońcie mnie, ponieważ drżę w obecności Najwyższego”.
I jeśli potem Bóg musiałby ogłosić taki wyrok: „Pójdź, sługo niewierny w ogień wieczny”, to będzie on [wyrok] dla nas nieodwołalny na wieki lub jeszcze gorzej, będzie to początek niekończącego się okresu okrutnych mąk i niepojętych udręk.
Wówczas chcielibyśmy przywołać wstecz choćby jedną minutę z przeszłości, żeby móc ją naprawić, odpokutować, i stalibyśmy się szczęśliwi przez wszystkie wieki w tym straszliwym więzieniu, byleby na koniec dane nam było powrócić na ziemię i zrobić lepszy użytek z [naszego] czasu.
A jednak tylko jeden raz wybije nasza godzina, ustaną uderzenia serca i wszystko dla nas się skończy – zarówno czas zasług, jak i popełniania win. Spotka nas bowiem taka sama śmierć, staniemy przed Chrystusem Sędzią. Nasze błagalne wołania, nasze łzy, nasze pełne żalu westchnienia, które jeszcze tu na ziemi pozyskałyby serce Boga i mogłyby uczynić z nas – za pomocą sakramentów – świętych grzeszników, dziś nie mają żadnej wartości, czas miłosierdzia przeminął, teraz rozpoczyna się czas sprawiedliwości.
Tylko jedno słowo lub, lepiej, dwa streszczą całe nasze odwieczne jutro: „Nigdy, nigdy! Zawsze, zawsze!...”. Nigdy, nigdy więcej nie będziesz mógł cieszyć się słodką wizją Boga; nigdy więcej nie będziesz miał za swoich przyjaciół Najświętszej Dziewicy Maryi i wszystkich świętych; nigdy więcej obok ciebie [nie będzie] Anioła Stróża, na którego nieustanne i pełne miłości nawoływania w życiu byłeś głuchy i oporny; nigdy więcej nie dołączysz do grona drogich ci osób, które kochałeś na ziemi i z którymi nie miałeś siły realizować świętości życia; nigdy więcej nie będzie ci udzielona łaska ujrzenia olśniewającej chwały Jezusa, wychodzącego ci naprzeciw i objawiającego jaśniejące rany swoich świętych stóp i dłoni i swojego uwielbionego boku, z którego wypłynęła cała Boska krew dla twego odkupienia.
Ale ty ją podeptałeś, bo, gdy wszystko było w twoich rękach, mogłeś z niej skorzystać dla siebie i dla wielu grzeszników tobie podobnych. Teraz prosisz i błagasz o jedną tylko kropelkę, lecz ani dziś, ani kiedykolwiek nie będzie ci ona dana. Na zawsze pozostaniesz w towarzystwie potępionych, wszystkie twoje zmysły będą dręczone w stopniu nieograniczonym, strach napełni twoje oko z powodu pełnych grozy widzeń, a twoje uszy – ze względu na niepojęte i potworne bluźnierstwa. A twoja dusza, która nie może oglądać i cieszyć się Bogiem – swym nieskończonym dobrem – w rozpaczy i bólu będzie przeklinać samą siebie i Jego; i to zawsze, zawsze!...
O Boże mej duszy, jak smutny czeka mnie los, jeśli nie zdecyduję się na zmianę życia, by uczynić skarbem czas, którego mi udziela Twoja dobroć!
Któż posiada czas, skoro on nie stoi w miejscu? Nie odkładajmy do jutra tego, co możemy zrobić dzisiaj. Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Któż bowiem może nas zapewnić, że jutro będziemy żyli? Posłuchajmy głosu naszego sumienia, głosu królewskiego proroka: „Jeśli dziś usłyszycie głos Pana, nie chciejcie zatykać uszu waszych”.
Powstańmy i gromadźmy skarby, ponieważ tylko chwila, która ucieka, jest w naszym posiadaniu. Nie żyjmy z minuty na minutę.
Dzięki łasce Bożej stanęliśmy u progu nowego roku. Ten rok, o którym tylko Bóg wie, czy ujrzymy jego koniec, musi być wykorzystany na naprawienie przeszłości i zaplanowanie przyszłości. A w ślad za dobrymi postanowieniami niech idą święte czyny.
Ach tak! Czyńmy to, co potem zapewni nam dozgonne błogosławieństwo; radujmy się najsłodszym sercem Jezusa, a będziemy bodźcem dla dobra naszych braci, którzy, pobudzani przez nasze działanie, również będą kroczyć po drogach sprawiedliwości i miłości. Z pełnym przekonaniem mówmy prawdę: Dusza moja dzisiaj zaczyna czynić dobro, ponieważ aż dotąd nic nie uczyniła. Czyńmy tak, gdyż poruszamy się w obecności Boga. Bóg mnie widzi – często sobie powtarzajmy – i w działaniu, które dostrzega, również mnie osądza. Czyńmy tak, żeby On nie widział w nas nic innego jak tylko samo dobro.
Zabezpieczmy się przed światem i popędami, które jak krwiożercze dzikie bestie będą czyhać na nasze dobro wieczne, i pośród słabości nie traćmy zaufania w Bożą pomoc. Ten Bóg, którego zamierzaliśmy zobaczyć i zatrzymać wyrytego w pamięci, jest zawsze gotów przyjść nam z pomocą. On, zawsze wierny swym obietnicom, widząc nas mężnie walczących, pośle swoich aniołów, by wesprzeć nas w próbie.
Nie zachowa palmy zwycięstwa ten, kto nie walczy odważnie aż do końca. Rozpocznij zatem ten rok naszego świętego bojowania. Bóg nas wspomoże i ukoronuje wiecznym zwycięstwem. Deo gratias.